W najbliższy piątek (20 grudnia) w Warszawie odbędzie się pierwsza wspólna debata „Nowego Obywatela”, Nowych Peryferii oraz Magazynu „Kontakt”. Jej tytuł brzmi: „Miasto-wieś – wspólna sprawa? O prawie do miasta i prawie do wsi”.
Wydawałoby się, że przyszłość ruchów społecznych w Polsce należy do ruchów miejskich. To one wiodą dziś prym w definiowaniu postulatów związanych z poszerzeniem partycypacji społecznej i budową oddolnej demokracji. Ruchy miejskie upominają się o jakość przestrzeni publicznej i tym samym o przywrócenie pojęcia dobra wspólnego do debaty. Dążenia miejskich aktywistów wykraczają poza poprawę estetyki przestrzeni, budowę infrastruktury dla rowerzystów czy dostępność terenów zielonych. Wiele oddolnych organizacji, jak chociażby ruch obrony lokatorów, walczy o kwestie o wiele bardziej fundamentalne – o prawo do mieszkania i do godnego życia, mając przeciw sobie interesy deweloperów, kamieniczników, wielkiego biznesu.
Nierzadko jednak poparcie dla postulatów ruchów miejskich wiąże się z przekonaniem, że samo zamieszkiwanie w (najchętniej wielkim) mieście i specyficznie miejski styl życia jest fundamentalną wartością, niemalże warunkiem emancypacji i pełnego uczestnictwa w procesie demokratycznym. Wieś, uznawana za nienowoczesną i zacofaną z definicji, pozostaje poza obszarem zainteresowania. Granice miasta zdają się dla miejskich aktywistów wyznaczać granice troski o dobro wspólne.
Tymczasem proces erozji instytucji publicznych, zawłaszczania kolejnych sfer życia i gospodarowania przez biznes możemy zaobserwować także na wsi. W odpowiedzi na tę sytuację rodzą się, czy raczej odradzają, oddolne formy wiejskiej samoorganizacji i protestu. Tradycje wiejskiej działalności społeczno-politycznej, takie jak ruch spółdzielczy, organizacje młodzieżowe czy strajki chłopskie, dziś są jednak w dużej mierze zapomniane, a zagadnienia związane z wsią, także z kluczową, również z lewicowego punktu widzenia (ochrona środowiska, suwerenność żywnościowa), kwestią rolnictwa, spychane na margines jako mało istotne, nieatrakcyjne czy po prostu nie mieszczące się w ramach bardziej zajmującej polityki miejskiej.
W niniejszej debacie chcielibyśmy zadać następujące pytania: czy postulaty ruchów miejskich muszą ograniczać się tylko do miast? Czy wiejskie i miejskie ruchy protestu mogłyby znaleźć wspólny front działania? Czy oprócz coraz bardziej popularnego hasła o „prawie do miasta” powinniśmy zacząć mówić także o prawie do wsi, a jeśli tak, to w jakim zakresie?
W dyskusji udział wezmą:
Prowadzenie: Marceli Sommer, Aleksandra Bilewicz
Miejsce: Stacja Muranów, ul. Gen. Andersa 13, Warszawa
Czas: 20 grudnia 2013 r., godz. 18:30
Związkowcy z „Solidarności” ostrzegają, że przygotowywane zmiany w planie zagospodarowania przestrzennego Katowic mogą doprowadzić do likwidacji kilku zakładów funkcjonujących na terenie po dawnej Hucie Baildon i do utraty ok. 700 miejsc pracy. W planie przewiduje się bowiem, że ten teren będzie przeznaczony na działalność usługową, a nie produkcyjną.
Międzyzakładowa Organizacja Związkowa NSZZ „Solidarność” Baildon, która zrzesza pracowników zakładów działających na terenie dawnej Huty Baildon, rozsyła w tej sprawie petycję do radnych Katowic. – „W najbliższym czasie będziecie Państwo głosować nad uchwałą dotyczącą miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego dla obszaru w rejonie ulicy Gliwickiej, Brackiej i Grundmana. Wyrażona przez Państwa zgoda na wprowadzenie proponowanych zapisów tego planu przyniesie daleko idące negatywne skutki dla ostatnich inwestorów i pracodawców tej części miasta Katowic, a w szczególności dzielnicy Dąb i Załęże” – czytamy w petycji.
Przewodniczący MOZ NSZZ „Solidarność” Baildon Andrzej Karol przypomina, że jeszcze w 2003 roku, czyli dwa lata po upadku Huty Baildon, Rada Miasta Katowice zapewniała inwestorów, że „obszar Huty Baildon to jednorodny teren o charakterze wytwórczym o niedostosowanej sieci dróg wewnętrznych dla celów ruchów publicznego. W projekcie zmiany planu podtrzymuje się główną produkcyjną funkcję obszaru”. – „Taki zapis znalazł się w uchwale Rady Miasta z października 2003 roku. Zagraniczni inwestorzy uwierzyli w te obietnice i zdecydowali się na rozpoczęcie działalności na tym terenie. Walcownię po Hucie Baildon kupiła niemiecka spółka BGH. Jeżeli teren straci charakter przemysłowy, inwestorzy zostaną oszukani” – mówi Andrzej Karol.
Podkreśla, że nieoficjalnie mówi się, iż na obszarze po Hucie Baildon ma powstać kolejna galeria handlowa. – „Urzędnicy, którzy opracowali projekt zaznaczają, że taka galeria doskonale wpisze się w centrum Katowic. Plan został opracowany tendencyjnie, zamieszczono w nim nieaktualne zdjęcia zakładów. Dzisiaj te tereny zupełnie inaczej wyglądają i nie są zdewastowane, jak napisano w projekcie. Miasto bez opamiętania zmierza w kierunku budowy kolejnych marketów” – dodaje przewodniczący.
Organizatorzy akcji zwracają uwagę radnych na skutki, jakie zmiana planu zagospodarowania przestrzennego przyniesie pracownikom zakładów i ich rodzinom. – „Jeżeli Państwo bezkrytycznie przyjmą gotowy projekt uchwały, będą Państwo likwidatorami ostatnich zakładów produkcyjnych w tej części miasta, zatrudniających blisko 700 pracowników. Przyczynicie się Państwo do radykalnego pogorszenia warunków życiowych rodzin tych pracowników. Bezpowrotnie wyeliminowana zostanie działalność produkcyjna na tym terenie” – napisano w petycji.
Do 23 grudnia mieszkańcy Katowic mogą wnosić uwagi do planu zagospodarowania przestrzennego miasta. Później prezydent miasta będzie miał czas na zapoznanie się z nimi. Do głosowania uchwały może dojść na przełomie lutego i marca.
Związkowcy złożyli w Radzie Miasta wniosek, by 14 stycznia na terenie jednego z zagrożonych zakładów odbyło się wyjazdowe posiedzenie Komisji Planowania Przestrzennego. – „Na to posiedzenie zaprosimy wszystkich pracodawców z tego terenu, żeby mogli zapoznać radnych ze swoimi opiniami” – dodaje Andrzej Karol.
_____
Przedruk za stroną NSZZ „Solidarność” Regionu Śląsko-Dąbrowskiego
W Unii Europejskiej nie będzie można uprawiać modyfikowanego genetycznie ziemniaka Amflora, orzekł wczoraj Trybunał Sprawiedliwości UE. Czy podobny los czeka inne GMO, w tym czekającą na autoryzację kukurydzę 1507?
Greenpeace z zadowoleniem przyjął decyzję Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który unieważnił zezwolenie na uprawę na obszarze Unii Europejskiej zmodyfikowanego genetycznie ziemniaka Amflora firmy BASF. W związku z tym wyrokiem, Greenpeace wzywa Komisję Europejską do wycofania także złożonego niedawno wniosku o autoryzację upraw transgenicznej kukurydzy 1507 firmy Pioneer. Wniosek jest pierwszą tego typu inicjatywą KE od czasu autoryzacji ziemniaka Amflora. Nadany mu tryb zawiera te same błędy proceduralne, które według orzeczenia sądu KE popełniła w przypadku autoryzacji upraw ziemniaka Amflora.
Ziemniak Amflora z wbudowaną cechą odporności na antybiotyki został dopuszczony do upraw przez KE w marcu 2010 r. W odpowiedzi na tę autoryzację, Greenpeace oskarżył Komisję Europejską o zlekceważenie poważnych naukowych zastrzeżeń dotyczących wprowadzenia tego produktu do środowiska naturalnego [1], jak i głosu Europejczyków, którzy w zdecydowanej większości sprzeciwiają się uprawom GMO [2]. W maju 2010 roku Węgry wniosły do Trybunału Sprawiedliwości sprawę o unieważnienie decyzji KE. Wkrótce potem do sprawy przeciw KE dołączyły Francja, Luksemburg, Austria i Polska.
Wczoraj Trybunał orzekł, że Komisja Europejska „zdecydowanie nie dopilnowała ciążących na niej zobowiązań proceduralnych”.
„Wyrok ten podważa plany Komisji zmierzające do zezwolenia na uprawę zmodyfikowanej genetycznie kukurydzy 1507. Żeby pozostać w zgodzie z prawem, Komisja powinna wycofać wniosek o autoryzację wspomnianej kukurydzy” – powiedziała Joanna Miś, koordynatorka kampanii „Stop GMO” w polskim Greenpeace.
Podobnie, jak to miało miejsce w przypadku transgenicznego ziemniaka Amflora, Komisja Europejska po uzyskaniu opinii Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności zamiast poddać wniosek o autoryzację upraw kukurydzy 1507 pod głosowanie Komitetu Stałych Przedstawicieli Łańcucha Żywnościowego i Zdrowia Zwierząt, po naniesieniu poprawek przesłała ją bezpośrednio Radzie Ministrów Unii Europejskiej. Zgodnie z werdyktem Trybunału, KE zobowiązana była ponownie przedstawić ją przedstawicielom Komitetu Stałego.
_____
Przedruk za stroną Greenpeace Polska
Wieloletnie zaniedbania w utrzymaniu infrastruktury kolejowej sprawiają, że liczba wypadków na kolei jest wciąż wysoka. Dzieje się tak dlatego, bo system zapewnienia bezpieczeństwa w ruchu kolejowym ma wiele istotnych luk.
NIK odnotowuje, że w ostatnich latach maleje w Polsce liczba wypadków kolejowych oraz rośnie odsetek infrastruktury kolejowej w dobrym stanie. Polska jednak wciąż zajmuje drugie (po Rumunii) miejsce w Europie pod względem liczby wypadków na kolei. Liczba ofiar znaczących wypadków kolejowych w Polsce (mierzona specjalnym wskaźnikiem FWSI w stosunku do eksploatacji linii kolejowych) jest zaś najwyższa w Europie (ponad dziesięciokrotnie większa niż w Niemczech, czy we Francji)[1]. Według danych Europejskiej Agencji Kolejowej jedna piąta śmiertelnych ofiar wypadków na kolei w UE ginie na polskich torach, podczas gdy Polacy stanowią zaledwie jedną trzynastą populacji UE.
Najwyższa Izba Kontroli wskazuje na kilka istotnych powodów tego stanu rzeczy:
W związku ze stwierdzonymi nieprawidłowościami Najwyższa Izba Kontroli wystąpiła z następującymi wnioskami pokontrolnymi:
do Ministra właściwego do spraw transportu m.in. o:
do Prezesa Urzędu Transportu Kolejowego (UTK), m.in. o:
do Zarządu PKP PLK SA, m.in. o:
do przewoźników kolejowych m.in. o:
[1] Źródło: UIC (International Union of Railways), Significant Accidents 2011 – General Report and Benchmarking (dane za lata 2006-2011).
NIK o bezpieczeństwie ruchu kolejowego – informacje szczegółowe (plik PDF)
_____
Przedruk za stroną Najwyższej Izby Kontroli