Kulą w płot

·

Kulą w płot

·

Niedawno podczas obchodów 30. rocznicy robotniczego, antykomunistycznego buntu roku 1976, zorganizowanych w Ursusie, jeden z mówców nazwał dawnych twórców Komitetu Obrony Robotników „garbatonosymi szczurami, które wypełzły na styropian i twierdzą, że to oni są twórcami Solidarności”. Po tej antysemickiej aluzji dodał jeszcze, że robotniczy zryw zawłaszczyli „syjoniści”, którzy dorwali się do władzy i zepchnęli szerokie rzesze społeczeństwa w otchłań nędzy.

Takie brednie słyszę często. Docierają do mnie w postaci odezw i apeli „prawdziwych Polaków”. Natrafiam na nie podczas przeglądania „patriotycznych” stron internetowych. Ich wymowa jest zawsze podobna: dobry, zdrowy zryw super-polskiej „Solidarności” zepsuli, zdradzili i wykoleili źli Żydzi. Ci Żydzi, którzy rzekomo czyhali na polskie dokonania, to – według głosicieli takowych teorii – mniej więcej środowisko dzisiejszej „Gazety Wyborczej”.

Szczytem takiego „patriotycznego” absurdu był list, jaki otrzymałem, gdy rok temu organizowaliśmy niezależne obchody 25. rocznicy powstania „Solidarności”. Jego autor proponował, byśmy obchody „uświetnili” wystawieniem dramatu „Zmartwychwstanie” autorstwa Lusi Ogińskiej, w reżyserii Bohdana Poręby. Nie znam owego dramatu, więc o samym „Zmartwychwstaniu” nie powiem nic – ani złego, ani dobrego. Jednak autor listu proponował ni mniej ni więcej, aby rocznicę powstania antykomunistycznej „Solidarności” uczcić reżyserskim dziełem byłego lidera i twórcy antysemickiego stowarzyszenia „Grunwald”. Tego samego „Grunwaldu”, który w swych działaniach popierał „narodową” frakcję partii komunistycznej, a „Solidarność” zwalczał zajadle od samego początku. Równie dobrze można by na uczczenie obchodów rocznicy powstania Armii Krajowej zaprosić jakiegoś gruppenführera SS.

Nie jestem w stanie powiedzieć dobrego słowa o „Gazecie Wyborczej” czy o tej części dawnego KOR-u i „Solidarności”, która później utworzyła Unię Wolności i jej przeróżne polityczne, gospodarcze i kulturalne odnogi. To oni promowali skrajnie neoliberalny model gospodarczy, którego skutkiem jest upadek wielu gałęzi przemysłu i bezrobocie setek tysięcy osób, pozbawionych wraz z rodzinami środków do życia. To im zawdzięczamy tak szkodliwą strukturę własności banków, mediów czy sektora energetycznego, jakiej nie spotkamy w żadnym innym normalnym państwie. To oni przekonywali nas, że patologie wolnego rynku są nieuniknione i dotykają wyłącznie nieudaczników i półanalfabetów. To ludzie tego środowiska odpowiadają za kastowy system kooptacji członków polskiej elity politycznej, gospodarczej i kulturalnej, na szczęście od niedawna ulegający pewnej destabilizacji. To środowisko zrobiło po roku 1989 najwięcej dla zeszmacenia ideałów Sierpnia, choć to właśnie oni powinni bronić ich najmocniej. To oni wreszcie są przykładem wyjątkowch w skali cywilizowanego świata pogardy i arogancji okazywanych reszcie społeczeństwa, która „nie dorosła” do światłych standardów salonowych mędrków.

Nie chcę tu powiedzieć, że wszelkie nieszczęścia trapiące Polskę są efektem działań diabolicznych „michnikowców”. Ale skala problemów wynikających bezpośrednio z decyzji i poczynań tego środowiska jest ogromna. I jest to kwestia nie tyle już nawet czyjejś moralnej zdrady, dorwania się do władzy czy forsy. To przede wszystkim problem wielu ludzkich tragedii, przegranych losów, zablokowania możliwości normalnego życia na kilka pokoleń do przodu itp.

Jednak to wszystko nie jest pochodną tego, że ktokolwiek z owego środowiska jest Żydem (faktycznie lub wedle czyichś urojeń) czy „syjonistą”. Ocenianie ludzi przez pryzmat ich prawdziwego lub domniemanego pochodzenia jest obrzydliwe moralnie. Nikt z nas nie wybiera, kim się urodzi, nie ma też na świecie żadnej nacji, która byłaby „genetycznie” gorsza od innych. Taka argumentacja jest w dodatku wyjątkowo karygodna w tym konkretnym miejscu na ziemi, w którym kilkadziesiąt lat temu z przyczyn rasistowskich zamordowano miliony osób – nie tylko Żydów, ale także Polaków, bo i naszych przodków „nadludzie” uznali za gorszych i bardziej podatnych na różne szkodliwe ciągotki.

Wielokrotnie występowałem publicznie przeciwko nadużywaniu oskarżeń o antysemityzm i ciągotki faszystowskie. Mówiłem i pisałem, że to swoista wunderwaffe różnych cwaniaków, którzy chcą odwrócić uwagę od własnych niecnych postępków oraz załatwić przeciwnika w sposób najprostszy, a przy tym wyjątkowo chamski. Nie był to w Polsce problem urojony – media establishmentu w niemal jednym rzędzie stawiały najbardziej paranoicznych tropicieli spisków żydowskich oraz osoby, które były zupełnie wolne od takich obsesji, lecz nie godziły się na liberalny dyktat ideowy (wystarczy wspomnieć w tym miejscu Jarosława Marka Rymkiewicza, Cezarego Michalskiego czy Ryszarda Legutkę). Do dziś uważam, że oskarżenie adwersarza o faszyzm to w większości przypadków próba ucieczki przed rzetelną odpowiedzią na jego argumenty. Sam problem faszyzmu ma charakter marginalny i rozdmuchiwany jest dla celów czysto politycznych, o osobistych karierach i porachunkach tzw. antyfaszystów nie wspominając. Zresztą na własne oczy widziałem, że wiele metod z arsenału faszystów (jak cenzura, sądy kapturowe, odpowiedzialność zbiorowa, kampanie oszczerstw i pomówień) stosują środowiska, które tolerancją i wolnością wycierają sobie usta na każdym kroku.

Przeciwny jestem także jakimkolwiek tabu w relacjach polsko-żydowskich, i to „w obie strony”. Czy będzie to sprawa domniemanego udziału Polaków w zbrodniach popełnianych na Żydach podczas okupacji i po jej zakończeniu – nie mam aż tak idealistycznego obrazu naszego kraju, by z góry zakładać, że na pewno nie znalazły się tu żadne męty i łotry, zwłaszcza w czasach wojennego i powojennego rozprężenia moralnego. Czy będzie to kwestia zwrotu mienia pożydowskiego – po 60 latach, w sytuacji, gdy większość dawnych właścicieli nie żyje, a ich potomkowie nie mieszkają już tutaj, w dodatku w kraju tak biednym. Czy będą to wciąż dość rozpowszechnione wśród prostego ludu najbardziej paranoiczne stereotypy o Żydach – zetknąłem się z nimi zbyt wiele razy, by udawać, że wszystko jest OK. Czy będzie to dorabianie Polakom gęby krwiożerczych antysemitów lub wręcz sojuszników nazistów, pomijając wielowiekową tradycję tolerancji na naszych ziemiach oraz wielką skalę pomocy Żydom podczas wojny. I tak dalej – o tym wszystkim powinno się swobodnie dyskutować, bez wiszącej nad interlokutorami groźby oskarżeń o antysemityzm lub „zdradę narodową”. Ani Żydzi nie powinni być traktowani jak święte krowy, ani Polacy nie powinni być uznawani za nosicieli samych cnót.

Nie zmienia to jednak faktu, że argumenty faktycznie antysemickie zasługują na jednoznaczne potępienie. Kanalie są wśród Polaków, kanalie są wśród Żydów, kanalie są wśród Rosjan, Amerykanów czy Szwajcarów – w podobnych proporcjach, w podobnej skali szkodliwości. Ewidentne zło, będące efektem poczynań ekipy Michnika nie ma podłoża „semickiego” czy „syjonistycznego”. Nawet jeśli zostawimy na boku powyższe argumenty natury moralnej, wywody o „garbatonosych szczurach” (do złudzenia przypominające propagandę hitlerowską) nie mają żadnego sensu logicznego. Pochodzenie redaktora „Gazety Wyborczej” jest powszechnie znane, on sam wielokrotnie mówił o swoich żydowskich korzeniach. I co z tego wynika, skoro równie „podejrzany” biogram ma Ludwik Dorn, jedna z czołowych postaci opozycji anty-michnikowskiej, która patologie naszej rzeczywistości potępiała już wtedy, gdy większość obecnych „prawdziwków” w swym kretynizmie głosowała bez najmniejszej refleksji na Mazowieckiego lub Wałęsę z Wachowskim. Jaki sens mają wywody o konflikcie „syjonistów” z „prawdziwymi Polakami”, skoro „genetycznej polskości” nie można odmówić takim czołowym postaciom obozu Michnika, jak Balcerowicz czy Kuroń?

Na tym właśnie polega problem. Ludzie, którzy pracowicie tropią spiski żydowskie, grzebią w życiorysach do siódmego pokolenia wstecz, tłumaczą świat za pomocą rasowo-genetycznych formułek, tak naprawdę wyrządzają krzywdę przede wszystkim samym sobie. Bo nie rozumieją zupełnie nic. Może się oczywiście zdarzyć jakiś spisek autorstwa przedstawicieli dowolnej nacji. Jeśli jednak ktoś uważa, że problemy zachodzące w skali Polski – o świecie nie wspominając – tłumaczyć można przez pryzmat czyjegoś pochodzenia (zresztą „żydowskość” to termin, który niczego nie tłumaczy, bo między ortodoksyjnie religijnym Żydem-judaistą a „genetycznym” Żydem zeświecczonym istnieje ogromna przepaść), ten przypomina człowieka, który chciałby przepłynąć ocean w łupinie od orzecha.

Nic dziwnego, że idolem takich środowisk stają się „myśliciele” pokroju Stanisława Michalkiewicza, którego teksty roją się od „antysyjonistycznych” aluzji. Michalkiewicz przeciwko ekipie Michnika wyciąga „argumenty” spod znaku pochodzenia dziadków czy ojców jej członków, a jednocześnie jest jednym z liderów Unii Polityki Realnej, której propozycje gospodarcze są o wiele gorsze niż najbardziej szkodliwe pomysły Balcerowicza. Ale przecież pan Stanisław tak dużo i barwnie pisze o „starozakonnych” i „Sanhedrynie”, że jego „antysyjonistyczni” wielbiciele, zaczadzeni tego rodzaju „mądrościami”, gotowi są poprzeć swego ulubieńca nawet wtedy, gdy chciałby im założyć na szyję sznur. Być może na czysto polskim, prawdziwe narodowym sznurze niektórym dynda się przyjemnie…

Myślenie w kategoriach interesu zbiorowego nie jest ani anachronizmem, ani jakimś Ciemnogrodem. Staje się nimi dopiero wtedy, gdy zamiast oceny zasług lub błędów konkretnych ludzi czy środowisk zaczyna przybierać formę prostackich teorii rasowych i wyznaniowych. Odmawiam udziału w takiej grze. Odmawiam jako człowiek z kraju chrześcijańskiego, czyli kultury, która opiera się m.in. na stwierdzeniu „nie masz Żyda ani Greka”, lecz konkretnych ludzi z ich wadami i pomyłkami, z osobistą odpowiedzialność za życiowe decyzje. Odmawiam jako Polak, bo znam zbyt wiele „czystych etnicznie” kanalii i zbyt wielu porządnych ludzi „obcego pochodzenia”.

Odmawiam więc udziału w nagonce na Michnika jako Żyda czy „syjonistę”. On i jego środowisko zasługują na surowe rozliczenie z tego, co zrobili. Ale jeśli takim rozliczeniami zajmują się antysemici, a ich „argumenty” dotyczą pochodzenia etnicznego – staję w obronie ludzi, których nie cierpię i przez których miałem wątpliwą przyjemność być atakowanym.

Dział
Nasze opinie
komentarzy
Przeczytaj poprzednie