Społeczeństwo naprawdę obywatelskie. (Związek Młodzieży Wiejskiej RP 1928-1939)

·

Społeczeństwo naprawdę obywatelskie. (Związek Młodzieży Wiejskiej RP 1928-1939)

·

Wiosną przypada 80. rocznica utworzenia jednej z najbardziej aktywnych i wyjątkowo oryginalnych pod względem ideowym, a jednocześnie dziś niemal całkiem zapomnianych organizacji społecznych w Polsce. Mowa o Związku Młodzieży Wiejskiej RP, popularnie zwanym „Wiciami”.

***

W czerwcu 1919 r. utworzono Centralny Związek Młodzieży Wiejskiej pod patronatem Centralnego Związku Kółek Rolniczych. Kładł on nacisk na rozwój inicjatyw samokształceniowych młodzieży wiejskiej: amatorskich zespołów teatralnych, grup śpiewaczych, bibliotek, szkoleń i konkursów w zakresie gospodarki rolnej, kursów higieny itp.

Od 1922 r. CZMW wydawał tygodnik „Siew”. Na początku 1928 r. organizacja liczyła 2225 kół z 60 tys. członków. W południowej Polsce schedą po zaborach były silne wpływy Małopolskiego Związku Młodzieży przy Małopolskim Towarzystwie Rolniczym. Oba młodzieżowe związki współpracowały ze sobą. Jednoczyła je m.in. działalność Wiejskiego Uniwersytetu Ludowego w podkrakowskich Szycach, założonego z inicjatywy CZMW dzięki wsparciu Związku Nauczycielstwa Polskiego. Placówka ta, mająca kształcić młodzież wiejską na kilkutygodniowych kursach w duchu świecko-humanistycznym, prowadzona była przez Ignacego Solarza i jego żonę, Zofię.

***

Nastroje młodzieży wiejskiej ulegały radykalizacji. Nie poprawiała się, a okresowo wręcz pogarszała kondycja wsi. Reformę rolną przeprowadzono szczątkowo, wbrew nadziejom i żądaniom ruchu ludowego. Powolny rozwój przemysłu skutkował niewielkim odpływem ludności do miast. To rodziło „głód ziemi” – młode pokolenie nie miało gdzie iść „na własne”. Gospodarstwa ich rodziców były mało dochodowe. Znikła wiara, że państwo samo z siebie zadba w odpowiednim stopniu o los wsi. „Apolityczność” CZMW zastępowały głosy domagające się politycznej reprezentacji chłopów. Jesienią 1927 r. pisano w „Siewie”: „/…/ wyznajemy ideę ludową, określamy siebie jako młodą demokrację wiejską. /…/ jesteśmy cząstką ruchu ludowego, jego młodym i żywym prądem. Na tym stanowisku stoimy i będziemy wiernie służyć idei Polski Ludowej”.

Od 1924 r. nasilały się także wpływy nowej doktryny – agraryzmu. Polacy zapożyczyli go z Czechosłowacji, gdzie był ideologią silnego ruchu ludowego. Agraryzm uznawał, że podstawą bytu społecznego jest ziemia, a jej opiekunem oraz żywicielem wszystkich – chłop. Praca na roli i życie na wsi są kluczowe dla istnienia narodu (zapewnienie wyżywienia, ostoja fundamentów kultury narodowej), zatem należy im się szczególna ochrona. Chłopi, z racji liczebności, znaczenia społecznego i cech moralnych, powinni mieć istotny wpływ na rządzenie państwem.

Polacy nadali tej idei własny wymiar. Uważali, że w stosunkowo zamożnej Czechosłowacji zbyt słabo akcentuje się kwestie własnościowe (reforma rolna) i klasowe (pozycja chłopów w podziale dochodu narodowego). „Siew” wiosną 1927 r. pisał: „My musimy być bojownikami, my musimy walczyć, my musimy łamać, a często i burzyć. /…/ musimy zdobyć prawo do życia, prawo do równości. /…/ musimy krzepić ducha, /…/ stwarzać ten złom, który młodzież czechosłowacka /…/ ociosuje”. Sądzili też, że „sąsiedzka” wersja agraryzmu niedostatecznie zwraca uwagę na symboliczny wymiar i wartości pracy chłopskiej i bytowania na wsi. J. Dec pisał: „/…/ stosunki czeskie nie są dla nas ideałem, nikt nie myśli /…/ by nasze wielkie ideały zamknąć w utuczonych krowach i świniach lub utopić w szklanicy dobrego piwa”.

***

Radykalizacji nastrojów towarzyszył nacisk na wyrwanie się spod kurateli CZKR. W 1925 r. większość we władzach zyskali zwolennicy samodzielności, wśród nich prezes Zygmunt Załęski oraz kierownik (osoba podejmująca kluczowe decyzje w pracy bieżącej) Józef Niećko.

Osobna kwestia to przewrót majowy. Choć młodzi ludowcy darzyli Piłsudskiego szacunkiem i początkowo pozytywnie oceniali objęcie przezeń władzy, to jednak gdy w 1927 r. doszło do zakusów sanacji na ograniczenie uprawnień Sejmu, „Siew” piórem Bolesława Babskiego głosił: „/…/ będziemy stali na gruncie demokracji parlamentarnej, czyli ludowładztwa. /…/ ustrój ten posiada liczne braki. Jednakże ze wszystkich /…/ zapewnia on najwięcej praw warstwom pracującym i daje możność osiągnięcia ich w drodze pokojowej”. Po podobnym artykule prezesa Załęskiego, prorządowy CZKR wprowadził w „Siewie” cenzora. 5 grudnia 1927 r. nagle zwolniono z pracy kierownika – Niećkę, sekretarza CZMW – A. Zielińskiego, redaktora „Siewu” – Babskiego oraz przejęto redagowanie pisma.

Liczono na zastraszenie młodych działaczy. Tymczasem niemal cały Zarząd stanął na stanowisku niezależności. Przyspieszono tworzenie samodzielnej struktury w postaci federacji organizacji wojewódzkich. 25 marca 1928 r. wydano pierwszy numer tygodnika „Wici” (pomysłodawcą tytułu, nawiązującego do terminologii dawnych Słowian, był Niećko). Solarz pisał w nim: „Sami sobie dawać radę chcemy, sami ćwiczyć się we włodarzeniu, silić z trudnościami, hartować mięśnie woli, doświadczać dróg, by zdrowo doskonalić w sobie człowieka i obywatela”.

Decyzja o usamodzielnieniu oznaczała utratę funduszów, zaplecza technicznego, wieloletniej marki itp. Jednak na zjazd ogólnopolski przybyło 29 czerwca 1928 r. ponad tysiąc osób, w tym niemal 500 delegatów kół. W głosowaniu poparto samodzielność oraz zmianę nazwy na Związek Młodzieży Wiejskiej RP. Wkrótce, od tytułu tygodnika, potocznie zaczęto określać go „Wiciami”. We władzach ZMW RP zasiedli m.in. Załęski jako Przewodniczący Prezydium Zarządu Głównego, jego zastępcą został Adam Bień, a kierownikiem Niećko.

W tym samym okresie zwolennicy sanacji przejęli wpływy w Małopolskim Związku Młodzieży. Na przełomie 1928 i 1929 r. większość jego członków również wybrała samodzielność, tworząc Związek Młodzieży Wiejskiej w Krakowie, który rok później wszedł w skład ZMW RP.

W wyniku szeroko zakrojonego i hojnie finansowanego kontrataku, CZMW częściowo odzyskał wpływy. Sprawozdanie z wiosny 1929 r. pokazuje, że z „Wiciami” związało się 32% kół i 34% członków dawnego CZMW. Ale, jak zgodnie twierdzą historycy, była to najbardziej ideowa, aktywna i świadoma część działaczy. Wkrótce utworzono struktury ZMW RP w woj. kieleckim, lubelskim, łódzkim, mazowieckim, nowogródzkim i małopolskim. Rok po usamodzielnieniu istniało 746 kół z 22 tys. członków. Na początku 1933 r. było już 1900 kół i 45 tys. członków. Trzy lata później – odpowiednio 2650 i 90 tys. Przed wybuchem wojny liczba „wiciarzy” przekroczyła 100 tys. W międzyczasie wskutek nacisków władz odłączył się związek nowogródzki, utworzono natomiast wojewódzką strukturę we Lwowie, w 1936 r. sfinalizowano kilkuletnie rozmowy zjednoczeniowe z Wielkopolskim ZMW, a dwa lata później powstał Pomorski ZMW.

***

„Wiciarze” byli znakomicie „zakorzenieni” społecznie. Działali w lokalnych środowiskach, gdzie wszystkich znali i gdzie znano też ich. Odrzucali model „mędrka”, który „oświeca” innych i przemawia z pozycji wyższości moralnej czy intelektualnej. Nie pracowali „dla ludu”, lecz „z ludem”, traktując chłopów podmiotowo i po przyjacielsku.

Na dużą skalę prowadzono działalność edukacyjno-samokształceniową. Samych bibliotek przy lokalnych kołach ZMW RP było w 1938 r. aż 1840. Do tego setki prelekcji – przygotowanych przez wybranych członków koła lub przez instruktorów powiatowych i wojewódzkich. Nierzadkie były kilkudniowe kursy, organizowane własnym sumptem – przyjezdni nocowali u zaprzyjaźnionych gospodarzy, każdy przywoził produkty rolne na wspólne posiłki itp. Tylko w 1936 r. w skali powiatów zorganizowano 113 kursów społeczno-oświatowych, 26 gospodarczych i 34 dla dziewcząt – brało w nich udział ok. 10 tys. osób. Organizowano też kursy rolnicze – dotyczące ogrodnictwa, wydajności upraw i hodowli, higieny w gospodarstwie, kroju i szycia.

Szczególne miejsce zajmuje dorobek „wiciowych” uniwersytetów ludowych. Wspomniany UL w Szycach k. Krakowa propagował oryginalny model wychowawczy, oparty na egalitaryzmie, dyskusjach, zachętach do samorozwoju, pochwalano interdyscyplinarne zainteresowania i sięganie po intuicyjne sposoby poznawania rzeczywistości. Ważne miejsce zajmowały zajęcia terenowe i wspólnotowe formy spędzania czasu, nierzadko o charakterze bliskim rytuałowi.

„Szyce” były ważnym ośrodkiem kształtowania się ideologii „wiciowej”, a także promieniowania radykalnych poglądów na polską wieś. Władze ZNP pod naciskiem sanacji zamknęły placówkę w 1931 r. – w uzasadnieniu napisano, że kształtowała u wychowanków „radykalne poglądy społeczne”. Odrodzenie nastąpiło wkrótce w Gaci Przeworskiej na Podkarpaciu, najpierw w izbach udostępnianych przez okolicznych chłopów, później w budynku wzniesionym ze składek i dzięki społecznej pracy „wiciarzy”. Na kilkutygodniowych kursach gościło w nim kilkaset osób, które po powrocie do domów utrzymywały kontakt, regularnie organizowano zjazdy wychowanków. W 1937 r. działacze ZMW RP utworzyli drugi uniwersytet ludowy – w Nietążkowie k. Kościana.

Najpopularniejszą formą aktywności kulturalnej „wiciarzy” był ruch teatrów amatorskich. W kręgu „Wici” istniało mnóstwo takich inicjatyw. Począwszy od lekkich sztuk o tematyce wiejskiej, przez utwory z tradycji patriotycznej, kończąc na inscenizacji sztuki awangardowego poety Brunona Jasieńskiego, „Słowo o Jakubie Szeli”. Tworzono też widowiska z okazji „Święta Żniwnego” (dożynek), „Święta Wiosny” (obchodzono je w dawną Noc Kupały), ważnych rocznic historycznych, nawiązujących do cyklów płodności gleby, rytmu przyrody, prastarych tradycji itp., nadając im nowe formy i wymowę. W samym 1928 r. 285 kół „Wici” wystawiło 854 przedstawienia dla ok. 28 tys. widzów. W latach 1931-37 ponad połowa kół miała stałe zespoły teatralne, a od 70 do 83% kół doraźnie wystawiało spektakle. Tylko na Kielecczyźnie „wiciarze” zorganizowali w 1932 r. 195 przedstawień aż 121 różnych sztuk, natomiast koła Krakowskiego ZMW w 1936 r. przygotowały 325 przedstawień. Nie chodziło jednak wyłącznie o aspekt kulturalny. „Działacze /…/ »Wici« widzieli w nim [teatrze ludowym] czynnik sprzyjający popularyzowaniu radykalnych treści społecznych i politycznych /…/” – stwierdza S. Pastuszka. Solarzowa na łamach „Prosto z mostu” pisała w 1935 r.: „Wsi trzeba teatru, sceny, z której by odezwały się słowa nowe, nieznane, przeczuwane, z której powiałoby życie dzisiejsze – zagadnienia i sprawy palące”.

Na uwagę zasługuje też swoisty „feminizm” ZMW RP. Kobietę uznawano za mającą pełne prawo do działalności społecznej i samorozwoju. Oczywiste różnice biologiczne i wynikające z nich role społeczne nie powinny być ani pomijane, ani nadmiernie eksponowane. Należy dążyć do tego, by ułatwić kobietom spełnianie obowiązków matek czy żon, zamiast traktować jako pretekst do izolowania ich od życia publicznego. Już w 1929 r. Walny Zjazd deklarował: „/…/ w pracach Kół winna w większym stopniu znaleźć miejsce sprawa udziału kobiet /…/”. W 1933 r. stwierdzał w uchwale: „Przebudowa obecnego ustroju, jak również /…/ osiągnięcia pełnej demokracji, na której ma się oprzeć ustrój przyszłej Polski Ludowej – sprawiedliwej – wymaga, aby kobieta brała na równi z mężczyzną udział w życiu nie tylko domowym, ale i /…/ społecznym /…/”. Przy strukturach kieleckiej i lubelskiej utworzono Komisje Społeczno-Wychowawcze Kobiet. W prasie organizacyjnej poświęcano wiele uwagi problematyce kobiecej – w „Wiciach” od 1936 r. ukazywał się dział „Wiciarka”, wiosną 1939 r. członkinie koła w Markowej na Podkarpaciu rozpoczęły edycję miesięcznika „Kobieta Wiejska”. Zorganizowano kilka spotkań i konferencji poświęconych tematyce kobiecej. W połowie lat 30. w Krakowskim ZMW dziewczęta stanowiły ok. 27% członków, w Łódzkim – 33%, a w Kieleckim aż 40%. Jak na ówczesne realia były to wskaźniki wysokie.

W drugiej połowie lat 30. zaczęto prowadzić tzw. Nowiznę Wiciową, czyli zajęcia dla starszych dzieci. Oprócz formowania charakterów w duchu „wiciowym”, celem było promowanie pozytywnych sposobów spędzania czasu – często bowiem dzieci wiejskie pozbawione były opieki i padały ofiarą różnych wypadków i urazów, lekkomyślnie niszczyły mienie itp. Od 1935 r. związkowy tygodnik regularnie zamieszczał wkładkę „Nowizna Wiciowa”. Rok później takie formy opieki – prowadzone społecznie – istniały przy 171 kołach, obejmując 3 tys. dzieci.

W 1929 r. działały zespoły sportowe przy 303 kołach ZMW RP, skupiając 3 tys. młodzieży. Późniejsze pogorszenie sytuacji materialnej wsi zaowocowało trudnościami z zakupem sprzętu sportowego i tego rodzaju inicjatywy podupadły. Wciąż jednak sporo uwagi poświęcano aktywności fizycznej, zwłaszcza formom niewymagającym nakładów finansowych (ćwiczenia gimnastyczne, biegi). Podobnie było z propagowaniem higieny i opieki zdrowotnej. Oprócz zwrócenia uwagi na katastrofalną sytuację wsi, „Wici” zachęcały do oddolnych inicjatyw na miarę możliwości młodzieży chłopskiej. Terenowym oddziałom udało się zorganizować liczne kursy z zakresu higieny, dbałości o zdrowie i racjonalnego żywienia. Udało się też wysłać kilkadziesiąt wiejskich dziewcząt na szkolenia pielęgniarek i położnych.

Wszystkie te działania świadczą nie tylko o pomysłowości i zaangażowaniu „wiciarzy” w sprawy nierzadko „małe”. Przede wszystkim ukazują przyczyny sukcesów Związku. Robiąc to wszystko, nie tracono z oczu szerszej perspektywy. Załęski deklarował, że „Wici” są „ruchem społeczno-wychowawczym – a więc nie oświatowym, nie zawodowym, nie sportowym lub teatralnym, lecz ruchem wychowującym człowieka”.

***

Jak wspomniano, rozłam w CZMW dokonał się z powodu konfliktu wokół stosunku do antydemokratycznych poczynań sanacji. W. Janczak pisał w „Wiciach”: „Nie uwierzymy nigdy /…/, żeby w interesie Polski leżało wyrzeczenie się walki o /…/ demokratyczne zasady w życiu społecznym i państwowym, a zamienienie ich na jakieś barbarzyńsko-faszystowskie nowinki. Polska, kraj chłopów i robotników, tylko w oparciu o demokrację ostać się może”. T. Rek przekonywał: „forma rządów parlamentarno-demokratyczna /…/ [to] ustrój dogodny i jedyny sprawiedliwy dla szerokich mas /…/, gdyż tylko przy daleko posuniętej jawności, powszechności i kontroli życia publicznego można myśleć i mówić o słusznych prawach i /…/ przestrzeganiu tych praw”.

Nie chodziło tylko o mechanizm wyboru i sprawowania władzy. „Wiciarze” byli przekonani, że odrodzona Polska jedynie wtedy może być silna, gdy zyska oparcie w masach obywateli traktowanych podmiotowo. Tymi obywatelami, zarazem najliczniejszą i najbardziej wykluczoną grupą, byli głównie chłopi. J. Grudziński na łamach „Wici” przekonywał, że „Jednym z największych radykalizmów, jakie w życiu Polski mogą być /…/ dokonane, będzie poruszenie całego masywu chłopskiego do czynnego udziału w życiu narodu i państwa”.

Nie chodziło o powrót do realiów sprzed przewrotu majowego, często przez „wiciarzy” określanych „sejmokracją”. W piśmie „Młoda Myśl Ludowa” (MML) czytamy: „Demokracja, przyszedłszy ponownie do władzy, będzie musiała poddać gruntownej rewizji /…/ dotychczasowe obyczaje, /…/ prawa, /…/ metody pracy i rządzenia państwem. /…/ będzie musiała spoglądać częściej i głębiej w masy /…/, podjąć olbrzymią pracę uzdrowienia atmosfery życia państwa przez /…/ zdemokratyzowanie administracji /…/”. Wielką wagę przywiązywano do decentralizacji państwa. Stanisław Młodożeniec, znany poeta – „chłopski futurysta”, pisał w „MML”: „Na miejsce żądzy panowania zbiorowość chłopska wysuwa zasadę obywatelskiego współdziałania. Nie państwo więc, a czynna pospólność obywatelska musi się stać organizacyjną formą /…/ narodu polskiego”. Krytykowano ideę „silnego państwa”, gdy oznaczała ona eliminowanie wpływu obywateli na życie publiczne. „Wiciarze” uważali, że przynosi to odwrotne skutki, tj. powstaje państwo słabe, nie mające oparcia w społeczeństwie.

Sprzeciw ZMW RP wywoływało łamanie swobód obywatelskich. Wobec procesów brzeskich pisano w „Wiciach”: „Brześć to już nie tylko słuszny czy niesłuszny akt polityczny – /…/ to /…/ sprawa poniewieranej godności człowieczej. I nie tylko godności jednostek /…/, ale i /…/ narodowej. /…/ tragedia brzeska dokonywała się w budynku /…/ państwowym i urągała pojęciom praw w państwie obowiązującym”. Równie mocno krytykowano podniesienie wieku nabywania prawa wyborczego do 24 roku życia, zmianę ordynacji na niekorzystną dla opozycji itp.

***

Władze sanacyjne robiły co mogły, żeby utrudnić działalność „wiciarzy”. Zakazano szkołom i innym instytucjom udostępniać im sale na zebrania, policja nachodziła działaczy i próbowała ich zastraszyć. Władzom samorządowym zabroniono przyznawać dotacje na inicjatywy, które współtworzyli młodzi ludowcy.

Wiele kół terenowych zlikwidowano, a majątek skonfiskowano (np. w 1933 r. tylko w pow. limanowskim rozwiązano 47 kół), zabraniano organizowania jakichkolwiek imprez publicznych. Uniemożliwiano rejestrowanie kół nowych – np. 50 kół na początku lat 30. w Lwowskim; w 1937 r. w tym samym regionie, na 78 zgłoszonych, władza zatwierdziła 8. W 1931 r. rozwiązano administracyjnie całą strukturę małopolską, która po jakimś czasie wznowiła działalność w formie spółdzielni oświatowej i przetrwała dwie próby likwidacji, podobnie jak Lubelski ZMW.

Na Zamojszczyźnie w 1936 r. dokonano brutalnej pacyfikacji wsi, gdzie aktywny był ruch ludowy – szczególnie ostro traktowano „wiciarzy” (zlikwidowano 39 kół Związku), doprowadzając do zaniku działań wskutek zastraszenia ludności. Działacz wojewódzki z Małopolski, Narcyz Wiatr, został uwięziony w Berezie Kartuskiej. Wielu działaczy trafiało do aresztów, zdarzały się prowokacje i pobicia. Cenzura ingerowała w gazety młodych ludowców, konfiskowano całe nakłady czasopism (np. „MML” zablokowano 11 numerów na 72 wydane za sanacji).

„Wiciarze” stanowili rdzeń akcji protestacyjnych na wsi w latach 1936-37 – wieców, demonstracji i wielkiego strajku chłopskiego. Młodzi ludowcy często pełnili funkcję patroli ścigających łamistrajków wiozących płody rolne na sprzedaż, licznie brali udział w potyczkach z policją. Urzędnik z Krakowa raportował: „Między najagresywniejszymi terrorystami i przywódcami bojówek byli wychowankowie UL w Gaci”. Jednak to policja zamordowała w sumie pięciu działaczy ZMW RP podczas tych protestów. Po zakończeniu strajku, „wiciarze” organizowali akcje pomocy ofiarom prześladowań i ich rodzinom. „Wzruszenie ogarniało /…/ gdy na pola /…/ aresztowanych za udział w strajku chłopów, maszerowały gromady chłopców i dziewcząt z koła /…/ »Wici« pomagać osamotnionej żonie lub matce /…/. Pracowali bez wynagrodzenia z gorliwością i zapałem, bo to była jakaś święta praca” – wspominał S. Malawski. Z kolei Solarz dokumentował łamanie prawa przez siły rządowe podczas strajku, aby ludowcy mogli w parlamencie przedstawić raport w tej sprawie.

***

W ZMW RP dość popularny był antyklerykalizm, często spotykany w całym ruchu ludowym. Krytyce poddawano faktyczne i wydumane postawy kleru – nadmierne bogacenie się, wspieranie warstw posiadających, porzucenie „ideałów chrystusowych” itp. Byli też w „Wiciach” nieliczni, lecz wpływowi działacze, którzy atakowali sam katolicyzm. Wieloletni kierownik ZMW RP i redaktor „Wici”, Niećko, oskarżał Kościół o wykorzenienie przemocą z Polski religii pogańskiej, opartej wedle niego na demokracji, łagodności, braterstwie i współbytowaniu z przyrodą. Uważał, że należy wrócić do dawnych form, rytuałów i postaw, propagował zastępowanie chrześcijańskiego wymiaru świąt nową, „pogańsko”-ludową formą celebracji.

Z kolei kler, nierzadko w środowisku wiejskim związany z ziemiaństwem, negatywnie reagował na program „wiciarzy”, widząc w nich kogoś na kształt bolszewików. Poza tym na wsi toczyła się walka o rząd młodzieżowych dusz między plebanią i organizacjami katolickimi (głównie Stowarzyszeniem Młodzieży Polskiej) a młodymi ludowcami.

To wszystko złożyło się na dość wrogi stosunek Kościoła wobec ZMW RP. Biskup kielecki Augustyn Łosiński już w 1929 r. potępił „Wici” jako organizację „bezbożniczą”. Rok później z podobną krytyką wystąpiła konferencja biskupów. To sprawiło, że w wielu parafiach księża atakowali lokalne koła „wiciowe”. Na początku 1936 r. prymas Polski August Hlond ogłosił list pasterski, w którym pisał, że „wiciarze” „/…/ szerzą w duchu bezbożnictwa ordynarny i bolszewicki antyklerykalizm, zalecając zastąpienie katolickiej etyki na wsi etyką świecką i swobodnym obyczajem /…/”. Wkrótce podobne listy pasterskie wystosowali biskupi częstochowski, tarnowski, przemyski i włocławski. Ks. Stanisław Bełch wydał pod pseudonimami dwie broszury, będące atakiem na „Wici”.

Co ciekawe, prymas Hlond, po odwiedzinach delegacji „wiciarzy” z Wielkopolski, na Boże Narodzenie 1936 r. przesłał swoje błogosławieństwo do tamtejszego ZMW (wówczas już należącego do ZMW RP). Wpłynęło to na postawę lokalnego kleru, który w aż 50% był przychylny działaniom młodzieży ludowej – w innych regionach ten odsetek był znacznie mniejszy. Deklaracje tej regionalnej struktury „Wici” potępiały „nadużywanie haseł katolickich i narodowych”, ale głosiły, że „w trosce o trwałość kultury polskiej wobec naporu bolszewizmu z jednej, a neopogańskiego hitleryzmu z drugiej /…/ – zasadę katolickości uznaliśmy za kamień węgielny młodowiejskiego ruchu”.

„Centrala” ZMW RP deklarowała, iż „»wiciowy« ruch młodzieży wiejskiej zasad chrześcijańskich nie podważa, lecz przeciwnie – wzmaga je w życiu jednostkowym i gromadnym /…/”. Tygodnik „Wici” pisał: „ruch wiciowy nie walczył i nie walczy z religią chrześcijańską – natomiast ruch uznaje zasady moralności chrześcijańskiej, co /…/ odróżnia nas od wyznawców materializmu dziejowego”. Krytykowano natomiast dążenia polityczne kleru i jego współpracę z prawicą oraz zamożnymi. M. Szczawińska pisała w „Wiciach” w grudniu 1935 r.: „/…/ widzimy olbrzymią jeszcze dal, jaka nas dzieli od urzeczywistnienia się Idei Jezusowej, choć tyle już lat minęło /…/, gdy tę ideę /…/ głosił i za nią swe życie oddał. O sprawiedliwość walczył, miłość wzajemną wśród ludzi biednych głosząc. Z nimi zawsze był. /…/ Nie z bogaczami”.

Wiele ataków kleru było nieuczciwych bądź opartych na pobieżnej znajomości poglądów „wiciarzy”. Mocno przesadzono np. z opinią o „nieobyczajności”. Właśnie ze względu na stanowisko Kościoła, w środowisku „Wici” nie przeforsowano – mimo dążeń kilku osób i grup – poparcia dla postulatu dopuszczania przerywania ciąży. „Wiciarze” w wielu miejscowościach propagowali urządzanie bezalkoholowych nie tylko wesel, chrzcin i pogrzebów, ale także zabaw ludowych.

Można spotkać także środowiska kościelne przychylne „Wiciom”. Tacy byli np. jezuici związani z periodykami „Sodalis Marianus” i „Wiara i Życie”. Z kolei pismo „Ruch Katolicki”, związane z Akcją Katolicką, w 1937 r. ripostowało wspomnianemu ks. Bełchowi: „/…/ zna ruch wiciowy tylko z pisma »Wici«, czytanego przy /…/ stoliku w mieście. Niech /…/ przyjedzie na wieś, /…/ obejmie funkcję proboszcza, jako odpowiedzialnego duszpasterza /…/, niech zacznie pracować /…/, prowadzić parafię, stowarzyszenia parafialne, akcję charytatywną, niech się zetknie bliżej z wiciarzami, a w ten czas zacznie innymi oczyma patrzeć na ten »konflikt«”.

Z kolei znany kapłan-społecznik, ks. Jan Zieja, nie tylko pozytywnie oceniał większość działań „wiciarzy”, ale także uczestniczył w ich konferencjach programowych, publikował w „MML”, przyjaźnił się z Solarzem. Dostrzegał negatywne z punktu widzenia Kościoła wpływy „patronów wolnomyślnych” na ZMW RP, ale zwracał uwagę na zbyt słabą pracę kapłanów w środowisku wiejskim oraz złe świadectwo, jakie Kościołowi i chrześcijaństwu wystawia zachowanie niemałej ilości księży.

***

Z /…/ organizacjami opartymi na zasadach faszystowskich /…/ – jak: /…/ endeckie, /…/ komunistyczne itp. – ruch wiciowych nie będzie współpracował” – głosiła uchwała Zarządu Głównego ZMW RP z 2-3 maja 1936 r. Wyraża ona wierność demokratyzmowi oraz wskazuje na kluczowe podziały polityczne.

Nasza idea odmienna od idei Dmowskich i faszyzmów wszelakich” – pisał S. Ignar w „Wiciach”. Nacjonalizm uznawano za doktrynę „ciasną”, opartą na nienawiści i wykluczaniu, zaś jej zwolennikom zarzucano niechęć wobec demokracji i dążenia totalistyczne. Uważano, że hasła endeków są kamuflażem dla interesów warstw posiadających i chęci blokowania reform społecznych. Zarząd Główny ZMW RP w uchwale z maja 1936 r. stwierdził, iż: „/…/ to, co się reklamuje w Polsce i w innych krajach jako ruch narodowy – jest tylko ruchem politycznym pewnych grup i warstw społecznych o celach wyraźnie klasowych – które, poza parawanem /…/ haseł i idei narodowej, dążą do zrealizowania /…/ programu wstecznego pod względem politycznym, a przede wszystkim społecznym i kulturalnym”. Z kolei „MML” uważała, że „Jednym z pierwszych czynów zwycięskiej endecji byłoby zgniecenie wszystkich ruchów i strzaskanie wszelkich organizacji”. To samo pismo w 1936 r. głosiło, że celem narodowców jest „Zacząć awanturę pod przykrywką walki z Żydami, uderzyć potem na »komunistów«, to znaczy cały obóz ludowy i socjalistyczny, rozbić go – i hulaj dusza! – faszyzm swój, narodowy, endecki zaprowadzić! Wtedy już wszystko poszłoby gładko i składnie, chłopa bierze się za pysk, robotnikowi kajdanki”. T. Rek dodawał, że „W nienawiści rasowej chcą utopić całą dążność mas chłopskich do rzeczywistych i koniecznych zmian ustrojowych”.

Początkowo w łonie ZMW RP pojawiały się sporadyczne wypowiedzi krytyczne pod adresem Żydów, dotyczące konfliktu interesów ekonomicznych, głównie w sferze handlu i kredytów. Jednak coraz częściej podkreślano, iż Żydzi stanowią, tak jak Polacy, zbiorowość zróżnicowaną ekonomicznie, są zatem wśród nich wyzyskiwacze oraz wyzyskiwani. Przede wszystkim uważano, że rozwiązaniem konfliktu ekonomicznego nie jest walka narodowo-rasowa z Żydami, lecz zmiany w systemie gospodarczym. Wiosną 1937 r. „Wici” pisały: „/…/ wrogami chłopa i organizacji chłopskich są też Żydzi, ale nie ci spośród Żydów, którzy żyją, podobnie jak my, w nędzy i ciemnocie, jeno Żydzi kapitaliści, przemysłowcy i obszarnicy. Ale takimi samymi wrogami chłopów i organizacji chłopskich są kapitaliści, przemysłowcy i obszarnicy innych wyznań religijnych czy /…/ pochodzenia narodowościowego”. J. Dusza na łamach „Znicza” przekonywał, że wśród Żydów „/…/ tak jak i w innych grupach narodowościowych, obok proletariatu i ludzi uczciwie na chleb zarabiających, zobaczymy ludzi wyzysku żyjących z krwi i potu ludzi pracy. /…/ [Tym] drugim musimy wydać ostrą i bezwzględną walkę /…/ nie dlatego, że są Żydami, ale dlatego, że są wyzyskiwaczami, tak samo jak walczyć się musi z wszystkimi innymi wyzyskiwaczami, chociażby byli patentowanymi Polakami.

Podobne stanowisko zajmowano wobec innych mniejszości narodowych. Szczególnie słowiańskie, w znacznej mierze „chłopskie”, z Kresów, traktowali „wiciarze” jako pobratymców. W odniesieniu do Białorusi głoszono koncepcję federacji obu krajów. Twierdzono, że wszelkie szykany i naciski przynoszą skutki odwrotne od zamierzonych. Uważali, że Ukraińców należy z Polską związać przyznaniem swobód kulturowych i religijnych oraz autonomii politycznej. „Znicz” pisał: „Przeciwstawienie nacjonalizmowi ukraińskiemu nacjonalizmu polskiego do niczego nie doprowadzi. Pogłębi tylko istniejącą przepaść. /…/ Polska Ludowa musi uwzględnić na tym terenie jednakowo potrzeby chłopa polskiego i ukraińskiego”. Ale zasada działała w obie strony. T. Rek pisał w „Wiciach”, że „jak /…/ zwalczamy szkodliwy nacjonalizm polski, tak też uważamy za zgubny nacjonalizm innych narodowości, pozostających w granicach państwa polskiego. Nacjonalista ukraiński, białoruski, litewski czy żydowski /…/ swoją nieobliczalną działalnością leje wodę na młyn polskich ugrupowań nacjonalistycznych i przynosi ogromną krzywdę i swojej narodowości, i /…/ całemu społeczeństwu”.

***

ZMW RP zajmował negatywne stanowisko również wobec komunistów. Kluczową rolę odgrywały zarzuty o postawy antydemokratyczne, dochodziła też krytyka uzależnienia od ZSRR i tamtejszego zamordyzmu. Swoje zrobiły zajadłe ataki werbalne komunistów na „wiciarzy” i agraryzm, stosowanie takich określeń, jak „wiejska burżuazja”, „sługusy sanacji”, „ludofaszyzm” etc. Po 1936 r., wraz ze zmianą dyrektyw Stalina, stonowano je, a nawet próbowano przekonać „wiciarzy” do tzw. frontu ludowego.

ZMW RP negatywnie oceniał zarówno idee, jak i taktyczne wybiegi komunistów. Uchwała Zarządu z 2-3 maja 1936 r. głosiła: „Hasło tzw. frontu ludowego dla obrony demokracji przed faszyzmem /…/ jest wyrazem zmiany taktyki na drodze do przenikania i opanowywania ruchów demokratycznych celem zepchnięcia ich w łożysko ideologii wytyczonej ze stanowiska politycznej racji stanu Rosji Sowieckiej. /…/ Komunistyczna akcja, z jej obłudnymi i prowokacyjnymi metodami – będzie ze specjalnym naciskiem zwalczana na równi z akcją klerykalno-endecką i sanacyjno-faszystowską. Kolejna uchwała mówiła: „/…/ potępiamy nieuczciwą taktykę komunistów, którzy pod osłoną haseł demokratycznych usiłują w nieświadomych masach wywołać odruchy, za które krwią i więzieniami płacą niewinni, gdy /…/ inspiratorzy pozostają w ukryciu”. Mazowiecki ZMW przestrzegał członków przed współpracą z komunistami. Na początku roku 1937 z ZMW RP usunięto sporo osób znanych z sympatii komunistycznych oraz rozwiązano kilka kół terenowych, w których silne wpływy mieli komuniści.

Na łamach „Znicza” ZSRR wraz z hitlerowskimi Niemcami i faszystowskimi Włochami potępiano jako systemy totalistyczne. Stwierdzano, że „komunizm jest sprzeczny z naturą ludzką” i że należy odrzucić idee komunistyczne „tam bowiem, gdzie program ich został wykonany, idea sprawiedliwości społecznej nie została zrealizowana, ucisk i wyzysk mas chłopskich dalej pozostał na porządku dziennym”. J. Borkowski pisał: „Nawet najbardziej lewicowi działacze ruchu wiciowego ogłaszali w tym czasie [II poł. lat 30. – przyp. R. O.] artykuły odgradzające się od bolszewizmu lub potępiające stalinowskie metody rządzenia”. Znamienne są opinie z „Chłopskiego Życia Gospodarczego” (organ Łódzkiego ZMW), najbardziej lewicowego spośród periodyków środowiska „wiciarzy”. N. Kasperek stwierdzał, że „ruch ludowy w Polsce idzie drogą /…/ samodzielną, nie wzorując się ani na komunizmie, ani też na endeckim faszyzmie”. J. Orchowski dodawał: „socjaliści i ludowcy nie chcą mieć z komunistami nic wspólnego”. O sowieckich sowchozach pisano, że ten sposób gospodarowania „jest źródłem panowania jednostki (komisarza) nad masami, czyli wraca mimo woli do formy kapitalistycznej”.

Potępiano sowiecką przemoc, przymusowe tworzenie kolektywów rolnych, brak demokracji i swobód obywatelskich. Marksizm krytykowano za apoteozę rewolucji i wyolbrzymianie znaczenia proletariatu. Negatywnie oceniano biurokrację, scentralizowanie podejmowania decyzji.

Najbliżej, oprócz Stronnictwa Ludowego, było „wiciarzom” do PPS-u i jego młodzieżowych organizacji, jak OMTUR. Łączyły ich ideały sprawiedliwości społecznej i radykalnych reform socjalnych. W robotnikach widzieli naturalnych sojuszników. Z jednej strony, co prawda, mieli oni łatwiejszy dostęp do wielu dóbr, z drugiej zaś byli – inaczej niż chłopi – wyzuci z własności środków produkcji. Ideał Polski Ludowej miał się ziścić właśnie we współpracy z lewicą stojącą na gruncie patriotyzmu i niepodległości Polski. Wiele zrobiono dla zadzierzgnięcia takiego sojuszu – spotkania, wzajemne przedruki artykułów programowych, wspólne imprezy (np. zorganizowana przez Łódzki ZMW na stadionie Robotniczego Towarzystwa Sportowego w Łodzi).

***

Rozwój sytuacji przyspieszył udział „wiciarzy” w „wielkiej polityce”. Mieli oni znaczny wpływ na powstanie zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. Już po połączeniu chłopskich ugrupowań kładli nacisk na jedność, zwalczając rozłamy oraz zadawnione waśnie. Uważali, że wieś musi mówić jednym głosem, gdyż w przeciwnym razie przegra swoje interesy. Walny Zjazd ZMW RP w 1931 r. uznał SL za jedyną polityczną reprezentację ruchu ludowego.

W połowie lat 30. „wiciarze” wyrośli na czołowych teoretyków partii ludowej, a wkrótce zaczęli się liczyć w jej władzach. Po kryzysie i mini-rozłamie w SL, latem 1935 r. pięciu działaczy ZMW RP zostało dokooptowanych do Naczelnego Komitetu Wykonawczego partii. To jeszcze bardziej zwiększyło ich wpływ na stronnictwo, doprowadzając do jego radykalizacji programowej i praktycznej. Było to możliwe także dzięki wsparciu, jakie uzyskali od działaczy starszego pokolenia, m.in. Ireny Kosmowskiej, Stanisława Thugutta i Macieja Rataja. Ten ostatni wspominał: „Na całość ruchu ludowego Wici wywarły wielki wpływ i tego się wcale nie wstydzę”. Wkrótce deklaracje ideowe dość skostniałego SL zaczęły zawierać postulaty żywcem skopiowane od radykalnych „wiciarzy”, zwłaszcza w kwestiach społeczno-gospodarczych. Starosta powiatu tarnobrzeskiego pisał w raporcie do władz centralnych: „/…/ po ostatnich wypadkach strajkowych można twierdzić, że nie SL wywiera wpływ na związek »Wici«, ale odwrotnie”.

Liderzy ZMW RP negatywnie oceniali „politykierstwo” starszego pokolenia ludowców. J. Grudziński krytykował „wiecowy” i sloganowy sposób uprawiania polityki przez „starych”: „Dziś, gdy na kartce wyborczej można budować najwyżej /…/ domek z kart, słowo musi /…/ uczyć /…/ dokonywania zbiorowym wysiłkiem faktów, z których każdy /…/ będzie szczeblem rozwojowym w jakiejś dziedzinie życia wsi /…/”. S. Świetlik stwierdzał: „/…/ koła Stronnictwa Ludowego należałoby /…/ oczyścić z »polityki«, polegającej na intrygowaniu, zaszczepianym przez »wodzów« wzajemnie się zwalczających. Natomiast zaszczepić nieco więcej troski o społeczne życie wsi”. Krytykę budziły także niektóre inicjatywy polityków starszego pokolenia. Młodzi negatywnie oceniali np. próby pozyskania SL do centroprawicowego Frontu Morges.

„Wiciarze” niejednokrotnie protestowali przeciwko przedmiotowemu traktowaniu młodzieży ludowej. W 1933 r. w specjalnej odezwie pisali: „/…/ uważamy za niewłaściwe i szkodliwe dla Związków Młodzieży Wiejskiej czynienie z /…/ ich ogniw organizacyjnych terenu akcji politycznej i posługiwanie się nimi przez Stronnictwo Ludowe /…/ i jego działaczy jako instrumentem do /…/ doraźnych celów politycznych”. A. Bień po latach wspominał: „Ruch »wiciowy« pragnął ukształtować nowy typ chłopa-obywatela, który będzie czuł swą odpowiedzialność za rozrost całego polskiego dobytku, a nie tylko tej jego części, którą można zmieścić w komorze, stajni, stodole. To się wielu – również ludowcom – nie podobało. W różny sposób próbowali nas rozbijać, wyciszać, ku sobie kaptować”.

„Wiciarze” byli przekonani, że nową wieś trzeba tworzyć „od dołu”, oni sami zaś mają być cząstką ruchu społecznego, nie zaś „partyjniakami”. Patrzono im zresztą na ręce. Maria Maniakówna pisała: „Baczmy, by koledzy nasi w zapamiętaniu, w ostrej walce partyjnej, do sprawiedliwej Polski poprzez krzywdę ludzką nie szli”.

***

Światopogląd członków ZMW RP można określić jako „agraryzm wiciowy”, w odróżnieniu od pokrewnej, lecz odmiennej wersji, jaką był „agraryzm środkowoeuropejski”. Ten ostatni reprezentowali głównie działacze ludowi z Czechosłowacji, Jugosławii i Bułgarii, zwłaszcza Słowak Milan Hodża oraz Czech Antonin Švehla. Hodża twierdził, że chłopi są specyficzną warstwą społeczną, na co składają się trzy filary: tradycja religijna (wieś jest mocniej przywiązana do wartości religijnych niż miasto), rodzina (silne więzi rodzinne i poczucie wspólnoty, w przeciwieństwie do miejskiego indywidualizmu i atomizacji) oraz poczucie porządku społecznego.

„Wiciarze” znali idee agrarystyczne już przed rozłamem w CMZW. Zarówno wtedy, jak i później współpracowali z agrarystami czeskimi i innych krajów w ramach Słowiańskiego Związku Młodzieży Wiejskiej. Dokonali jednak wieloaspektowej refleksji, nadając tej doktrynie nowy kształt, bardzo odmienny od koncepcji „ojców-założycieli”.

„Wiciarze” kładli nacisk na inne aspekty chłopskiego bytowania. Podkreślali wartość i znaczenie pracy na łonie natury. To właśnie bytowanie wśród przyrody, w rytmie pór roku, decydowało o specyfice chłopskiej postawy, uodparniając mieszkańców wsi na postulaty utopijne oraz „miejskie” myślenie w kategoriach dychotomii i skrajności. Z przyrodą – bardziej niż z wierzeniami religijnymi – wiązał się „mistycyzm” chłopów i niechęć wobec doktryn materialistycznych, nawet gdy dystansowali się wobec instytucji kościelnych.

Drugim elementem, na który zwracali uwagę, było prowadzenie gospodarstwa rolnego. Taka forma własności uczyła chłopów indywidualizmu, poczucia wolności, odpowiedzialności i roztropności oraz polegania na sobie. Nie wiązała się ona z wyzyskiem i żerowaniem na innych, gdyż każdy gospodarował „na własnym”. Dodatkowo jednak – to trzeci istotny czynnik – uczyła współpracy. Efektywna uprawa ziemi i hodowla zwierząt wymagały współdziałania całej rodziny, a wiele zadań realizowano w obrębie wsi w szerszym kręgu – w „gromadzie”, czyli całej lokalnej społeczności lub jej znacznej części.

W efekcie powstawał splot jednostkowej niezależności (antyteza komunistycznego kolektywizmu), silnego zakorzenienia we wspólnocie (przeciwieństwo liberalnego indywidualizmu) oraz „rdzennej” demokracji i samostanowienia (przeciwieństwo konserwatyzmu). I. Solarz przekonywał: „Drobne gospodarstwo chłopskie chowa w sobie dziwną tajemnicę łagodzenia /…/ przeciwieństw /…/, jakie niepokoją i wywracają dotychczasowy ustrój społeczno-gospodarczy, przeciwieństw między pracą a posiadaniem i rozporządzaniem owocami tej pracy /…/. /…/ wszyscy są i przy pracy, i przy rządzeniu, sprawiedliwie dokonuje się rozdział świadczeń i korzyści. Jest to wartościowy psychicznie podkład pod zrzeszeniową dobrowolną organizację w nowym ustroju”.

Chłopi stanowili wówczas znakomitą większość społeczeństwa, a sama wieś – terytorialny „rdzeń” państwa. A także jego biologiczny fundament z racji produkowania żywności. Splot czynników obiektywnych (liczebność, znaczenie społeczno-gospodarcze) z subiektywnymi (chłopski etos i styl życia), sprawiał zdaniem agrarystów, że chłopi powinni mieć dużo większe znaczenie w państwie. W. Furmanek głosił w „Wiciach”: „Twórcą ustroju sprawiedliwego może być tylko człowiek pracy twórczej, a przede wszystkim człowiek tworzący chleb wespół z ziemią i przyrodą całą”. W „Zniczu” pisano: „Różnym kierunkom polityczno-społecznym, jak liberalizm, socjalizm, komunizm itp. przeciwstawiamy /…/ nowy kierunek, rodzący się obecnie z żywiołową siłą /…/ Ziemia, chłop-człowiek i jego stosunek do świata – oto rusztowanie, około którego mamy wznosić gmach nowego światopoglądu”.

***

Początkowo agraryzm bazował na ogólnikowych postulatach poprawy ekonomicznej sytuacji wsi, zwiększenia politycznego znaczenia chłopów, nasycenia kultury narodowej wartościami kultury ludowej. Zmiana miała nastąpić dwutorowo. Państwo powinno przeprowadzić reformy, a sama wieś musi dokonać olbrzymiej pracy społecznej oraz nabrać wiary w siebie i zmienić złe nawyki. Od państwa „wiciarze” domagali się głównie reformy rolnej, rozwoju szkolnictwa dla młodzieży wiejskiej, działań na rzecz modernizacji upraw i hodowli, różnych gwarancji instytucjonalno-ustawowych. Sami zaś zamierzali dołożyć starań, aby wieś zreformować „od dołu”. Uchwała Zarządu Głównego ZMW RP ze stycznia 1933 r. głosiła: „Mamy dążyć i pracować nad tym, aby we wspólnym i wielkim gospodarstwie, jakim winna być Polska, nie było uprzywilejowanych i wyzyskiwanych, przesyconych i głodnych, aby praca wszystkich warstw i zawodów, a więc i praca drobnych rolników – była należytą opieką otaczana i sprawiedliwie wynagradzana”.

Szybko jednak okazało się, iż strukturalne zmiany wsi są znikome (niewielka skala i tempo reformy rolnej), a zamiast rozwoju demokracji sanacja ogranicza prawa obywatelskie. Kryzys gospodarczy końca lat 20. i początku 30., szczególnie dotkliwy na wsi, rozwiał z kolei złudzenia, że pozytywne przeobrażenia są możliwe w ramach kapitalizmu. Walny Zjazd z lata 1933 r. deklarował, że kapitalizm jest źródłem nędzy i wyzysku, opiera się na ugruntowaniu nierówności i niesprawiedliwości w podziale dóbr. Postulowano, aby ziemię uprawną jako podstawę bytu społecznego i gospodarczego oddać tym, którzy ją uprawiają. J. Dusza na łamach „Wici” grzmiał: „Zbudowane chłopskimi rękami szlacheckie pałace i magnackie zamki przemienić się muszą w chłopskie uniwersytety i domy kultury”. S. Słupek w „Zniczu” pisał: „warstwy tzw. wyższe (szlachta, kler, część mieszczaństwa) w ciągu wieków przyzwyczaiły się /…/, że chłop wiecznie ma na kogoś robić /…/, w chwili obecnej toczy się zażarta walka /…/ z każdym przejawem samodzielności ruchu chłopskiego”. W. Bieniasz oznajmiał w „Wiciach”, że „My, dzisiejsze pokolenie wsi – zaczynamy zdobywać się na odwagę /…/ samodzielnego myślenia i robienia w gromadzie dla gromady. Bez opiekunów i patronów – i nie dla opiekunów i patronów, ale dla własnej sprawy chłopskiej”. W. Kojder pisał w „Zniczu”: „/…/ wieś szuka własnej, nie wzorowanej na kimś drogi. Na wsi rodzi się potrzeba urządzenia i zagospodarowania Polski po /…/ chłopsku”.

Sedno ideologii agrarystycznej w kwestii roli i znaczenia chłopów dobrze streścił W. Piątkowski: „Założenie, iż związek człowieka z ziemią określa jego wartości moralne i obywatelskie, implikuje tezę o prymacie politycznym chłopów”. Na łamach „MML” przekonywano zatem: „/…/ agraryzm ma w chwili obecnej najwięcej szans ku temu, aby stać się nie tylko /…/ ideologią całej warstwy chłopskiej, ale również ideologią Polski /…/”.

***

Nie chodziło bynajmniej o naiwne wizje „rządów wsi”. Z biegiem czasu coraz bardziej krytycznie odnoszono się do popularnych wcześniej koncepcji „rustykalnych”, autorstwa głównie J. Niećki. Wybijający się na czołowego teoretyka ruchu S. Miłkowski krytykował „typowe podejście pewnej kategorii »myślicieli« /…/, którzy wierzą głęboko /…/, że chłop w Polsce ma wielkie posłannictwo dziejowe do spełnienia. Trzeba tylko obudzić w nim twórcze prasiły, odziedziczone po pradziadach, trzeba, aby w masie swojej uczuł ową słoneczność i radość życia /…/ przodków orzących miłośnie i szczęśliwie matkę ziemię, a wszystko inne automatycznie zostanie rozwiązane”.

Krytykowano jednak kulturę miejską i takiż styl życia, podkreślano wartościowe cechy wsi. Ten sam Miłkowski pisał w 1935 r.: „Agraryzm jest /…/ reakcją i protestem przeciwko zbytniej urbanizacji społeczeństwa, a więc odrywania go od ziemi. Jest kierunkiem, który /…/ przeciwstawia się koncentracji ludności w miastach i nie tylko ludności, ale również dóbr materialnych, kulturalnych itp. /…/ Miasto jako sztuczne siedlisko ludzkiego bytowania na przestrzeni dłuższego okresu czasu degeneruje człowieka fizycznie i moralnie, zabija w nim siły twórcze, mechanizuje go”.

Nie należy jednak utożsamiać tych deklaracji z infantylnymi tęsknotami za „rajem utraconym”. Choć „wiciarze” krytycznie oceniali część aspektów rozwoju przemysłu, urbanizacji itp., to uważali, że w gospodarce rolnej należy wdrożyć wiele technologii, które ułatwiłyby osiąganie dobrych efektów pracy, uczyniły ją lżejszą, pozwoliły chłopom sprawniej współpracować itp. Uznawano, że Polska powinna być przede wszystkim krajem agrarnym, z dominującą produkcją i przetwórstwem płodów rolnych. Jednocześnie z dużym uznaniem przyjęto budowę Centralnego Okręgu Przemysłowego, jako krok do rozwoju kraju oraz sposób na „wchłonięcie” przez przemysł nadwyżki ludności z terenów wiejskich.

W przełożeniu na język konkretów wszystko to przybierało ciekawe postaci. „Wiciarze” postulowali m.in. dekoncentrację przemysłu i instytucji publicznych oraz nakładów budżetowych. Chodziło o częściowe przeniesienie do średnich i małych miast, aby prowincjusze mieli do nich równomierny dostęp, zaś wielkie aglomeracje przestały odgrywać dominującą rolę kulturową i gospodarczą. S. Młodożeniec pisał w „MML” w 1935 r.: „Wszelkie dobra materialne i kulturalne, które ześrodkowały się w zaduchu wielkomiejskim, będą równomiernie rozprowadzone po całym kraju”. Same miasta postulowano przekształcić tak, aby powiększyć tereny zielone, promować indywidualne domy z ogródkami itp. Zamiast wielkich skupisk ludności, proponowano tworzenie mniejszych ośrodków, w formie tzw. miast-ogrodów, dogodnie skomunikowanych, lecz oddzielonych terenami leśnymi i wiejskimi.

Z kolei kulturę narodową „wiciarze” chcieli nasycić wątkami zaczerpniętymi z kultury ludowej. Nie chodziło o powierzchowną chłopomanię, lecz o dostrzeżenie lekceważonych aspektów ludowego dorobku. Pozwoliłoby to tchnąć nowe siły w kulturę narodową i powstrzymać tendencje kosmopolityczne. Uchwała Zarządu z 2-3 maja 1936 r. głosiła: „Ruch wiciowy /…/ nawiązujący do rodzimych pierwiastków kultury ludowej – mimo że /…/ wychodzi z pobudek klasowych, w istocie swojej ma charakter najbardziej narodowy. Na tych bowiem rodzimych pierwiastkach kultury ludowej musi się oprzeć budowa nowej kultury narodowej i odnowa życia polskiego /…/”. „Wiciarze” mocno akcentowali „swojskość” kultury ludowej i jej narodowy charakter. Uważali, że chłopi najlepiej „przechowują” wzorce składające się na polskość, gdy inne warstwy i środowiska ulegają trendom kosmopolitycznym.

Przeciwstawianie się /…/ treściom kulturowym reprezentowanym przez inne warstwy społeczne nie było /…/ sprzeczne z /…/ ideą wspólnego tworzenia kultury narodowej. Miało tylko przyczynić się do ustalenia właściwych proporcji udziału w niej kultury chłopskiej, którą oceniano za pomocą takich kryteriów, jak: rodzimość wynikająca ze słowiańskiej genealogii, wysoki poziom moralny i etyczny wywodzący się z samej istoty związków z ziemią i charakteru pracy” – tak wizję „wiciarzy” podsumowują M. Drozd-Piasecka i W. Paprocka.

***

/…/ teza agrarystów wiciowych [głosiła], iż demokracja polityczna w najgłębszym znaczeniu tego terminu zakłada istnienie demokracji ekonomicznej, ponieważ nierówności ekonomiczne ograniczają demokrację polityczną /…/” – pisze W. Piątkowski. Oprócz moralnego wymiaru biedy i wykluczenia, bardzo istotny był dla „wiciarzy” właśnie aspekt społeczno-polityczny tych zjawisk. Jeśli Polska ma być krajem „obywatelskim” i demokratycznym, musi oprzeć się na niwelacji znacznych różnic w kwestii posiadania osobistych majątków, kontroli środków produkcji oraz wpływu każdego człowieka na własne miejsce w procesach wytwórczych. Z takich przesłanek, wzmocnionych wpływem czynników obiektywnych (kryzys gospodarczy lat 30., ugruntowana bieda na wsi) oraz klimatem epoki (powszechne przekonanie o wyczerpaniu możliwości rozwojowych kapitalizmu), wypływał program gospodarczy agraryzmu „wiciowego”.

Jego sednem była oczywiście „kwestia chłopska”, czyli akcentowanie konieczności stworzenia jak najlepszych warunków dla indywidualnych (rodzinnych) gospodarstw rolnych. Gospodarstwa rolne nie opierają się na wyzysku pracowników najemnych, natomiast ich kondycja zależy od pracowitości, pomysłowości i inicjatywy właścicieli. Na tę ostatnią kwestię negatywny wpływ mają jednak czynniki niezależne od chłopów. Pierwszy to struktura własności ziemi w Polsce. Gospodarstwa były wówczas niewielkie, ich grunty rozdrobnione, brakowało ziemi na potrzeby tworzenia nowych (młode pokolenie). Większość chłopów nie dysponowała warsztatem pracy wystarczającym do godnego poziomu życia, mimo dużej pracowitości oraz wydajności. Dlatego kluczowym postulatem „wiciarzy” była reforma rolna. Nie był to postulat nowy w ruchu ludowym, jednak ZMW RP nadał mu radykalny wymiar.

Deklaracja Walnego Zjazdu z jesieni 1933 r. stwierdzała dość ogólnikowo, iż „/…/ ziemia, jako podstawowy /…/ czynnik w życiu narodu i państwa i jako warsztat, w którym wytwarzane są konieczne dla całego społeczeństwa produkty rolne, winna w ilościach nadających się do racjonalnego gospodarowania należeć do tych obywateli, którzy sami na niej pracują”. Była to zapowiedź odmówienia racji bytu rolnym posiadłościom wielkoobszarowym, bazującym na pracy najemnej. Uchwały późniejsze o dwa lata stwierdzały, iż „własność prywatną środków produkcji, będącej w swej nieograniczonej formie podstawą dzisiejszego ustroju kapitalistycznego, agraryzm uznaje tylko tam, gdzie względy społeczne tego wymagają; w żadnym wypadku nie może ona stwarzać warunków do wyzysku człowieka przez człowieka. /…/ ziemia w całości musi przejść w ręce tych, którzy na niej osobiście pracują. Podstawą przyszłego ustroju rolnego będzie samodzielny warsztat rolny, obrabiany rękoma na nim osiadłej rodziny, jako gwarantujący najwyższą wydajność i łączący w sobie zgodnie element pracy i kapitału”.

Uchwały ZG z listopada 1936 r. domagały się już wprost wywłaszczenia wielkiej własności ziemskiej (prywatnej, publicznej, kościelnej) bez odszkodowania. Konieczność reformy rolnej uzasadniano nie tylko względami społecznymi, lecz także ekonomicznymi. „Wici” pisały, że „drobny rolnik z tej samej powierzchni ziemi potrafi nawet czterokrotnie więcej wygospodarować aniżeli obszarnik” (powoływano się na analizy W. Grabskiego). Nie określono dokładnie obszaru, od jakiego należałoby rozpocząć wywłaszczanie, m.in. dlatego, że każdy region oraz struktura upraw i hodowli miały swoją specyfikę. Dlatego też pojawiły się głosy, że skala reformy powinna być zróżnicowana (zaczynać się powinna powyżej 20, 30 lub 50 ha, zależnie od okoliczności). Nie uważano też, by rozparcelowanie wielkich posiadłości wystarczyło dla znaczącego polepszenia sytuacji wsi – obszar ziemi do podziału oraz ilość bezrolnych i gospodarstw karłowatych nie pozwalały mieć takiej nadziei.

Agraryści uważali, że jedną z przyczyn mizernej kondycji wsi jest pośrednictwo w handlu. Producenci wiejscy otrzymują niewielką zapłatę, jednak konsumenci w miastach płacą drogo, gdyż większość zysku przejmują pośrednicy. Wpływa to na zjawisko tzw. nożyc cenowych – mieszkańcy wsi uzyskują niewielkie stawki za płody rolne, natomiast produkty przemysłowe, które muszą nabywać, są drogie. Utrzymuje to wieś w stanie zacofania ekonomicznego, gdyż poza przetrwaniem nie ma możliwości poczynienia inwestycji, dokonania modernizacji gospodarstw i podniesienia poziomu życia.

Rozwiązaniem problemu powinna być spółdzielczość. „Prywatne pośrednictwo handlowe, będące dzisiaj w przeważnej części podstawą wyzysku i źródłem niewspółmiernego do wysiłków bogacenia się jednostek, musi zniknąć, zaś jego funkcje we wszystkich stadiach i formach przejmie spółdzielczość” – głosiła uchwała Walnego Zjazdu z 1935 r. Rozwój spółdzielczości sprawiłby, że chłop uzyskiwać miał zacznie wyższe dochody. Wkrótce uznano, że spółdzielczość powinna także dostarczać na wieś produkty przemysłowe. Uchwała Ogólnopolskiej Konferencji Przedstawicieli Komisji Gospodarczych SL i „Wici” z jesieni 1938 r. głosiła: „/…/ skoncentrowanie w ludowych ośrodkach dyspozycji obrotu wytworami rolnika może w przyszłości wytworzyć taką siłę gospodarczą, która będzie się mogła przeciwstawić potędze zgubnych dla wsi zmów kapitalistycznych. Tak pojęta spółdzielczość będzie /…/ nie tylko wyrazem wszechstronnego postępu wsi /…/, lecz również /…/ instrumentem walki w dziedzinie gospodarczej i społeczno-kulturalnej w rękach świadomej i niezależnej ludności wiejskiej”.

***

Z owych typowo „wiejskich” przesłanek wypływała znacznie głębsza refleksja „wiciarzy” na tematy gospodarcze. Z tych samych powodów, dla których w rolnictwie poparli indywidualny wysiłek oraz upowszechnienie własności prywatnej, w innych dziedzinach zaproponowano rozwiązania zgoła odmienne. Oprócz rolnictwa i drobnego rzemiosła (które agraryści traktowali z podobną atencją, jak trud rolnika), pozostałe formy pracy w kapitalizmie oparte są na wyzysku i korzystaniu z pracy najemnej. Rozwiązaniem tej kwestii agraryści zamierzali uczynić spółdzielczość. Walny Zjazd ZMW RP z 1-2 listopada 1931 r. deklarował: „/…/ wzrastające zubożenie i nędza /…/ ma źródło w systemie gospodarki kapitalistycznej, opartej na pracy dla zysku. Przeciwstawieniem tego systemu jest rozwijający się ruch spółdzielczy, oparty na wzajemnej pomocy ludzi pracy. Tworzy on nowe formy gospodarki społecznej, gdzie walkę i nienawiść zastąpi współdziałanie, a celem będzie człowiek i jego potrzeby”.

Spółdzielczość miała szybko i namacalnie poprawić kondycję gospodarczą rolnictwa i społeczności wiejskich. Chodziło nie tylko o handel produktami rolnymi i zaopatrzenie wsi w wyroby przemysłowe. Spółdzielcze formy gospodarowania miały na prowincji objąć całą bazę przetwórczą: mleczarnie, chłodnie, przerób mięsa, młyny i piekarnie, a także sektor finansowy (spółdzielcze kasy oszczędnościowo-pożyczkowe) i techniczny (użytkowanie maszyn rolnych, elektryfikacja wsi itp.). W tej kwestii „wiciarze” przywoływali jako wzór znakomite osiągnięcia spółdzielczości wiejskiej w Danii i w Jugosławii.

Ale spółdzielcze wizje nie ograniczyły się do wsi. Związkowy tygodnik pisał: „/…/ ustrój całego państwa winien być oparty na formach spółdzielczych, gdyż spółdzielczość oparta jest na demokratyzmie, na woli członków, ogółu”. W. Fołta na tych samych łamach przekonywał: My spółdzielcy /…/ nie gromadzimy broni, nie stawiamy barykad, nie nawołujemy do rewolucji. Ale dziś już, nie czekając na to, żeby ktoś nam przyniósł poprawę, budujemy nowy świat, świat uczciwszy i lepszy. W „Zniczu” pisano: „W spółdzielczości jest najmocniej zaakcentowana idea miłości bliźniego, walka z wyzyskiem /…/. Spółdzielczość uwzględnia wolność osobistą jednostki, wszystko uzależnia od jej dobrej woli”. Dlatego też spółdzielczość widzieli „wiciarze” jako rozwiązanie ogólnospołeczne. Zwłaszcza w miastach i przemyśle zniosłaby ona wyzysk, umożliwiła wpływ pracowników na całokształt warunków zatrudnienia, odnowiła nadwerężonego ducha współpracy. W „MML” S. Młodożeniec wzywał: „Wszystka więc ziemia – chłopom! Wszystkie inne warsztaty pracy – robotnikom, na zasadach spółdzielczego ładu”. W jego wizji Polska stać się miała Kooperatywną Republiką Ziem i Zawodów.

To wszystko miało się dokonać w znacznej mierze oddolnym wysiłkiem, poprzez świadomą, długofalową pracę coraz szerszych kręgów społecznych na wsi i w miastach. Bardzo krytycznie oceniano pseudospółdzielczość sowiecką, opartą na kontroli państwa i przymusowym udziale, stanowiącą de facto sektor gospodarki państwowej. Krytykowali zamordyzm, skutkujący nie tylko wypaczeniem idei spółdzielczości, ale także mizernymi efektami gospodarczymi, wywołanymi pracą „na siłę”, bez entuzjazmu i zaangażowania oraz wpływu na rzekomo wspólną własność.

„Wiciarze” domagali się od państwa wsparcia spółdzielczości – nie poprzez zakładanie spółdzielni czy inne formy bezpośredniej ingerencji, lecz dogodnego systemu podatkowo-kredytowego, kampanii informacyjnych, rozwoju sektora naukowo-badawczego na potrzeby tej formy gospodarowania etc. Gospodarka miała przybrać charakter „obywatelski” – oparty na dobrowolnym akcesie i udziale, oddolnej kontroli, samodzielności, ograniczeniu do niezbędnego minimum ciał i funkcji biurokratyczno-nadzorczych. Takie stanowisko zbliżało ich do wizji „socjalizmu bezpaństwowego” E. Abramowskiego oraz do koncepcji anarchizmu. Ale tylko zbliżało. Agraryści byli realistami i nie podzielali hurraoptymistycznej oceny natury ludzkiej. Dlatego nie odrzucili potrzeby istnienia instytucji państwowych. Dążyli natomiast do tego, by stworzyć silne i prężne społeczeństwo obywatelskie – świadome swych praw, zdolne kontrolować władzę i wymóc na niej realizację swoich postulatów.

***

Zarówno w kwestii własności ziemskiej, jak i przemysłowej uważali, że jej koncentracja jest szkodliwa, a istniejąca struktura posiadania uniemożliwia przeobrażenia społeczne. Uchwała Walnego Zjazdu ZMW RP z 1935 r. głosiła: „Fabryki, kopalnie, banki, większe obszary lasów oraz zbiorowe jednostki gospodarki rolnej przejdą na własność zorganizowanego społeczeństwa (państwo, samorząd, spółdzielczość)”. Wszelka wielka własność środków produkcji miała zostać wywłaszczona przez państwo bez odszkodowania.

Agraryzm postulował gospodarkę trójsektorową. Kluczowe i strategiczne gałęzie przemysłu i zasoby naturalne – górnictwo węgla i minerałów, zbrojeniówka, koleje, lasy, wedle części „wiciarzy” także główne zakłady hutnicze i chemiczne – miały stanowić własność państwową. Aby ograniczyć etatyzm, marnotrawstwo i biurokrację, powinny mieć one obowiązek dbałości o dobre wyniki ekonomiczne (rozliczane w skali roku), agraryści chcieli także wprowadzić mechanizmy oddolnej, pracowniczej kontroli nad działaniami kierownictw firm (nie sprecyzowano jej formy). Postulowali również wprowadzenie w państwowych przedsiębiorstwach mniejszościowego akcjonariatu pracowniczego, który związałby zatrudnionych z zakładem, a udział w wypracowanych zyskach skłaniał do uczciwej pracy „na państwowym”.

Średnie przedsiębiorstwa produkcyjne i usługowe oraz handel hurtowy i detaliczny, a nawet część placówek oświatowych, kulturalnych i medycznych, miały być domeną stopniowo rozwijającej się spółdzielczości. Tam, gdzie pozostałaby własność prywatna, ważną rolę miały pełnić związki zawodowe. Trzeci sektor, w całości prywatny, obejmowałby rodzinne gospodarstwa rolne oraz wszelkie nieduże firmy indywidualne i rodzinne, czyli rzemiosło, wolne zawody etc.

W ślad za przeobrażeniami w sferze własnościowej powinna iść zmiana systemu politycznego. Agraryści postulowali likwidację senatu i zastąpienie go samorządem gospodarczym – Naczelną Izbą Gospodarczą, który miałby uprawnienia władzy ustawodawczej. W jej skład wchodziliby reprezentanci pracowników, czyli działacze związków zawodowych, liderzy czołowego sektora wytwórczego, czyli spółdzielcy oraz przedstawiciele struktur nadzorujących procesy gospodarcze – samorządu terytorialnego. NIG miał sprawować ogólny nadzór nad gospodarką i w razie potrzeby dokonywać ingerencji, np. w kwestii wysokości cen wybranych produktów, ustalania niektórych płac (np. odpowiednik dzisiejszej pensji minimalnej) i ceł, opiniować wielkość podatków itp. Podejmowałby te decyzje suwerennie, „odbierając” państwu większość prerogatyw w kwestii ingerowania w gospodarkę. Osobnym zadaniem NIG byłoby planowanie gospodarcze. Nie chodziło jednak o „centralne planowanie” w stylu ZSRR, lecz o ustalenie ogólnych kierunków rozwoju gospodarki i najważniejszych branż. Zadaniem NIG miała być m.in. próba zbilansowania możliwości wytwórczych w stosunku do potrzeb konsumentów (np. wsparcie rozwoju branż mało wydajnych, lecz wytwarzających produkty poszukiwane na rynku), rozpoznawanie potrzeb rynku (sondaże wśród konsumentów), szukanie dróg wyjścia z problemów społeczno-gospodarczych (np. w sytuacji bezrobocia NIG mogłaby zwiększyć zakres robót publicznych), tworzenie strategii gospodarowania zasobami ważnych surowców naturalnych. NIG miała posiadać odpowiedniki na niższych szczeblach (województwo, powiat, gmina – Rady Samorządu Gospodarczego), pełniące rolę regionalnych koordynatorów polityki gospodarczej.

Samorząd terytorialny miałby w Izbie być reprezentowany z tego powodu, że to właśnie jego instytucje stanowić powinny struktury koordynujące procesy gospodarcze. Przeniesienie tych zadań na szczebel samorządu podyktowane było chęcią uniknięcia zbytniego zbiurokratyzowania państwa oraz jego omnipotencji, było też kolejnym dowodem potraktowania serio ideałów samorządności. Innym przykładem ostrożności było zalecenie, aby w spółdzielczości oprócz dużych zrzeszeń w danej branży istniały też niezależne mniejsze i średnie spółdzielnie.

Agraryzm „wiciowy” był swego rodzaju „trzecią drogą” między socjalizmem a kapitalizmem. P. Woroniecki dochodzi do wniosku, że „Dążąc do realizacji /…/ dwóch zasad: efektywności oraz sprawiedliwości społecznej młodoludowcy przeprowadzili syntezę najbardziej wartościowych myśli zawartych w doktrynie liberalnej i socjalistycznej. Od socjalizmu agraryzm zaczerpnął ideę ograniczenia własności prywatnej, jeśli wymagają tego względy sprawiedliwości społecznej /…/. Z myśli liberalnej natomiast zaczerpnięto tezę, iż jednostce należy zapewnić maksymalne możliwości rozwoju osobistej inicjatywy i przedsiębiorczości. Agraryzm zweryfikował te założenia wymogiem niestosowania wyzysku wobec drugiego człowieka”. Z kolei A. Golec stwierdza: „Agraryzm miał stanowić zaprzeczenie zarówno skrajnego liberalizmu, jak i socjalizmu, gdyż liberalizm ogranicza rolę państwa do minimum i nie uwzględnia interesów społecznych, socjalizm zaś wyolbrzymia rolę państwa”.

***

J. Zawierucha w 1930 r. apelował w „Wiciach”: „trza, aby luminarze spółdzielczości grube dzieła Abramowskiego nie tylko wydawali na papierze, ale i wcielali w życie – poczynając od siebie”. Rok później uchwała głosiła: „/…/ Zjazd wychodząc z założenia, iż jednym z najbardziej istotnych celów ruchu ludowego jest spółdzielczo-gospodarcze zorganizowanie wsi /…/ – postanawia, iż /…/ młodzież wiejska /…/ powinna się przygotowywać i brać czynny udział w rozbudowie spółdzielczości na wsi”. Zalecano zakładanie przy Kołach sekcji przysposobienia spółdzielczego (miały kształcić młodzież w zakresie spółdzielczości oraz propagować tę formę gospodarowania), wstępowanie do spółdzielni, zakup do „wiciowych” bibliotek książek o tematyce spółdzielczej, prowadzenie prelekcji z tego zakresu i organizowanie wycieczek do spółdzielni.

Członkowie Krakowskiego ZMW w 1935 r. mogli się pochwalić kilkunastoma sklepami spółdzielczymi, podobną liczbą szkółek drzew owocowych, gospodarstw ogrodniczo-warzywnych, punktów zbierania ziół, a także hodowlanym stawem rybnym i spółdzielnią elektryfikacji wsi. W następnym roku stworzyli dwa spółdzielcze stawy, pięć spółdzielni pastwiskowych, dwie elektryfikacyjne i jedną ogrodniczo-sadowniczą. Przy lokalnych Kołach w regionie powstało kilkadziesiąt spółdzielczych punktów skupu jajek, zaczęto organizować zbiorcze transporty z zaopatrzeniem wsi w produkty przemysłowe (węgiel, wapno, cement, nawozy, maszyny i narzędzia). W połowie 1937 r. „wiciarze” z woj. krakowskiego prowadzili 57 różnych spółdzielni, kolejnych 38 było w stadium organizowania, do tego kilkadziesiąt punktów skupu jaj i ziół na potrzeby spółdzielczości, przy 82 Kołach istniał stały system hurtowych, zbiorczych zamówień produktów przemysłowych, w 48 kołach właśnie wdrażano to rozwiązanie.

Podobnie było w woj. lwowskim. Młodzi ludowcy w ramach „Społem” utworzyli 123 spółdzielnie spożywców, co pozwoliło powołać w Rzeszowie nowy okręg organizacyjny tej struktury, przygotowali też magazyn hurtowy „Społem” w tym mieście. W Kraczkowej, Husowie i Białobrzegach członkowie ZMW RP stworzyli spółdzielnie mleczarskie, w Gaci – spółdzielnię koszykarską. Na tym terenie „wiciarze” założyli pierwsze w Polsce: spółdzielcze biblioteki publiczne (w Gaci Przeworskiej i Soninie), spółdzielnię drzewną (w Żołyni), spółdzielnię materiałów budowlanych (w Kraczkowej), a przede wszystkim spółdzielnię zdrowia (przychodnię) w Markowej.

Z innych regionów nie ma dokładnych informacji. Wiadomo, że na Lubelszczyźnie w latach 1935-38 powstały 302 wiejskie spółdzielnie spożywców, a udział „wiciarzy” w ich tworzeniu był znaczny. W Kieleckim ZMW istniało kilkadziesiąt punktów skupu jaj, owoców i runa leśnego dla spółdzielczości, a w samym tylko powiecie Stopnica „wiciarze” założyli 23 spółdzielnie spożywców. Agraryści z Warszawy stworzyli spółdzielnię kinematograficzną, organizującą objazdowe kino na wsi. Wycinkowe dane z „centrali” ZMW RP mówią, że tylko w 1936 r. młodzież „wiciowa” miała udział w tworzeniu 120 spółdzielni spożywców, 15 spółdzielni mleczarskich, 4 betoniarskich, 2 piekarskich, 6 pasiek spółdzielczych, 22 punktów skupu jaj.

Dokonano także wielkiego wysiłku promocyjno-szkoleniowego i analitycznego. Przy zarządzie Związku powołano w 1936 r. Główną Komisję Gospodarczą, która zajmowała się m.in. badaniem możliwości zakładania spółdzielni w „nowych” branżach, m.in. wikliniarstwie, koronkarstwie, ceramice, ceglarstwie, pszczelarstwie. Prasa „wiciowa” zamieszczała liczne artykuły o spółdzielczości, w tym „instrukcje”, jak tworzyć i prowadzić spółdzielnie. Zorganizowano dziesiątki prelekcji poświęconych idei i konkretnym umiejętnościom (np. księgowość spółdzielcza), prowadzonych przez instruktorów ZMW RP i działaczy „Społem”. Władze ZMW RP kilkakrotnie zalecały członkom, aby wszelkie oszczędności deponowali w spółdzielczych „kasach Stefczyka” i zachęcali do tego starsze pokolenie mieszkańców wsi.

J. Dąbrowski pisał w „Zniczu”: „Czy przez zakładanie małych kramików wiejskich, jak spółdzielcze sklepy, zaważymy coś w historii? /…/ Spółdzielczy ruch wiejski /…/ jest i będzie nie lada siłą świadomości społecznej, /…/ źródłem obudzenia i wykształcenia chłopskiej samowiedzy społecznej, a wraz z nią i politycznej. /…/ Spółdzielcze sklep wiejskie /…/ nie zaspokoją głodu ziemi i pracy. Nie obalą w pierwszej fazie rozwoju dyktatur ani kapitalizmu. Nie zrobią tego na początku ani później same placówki gospodarczo-spółdzielcze, ale dokona tego zbiorowy człowiek, którego wykształci spółdzielczość.

***

Słowo „wiciarz” często stanowiło synonim kogoś o wysokich walorach moralnych, uczciwego, zaangażowanego w życie wsi, skłonnego do poświęceń itp. Wiejskich organizacji młodzieżowych było wiele, ale w ocenie zarówno sympatyków, jak i osób postronnych, a nawet wrogo nastawionych urzędników sanacji – właśnie w „Wiciach” znaleźli się najbardziej ideowi i pracowici.

W. Skuza pisał: „W mieście gazety piszą dziś wiele o »zajściach«, strajkach /…/. Przeciętny czytelnik wyobraża sobie, że polityczni przywódcy rozwinęli agitację na wsi, zgromadzili kupę ciemnych chłopów, takich jak to malują na obrazkach. O jak błędnie myśli człowiek, który tak sobie wieś dzisiejszą wyobraża. /…/ na wsi zrodził się nowy typ człowieka. To już nie ten potulny kmiotek, malowany na kolorowo, to nie ten pastuszek śpiewający »ojdanowate« piosenki /…/. Człowiek ten świadomie już wkraczać zaczyna w każdą dziedzinę naszego życia. Ci sami ludzie, którzy wczoraj strajkowali, dziś borykają się z troską o założenie nowej spółdzielni, o wybudowanie nowej drogi, o zwożenie drzewa na Dom Ludowy /…/”.

M. Matosek, wspominając postać „wiciarza” Józefa Rękawka z Jagodnego na Mazowszu, pisał: „Zafascynowała Józefa ich praca z młodzieżą i dla młodzieży, nieustanne obcowanie z przyrodą, miłość do ojczyzny, autentyczny entuzjazm i bezinteresowność”. Inny „wiciarz”, z okolic Puław, stwierdzał: Przesiąkłem po prostu zapałem pracy społecznej, nieraz chciałem odpocząć parę miesięcy i popatrzeć, jak ta praca się prowadzi, lecz nie mogłem. „Wiciarka” z powiatu mieleckiego relacjonowała: „W kole młodzieży wiejskiej widzę większą wartość jak w innych organizacjach, ponieważ /…/ młodzież pracuje pod hasłem miłość, równość i braterstwo, a nie dla różnych ochłapów, jak szklanki herbaty, kiełbasy i tym podobne”. Jeden z „wiciarzy” pisał: „/…/ w tym czasie [połowa lat 30. – przyp. R. O.] pod wpływem silnej organizacji Wiciowej we wsiach ustały bójki, kradzieże, młodzież zajmowała się oświatą /…/”.

„Wiciarz” z Lubelszczyzny opisywał swoją działalność: „/…/ trzeba było iść do Kół na zebrania czy kursy, najczęściej pieszo, przemierzać długą drogę. Boć przecie każdemu wiadomo, iż Zw. »wiciowy« nie jest zasilany przez fundusze państwowe, by sobie pozwolił na szerszą pracę i wyjazdy. A potrzeba jest iść i nieść słowa żywe gromadzie o kulturze wsi, o wychowaniu, o oświacie, o nowem życiu, o przebudowie społecznej i gospodarczej. /…/ Mówimy /…/ o uczciwości, braterstwie, sprawiedliwości. Chcemy wychować młodzież wiejską w nowem piękniejszym życiu. /…/ To też pomimo utrudnienia, jakie nam w przeszkodach stawiają, mimo tylu oszukiwań i zawiedzeń, my jednostki wyrosłe z wsi, nie ustajemy w pracy. I przez to można dziś zaobserwować postęp wśród młodzieży. Dziś, gdy idę z pogadanką do którego z Kół w powiecie, to słyszę coraz więcej głosów świadomych, sił pełnych, by wieś przebudować. I to dodaje sił i ducha.

Jan Wiktor w „Ilustrowanym Kurierze Codziennym” opisywał w 1936 r. zebranie „Wici” w Kraczkowej, przerwane przez policję sanacyjną: „Widzę twarze żywe, rozgorzałe, widzę oczy pełne uniesienia i natchnienia i uzmysławiam sobie, że to nie ten dawny skulony chłop, pokorny wobec kija /…/. W nędzy żyją, ależ jaki w nich zapał, rozmach, żywość”. Akcentowanie godności chłopskiej było jednym z głównych aspektów działalności ZMW RP. Bronisław Majek, „wiciarz” z Mazowsza, tak wspominał pobyt w uniwersytecie ludowym w Szycach: „Poznałem wiele, wiele cennych wartości wsi, która mi się nieraz wydawała rzeczą »najgorszą pod słońcem« i z której marzyłem czasami o »wyrwaniu się« /…/. Poczułem się dumny ze swego chłopskiego pochodzenia, którego się wiele razy wstydziłem /…/. Nauczyłem się cenić wartość ludzi nie po ich zewnętrznym wyglądzie, ale po wewnętrznej i życiowej wartości. Poznałem swą /…/ godność człowieczą i poczułem się równym rozmaitym »inteligentom« czy »półpankom« z miasta, którzy wydawali mi się przedtem ogromnie »wysokimi figurami« /…/. Poznałem swój cel życia i swoje /…/ przeznaczenie i obowiązki. Nauczyłem się cenić swoją godność i honorność chłopską.

***

Agraryzm „wiciowy” był jednym z najpiękniejszych w Polsce przykładów działania publicznego oraz rozwoju ideowego. Stanowił podstawę dynamicznego ruchu społecznego, bardzo licznego i mającego wiele dokonań, mimo iż dysponującego skromnymi środkami. Był też oryginalną, nieszablonową i niedogmatyczną ideologią, która w twórczy sposób, bazując na uważnej i uczciwej obserwacji rzeczywistości, przezwyciężała słabości dominujących nurtów myśli politycznej, stale poddając rewizji także własne założenia, gdy odbiegały od rzeczywistości.

Co szczególnie warte podkreślenia, był ideologią samorodną, powstałą w oparciu o polskie realia, otwartą na doświadczenia innych krajów, lecz niechętną ślepemu naśladownictwu. Był też ideologią tworzoną przez autentycznych działaczy społecznych, nie zaś mędrków-teoretyków; wykuwającą się w doświadczeniu zbiorowego działania. Był wreszcie, co równie warte podkreślenia, ideologią o wyraźnym obliczu klasowym, lecz mającą na uwadze stale akcentowane dobro wspólne.

Choć dziś sytuacja jest diametralnie odmienna niż w okresie działalności ZMW RP, warto pamiętać o „wiciarzach”. Nie tylko jako o ciekawostce z przeszłości czy świadectwie szlachetnych postaw. Prof. Andrzej Lech trafnie bowiem zauważa, że „agraryzm wiciowy /…/ może być w dalszym ciągu atrakcyjny dla tych kręgów /…/, którym nie są obce idee sprawiedliwości społecznej, umiłowania ziemi i przyrody, równości i wolności jednostki /…/”.

P. S. Niniejszy tekst celowo kładzie nacisk na zbiorowy wymiar działalności i dorobku programowego „Wici”, akcentując to, co było wspólne dla całego środowiska lub jego dominującej części. Celowo ograniczony został aspekt personalny, gdyż poglądy i działalność liderów ZMW RP (Józef Niećko, Ignacy Solarz, Stanisław Miłkowski) staną się w przyszłości tematem osobnych artykułów.

komentarzy