Archipelag Indesit

·

Archipelag Indesit

·

Wymiar sprawiedliwości przykłada różne miary do zabijających dla zysku.

Ktoś zabija dla pieniędzy. Przed sądem wykazuje skruchę, zarzeka się, że nie chciał odebrać życia. Dowody wskazują, że oskarżony rzeczywiście liczył się jedynie z pomniejszymi obrażeniami u swojej ofiary. Sąd wydaje wyrok skazujący: dwa i pół roku więzienia, w zawieszeniu na pięć lat – za czyjąś śmierć. Czy tak powinna wyglądać sprawiedliwość?

Załóżmy, że sprawcą jest kieszonkowiec ze złej dzielnicy. Usiłował wyciągnąć portfel z kieszeni „klienta”. Ten się zorientował, doszło do szamotaniny, ofiara niefortunnie upadła. Po wyroku w zawieszeniu moglibyśmy się spodziewać społecznego oburzenia. A jeśli człowiek zostanie zabity przy użyciu maszyny, którą obsługuje – na skutek niesprawnego systemu zabezpieczeń? System nie działał, bo był rozłączony, a sytuacja została wymuszona przez szefów fabryki, którym zależało na jak najszybszej produkcji.

W obu przypadkach zysk jest motywacją do łamania prawa, w obu doszło do śmierci człowieka. Złodziej nigdy wcześniej nikogo nawet nie pobił, tymczasem w fabryce już wcześniej dochodziło do groźnych wypadków.

W czwartek ogłoszono wyrok w sprawie śmierci Tomasza Jochana, młodego robotnika z łódzkiej fabryki koncernu Indesit (o tym wypadku obszernie pisałem w „Obywatelu” 6/2006 (32)). Po pięciu latach dochodzenia i sprawy sądowej, dyrektorzy i kierownicy usłyszeli wyroki od roku do dwóch i pół roku więzienia w zawieszeniu. W uzasadnieniu stwierdzono, że śmiertelny wypadek był efektem zaniedbań w dziedzinie bezpieczeństwa i higieny pracy. Sędzia podkreśliła, że młodzi oskarżeni ponieśli już wystarczającą karę w postaci zasiadania na ławie oskarżonych. Wyraziła też przekonanie, że więcej nie dopuszczą się podobnych czynów.

Odpuszczenie win jest piękne i szlachetne, resocjalizacja działa lepiej niż więzienie. Po drodze powinien się jednak pojawić rzeczywisty żal za zbrodnię i podjęcie próby naprawy wyrządzonego zła. Tymczasem po śmierci Tomka jeszcze długo w fabryce wszystko działało tak, jak wcześniej. Zabezpieczenia były odłączone, a pracowników zmuszano do przebywania w miejscach, gdzie groziła im utrata życia. Drogi przeciwpożarowe zastawione wyprodukowanym sprzętem. Dla lepszej precyzji, kobiety zmuszano do pracy bez rękawiczek, przez co ostre elementy kaleczyły im dłonie.

Sytuacja uległa zmianie dopiero wówczas, gdy stało się jasne, że winni staną przed sądem. Zapewne w tym momencie pojawiły się również „wyrzuty sumienia”. Czy rzezimieszek wykazujący prawdziwą skruchę za nieumyślną zbrodnię mógłby liczyć na podobnie łagodne potraktowanie przez sąd?

Konrad Malec

Dział
Nasze opinie
komentarzy
Przeczytaj poprzednie