Nowy Obywatel nr 4/2011 - okładka

Polska satelicka

·

Polska satelicka

Jerzy Wawrowski ·

Satelickość jako stan i postawę zwykło się u nas wiązać z okresem sowieckiego panowania. Niekiedy zauważa się, że miała ona miejsce już w czasach zaborów, gdy nadzieje na dalszy byt narodowy wiązano bądź z jednym z mocarstw zaborczych, wobec którego zajmowalibyśmy pozycję satelity, bądź, jak to było np. w epoce napoleońskiej, z mocarstwem pozostającym z nimi w konflikcie, wobec którego zajmowalibyśmy analogiczną pozycję. Jednak satelickość ma sens nie tylko polityczny. Właściwe jej wzory myślenia i zachowań kształtowały się w Polsce na długo przed utratą niepodległości.

Należy je wiązać z uwarunkowaniami gospodarczymi i społecznymi, stanowiącymi konsekwencję odmiennej od zachodniej drogi rozwoju, na którą wkroczyliśmy na przełomie XV i XVI w. Od tego czasu w niektórych krajach kształtują się kapitalistyczne formy produkcji i odpowiadające im stosunki społeczne, w innych proces ten przebiega wolniej lub ulega zahamowaniom. To zróżnicowanie doprowadziło do wyodrębnienia się obszarów charakteryzujących się suwerennym wzrostem gospodarczym oraz takich, które cechował wzrost satelicki. Rezultatem tego ostatniego było wytworzenie się stosunków zależności.
Centra i peryferie

Z perspektywy procesów akumulacji, co jest równoznaczne z możliwościami inwestycji, XVII-wieczną Europę można podzielić pod względem tempa wzrostu gospodarczego na trzy grupy krajów.

Do pierwszej należą Anglia i Niderlandy, gdzie najszybciej przebiegał rozkład stosunków feudalnych i kształtowanie się kapitalizmu. Anglia, nie wyróżniająca się jeszcze w XVI w. niczym szczególnym, już w wieku XVIII była potęgą gospodarczą o silnym przemyśle i najbardziej rozwiniętym handlu w Europie. Dominowały produkcja sukiennicza i metalurgiczna. Na coraz większą skalę zagospodarowywano minerały. Zajęciami przemysłowymi objęto także wieś, co sprzyjało usuwaniu przeszkód społecznych w rozwoju kapitalizmu. Zwiększano areał upraw dzięki coraz powszechniejszemu stosowaniu melioracji. Ulepszano narzędzia i systemy rolnicze. Postępowała specjalizacja gospodarstw.

Jedną z głównych przesłanek rozwoju stanowiło to, że wytwórczość można było oprzeć tylko na najemnej sile roboczej. W przeciwieństwie do szlachcica wschodnioeuropejskiego, dysponującego chłopem pańszczyźnianym, któremu mógł zwiększać obciążenia, angielski właściciel ziemski czy przedsiębiorca mógł znacząco obniżać koszty pracy tylko poprzez innowacyjność. W efekcie gospodarka wytwarzała coraz więcej lepszych i bardziej konkurencyjnych towarów, a Anglia skutecznie wypierała rywali z rynków światowych. Kraj ten osiągał także zyski z kolonii. Najistotniejsza była tutaj nie tyle ich wysokość, lecz to, że pomnażały nadwyżkę ekonomiczną, a jej przyrost, od razu w formie skoncentrowanej, trafiał do kapitalistów, którzy przeznaczali go na inwestycje. Analogicznie wyglądało to z nadwyżką z handlu. Taka droga uczyniła Wielką Brytanię największą potęgą świata w XIX w.

Najpierw jednak przewagę miały Zjednoczone Prowincje Niderlandów. Impulsem dla ich rozwoju było najgęstsze zaludnienie na kontynencie, co sprzyjało intensyfikacji upraw. Charakterystyczną cechą była rolnicza specjalizacja poszczególnych regionów. Rozwijał się przemysł sukienniczy i rolno-spożywczy. Holandia była także największą potęgą handlową i transportową. Jednak tempo wzrostu jej handlu już na początku XVIII w. było niższe niż od angielskiego i być może francuskiego. Choć rozwój poszczególnych działów gospodarki był w XVII w. dość proporcjonalny, później nastąpiło zachwianie na rzecz dominacji kapitału kupieckiego w produkcji przemysłowej i rolniczej, co negatywnie odbiło się na zdolności konkurowania z Anglią.

Drugą grupę stanowiły w XVII w. Francja, kraje skandynawskie, Niemcy, Czechy i Austria. Słabiej uczestniczyły w ekspansji kolonialnej lub w ogóle nie brały w niej udziału. Rozkład stosunków feudalnych był mniej zaawansowany, co sprawiało, że dynamika wzrostu była niższa. Wprawdzie zniszczenia w wyniku wojny trzydziestoletniej były ogromne, ale generowała ona także wzrost zapotrzebowania na różne dobra, co ożywiało produkcję i wymianę. Odbudowa po wojnie dokonała się już w oparciu o nowocześniejsze formy gospodarowania. Te dobre tendencje hamowała szlachta, która, włączając się w nurt stosunków towarowo-pieniężnych, nie dopuściła do zamknięcia dopływu korzyści pochodzących z przywileju feudalnego. Jednak rosnące mieszczaństwo coraz skuteczniej zmniejszało jej przewagę.

Trzecia grupa to w XVII w. kraje stagnacji i regresu – Hiszpania, Portugalia, Włochy i Turcja, a także Polska.
Złudna koniunktura

Zapoczątkowany w XVI w. podział na rolniczy i zrefeudalizowany Wschód oraz rozwijający kapitalizm i industrializujący się Zachód umożliwił temu drugiemu znacznie szybszy wzrost gospodarczy i uzależnienie Europy Wschodniej. Jednak w pierwszym etapie funkcjonowania dualizmu rozwojowego to właśnie kraje rolnicze, w tym przede wszystkim Rzeczpospolita, wyciągały z tego układu więcej bezpośrednich korzyści. Wiek XVI był bowiem w całej niemal Europie okresem znakomitej koniunktury na produkty rolne. Spowodowane to było rozwojem gospodarki towarowo-pieniężnej, przemianami demograficznymi i wzrostem zamożności mieszczaństwa. Nie należy zapominać, że produkty rolne były wówczas także głównym surowcem energetycznym – pomijając energię z wody i wiatru, wszystko, co pracowało, „chodziło” na żywność.

Wzrost cen w Polsce najszybszy był właśnie dla produktów rolnych, np. na rynkach Krakowa i Gdańska ceny żywności wzrosły w XVI w. o ok. 300%, a odzieży tylko o ok. 100%. Zarówno koniunktura krajowa, jak i ogólnoeuropejska stanowiły o największej opłacalności produkcji rolnej.

Aby zwiększać dochód, producent musiał dążyć do poszerzania areału i obniżania kosztów pracy. Ziemi, która czekała na zagospodarowanie, było dużo. Jednak ta okoliczność sprzyjała gospodarce ekstensywnej. Szybko okazało się też, że znaczącego obniżenia kosztów pracy można dokonać bez stosowania nakładów na usprawnienia. Szlachta, z racji przewagi w stanowej strukturze ustrojowej, powiększała folwarki głównie poprzez zagarnianie folwarków sołtysich i gospodarstw chłopskich (poddanych przenoszono na gorsze grunty) oraz zabieranie pustych łanów. Mogła również korzystać z darmowej pracy poddanych, a także udało jej się uzyskać taniego robotnika poprzez ograniczenie praw tzw. ludzi luźnych.

Przez cały XVI w. model folwarczny był bardzo dochodowy. Jeden łan ziemi folwarcznej przynosił właścicielowi 35-55 złotych polskich, gdy z łanu ziemi chłopskiej pan osiągał w postaci świadczeń 2,5-3,5 złp. Dlatego w ciągu XVI w. w gospodarce Rzeczpospolitej dominującą pozycję zdobyło rolnictwo, a w jego ramach zarysowała się silna tendencja do monokultury zbożowej. Folwark pańszczyźniany stał się podstawową formą gospodarki.

Jego upowszechnienie spowodowało początkowo szybki wzrost produkcji. Na eksporcie płodów rolnych opierał się dodatni bilans w handlu zagranicznym. Ten, jak się wydawało, znakomity interes zbożowy stworzył jednak solidne fundamenty naszej gospodarczej i cywilizacyjnej satelickości, która trwa do dzisiaj.
Regres

Od lat 80. XVI w. uległy zahamowaniu zwyżki cen najpierw na mięso, a później na zboże. W drugiej połowie XVII w. nastąpiła natomiast ich znaczna obniżka – najpierw w Europie Zachodniej, jednak z uwagi na rolę eksportu zboża w gospodarce Rzeczpospolitej, to na tej ostatniej odbiła się szczególnie negatywnie. Natomiast spadek cen na wyroby rzemieślnicze i przemysłowe był znacznie mniejszy, więc relacja stawała się coraz mniej korzystna dla rolnictwa.

Szlachta zareagowała zgodnie z feudalną logiką. Zwiększyła produkcję, ale nie poprzez zmodernizowanie procesu wytwórczego, co wymagałoby nakładu kapitałów, lecz przez poszerzanie areału ziemi folwarcznej, często zagarniając grunty chłopskie. Koszty pracy ponownie ograniczano poprzez zwiększenie pańszczyzny z tygodniowego poziomu 3 do 4 lub więcej dni z łanu. Redukowano też personel folwarczny, przerzucano na poddanych troskę o narzędzia i inwentarz pociągowy oraz zmniejszano hodowlę, co pogłębiało monokulturę zbożową. Doraźnie osiągano cel. W pierwszych dziesięcioleciach XVII w. notowano największy eksport. W 1618 r. wyeksportowano przez Gdańsk rekordowe 115 521 łasztów. Jednak wskutek pogorszenia nawożenia oraz obniżenia jakości pracy, wynikającego ze zwiększonych obciążeń, doprowadzono do wyjałowienia gleb i spadku plonów, a więc i globalnej produkcji. Zmniejszyła się ona w stosunku do poziomu z końca XVI w. o ok. 30%.

Musiało się to odbić negatywnie na międzynarodowej pozycji Polski. O ile wcześniej wojny dotykały tylko terenów peryferyjnych, to od 1648 do 1720 r. dochodziło do pustoszenia centralnych części kraju. Fakt ten był przejawem słabości państwa, niezdolnego już wtedy do obrony granic. Ogromne zniszczenia wojenne pogłębiały tę słabość. Momentem krytycznym była wojna ze Szwecją z lat 1655-1660. Wybuchła ona, gdy wojska rosyjskie opanowały większą część Wielkiego Księstwa Litewskiego, a na Ukrainie bardzo silna była pozycja Chmielnickiego. Po raz pierwszy został realnie zagrożony byt państwa oraz pojawiła się koncepcja rozbioru. Utrata większości Inflant izwierzchności nad Prusami Książęcymi poważnie osłabiły naszą pozycję nad Bałtykiem. Doszedł do tego głód i zarazy. Liczba ludności spadła o 1/3 w stosunku do początku XVII w.

Mimo ujawnienia się słabości ustroju, nie zdobyto się na żadne reformy. Wręcz przeciwnie. Zmiany, które się wtedy dokonały, zamknęły przed Rzeczpospolitą jakiekolwiek perspektywy rozwojowe. Rozpoczął się proces koncentracji produkcji rynkowej w folwarku, co prowadziło do zwiększania dystansu ekonomicznego między magnaterią a średnią szlachtą. Straty, jakie poniosło chłopstwo, doprowadziły do jego ostatecznego przekształcenia w klasę quasiniewolniczą.Oznaczało to utratę ogromnego potencjału pracy, ponieważ praca niewolnika nie jest tak efektywna jak wolnego człowieka, który ma perspektywy podniesienia poziomu życia.Straty wśród mieszczaństwa przesądziły o upadku miast i wyeliminowaniu czynnika podatnego na prowzrostowe rozwiązania kapitalistyczne.

Wspomniany wzrost dystansu ekonomicznego w obrębie szlachty sprawiał, że od II połowy XVII w. miało miejsce pogłębianie się klientelizmu politycznego. Służąc magnatowi, średni szlachcic mógł osiągnąć sukces. Magnat, uczestniczący w fakcyjnych walkach o władzę, nagradzał popierającego go klienta lukratywnymi urzędami i dzierżawami oraz zapewniał ochronę przed możniejszymi konkurentami. Tego rodzaju system powodował, że środek ciężkości podnoszenia własnej pozycji ekonomicznej przez średniego szlachcica przesuwał się z niezależnej aktywności gospodarczej w kierunku aktywności politycznej klienta.

Pod powierzchnią demokratycznych i republikańskich form ustrojowych kształtowała się niemal klasyczna drabina feudalna. Średni i drobny szlachcic związany był z magnatem i bardziej lojalny wobec niego niż wobec króla i państwa. Jednocześnie co możniejszy klient budował swój lokalny układ z drobniejszej szlachty. Potwierdzała się zasada, iż ustrój determinują rzeczywiste stosunki gospodarcze, a nie jego prawny opis.

W początku XVIII w. nasz eksport spadł do 10 tys. łasztów rocznie, a zdolności produkcyjne Rzeczpospolitej w końcu XVIII w. były mniejsze niż 200 lat wcześniej!W tej sytuacji nie tyle fakt likwidacji państwa przez sąsiadów musi budzić zdumienie, lecz raczej to, że dokonano jej tak późno…
Dysproporcje

Dysproporcje tempa.Produkt społeczny wzrasta tym szybciej, im większa jest stopa akumulacji oraz wydajność środków produkcji. W XVI w. różnice między poszczególnymi krajami pod tym względem są już widoczne. Stały się one jeszcze większe w wieku XVII. Tempo rozwoju i stopa wzrostu gospodarczego były najwyższe tam, gdzie najszybciej rozwijała się akumulacja kapitalistyczna, zaś akumulacja drobnotowarowa miała tendencję zniżkową na rzecz kapitalistycznej, czemu towarzyszył wzrost wydajności środków produkcji. Działo się tak w krajach wspomnianej pierwszej grupy. W krajach drugiej grupy, gdzie występowały akumulacja feudalna, kapitalistyczna i drobnotowarowa, tempo rozwoju i stopa wzrostu były mniejsze. Najniższe jednak były w trzeciej grupie, do której zaliczała się Rzeczpospolita ze swoją zrefeudalizowaną gospodarką. Właściwością bowiem gospodarki feudalnej są niski poziom akumulacji dla inwestycji produkcyjnych oraz niewielka wydajność środków produkcji, utrzymująca się wskutek możliwości korzystania z darmowej lub taniej pracy poddanych.

Dysproporcje ładu.W fazie startowej kapitalizmu kluczowe znaczenie miały właściwe proporcje między produkcją rolniczą i przemysłową. W krajach, w których zostały one zachwiane na rzecz rolnictwa, kształtowanie się kapitalistycznych, prowzrostowych stosunków produkcji rozciągało się na znacznie dłuższy okres. Prowadziło to także do zacofania rolnictwa. Rynek wewnętrzny bowiem, wskutek braku przyrostu ludności trudniącej się zajęciami pozarolniczymi, nie generował potrzeby zwiększania nadwyżek w rolnictwie i doskonalenia produkcji rolnej. Słabość przemysłu powodowała także gorsze wyposażenie techniczne rolnictwa, co obniżało jego wydajność. Słaby był również czynnik kulturowy przedsiębiorczości oraz innowacyjności w sferze technicznej i organizacyjnej, niewielka była wreszcie presja na zmiany ustrojowe w kierunku rozwiązań prowzrostowych.

Na początku kształtowania się gospodarki folwarcznej kondycja miast i rzemiosła w Polsce nie była zła, a nawet notowano rozwój produkcji rzemieślniczej. Około 23% ludności mieszkało w miastach. Dominowała produkcja cechowa, ale na niektórych obszarach i w pewnych dziedzinach pojawiały się już formy nakładu. Powstawały większe warsztaty i pierwsze manufaktury. Pojawiły się nowe dziedziny, jak papiernictwo i drukarstwo. Poważnie rozwijało się górnictwo i hutnictwo, na co znaczący wpływ miały kapitał i energia przedsiębiorców mieszczańskich. Jednak skierowanie wysiłku zdecydowanej większości społeczeństwa na produkcję rolną wpłynęło negatywnie na rozwój miast, rzemiosła i przemysłu. Gospodarka została zdominowana przez rolnictwo, a ustrój kształtował się pod kątem interesów właścicieli ziemskich. W efekcie mieliśmy do czynienia nie tylko z zahamowaniem wyłaniania się stosunków kapitalistycznych, ale także z recydywą feudalizmu.
Kto od kogo zależał

Pozornie wybór orientacji rolniczej był racjonalną i suwerenną odpowiedzią na uwarunkowania rynkowe. Jednak uwarunkowania te nie kształtują się same, lecz wynikają z określonych procesów rozwojowych. W gospodarce europejskiej XVI w. zaczęły odgrywać rolę czynniki, które wcześniej nie miały aż tak istotnego wpływu na rozwój: położenie geograficzne, warunki klimatyczne, cechy ludności itp. Państwa, które pod tymi względami znalazły się w sytuacji uprzywilejowanej, posiadały premię startową. Dawała ona lepszą pozycję na rynku. Dzięki temu uzyskiwano środki, które mogły być inwestowane. I tutaj dochodzimy do kwestii, jak potrafiono owe środki zagospodarować.

W dobie odkryć geograficznych, rozwoju żeglugi oceanicznej i ekspansji kolonialnej, do krajów najbardziej uprzywilejowanych należała Hiszpania. Premia startowa z tego tytułu była ogromna i przesądzała o jej pozycji w Europie. Jednak w chwili rozpoczęcia ekspansji kolonialnej nie ukształtował się jeszcze układ sił społecznych i gospodarczych umożliwiający racjonalne inwestowanie tej premii. W efekcie Hiszpania szybko stoczyła się do poziomu kraju satelickiego i peryferyjnego. Premię nie tylko stracono, ale wręcz przyczyniła się do regresu gospodarczego właśnie przez to, że przechwyciły ją i zagospodarowały kraje rozwijające przemysł i handel.

Odwrotnie Anglia i Zjednoczone Prowincje Niderlandów. Do ekspansji kolonialnej wystartowały, gdy wytworzył się już u nich układ sił społecznych i typ stosunków gospodarczych umożliwiające racjonalne wykorzystywanie nadwyżek. Kraje te potrafiły także znakomicie wykorzystać premię hiszpańską na rzecz własnego rozwoju. Również Francja dołączyła do beneficjentów ekspansji kolonialnej i hiszpańskiego sukcesu w momencie, gdy już ukształtował się tam układ społeczno-gospodarczy pozwalający racjonalnie korzystać z nadwyżek ekonomicznych z tego tytułu. W przeciwieństwie do Hiszpanii, w tych krajach premia kolonialna napędzała rozwój i sprzyjała ewolucji w kierunku prowzrostowym.

Nawet największe uprzywilejowanie geograficzne nie dawało trwale silnej pozycji. Dawał ją natomiast wcześniejszy i zakrojony na szerszą skalę start kapitalistyczny. Kształtujące się struktury sprzyjające wzrostowi i modernizacji, tempo samego wzrostu oraz coraz silniejsza orientacja na wytwórczość przemysłową i handel sprawiały, że kraje wcześniejszego startu niejako narzucały pozostałym – mając największy wpływ na rynek międzynarodowy – określoną specjalizację produkcyjną.

W Polsce pojemność rynku wewnętrznego, która wzrosła poważnie na przełomie XV i XVI w., odegrała ogromną rolę. Nie należy jednak nie doceniać czynnika zewnętrznego. Po pierwsze, stopień zaawansowania rozwoju produkcji rzemieślniczej i wczesnoprzemysłowej był w XVI w. na Zachodzie wyższy niż u nas. Postępujący tam wzrost cen na korzyść produktów rolnych objął również nasze ziemie, wskutek powiązań handlowych Polski z wieloma krajami zachodnimi. A zatem na niezwykłą koniunkturę zbożową decydujący wpływ miały procesy gospodarcze na Zachodzie. Po drugie, w tych warunkach Polska mogła osiągać dodatni bilans handlowy z tymi krajami przede wszystkim korzystając z koniunktury na zboże, a nie konkurując z ich produkcją przemysłową. Dzięki dodatniemu bilansowi, do kraju napływały kruszce szlachetne, niezbędne do realizacji wojskowych i administracyjnych funkcji państwa oraz umożliwiające gromadzenie bogactwa. Zwiększający się ponad potrzeby ówczesnej gospodarki obieg pieniądza skutkował jego deprecjacją i ogólnym wzrostem cen. Import towarów z krajów zachodnioeuropejskich, stopniowo po coraz wyższych cenach, także osłabiał siłę nabywczą pieniądza. Stabilność walutowa kraju zależała więc ostatecznie od eksportu produktów rolnych.

Gdy szlachta polska orientowała się na eksport zboża, podporządkowywała się uwarunkowaniom określonym przez kraje wcześniejszego startu. A zatem wybór specjalizacji produkcyjnej był przejawem satelickiej pozycji gospodarki Rzeczpospolitej względem gospodarek bardziej zaawansowanych. Jak się okazało, wybór ten prowadził do uzależnienia dwojakiego rodzaju. Po pierwsze, od eksporterów wyrobów przemysłowych, po drugie – od popytu na zboże, kształtowanego przez procesy gospodarcze w krajach, które rozwijały stosunki kapitalistyczne. Utrzymywanie się takiego stanu skutkowało utrwalaniem stosunków gospodarczych, społecznych i politycznych, które uniemożliwiały reorientację gospodarczą w przypadku zmiany koniunktury. Tego rodzaju niemożność pogłębiała uzależnienie.

Wzrost satelicki, uzależniony od wzrostu suwerennego, nie zawsze jest mniejszy od tego drugiego. Gdy relacje cen kształtowały się korzystnie dla produkcji zbożowej, można mówić wręcz o pewnym uprzywilejowaniu geograficzno-klimatycznym i osiąganiu premii z tego tytułu. Premia ta mogła być inwestowana w rozwój przemysłu i handlu, co sprzyjałoby szybszemu kształtowaniu się kapitalizmu. Jednak korzystna dla rolnictwa relacja cen sprawiała, że nie było wystarczającego impulsu, aby inwestować w rozwój przemysłu, skoro jego produkty można było kupić za granicą za dochody ze sprzedaży płodów rolnych. Zyski z polskiego eksportu były zatem inwestowane w rozwój przemysłu w innych krajach. Taka sytuacja sprzyjała umacnianiu się pozycji rolnictwa kosztem wytwórczości rzemieślniczej i przemysłowej, co pogłębiało naszą satelickość. Umacniała się też pozycja szlachty, posiadającej dobra ziemskie. Bezpośredni interes klasy rządzącej i wąsko rozumiany interes kraju, nakazujący powiększać dochód z dobrej koniunktury, doskonale współgrały zatem z logiką uzależnienia gospodarczego.

W tego rodzaju gospodarce nie ma wystarczającej ilości czynnika ludzkiego, który charakteryzowałby się właściwym kapitalizmowi typem przedsiębiorczości równoznacznej z innowacyjnością. Nie ma wystarczająco silnych motorów modernizacji, a więc brak skutecznej presji na gospodarcze i ustrojowe formy prowzrostowe. Nie kształtuje się też kultura kapitalistyczna, która indukowałaby procesy modernizacyjne w rolnictwie. To także sprawiało, że szlachta bogacąca się na produkcji zboża nie inwestowała nadwyżek w modernizację, lecz przeznaczała je na luksusową konsumpcję (napędzając wzrost gospodarczy krajów, z których importowano towary luksusowe) lub tezauryzowała, przez co nie pracowały one na rzecz rozwoju. Podobnie jak w przypadku Hiszpanii, szlachta polska wchodząc w XVI w. do gry gospodarczej z krajami bardziej zaawansowanymi w rozwoju stosunków kapitalistycznych nie posiadała jeszcze rozwiniętego zmysłu rzeczywistej przedsiębiorczości. Premia startowa została zatem przechwycona przez innych.

Kraje rozwijające stosunki kapitalistyczne modernizowały rolnictwo, czego konsekwencją była rosnąca zdolność zaspokojenia własnych potrzeb. Polski właściciel ziemski musiał na rynku międzynarodowym konkurować z coraz bardziej efektywnym zachodnim przedsiębiorcą rolnym, a także z rosyjskimi dostawcami jeszcze tańszego zboża, którzy właśnie pojawili się na tym rynku. Jednocześnie w krajach rolniczych rynek wewnętrzny kurczył się wskutek upadku miejskiej wytwórczości.Brak kapitalistycznych mechanizmów rozwojowych oraz odpowiednich wzorów myślenia i zachowań powodowały, że szlachta ratowała swoje przedsięwzięcia poprzez natężenie eksploatacji poddanych i gospodarkę prowadzącą do wyjałowienia gleb. Wydajność i produkcja globalna systematycznie spadały. Dodatni bilans handlowy Rzeczpospolitej z krajami zachodnimi trwał do pierwszej połowy XVII w., a w drugiej był już melodią przeszłości. Satelicki wzrost gospodarczy zamienił się w trwały i postępujący satelicki regres.

W dodatku niemal wszystkie towary z Polski były eksportowane morzem przez Gdańsk na statkach kupców holenderskich. Darmowa praca chłopów sprawiała, że właściciel folwarku, dla którego liczył się globalny dochód, a nie zysk wynikający z relacji do wartości kapitału włożonego w produkcję, mimo wysokich kosztów transportu godził się na ceny proponowane przez kupców gdańskich i holenderskich. Koszty te i tak rekompensował sobie większą eksploatacją poddanych. Holendrzy przechwytywali część zysków z koniunktury zbożowej. W ten sposób traciliśmy szansę na powstanie wielkiego rodzimego kapitału kupieckiego, który byłby inwestowany w operacje handlowe, finansowe i przemysłowe oraz tworzył przesłanki dla rozwoju stosunków kapitalistycznych. Napędzaliśmy zaś rozwój takich stosunków w Niderlandach. Również importując sukno holenderskie przyczynialiśmy się do rozwoju tamtejszego przemysłu sukienniczego. Przez Śląsk do krajów niemieckich eksportowaliśmy skóry, futra, wełnę, len i konopie. Nieraz po przeróbce towary te wracały do Polski w postaci wyrobów gotowych. I w tym wypadku napędzaliśmy przemysł poza naszymi granicami.

Ogólnie polska wymiana handlowa wyglądała następująco: eksport – zboże, drewno, popiół, smoła, skóry, futra, wełna, len, konopie, woły; import – stal, narzędzia metalowe, noże, kosy, sierpy, sukna, płótna, barchan, jedwab, wina. Taka struktura prowadziła do pogłębiania zależności naszej gospodarki od zagranicznego przemysłu. Dla szlachty sytuacja taka była niezwykle korzystna, gdyż nie kształtowała się dzięki temu silna klasa handlowo-przemysłowa, zagrażająca jej pozycji ekonomicznej oraz politycznej.
Idee i złudzenia

Pojawia się pytanie, czy w tamtych czasach istniała świadomość konsekwencji przebiegu procesów rozwojowych, czy też wszystko odbywało się w sposób niejako spontaniczny. Odpowiedzi należy szukać w ideach ekonomicznych i ich związkach z praktyką poszczególnych państw. Bodaj najstarszym teoretycznym ujęciem zjawisk gospodarczych był bulionizm, wczesna koncepcja merkantylistyczna. Wedle niej, bogactwo było równoznaczne ze szlachetnymi kruszcami, których obfitość zapewniał dodatni bilans handlowy. Już wtedy uświadamiano sobie, że w przeciwieństwie do dóbr żywnościowych, które są nietrwałe, kruszce są wartością trwałą i ich posiadanie decyduje o potędze kraju. W Polsce stanowisko takie reprezentowali m.in. Wojciech Gostkowski, Szymon Starowolski i Stanisław Cikowski. Popierali gospodarkę folwarczną, gdyż ta kreowała dodatni bilans w obrotach z zagranicą, co zapewniało napływ kruszców.

Merkantyliści zachodni jednak, obserwując, że w Hiszpanii kruszce nie umacniały gospodarki, lecz były przeznaczane na import dóbr konsumpcyjnych, sformułowali założenia teoretyczne, które miały trwale zapewnić dodatni bilans handlowy i zabezpieczyć przed wypływem kruszców z kraju. Istotą tej koncepcji były z jednej strony orientacja na rozwój wytwórczości własnej i jej ochronę przed obcą konkurencją, z drugiej interes kupca, którego aktywność ma bezpośrednio zapewnić dodatni bilans handlowy. Realizację tych zasadniczych celów należało osiągać przez protekcjonizm celny, zwolnienia podatkowe i subwencje umożliwiające rozwój szczególnie nowych przemysłów o charakterze antyimportowym, dążenie do samowystarczalności w zakresie produkcji surowców strategicznych na potrzeby armii i floty, uniezależnienie się od importu zboża, popieranie polityki kolonialnej, aby zabezpieczyć dostawy surowców i towarów, stymulowanie wzrostu liczby ludności, dążenie do optymalnego wykorzystania potencjału pracy, sprowadzanie fachowców z zagranicy i zakaz emigracji fachowców własnych, aktywne kształtowanie gustów i przyzwyczajeń konsumpcyjnych społeczeństwa, aby były zorientowane na wyroby krajowe.

Odmianą rozwijanego od drugiej połowy XVI do pierwszych dziesięcioleci XVIII w. merkantylizmu był u schyłku wspomnianego okresu kameralizm, praktykowany w krajach niemieckich. Przyjmując wszystkie zasady merkantylizmu, skupiał się na dochodach osoby panującej, uosabiającej państwo. Wzrost tych dochodów można było zapewnić poprzez takie zorganizowanie gospodarki, aby możliwie najpełniej wykorzystać krajowy potencjał pracy. Dążono zatem do pełnego zatrudnienia ludności oraz uczono ją pracowitości i oszczędności. Kameralizm usprawniał działania praktyczne i podporządkowywał życie gospodarcze administracji centralnej, na czele której stał monarcha. Stosowano również skrajny protekcjonizm, co miało ożywić przemysł krajowy.

Te idee uwidaczniają, że kwestią centralną było osiągnięcie suwerenności gospodarczej, a jednocześnie dążenie do narzucenia własnej dominacji gospodarkom słabszym. W warunkach rozwijającego się kapitalizmu idee te odpowiadały bezpośrednim interesom przedsiębiorców przemysłowych, rolnych i kupców, którzy w dążeniu do maksymalizacji zysków potrzebowali takich narzędzi do skutecznego zwalczania obcej konkurencji. Siły społeczne związane z kapitalistycznymi formami produkcji, wzrastając podporządkowywały państwo swoim interesom. Jednocześnie powodzenie tych interesów zwiększało potęgę państwa. Nie można więc powiedzieć, że problemy suwerenności czy satelickości gospodarczej, aczkolwiek niekoniecznie wyrażane tego rodzaju terminami, były poza zasięgiem refleksji teoretycznej, lub że refleksja ta nie przekładała się na praktyczne działania.

W Rzeczpospolitej szlachta dążyła do wprowadzenia swobody handlowej, ale tylko w odniesieniu do eksportu produktów rolnych. Już w 1496 r. została zwolniona z opłat celnych za wywóz towarów wytworzonych w swoich dobrach i za import na własne potrzeby. Skutecznie ograniczała wolność handlu polskiego mieszczaństwa, zwłaszcza jeśli chodzi o eksport zboża. Cła nie były w Polsce narzędziem polityki gospodarczej, lecz miały charakter wyłącznie fiskalny. Można powiedzieć, że Rzeczpospolita rozwinęła swoisty liberalizm dla uprzywilejowanych. Duży wpływ na to miał brak konsekwentnej polityki gospodarczej państwa – słabego i podporządkowanego interesom właścicieli ziemskich.

Podsumowując, od przełomu XV i XVI w. Polska, mająca wówczas solidne perspektywy rozwojowe, zaczęła przekształcać się w peryferyjny i satelicki rejon eksploatacji gospodarczej dla krajów bardziej rozwiniętych. W efekcie, już w I połowie wieku XVIII charakteryzowała się wąskim rynkiem wewnętrznym, gospodarką ekstensywną, opartą na niewolniczej pracy poddanych, monokulturą eksportową, stosunkami społeczno-gospodarczymi i politycznymi utrwalającymi satelickość oraz rządami klasy właścicieli ziemskich, zhierarchizowanej według zasad klientelizmu, mającej interesy bezpośrednio skorelowane z logiką zewnętrznej zależności gospodarczej.
Ostatni etap

Początek akumulacji pierwotnej, a więc takiej, gdy zgromadzone środki zostają zaangażowane w inwestycje służące kształtowaniu się układu kapitalistycznego, przypada u nas dopiero na drugą połowę XVIII w. W tym okresie wzrasta koniunktura na żywność. Polski eksport osiąga wielkość 100 tys. łasztów. Zaczynamy ponownie notować wzrost gospodarczy. Jednak jego tempo było dwukrotnie niższe niż w Anglii czy Francji, a on sam – uwarunkowany rosnącym uprzemysłowieniem, wzrostem liczby ludności i powtarzającymi się wojnami na Zachodzie.

W okresie tym, chociaż dominuje pańszczyzna, postępuje jej zamiana na czynsz pieniężny. Zjawisko to, w połączeniu z narastającym zróżnicowaniem ekonomicznym na wsi, zapoczątkowało rynek pracy w Polsce. Wtedy też powstały w naszym kraju zalążki przemysłu, związane z tworzeniem manufaktur. W większości należały do wielkiej własności ziemskiej, która dysponowała wystarczającymi środkami do uruchamiania takich przedsięwzięć. Ale fakt zatrudniania w nich chłopów pańszczyźnianych sprawił, że wzrost podaży siły roboczej nie dynamizował procesu industrializacji.

Korzystna dla mieszczaństwa polityka państwa przywróciła mu możliwość uczestnictwa w handlu zewnętrznym, a zmiana systemu celnego sprzyjała aktywności. W drugiej połowie XVIII w. podejmowały działalność instytucje kredytowe, coraz częściej udzielające pożyczek na cele przemysłowe. Wywodzące się z wczesnokapitalistycznych operacji handlowych spółki szlachecko-mieszczańskie, tworzone w celu przyspieszenia akumulacji, u nas zaczęły powstawać także dopiero w tym okresie. Chociaż kapitał handlowy i bankowy nie przejawiał tak dużej aktywności jak na Zachodzie, to manufaktury mieszczańskie, w które inwestowano ostrożnie, miały stosunkowo trwały żywot, oparty na dobrej kalkulacji rynkowej. Natomiast inwestycje magnatów, oparte na eksploatacji surowców, wyzyskiwaniu taniej siły roboczej i zapewnieniu sobie odbiorców wśród poddanych, niekiedy zawodziły. Stąd krótkotrwały żywot wielu tego typu przedsięwzięć.

W Polsce nie było subwencji państwowych dla manufaktur prywatnych, co na Zachodzie stanowiło normę. Nie może to dziwić, skoro dochody skarbowe Rzeczpospolitej nie dorównywały nawet połowie wpływów skarbu brytyjskiego z papieru stemplowego, a na tle efektownego wzrostu dochodów skarbowych Rosji i Prus w okresie od 1700 do 1788 r., nasz skarb gwałtownie ubożał. Warto też pamiętać, że ta forma wytwórczości pojawiła się już w XIII w. we Flandrii i we Włoszech, rozwijała się w południowych Niemczech (XIV w.), Francji, Niderlandach i Anglii. Dotarła wprawdzie w XVI w. do Rzeczpospolitej, jednak w warunkach zrefeudalizowanej gospodarki nie miała szans na rozwój. Gdy w Polsce tego rodzaju przedsięwzięcia były szczytem nowoczesności, po skonstruowaniu maszyny parowej Europa Zachodnia stała u progu produkcji fabrycznej.
Satelickość polityczna

Pogłębienie zacofania gospodarki musiało dać skutki polityczne, tym bardziej, że naszymi sąsiadami były, łącznie z Rosją, kraje szybko się modernizujące i unowocześniające potencjał militarny. Dominacja magnaterii kierującej się własnymi interesami, postępująca anarchizacja typu feudalnego, walki fakcyjne, instytucje wolnej elekcji i liberum veto, sprzyjające bezprecedensowej korupcji politycznej, słabość władzy wykonawczej oraz instytucji egzekwowania prawa – stwarzały doskonałe możliwości ingerencji obcych potęg w wewnętrzne sprawy kraju.

Nasza satelickość stała się czymś oczywistym, niemal immanentną cechą naturalnego porządku świata. Świadczyło o tym także przekonanie bardziej oświeconej części elity, że w dziele uzdrawiania stosunków w kraju należy oprzeć się bądź na Rosji Katarzyny II (Familia przed pierwszym rozbiorem), bądź korzystając z antagonizmu między Prusami a Austrią i Rosją odwołać się do poparcia Prus (obóz reform po pierwszym rozbiorze). Ów bazujący na iluzjach i chwilowych zmianach koniunktur irracjonalizm polityczny wynikał z jednej strony z konieczności liczenia się z satelicką rzeczywistością, z drugiej zaś z przeświadczenia, że na drodze samej gry sił wewnętrznych nie da się wprowadzić kraju na tory rozwoju.

Powyższa sytuacja generowała satelickie myślenie i zachowania, więc nawet gdy działania podejmowano w imię słusznych celów, przyczyniała się do zakorzeniania takich wzorów w kulturze.
Konsekwencje

Najtrafniej zacofanie Rzeczpospolitej można określić odnosząc je do stadiów rozwoju, autorstwa ekonomisty Walta Rostowa. Stadium społeczeństwa przejściowego datuje on na koniec XVII i pierwszą połowę XVIII w. Charakteryzowało się ono postępem w rozwoju narzędzi produkcji (inwestycje w produkcję manufakturową) i handlu światowego, zmianami w strukturze społecznej, upowszechnianiem się idei racjonalizmu, wyłanianiem elit kreujących programy rozwoju społeczno-gospodarczego. W tym czasie Rzeczpospolita wykazywała wszelkie cechy społeczeństwa i gospodarki tradycyjnej: dominacja rolnictwa, ograniczone możliwości produkcyjne, wynikające z niedostatecznego poziomu postępu technicznego, słabe wykorzystanie zasobów ludzkich i bogactw naturalnych, skupienie władzy w rękach posiadaczy ziemskich, mała mobilność i inicjatywa ludzi, hierarchiczna struktura.

Tak drastyczne przesunięcie w fazie rozwojowej mogło tylko pogłębić w nowej epoce naszą satelickość, tym bardziej, że utraciliśmy własną państwowość, czynnik kluczowy w tworzeniu i wdrażaniu wszelkich strategii niwelowania dystansu.

W epoce nowożytnej, w której nastąpiło rozejście się dróg rozwojowych między obiema częściami Europy, wykrystalizowały się kulturowe fundamenty współczesnych narodów. W toku historycznego procesu uzależniania kształtowały się właściwe satelickości wzory myślenia i postępowania.

Można mówić o wzorach dwojakiego rodzaju. Pierwsze odnosiły się do relacji gospodarczych z innymi krajami. Relacje te, obiektywnie satelickie, przez długi czas nie były postrzegane jako takie. Mogły być nawet rozumiane jako świadczące o wyższości Rzeczpospolitej i jej urządzeń ustrojowych. Do nierozpoznania satelickiego charakteru relacji gospodarczych z krajami bardziej zaawansowanymi przyczyniało się to, że nie dotyczyły one sfery bezpośrednio politycznej. Jeśli zaś nie uświadamiano sobie tego na co dzień, tym silniej satelickie wzory utrwalały się w kulturze.

Drugi rodzaj wzorów myślenia i zachowań nie dotyczył bezpośrednio relacji zewnętrznych, lecz odnosił się do wewnętrznych stosunków gospodarczych i społecznych, determinowanych w istotnym stopniu przez satelicki status naszej gospodarki. Stanowiąc barierę dla procesów modernizacyjnych, wzory te uniemożliwiały tym samym zmianę owego statusu. Wytworzona konfiguracja wyuczonych zachowań stopniowo obejmowała kolejne sfery życia, a od pewnego momentu była przekazywana z pokolenia na pokolenie. Przekazywane były także, poprzez kontakt społeczny i system stosunków międzyludzkich, określone dyspozycje psychiczne. W ten sposób formowały się, utrwalały i były internalizowane normy i reguły właściwe satelickości.

Widoczna w XVIII w. przewaga obszaru metropolitalnego budziła już wtedy w części naszych elit prowincjonalną fascynację. Wyrażało się to w dążeniu do naśladowania zewnętrznych przejawów kultury metropolii, nie zaś w absorpcji jej istotnych i użytecznych elementów. W ten sposób redukowano napięcia generowane przez dysonans poznawczy, którego źródłem był nasz obiektywnie niższy status cywilizacyjny. Taka postawa skutkowała zanikiem zdolności do samodzielnego kreowania nowych wartości, umacniając kulturową i mentalną satelickość. Symptomatyczne, że podobna postawa cechuje „elity” i społeczeństwo III RP.

Istotnym czynnikiem kształtowania kultury satelickiej było to, że XVIII-wieczni reformatorzy nie tworzyli swoich koncepcji w sposób intelektualnie suwerenny, lecz czerpali inspiracje i wzory z krajów centrum. Dobre i to. W kraju tak zacofanym, jak XVIII-wieczna Rzeczpospolita, tendencja do wzorowania się na lepszych jest naturalna. Po pierwsze dlatego, że lepsze rozwiązania już istnieją, są sprawdzone i łatwiej spróbować je skopiować, niż trudzić się nad poszukiwaniem rozwiązań oryginalnych. Zwłaszcza, że w zrefeudalizowanym kraju rolniczym, a więc statycznym, nawet wśród światłej części elit mobilność intelektualna jest niższa niż w kraju należącym do czołówki rozwojowej. W tym drugim bowiem elity nieustannie muszą szukać odpowiedzi na problemy, które nigdy i nigdzie wcześniej się nie pojawiły. Wreszcie, odwoływanie się do istniejących wzorów obcych pozwala żywić w kraju zacofanym iluzję, że jest się człowiekiem nowoczesnym i pracuje na rzecz podniesienia własnej ojczyzny.

Tego rodzaju postawa również stanowi przejaw mentalności satelickiej, a przez to, że jest reprezentowana przez warstwę kulturotwórczą, upowszechnia taką mentalność w społeczeństwie. Niestety, od elity kraju takiego, jak Polska wtedy i dziś, należy wymagać suwerenności intelektualnej, która jest matką wszystkich rodzajów suwerenności. Kraj zacofany, chcąc nadrobić dystans, potrzebuje rozwiązań skuteczniejszych niż te, które funkcjonują w krajach zaawansowanych. Jeżeli elita kraju takiej suwerenności nie wykazuje, jest tylko lokalnym pasem transmisyjnym władzy krajów tworzących centrum danej cywilizacji do krajów stanowiących jej peryferia.

Okres zaborów owe negatywne zjawiska tylko pogłębił. W PRL-u satelickie myślenie i zachowania osiągnęły rangę dogmatu. Dzisiaj bez protestów przyjmujemy narzucany nam kapitalizm zależny i godzimy się na peryferyjny status, traktując to jako rzecz normalną. Niepokoju „elit” i społeczeństwa nie budzi to, że w ramach współczesnego dualizmu rozwojowego – zbudowanego na różnicach między starymi i nowymi dziedzinami wytwórczości oraz na różnicach w zdolności do kreowania nowych technologii – plasujemy się w obszarze produkcji o niskiej wartości dodanej. Charakteryzuje się ona niskimi wskaźnikami innowacyjności, a tym samym intensywnym wykorzystaniem niskopłatnej siły roboczej. Natomiast stosunek importu do eksportu przyczynia się do dynamicznego wzrostu zadłużenia, a to, co jest jeszcze istotne dla rozwoju cywilizacyjnego, pozostaje w rękach lub pod kontrolą obcego kapitału. Taka postawa nie powinna dziwić. Satelickość ma bowiem w Polsce bardzo starą genezę i mocne korzenie.


komentarzy