Skąd się biorą patrioci?

·

Skąd się biorą patrioci?

·

Wiele się ostatnio mówi o patriotyzmie. A skąd się biorą patrioci?

Powie ktoś, słusznie, że patriotyzm to dziedzictwo wyniesione z rodzinnego domu. Ale co z życiem społecznym, co z rolą państwa? Bądź co bądź rodzina to nie byt samoistny, a młode pokolenia czerpią wiedzę o świecie także ze środowisk rówieśniczych oraz z szeroko pojętych mass mediów. Ich światopogląd kształtuje infotainment, kolorowa prasa młodzieżowa, Internet i zasłyszane od dorosłych opinie (które i ci często gdzieś zasłyszeli, bo na czytanie rzeczy poważniejszych niż brukowce często nie mają chęci, siły, pieniędzy lub zdolności).

Można zapytać o rolę szkoły. Cóż, tu zdaje się mamy do czynienia z coraz bardziej sztampową edukacją, opartą na testach. Przeludnione w większości szkoły (dzięki decyzjom władz, które nieodmiennie od lat na nich oszczędzają, podobnie jak na kulturze, nauce czy zdrowiu, walcząc dzielnie z przerostami „socjalizmu”), nauczyciele poddani biurokratycznym procedurom, program okrajany z „kulturalnych nadwyżek”: ogół przygotowywany do roli Orwellowskich proli. Nie mówię oczywiście o szkołach elitarnych, dla dzieci wysoko postawionych i dobrze sytuowanych. Mówię o polskiej średniej, ze świadomością, że to właśnie owi „średniacy” stanowią społeczną większość i że to oni są owym – tak ukochanym przez wielu – narodem. Przynajmniej werbalnie ukochanym…

Stanisław Stabro, poeta Nowej Fali, zapisał przed laty w jednym z wierszy, że „państwo, które potrzebuje fabryk, nie potrzebuje poetów”. Odnoszę wrażenie, że państwo, które potrzebuje sieci hipermarketów i chętnie uczestniczy w kolejnych „wojnach o pokój” (i nie skąpi na nie pieniędzy), nie potrzebuje wykształconego społeczeństwa. W gruncie rzeczy jest ono problemem: tak dla polityków, jak dla menadżerów. Łatwiej rządzi się durniami, łatwiej oferuje gorsze warunki pracy półdarmowej, bo niewykształconej, mało świadomej siebie „sile roboczej”. Ludzie bez szerszej wizji świata chętniej też oglądają najgłupsze z możliwych programów rozrywkowych, lekkich, łatwych i przyjemnych. Skutki tego są różne, nie tylko polityczne. Przede wszystkim – obywatelskie, czy ściślej anty-obywatelskie. „Dobro wspólne” nie istnieje w przestrzeni zawłaszczonej przez głupotę, bo głupota nawet jeśli „myśli” , to raczej stadnie, niż wspólnotowo. A różnica między stadem a wspólnotą jest taka, jak między owczym pędem ku przepaści, a budowaniem mostów (między ludźmi).

Teoretycznie co pięć lat można by urządzać jakąś żałobę narodową, jest to jednak – proszę wybaczyć cynizm – impreza dość kosztowna i w końcu mogłoby zabraknąć żertwy. Co w zamian? Inwestycje w edukację? W kulturę? Na poziomie prowincji oczywiście, nie jedynie stolicy i kilku większych miast, gdzie dostęp do „wyższej kultury” jest odpowiednio łatwiejszy. Ale cóż, nie tylko Andrzej Bursa, sądząc z otaczających realiów, ma „w dupie małe miasteczka”.

Oczywiście, trzeba chcieć. I trzeba umieć. Instytucje państwowe mają tu raczej pomóc, a przynajmniej nie przeszkadzać, jeśli faktycznie na pomoc ich nie stać. I są tacy, którzy chcą, a których przykłady wielokrotnie opisywaliśmy w „Obywatelu”. Ot, choćby „Ludzie Juranda”. Wspomnę też ludzi z mojej rodzinnej, niewielkiej, raczej ubogiej popegeerowskiej miejscowości, którzy własnym sumptem stawiają ludowy dom kultury. Dlaczego? Kiedyś mieli szkołę, później zostali z niczym. Ale widać w ich myśleniu o miejscu, w którym żyją, była jakaś troska, poczucie więzi, odpowiedzialności i w końcu dumy. Najpierw postawili kaplicę, teraz budują ów dom kultury. Pokolenie ludzi, które chodziło z moją Matką na piesze rajdy do Turwi, dawnej siedziby rodu Chłapowskich. Ale budują też starsi. I młodsi, choć tych coraz mniej.

Patriotyzm nie istnieje poza świadomym życiem obywatelskim i kulturalnym. Udział w życiu publicznym, czy tzw. wielkiej polityce powinny być jego konsekwencją. Biada, jeśli do polityki trafiają ludzie wykorzenieni, albo bez poczucia dobra wspólnego. Skąd się biorą patrioci? Świadomi obywatele? Czy po prostu ludzie, którzy widzą dalej niż kawałek swojego, choćby partyjnego, nosa? Co powiedzieć więcej, niż Staszic: „Takie będą Rzeczpospolite, jakie młodzieży chowanie”. Ale cóż, czy dzisiejsze szkolnictwo czy polityka państwa są zdolne sprostać powyższemu aksjomatowi?

Dział
Nasze opinie
komentarzy
Przeczytaj poprzednie