Kraj pod miastem

·

Kraj pod miastem

·

„Suburbanizacja po polsku” Katarzyny Kajdanek to lektura obowiązkowa dla osób, które poszukują pogłębionej wiedzy o zjawiskach społecznych, kulturowych i gospodarczych we współczesnej Polsce. Tym bardziej że dotyczy tematyki, która rzadko przebija się do opinii publicznej. A przecież jest to – dosłownie i w przenośni – jeden z coraz istotniejszych elementów rodzimego krajobrazu.

Autorka zawodowo zajmuje się socjologią miasta i socjologią społeczności lokalnych, bada zjawiska dotyczące przeobrażeń struktury miejskiej pod wpływem procesów urbanizacji, metropolizacji i globalizacji. Nie bez znaczenia pozostaje też jej zainteresowanie problematyką lokalnych społeczności, ich podmiotowością, tożsamością i dysfunkcjami. Te kwestie docenił recenzent „Suburbanizacji…”, prof. dr hab. Zdzisław Mach, stwierdzając, iż Kajdanek chyba najwięcej uwagi poświęca obojętności, jaka cechuje nowych mieszkańców podmiejskich wsi, obojętności wobec siebie i wobec zasiedziałych mieszkańców wiosek, oraz towarzyszącej temu zjawisku wzajemnej niechęci mieszkańców i lokalnych liderów. Ewidentnie nie ma mechanizmów, które mogłyby zachęcać do tworzenia nowych wspólnot. Stąd „społeczny krajobraz” podmiejskich osiedli zwykle straszy pustką.

Analizy zawarte w książce bazują na badaniach ankietowych przeprowadzonych w kilku niewielkich miejscowościach Dolnego Śląska: Jeżów Sudecki, Kruszyn, Łagów, Sobin, Wioska, Stronie Śląskie Wieś. Zdecydowanym walorem publikacji jest zwrócenie uwagi na rodzimą specyfikę zasiedlania suburbiów, odmienną w swych przyczynach niż na Zachodzie. Wśród powodów „ucieczki” z miasta na przedmieścia Kajdanek wymienia m.in. stały, wysoki deficyt mieszkaniowy, pogarszanie się stanu technicznego mieszkań komunalnych w okresie transformacji, złą kondycję wielorodzinnej, miejskiej zabudowy, rachityczność procesów rewitalizacji, degradację przestrzenną i społeczną wielkich zespołów mieszkaniowych z lat 60. i 70. Autorka zwraca też uwagę na zaznaczające się w tej materii tworzenie potrzeb przez podmioty działające na rynku mieszkaniowym, czyli na prestiż przypisywany posiadaniu domu pod miastem, kreowany przez deweloperów i media.

Wiele ludzkich nadziei związanych z przeprowadzką na wieś okazuje się jednak mrzonką. Główną przyczyną tego zjawiska jest słabość infrastruktury technicznej i społecznej w urbanizujących się wsiach. Po 1990 roku trwałym elementem krajobrazu usług stała się niewłaściwa alokacja zasobów przeznaczonych na infrastrukturę społeczną. Samorządów nie stać na utrzymanie istniejących placówek (żłobków, przedszkoli, świetlic, domów kultury), nie budują też nowych. W efekcie takiej polityki polskie suburbia powstają w pustce instytucjonalnej i funkcjonalnej. […] Kiedy wyraźnie zaczął rosnąć popyt na ziemię pod miastami, włodarze podmiejskich gmin w nowych miejscowych planach zagospodarowania przestrzennego przekształcili i przeznaczyli na zabudowę (i na sprzedaż) niemal każdy skrawek ziemi. Nie pomyślano ani o spójnych warunkach zabudowy, ani o przestrzeniach publicznych– stwierdza Kajdanek. Taka sytuacja dodatkowo stymuluje poczucie wzajemnej obcości nowych i starych mieszkańców, sprzyjającej „wsobnym” strategiom egzystowania w otoczeniu, które staje się niemal niewidzialne i zbędne, a przy tym pozbawione jakichkolwiek czynników kulturotwórczych. Polskie suburbia to często ziemia jałowa, na których nie ma szans wyrosnąć żadna realna wspólnota.

Badaczka stopniowo wprowadza czytelnika w zagadnienia decydujące o specyfice życia w podmiejskich okolicach. Niebagatelne są tu wcześniejsze „historie mieszkaniowe” migrujących osób oraz kalkulacja ekonomiczna i walory przestrzenne (dostępność miasta, wyposażenie infrastrukturalne, w dalszej kolejności uroda miejsca). Większość osiedli mieszkaniowych jest zdecydowanie chaotycznych, ale „raczej nijakich” niż brzydkich. Rzadko kiedy zabudowa mieszkaniowa znajduje dopełnienie w postaci wystarczającej ilości nowych dróg, chodników, ścieżek rowerowych. Autorka akcentuje także rolę samochodu (transportu prywatnego) w przestrzeni suburbiów. W takich okolicach rzadko kiedy można dojść pieszo/dojechać rowerem do szkoły, urzędu, ośrodka zdrowia, pracy. Stąd samochód, który z jednej strony jest koniecznym narzędziem funkcjonowania, a z drugiej skutecznie oddziela od siebie przestrzeń domu, miejsca pracy, załatwiania codziennych spraw i spędzania wolnego czasu, co wprost przekłada się na złą kondycję i rozpad lokalnych wspólnot.

Choć autorka niejednokrotnie podkreśla specyfikę polskich suburbiów, to wskazuje też, że zdiagnozowane problemy korespondują z wnioskami analiz zachodnich badaczy. Mowa przede wszystkim o wycofywaniu się mieszkańców do sfery prywatnej, ograniczonych stycznościach sąsiedzkich, braku zaangażowania w działania wspólnotowe. Nowi mieszkańcy starych wsi nie sąsiadują „po wiejsku”: nie chcą informować o sobie i wiedzieć o innych. Niewykluczone, że tego typu nawyk jest przeniesiony z „relacji miejskiej” w nowe otoczenie. Większość nowych mieszkańców długo zwleka ze zmianą meldunku. Co gorsza, zdecydowanie przeważająca część z nich nie wykazuje obywatelskiego zaangażowania w działalność wiejskich organizacji czy to starego (koła gospodyń wiejskich, koła parafialne), czy nowego typu (lokalne grupy działania, organizacje III sektora). To sprawia, że tkanka obywatelska podmiejskich wsi jest niemal zupełnie martwa.

Co interesujące, jednym z nielicznych miejsc łączności z nową społecznością jest nierzadko wiejska szkoła. Daje się tu zaobserwować nowe zjawisko: nie jest już rzeczą niezwykłą, że wiejskie szkoły mają do zaoferowania więcej niż pobliskie placówki miejskie. Ich walory to mniejsze klasy, większa troska nauczycieli, wysoki poziom nauczania, doskonałe wyposażenie itp.

Na podstawie analizy przeprowadzonych ankiet badaczka uważa, że istotą mechanizmu „suburbanizacji po polsku” są odrzucenie skromnych warunków życia w blokach, głód mieszkaniowy oraz dążenia do zamieszkiwania w zasobach mieszkaniowych wyższej jakości, które gwarantują nie tylko większy metraż, ale przede wszystkim własność powiązaną z nadzieją na ciszę, spokój, dostęp do zieleni i większe zadowolenie z życia. Ale miasto wciąż jest stałym punktem odniesienia, a wieś nie przypomina wymarzonej Arkadii. To te kwestie decydują często o wyborach życiowych osadników, niekiedy – paradoksalnie – umacniając jeszcze ich pełną dystansu postawę wobec okolicy, w której przyszło im zamieszkać.

Znacznym walorem książki jest ukazanie wpływu decyzji dorosłych na potomstwo, jego potencjalne perspektywy życiowe, sposobów przenikania się światów dorosłych i dzieci w nowej sytuacji. Zwykle zdecydowanie aspołeczny, indywidualistyczny charakter życia w podmiejskiej sferze wyraźnie oddziałuje na najmłodsze i młode pokolenie: dopóki wychowujące się w suburbiach dziecko jest w wieku wczesnoszkolnym, a jego świat społeczny ogranicza się do świata rodziców oraz [częściowo – przyp. K.W.] innych dzieci spotykanych w przedszkolu, jego podmiejskie życie jest beztroskie.

Z kolei starsze dzieci bardzo szybko przekonują się o dysfunkcjach nowych miejsc i coraz bardziej doskwierającym ograniczeniu ich dawnej sieci rówieśniczej/społecznej. Jak wspomniałem, suburbia w znacznym stopniu pozbawione są nie tylko sprawnie działającej komunikacji publicznej, ale w ogóle infrastruktury kulturalnej i społecznej. Poza tym nowe miejsce jest dla ich rodziców obce, zatem nie powstają typowe relacje sąsiedzkie. Równocześnie konieczność zapewnienia dzieciom stylów życia uznawanych choćby za typowe dla klasy średniej powoduje, że rodzice przyjmują na siebie rolę „darmowej taksówki”. Uzgodnienie rytmu życia dorosłych opiekunów z rytmem funkcjonowania ich dorastających dzieci powoduje znaczne obciążenia finansowe i psychiczne.

Na mniejszą skalę, ale na mocy podobnego mechanizmu dochodzi do zakorzenienia się nowego zjawiska/roli społecznej i domowej, szczególnie wśród kobiet. Zachowując wszelkie proporcje, autorka porównuje „podmiejskie matki” z amerykańskimi soccer moms, które podporządkowały życie dorastaniu i (potencjalnej karierze) nastoletnich dzieci. Z zasady nieodzownym narzędziem dla spełnienia tej roli jest własne auto. Warto zwrócić uwagę na niemal absurdalną cechę tej sytuacji. Otóż z pozoru spokojniejsze życie w wiejskim otoczeniu rodzi nowy rodzaj zmęczenia, stresu i frustracji (wyraźnie obecnych w przeprowadzonych przez Kajdanek ankietach) właśnie dlatego, że sieć kulturowa i społeczna oraz komunikacyjna jest tak rachityczna. Rekrutujący się często z szeregów konserwatywnego liberalizmu piewcy „własnego samochodu”, utożsamionego niemal z autonomiczną „wartością rodzinną”, szydzący z takich przeżytków jak „socjalistyczny” publiczny transport, również w tej materii pokazują swoją ignorancję w kwestii procesów społecznych i skutków indywidualizacji.

Inne interesujące zjawisko zaznacza się w odniesieniu do podmiejskich szkół podstawowych. O ich rosnącej wartości edukacyjnej była mowa. Problemem jest jednak to, że zarówno władze gminne, jak i szkolne często w ogóle nie rozumieją zachodzących na ich terenie zjawisk społecznych związanych z nową grupą osadniczą. Nie kojarzą też w sposób świadomy szkoły jako jednego z już nielicznych kulturotwórczych miejsc na własnym terenie. Z pewnością częściowo determinują to kłopoty finansowe samorządów, ale także przyjęty i wcielany w życie model modernizacji, traktowanej jako przyrost pewnego materialnego zasobu dóbr. Szkoły nierzadko ulepszają infrastrukturę, nie bez znaczenia jest także pozytywna rola obiektów sportowych związana z wdrożonym przez rząd Platformy Obywatelskiej projektem „Orliki”. Równocześnie jednak rzadkością są wciąż inicjatywy zmierzające do wzmocnienia sfery społecznej. Placówka oświatowa w tym kontekście jest wciąż bardziej gmachem, w którym odbywa się „obowiązek szkolny”, niż miejscem, gdzie w sposób przemyślany i celowy dokonuje się integracja lokalnej wspólnoty. To zdecydowany błąd, gdyż zdaniem autorki „Urbanizacji po polsku” miejscowe władze powinny wykorzystać potencjał tkwiący w lokalnych szkołach do generowania zasobów wiedzy, zaufania i poczucia więzi pomiędzy starymi i nowymi mieszkańcami, zaczynając od dzieci szkolnych i ich rodziców.

W jednej z kolejnych części pracy, „Podmiejska wspólnota?”, autorka szczegółowo analizuje charakterystyczne dla małomiasteczkowych suburbiów zjawiska, które skutecznie blokują rozwój badanych społeczności. Kajdanek stara się odpowiedzieć na pytania: dlaczego ludzie o podobnych statusach, sprowadzający się do osiedli podmiejskich, nie są w stanie stworzyć wspólnoty, oraz w jakim stopniu posiadane zasoby pozwalałaby im to uczynić? Jedna z wiodących tez, pojawiających się często w książce, jest klarowna: fatalna kondycja wiejskich przestrzeni publicznych jest idealnym odzwierciedleniem stanu podmiejskiej wspólnotowości.

Wśród czynników determinujących słabą więź wspólnotową badaczka wyróżnia ulotność i krótkotrwałość relacji sąsiedzkich – nowi mieszkańcy zamykają się w domu, gdy tylko zostanie on wybudowany. Ankiety wskazują, że osadnicy znają na ogół sąsiadów z zaledwie 2–5 pobliskich domostw. W dodatku „nowi” programowo unikają tradycyjnych, wiejskich przestrzeni publicznych, wiążąc sposoby spędzania wolnego czasu choćby z centrami handlowo-rozrywkowymi, położonymi w odległości dającej się pokonać za pomocą samochodu. W najgorszych przypadkach prowadzi to do upowszechnienia w mentalności lokalnych społeczności podziału na „my” i „oni”, w „najlepszych” – do obojętności i postawy „niewchodzenia sobie w drogę”.

To „strukturalne nieprzystosowanie” skutkuje także niskim poziomem wzajemnego zaufania. I tak część osadników twierdzi, że zamiast prosić o opiekę nad domem/kluczami sąsiadów, woli zwrócić się do rodziny, założyć alarm czy wynająć kogoś do pilnowania posesji. To bardzo interesujący wątek, wprost pokazujący cechy charakterystyczne współczesnej atomizacji Polaków. Wyraźnie zaznacza się tu istotna i bardzo typowa dziś antynomia. Mamy do czynienia z ucieczką we „wsobną familiarność” lub „rodzinne wyobcowanie”, albo ze zdaniem się na procesy związane z komercjalizacją życia, nawet w jego wymiarach domowych, bardzo przecież osobistych: wykupienie technologii i usługi, związanie bezpieczeństwa domu z prywatną firmą ochroniarską lub finansową „rekompensatę” za pewne dobro, wynikające, zdawałoby się, z elementarnych pobudek etycznych. W większości przypadków zachowania pseudosąsiedzkie reguluje poczucie obowiązku i norma wzajemności z naciskiem na szybkie odwzajemnienie usługi, a nie zaufanie, które kumuluje się do postaci kapitału społecznego.

Przyjrzyjmy się bliżej kwestii przestrzeni publicznej na podmiejskich osiedlach. Tradycje życia wiejskiego wyróżniają zwykle takie miejsca jak place przykościelne, boiska szkolne, remizy strażackie, tamtejsze świetlice. Miejsca te pełnią funkcję wspólnotową na mocy organizowanych na ich terenie wydarzeń, dotyczących działania samorządu, rady sołeckiej czy parafialnej, odbywających się festynów czy odpustów, czasem giełdy rolnej, a także inicjatyw Ochotniczej Straży Pożarnej i Koła Gospodyń Wiejskich. Jednak nowym mieszkańcom nie są one potrzebne: lokalna polityka nie jest dla nich interesująca, na niedzielną Mszę św. często jeżdżą „w stare strony”, a wiejskich rozrywek nie uważają za swoje.

Nie oznacza to jednak, że nowa przestrzeń jest kompletnie nieinteresująca dla osadników. Zwykle dostrzegają walory cennych przyrodniczo/krajoznawczo miejsc położonych w najbliższej okolicy. Irytuje ich też fakt, że domy tracą często na wartości, gdy piękne widoki zasłaniają kolejne budowle stawiane przez jeszcze-bardziej-nowych-mieszkańców, którzy stają się dla już-mniej-nowych-mieszkańców intruzami, zabierającymi kolejne fragmenty niezabudowanego horyzontu za oknem. Jednak pozostająca do ich dyspozycji przestrzeń ogólnodostępna niekoniecznie staje się przestrzenią wspólną/publiczną. Kajdanek pokazuje, w jaki sposób najbliższa, pozadomowa przestrzeń poddana zostaje indywidualizacji, nie prowadzi do wyjścia ku innym ludziom. Położone w sąsiedztwie wsi niewielkie połacie lasów (Sobin), ciekawe ścieżki spacerowe (Łagów, Kruszyn), stawy czy Arboretum (Wioska) zostają uznane za miejsca szczególnie atrakcyjne i są z przyjemnością odwiedzane. Nawet jeśli na spacerze mieszkańcy spotykają tam sąsiadów, to zwykle zachowują się tak, jakby byli sami i spacerowali w izolowanych korytarzach. Wiejskie miejsca publiczne mają zatem przede wszystkim walory związane z prywatną rekreacją. Mówiąc dosadnie: pełnią rolę spacerniaków w miejscu traktowanym jako obce.

Wiąże się to z jeszcze jednym czynnikiem, dość typowym dla dzisiejszej polskiej „wspólnotowości”, budowanej na wzniosłych sloganach, ale nie na realnym osadzeniu w świecie: na tych obszarach nie ma żadnej infrastruktury ani małej architektury pozwalającej zatrzymać się, przysiąść, by kontemplować przyrodę, a przy okazji w niekrępujący sposób być z innymi ludźmi. Nic dziwnego, że analizy poświęcone tej kwestii badaczka podsumowuje krótkim zdaniem wypowiedzianym przez jednego z ankietowanych mieszkańców Sycowa: Tu nie ma miejsc, gdzie się spędza czas. To subiektywne przekonanie (bo nierzadko stara infrastruktura wciąż jednak istnieje, choć jest skromna) rzutuje na ogląd całego świata, który otacza nowych mieszkańców starych wsi. Polacy przeprowadzają się na wieś, jakiej nie znają z miast, w których było im źle. Jednak na wsi nie czują się u siebie, a do miast muszą wracać ze względu na pracę, przyszłość dzieci, większą pulę świadczonych tam usług itp.

Ogromnym walorem książki Katarzyny Kajdanek jest fakt, że podjęła się tematyki, która właściwie nie budzi niczyjego zainteresowania i dobrze wpisuje się w strategię przemilczenia problemów i zagadnień społecznych, jakie są udziałem „milczącej większości” Polaków. W zakończeniu swojej pracy badaczka posługuje się publicystycznym ozdobnikiem, by oddać bardzo smutną treść: polska suburbanizacja jest siermiężna, a nie sexy. Nie jest to temat dyskutowany publicznie, traktowany jako element programowych debat politycznych, strategii rozwojowych władz samorządowych i centralnych. Stąd opinia autorki, że skoro nie ma rozbuchanych i zbiorowych oczekiwań, to rozczarowania przechodzą bez echa. Stają się indywidualnymi zmartwieniami, jednostkowymi porażkami, a nie doświadczeniem blisko 70 tysięcy uchwyconych w Spisie Powszechnym 2011 przybyszy z miasta na wieś, choć ich faktyczną liczbę należałoby, wedle moich ostrożnych szacunków, pomnożyć trzykrotnie.


Katarzyna Kajdanek, Suburbanizacja po polsku, Zakład Wydawniczy NOMOS, Kraków 2012.

Tematyka
komentarzy