Nowy Obywatel, Zima 2012 - okładka

Ministerstwo Rozwoju Nauki i Szkolnictwa Wyższego

·

Ministerstwo Rozwoju Nauki i Szkolnictwa Wyższego

dr Julian Srebrny ·

Gdybym był ministrem, postawiłbym sobie za cel przekonanie rządu do tego, co na świecie przyjmuje się za oczywiste: że inwestycje w naukę i edukację są inwestycjami dającymi każdemu narodowi największy zysk. Oczywiście nie w ciągu kilku lat, lecz w dłuższej perspektywie. Dlatego takie inwestycje musi robić państwo. „Niewidzialna ręka rynku” tego nie potrafi. (Dla wielu Polaków „niewidzialna ręka rynku” to ręka aferzysty – niestety nie bez powodu). Czysty mechanizm rynkowy może dać efekty w ciągu 2–4 lat, ale nie wobec zadań długofalowych i podstawowych dla przyszłości państwa i narodu.

Dlaczego nauka i szkolnictwo wyższe są Polsce potrzebne? Badania podstawowe, prowadzone na właściwym poziomie, zapewniają kontakt z najnowszymi osiągnięciami nauki i technologii na świecie. W momencie pojawienia się nowych zastosowań dysponujemy kadrą znającą odpowiednie zagadnienia, a więc potrafiącą dokonać właściwego wyboru aparatury i technologii, oraz odrzucić zbyt kosztowne a niewłaściwe oferty. Kadra ta nie pozwoli „wcisnąć” nam złych i zbyt kosztownych aparatów czy wyrobów. To tylko jedna z korzyści posiadania dobrze wykształconych specjalistów. Uprawianie nauk humanistycznych jest z kolei niezbędne dla kształtowania społeczeństw świadomych swojej przeszłości oraz wyzwań przyszłości. Nauki społeczne, takie jak socjologia i psychologia, pomagają właściwie zorganizować i ukształtować relacje międzyludzkie i solidarne społeczeństwo. Znajomość kultur i języków innych narodów jest podstawą naszych kontaktów ze światem. Prosty przykład: wykształcony doktorant badający kulturę, filozofię i historię np. Chin jest wart miliony dolarów, doradzając w czasie negocjacji handlowych.

Podsumowując: nie powstanie innowacyjna gospodarka i nowoczesne państwo bez odpowiednio finansowanych badań naukowych i szkolnictwa wyższego w Polsce. Tymczasem obecny poziom nakładów budżetowych na naukę oraz na szkolnictwo wyższe w przeliczeniu na jednego mieszkańca Polski plasują nas w ogonie krajów Europy. Na szkolnictwo wyższe przeznaczamy ok. 0,8% PKB, a na naukę ok. 0,4% PKB. Nakłady te powinny możliwie szybko wzrosnąć do 1,5% PKB na każdą z tych dziedzin. „Podbarwianie” statystyk przez dodawanie pieniędzy z Unii Europejskiej jest metodą krótkowzroczną, bo prowadzi do już obserwowanego pogorszenia płynności finansowej oraz bilansu polskich jednostek naukowych, jeżeli nie zdobędą dodatkowych środków na wdrożenie i utrzymanie inwestycji. Dlatego uważam, że należy: a) do pieniędzy z UE dodać przynajmniej 20% ze środków krajowych, b) zapewnić środki na koszty eksploatacji nowych budynków i urządzeń, tzw. running cost (rocznie ok. 10% kosztów inwestycji), c) zagwarantować wynagrodzenie dla wysoko kwalifikowanych specjalistów, którzy muszą się opiekować nową aparaturą.

O prawdziwym poziomie nauki i szkolnictwa wyższego w Polsce będą decydować nakłady budżetowe, a nie pieniądze europejskie. Dlatego należy pilnie opracować 3–4 letni harmonogram wzrostu nakładów budżetowych do wspomnianego poziomu po 1,5% PKB na naukę i na szkolnictwo wyższe. Wymaganie i oczekiwanie, by Polska za mniejszą kwotę dokonała skoku jakościowego, jest oszukiwaniem się.

Niezwykle istotne jest zapewnienie stabilnego poziomu wynagradzania pracowników nauki i szkolnictwa wyższego. Jako podstawę proponowałbym ład płacowy według proporcji 3 : 2 : 1,5 : 1,25 w stosunku do średniej krajowej dla odpowiednio: profesorów, adiunktów, asystentów (wykładowców, lektorów, instruktorów itp.), pracowników nie będących nauczycielami akademickimi (bibliotekarze, pracownicy naukowo-techniczni, pracownicy ekonomiczno-administracyjni itp.). Odniesienie do średniej krajowej jest warunkiem zapobiegania zaległościom w finansowaniu nauki i szkolnictwa wyższego. W przeciwnym razie powstaną krytyczne zaniedbania, a ich nadrobienie będzie coraz trudniejsze. Jednocześnie w przypadku kryzysu i spadku PKB nie powstaną napięcia między pracownikami nauki i szkolnictwa wyższego a resztą społeczeństwa.

Z powodu niskich wynagrodzeń nauczyciele akademiccy są zmuszeni do szukania dodatkowych zarobków kosztem własnego zdrowia, czasu, wysiłku oraz oczywiście kosztem osłabienia aktywności naukowej i dydaktycznej na macierzystych uczelniach państwowych, w instytutach PAN lub placówkach badawczych. Tylko zapewnienie stałego wynagrodzenia na postulowanym poziomie może być początkiem procesu odnowy.

Gdybym był ministrem, zdecydowanie przeciwstawiłbym się polityce obniżania wynagrodzeń w nauce i szkolnictwie wyższym i zastępowania ich w całości grantami. System grantów nie jest wynalazkiem obecnego rządu. Został wprowadzony w Polsce w 1991 r. Niebezpieczna zmiana wprowadzana obecnie polega na tym, że granty mają zastąpić pensje, a nie być dodatkiem do nich, promującym najlepszych i najbardziej aktywnych. Przy ułomności systemu przydzielania grantów może to oznaczać istotne utrudnienie warunków prowadzenia badań naukowych w Polsce, a nawet uniemożliwienie ich prowadzenia w wielu wypadkach. Sprzeciwiam się również umowom śmieciowym (prekariatowi) uczonych i nauczycieli akademickich, które w aspekcie ekonomicznym uważam za zaprzeczenie wolności badań naukowych.

Trzeba też przemyśleć kwestię Krajowych Ram Kwalifikacji. W UE stanowią one rewolucyjną ideę wyprzedzającą dominujące w polskim środowisku poglądy na edukację od przedszkola do doktoratu. Jednak w Polsce zostały wprowadzone w sposób biurokratyczny, stając się przekleństwem dla większości pracowników i zaprzeczeniem swojej istoty. Wymagają przełomu w sposobie myślenia i wypracowania takiego modelu ewolucji, który pozwoli w stosunkowo krótkim czasie wprowadzić te nowe idee do praktyki akademickiej.

Uważam, iż zanim zacznie się reformować, trzeba uważnie przyjrzeć się obecnemu stanowi prawnemu, a przede wszystkim rzeczywistości. Należy także spokojnie dokonać przeglądu kadry zatrudnionej w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego, postarać się, aby każdy dostał konkretne zadania, i po pewnym czasie zweryfikować rezultaty pracy. I wtedy ewentualnie podjąć decyzje personalne. Gdybym był ministrem, nie podjąłbym żadnej próby reformy bez zagwarantowanych dodatkowych pieniędzy na jej wprowadzenie. Każda reforma bez dodatkowych środków stworzy sytuację olbrzymich napięć w środowisku, bo będziemy zabierać jednym, by dać innym. Przynosi to nieodwracalne szkody nawet dla struktur dobrych i bardzo dobrych, jak to się dzieje obecnie w stosunku do instytutów Polskiej Akademii Nauk. Dużo lepiej jest przeznaczać środki finansowe na wsparcie pozytywnych zmian, bez zabierania strukturom już działającym.

PS Przedstawione poglądy i propozycje powstały podczas mojej działalności lub wymiany poglądów w Krajowej Sekcji Nauki NSZZ „Solidarność”, Komitecie Ratowania Nauki Polskiej, Inicjatywie Obywatelskiej Instytutów PAN i ruchu Obywatele Nauki.

komentarzy