Szczepionka na neoliberalizm

·

Szczepionka na neoliberalizm

·

Od dłuższego czasu niektóre środowiska w Polsce alarmują, że stajemy się ekonomiczną neokolonią. Opinii tej zaprzeczają inne, często związane z elitami odpowiedzialnymi za model reform wprowadzanych w Polsce po roku 1989. Po jednej stronie dominuje wyrywkowość i ogólnikowość diagnoz, po drugiej dążenie do ochrony „świętych” i nietykalnych życiorysów oraz – pośrednio – obrony obecnego status quo i jego beneficjentów.

Tło historyczne neoliberalizmu i jego skutki w Polsce

Neoliberalny model ekonomii był od lat 80. promowany przez kraje G7 jako propozycja dla ekonomicznej i społecznej transformacji takich regionów, jak Afryka i Ameryka Łacińska oraz, następnie, krajów postkomunistycznych, np. Polski. W praktyce oznacza on umożliwienie zagranicznemu kapitałowi:

  • przejmowania zysków z lukratywnych rynków państw będących w trakcie transformacji oraz ich najwartościowszych aktywów;
  • przejęcia potencjalnej konkurencji technologicznej (np. wrocławskie Elwro);
  • zapewnienia stabilnych ram ekonomicznych dla maksymalizacji zysków i unikania ich opodatkowania.

Większość transformujących się państw poddała się takiej kuracji, wyjątek stanowią Chiny. Instytucjami zajmującymi się promowaniem „neokolonialnych” ram ekonomicznych były Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW), Bank Światowy (BŚ) czy Światowa Organizacja Handlu (WTO), w których dominowały kraje G7, a obecnie swoje wpływy zwiększają Chiny.

Metodą perswazji była warunkowość. Kraje mające problemy ze spłatą zagranicznych długów, jak Polska w 1989 r., zwracały się o pomoc finansową np. do MFW, a ten udzielał jej pod warunkiem zobligowania się do wprowadzenia pakietu reform według neoliberalnej miary.

Ważnym narzędziem utrzymania globalnych neoliberalnych ram jest Międzynarodowe Centrum Rozstrzygania Sporów Inwestycyjnych. Odpowiada ono za arbitraż, który jest de facto przebiega w oderwaniu od podstawowych zasad prawnych, takich jak prawo do odwołania czy jawność postępowań.

Obecnie w warunkach polskich pociąga to za sobą rozmaitość negatywnych skutków. Wiele zagranicznych korporacji unika płacenia podatku CIT, co zwiększa presję podatkową na małe i średnie polskie przedsiębiorstwa, klasę średnią w ogóle i prowadzi do zubożenia kraju. Jednocześnie ma miejsce przejmowanie dochodowych rynków, np. w dziedzinach handlu i finansów, oraz wypieranie z nich rodzimego kapitału. Problemy pojawiają się także w dziedzinie demografii – pracownicy, postrzegani jako „koszt bez praw”, nie mają warunków do zakładania rodzin i wychowania dzieci, co prowadzi do masowej emigracji i technologicznego pustynnienia kraju. Neoliberalne ramy ekonomiczne wpływają również na niekorzystny dla nas podział zysków w polskiej gospodarce oraz zachęcają podmioty międzynarodowe do ekspansji ekonomicznej.

Czy Polska obecnie jest neokolonią?

Odpowiedź na takie pytanie wymaga przedstawienia statystyk, które opisywałyby strukturę głównych rynków i obszarów, udział w nich własności zagranicznej, podział na małe i średnie oraz duże przedsiębiorstwa oraz poziom płaconego CIT. Właśnie obserwując rozwój udziałów zagranicznej własności w poszczególnych rynkach/obszarach, można ocenić stan i kierunki „neokolonizacji”.

Jak jednak zdefiniować pojęcie rynków? Ponieważ nie poruszamy się w dziedzinie nauk ścisłych, definicja ta powinna być umowna i zgodna ze zdrowym rozsądkiem, zaś jej granice nieostre. Dość ogólnie definiuje rynki tygodnik „Polityka” w swoim corocznym rankingu 500 największych firm. Analizując go, widzimy, że brakuje tam najciekawszych danych – np. informacji o płaconym CIT, opisu praktyk transferu pieniędzy za granicę celem niewykazania zysków w Polsce, udziałów własności polskiej i zagranicznej, udziału firmy w rynku, kluczowych powiązań kapitałowych ułatwiających praktyki kartelowe, zależności holdingowych itd. O co chodzi, widać w poniższym diagramie rynku banków, który należy do kluczowych wskaźników w rozróżnianiu, czy dany kraj jest podmiotem czy przedmiotem globalnej ekonomii, ponieważ decyduje, kto zarządza prywatnymi oszczędnościami, będącymi podstawą finansowania inwestycji krajowych.

Obserwując polską gospodarkę przez pryzmat tendencji w wybranych obszarach, można zrozumieć, jak postępuje neoliberalna „infekcja” krajowej gospodarki oraz zastanowić się nad „szczepionką”. Chcę jednak podkreślić, że zagraniczny kapitał, nawet w opisywanych tu rynkach nietechnologicznych, nie jest zły ani dobry. Jest konieczny – to miejsca pracy, innowacje w zarządzaniu, konkurencja itd. Natomiast gdy ramy prawne są złe, przejmuje on kontrolę nad rynkami – tworzy kartele, oligopole, monopole czy unika płacenia podatków; gdy jest go za dużo w wybranych sektorach – wówczas dusi rozwój słabszego polskiego kapitału, który mógłby z czasem stać się dojrzały do ekspansji zagranicznej. Kluczem są więc odpowiednie ramy prawne.

Dla dalszych rozważań zastosuję uproszczony podział na sześć obszarów, istotnych z punktu widzenia odwracania tendencji neoliberalnych: a) bezpieczeństwo finansowe, b) bezpieczeństwo ekonomiczne (poza finansowym), c) obszary wrażliwe społecznie, d) media, wiedza i informacja, e) handel detaliczny, f) inne dochodowe rynki nietechnologiczne.

Bezpieczeństwo finansowe

wykres1

W wyniku nieroztropnej metody prywatyzacji polskich banków kapitał zagraniczny kontroluje ponad 60% polskiej bankowości. Oto zagrożenia wynikające z nadmiernej koncentracji zagranicznego kapitału:

  • Drenaż zysku za granicę, zamiast krajowych reinwestycji.
  • Brak zainteresowania tworzeniem produktów kredytowych wspomagających rozwój polskich przedsiębiorstw, zdolnych konkurować np. z ważnymi klientami banku-matki z kraju jego pochodzenia.
  • Uniemożliwianie wytworzenia się silnych polskich grup bankowych, zdolnych do zagranicznej ekspansji.
  • Ryzyko używania oszczędności Polaków do finansowania ważnych inwestycji, np. infrastruktury energetycznej, dróg, itd. w kraju banku-matki zamiast w Polsce.
  • Ryzyko zmów kartelowych.
  • Ryzyko użycia polskich oszczędności do rozwiązywania problemów finansowych i bilansowych banku-matki.

Rozwiązaniem jest zwiększenie udziału polskiego kapitału w sektorze bankowym. Jednym z celów mogłoby być osiągnięcie udziału co najmniej 70-procentowego, jak w Austrii czy Holandii, a także ułatwienie rozwoju regionalnej bankowości spółdzielczej. Warto też rozważyć rozdział bankowości oszczędnościowej od inwestycyjnej – jego brak naraża oszczędności obywateli na ryzykowne spekulacje finansowe, jak miało to miejsce na świecie w 2008 r. Kolejnym działaniem może być zamknięcie kont w niepolskich bankach przez instytucje publiczne i otworzenie ich albo w PKO BP, albo w krajowych bankach spółdzielczych.

Rynek obowiązkowych składek emerytalnych jest szczególnie atrakcyjny dla zagranicznych instytucji finansowych, gdyż prowizje od gromadzonego kapitału to znaczne kwoty i łatwy zysk. Ryzyko związane z nadmiernym wpuszczeniem prywatnych instytucji finansowych na ten wrażliwy społecznie rynek, jest następujące:

  • Wygórowane prowizje, przez wieloletnią kumulację znacznie zmniejszające emerytury.
  • W przypadku nieostrożnych zmian prawnych – ryzyko użycia tych długoterminowych oszczędności do finansowania inwestycji poza Polską, np. w strategiczną infrastrukturę energetyczną czy transportową.

W przypadku OFE warto zwrócić uwagę na kilka ważnych elementów:

  • Nie ma żadnego śladu analizy skutków czy szacunku kosztów utworzenia OFE. Jeśli ich nie ma, to znaczy, że cała reforma, mająca wpływ na emerytury milionów Polaków, została wprowadzona „na oko”.
  • Zmiany z roku 2014 r. de facto jedną ustawą znacjonalizowały prywatne oszczędności milionów Polaków odłożone w funduszach.

Z tego punktu widzenia istotna jest optymalizacja zarządzania obowiązkowymi oszczędnościami emerytalnymi. Powinno się rozważyć likwidację OFE, ale bez nacjonalizacji zebranych oszczędności. Wystarczyłoby powołanie jednej instytucji, która zatrudniłaby 50 świetnie opłacanych, polskich specjalistów ds. finansów. Miałoby to wymierny wpływ na wysokość emerytur, ponieważ zwiększyłyby się one o obecne wysokie prowizje od zgromadzonego kapitału firm obsługujących OFE. Koszty funkcjonowania takiej instytucji byłyby dużo mniejsze niż obecne opłaty.

wykres2

Wielkość długu publicznego ma znaczenie o tyle, o ile jego nadmiar, zagrażający niewypłacalnością państwa, jest kartą przetargową wielkiego kapitału przy wymuszaniu neoliberalnych reform. Obserwując wzrost długu publicznego w Polsce w stosunku do rosnącego PKB i rozwój kosztów obsługi odsetek i spłaty długu (Wykres 2), a także ostatnie manewry władz w celu sztucznego zmniejszenia długu publicznego, można wyraźnie dostrzec, że dług publiczny wciąż rośnie wraz ze wzrostem PKB i spadkiem oprocentowania długu. Towarzyszy temu manipulowanie sposobem obliczania długu i PKB, czyli księgowe zaniżanie wartości długu, co niestety realnie go nie zmniejsza.

Warto też zwrócić uwagę na fakt, że dług zagraniczny jest dużo bardziej ryzykowny od krajowego. Wynika to m.in. z ryzyka wahań walutowych, o czym świetnie wiedzą „frankowicze”.

Istotne jest uszczelnienie konstytucyjnej kontroli nad długiem publicznym. Polska klasa polityczna zachowuje się pod tym względem nieodpowiedzialnie (tabela 1). Należy pozbawić ją możliwości obchodzenia art. 216 Konstytucji RP, który można by zmienić np. od 2019 r. w następujący sposób: Nie wolno zaciągać pożyczek lub udzielać gwarancji i poręczeń finansowych, w następstwie których państwowy dług publiczny przekroczy 3⁄5 wartości rocznego produktu krajowego brutto z roku 2018. Sposób obliczania wartości rocznego produktu krajowego brutto oraz państwowego długu publicznego określa ustawa z roku 2014. Taka przykładowa zmiana uniemożliwi triki księgowe i powiększanie długu kraju w wyniku wzrostu PKB. Dług zagraniczny powinien być zmniejszany w pierwszej kolejności.

Tabela 1. Rozwój długu publicznego Polski

Rok

Dług publiczny w mld. zł

Roczny przyrost długu publicznego w mld. zł

1991

210

10

1995

220

10

1997

230

10

1998

210

10

1999

250

10

2000

260

10

2001

270

10

2002

280

10

2003

352

72

2004

408

56

2005

440

32

2006

466

26

2007

506

40

2008

527

21

2009

597

70

2010

669

72

2011

747

78

2012

774

27

Sporo zaczyna się mówić w Polsce o tym, że duże zagraniczne korporacje unikają płacenia podatku od dochodu kapitałowego CIT, przy pomocy sztuczek księgowych nie wykazując zysków w Polsce. Równolegle słyszy się o tym, że najbogatsi Polacy przesuwają kapitały do zagranicznych fundacji lub np. do Monako albo na Cypr celem unikania podatku CIT lub spadkowego. Skutkuje to dokręcaniem śruby podatkowej klasie średniej, która ma mniejsze możliwości wywierania presji na władzę, a także utrudnia np. zwiększanie kwoty wolnej od podatku czy dofinansowanie publicznej służby zdrowia. Ponieważ neoliberalizm jest doktryną służącą superbogatym, takie opodatkowanie regresywne, de facto zwalniające najbogatszych z podatku dochodowego i spadkowego, jest globalnym trendem, który powoduje zwiększanie się rozwarstwienia majątkowego.

Propozycja rozwiązania to wprowadzenie zrównoważonego, zrozumiałego i progresywnego systemu podatkowego. Aby zapewnić odpowiednie finansowanie obszarów ważnych społecznie, urząd skarbowy powinien poprosić właścicieli dużego kapitału, aby rzetelnie płacili podatki. Natomiast ekspansja gospodarcza – zwłaszcza zagraniczna – polskich milionerów powinna być promowana przez państwo. W parze z takim wsparciem powinny jednak iść obowiązki, a uczciwe płacenie podatków to jeden z nich. W ten sposób można by odciążyć podatkowo polską klasę średnią i zwiększyć kwoty wolne od podatku dla najmniej zarabiających, co korzystnie wpłynie na demografię.

Niedawny przypadek „frankowiczów” – kredytobiorców we frankach szwajcarskich, pokazuje, że klienci są niedoinformowani oraz manipulowani przez pożyczkodawców. Pozostawienie ich samym sobie może doprowadzić do sytuacji podobnej jak w Hiszpanii, gdzie dziesiątki tysięcy ludzi zostało wprowadzonych w błąd przy udzielaniu kredytów hipotecznych, a ich życie zrujnowano. Propozycją jest więc regulacja rynków kredytów prywatnych, która wymuszałaby na kredytodawcach solidną informację dla potencjalnych klientów na temat ryzyka pożyczek, np. hipotecznych, czyli choćby o ryzyku walutowym czy groźbie załamania się rynku nieruchomości. Ponieważ zysk agentów wynika z liczby i wysokości sprzedanych kredytów w ogóle (a nie tylko kredytów bezpiecznych), warto tu antycypować ryzyko. Można również pomyśleć o edukacji obywatelskiej w tym obszarze.

Warto także wspomnieć o kapitale spekulacyjnym. Jest on formą hazardu i służy „rozbujaniu” rynków, np. towarów czy akcji celem wyprowadzania zysków. Jest bardzo szkodliwy dla długoterminowego i zrównoważonego rozwoju realnej gospodarki. Niewielki podatek obrotowy, na przykład 2 promile, od każdej transakcji, tzw. podatek Tobina, jest tu optymalnym rozwiązaniem. Nie należy jednak mylić kapitału spekulacyjnego z kapitałem zagranicznym w ogóle, korzystnym i koniecznym dla polskiej gospodarki.

Bezpieczeństwo ekonomiczne (poza finansowym)

Polska powinna zachować konieczną kontrolę nad własnymi strategicznymi zasobami i aktywami, a wypracowane przez nie zyski powinny służyć finansowaniu ważnych usług publicznych.

Kontrola nad ziemią rolną to ważne zagadnienie z niedocenianej dziedziny, jaką jest bezpieczeństwo żywnościowe. To problem strategiczny, gdyż obecnie wykup ziemi rolnej przez fundusze inwestycyjne czy państwa ma miejsce na masową skalę np. w Afryce. Wydaje się, że polscy politycy nie popełnili błędu wyprzedaży nadmiernej ilości ziemi zagranicznemu kapitałowi.

Rynkiem bardzo dochodowym i kluczowym z punktu widzenia energetycznego bezpieczeństwa państwa są surowce mineralne (metale, węgiel, gaz itp.), zwłaszcza w perspektywie ostatnich wydarzeń za wschodnią granicą. Na szczęście polskie firmy tej branży nie podzieliły losu banków, więc krajowy kapitał ma tu wciąż spory udział.

Warto zwrócić uwagę, że toczy się globalny wyścig o zapewnienie dostępu do kurczących się rezerw surowców. Wielki kapitał specjalizuje się w nabywaniu tych zasobów. W takim właśnie kontekście warto obserwować niedawny kryzys górniczy w Polsce, a zwłaszcza zmiany we własności złóż, prawie do ich wydobycia i opodatkowaniu zysków.

Tania energia jest kluczowa dla rozwoju gospodarczego każdego kraju. Ma również znaczenie społeczne, bo gdy jest zbyt droga, odbiera uboższym Polakom np. możliwość ogrzania domów w zimie. Warto ten społeczny wpływ kalkulować przy długoterminowym planowaniu inwestycji w rozwój infrastruktury energetycznej i jej kosztów.

Rynek energii jest bardzo dochodowy, a polski kapitał wciąż ma tu sporo do powiedzenia. Obecnie toczy się bezwzględna walka o kierunek energetycznego rozwoju Polski – od jej wyniku będzie zależeć, kto zarobi na naszych przyszłych rachunkach za prąd i ogrzewanie. Ważne jest więc opracowanie i wdrożenie zrównoważonej strategii energetycznej, skrojonej na potrzeby i możliwości Polski. Widać obecnie, że państwo nie radzi sobie z zagadnieniem tak ważnym dla naszego sukcesu ekonomicznego.

Sektor telekomunikacji to kolejny strategiczny i dochodowy rynek, zazwyczaj zdominowany przez kilku wielkich graczy. Telekomunikacja Polska została „sprywatyzowana” przez sprzedaż państwowej francuskiej spółce telekomunikacyjnej. Natomiast w telefonii komórkowej konkurują ze sobą trzy firmy, przy czym właścicielem tylko jednej jest Polak. Tym samym ważne jest promowanie zwiększenia udziału polskiego kapitału w rynku telekomunikacji oraz uniemożliwianie zagranicznemu kapitałowi całkowitego przejęcia go.

Obszary wrażliwe społecznie

Warto również postulować zablokowanie urynkowienia obszarów wrażliwych społecznie. Sektory, takie jak ochrona zdrowia, edukacja czy usługi komunalne nie powinny być nastawione na maksymalizację zysku wypłacanego właścicielom, lecz na dostępność dla ogółu, a tym samym powinny zachować charakter publiczny.

Dostępność powszechnej i darmowej edukacji jest rzeczą ważną i powinno się unikać prywatyzacji edukacji finansowanej z podatków. Inną jednak sprawą jest, czy opłaca się społeczeństwu np. bezwarunkowo darmowa (i bardzo droga) edukacja lekarzy lub inżynierów, z których wielu zaraz po studiach wyjeżdża do pracy za granicę. Jest to temat wart dyskusji – czy prawo do darmowej edukacji pociąga za sobą obowiązki względem sponsorującego ją społeczeństwa, czy też nie. W każdym razie bez wysokiego poziomu edukacji publicznej Polska nie ma szans na awans w światowej lidze państw. Ewentualna prywatyzacja edukacji ograniczy społeczeństwu dostęp do niej, a w konsekwencji obniży jego zdolność do globalnej konkurencji.

Bardzo ważny obszar społeczny stanowi służba zdrowia. Również w tej sferze prywatyzacja podraża dostęp do usług, wyklucza mniej zamożną część społeczeństwa oraz koncentruje się na generowaniu zysku, a nie na tanim i skutecznym wyleczeniu czy profilaktyce. Problem ochrony zdrowia w Polsce polega również na tym, że obowiązkowe składki zdrowotne finansują w coraz większym zakresie działalność prywatnych spółek lekarskich, siłą rzeczy zorientowanych na zysk, a nie na dostępność usług i tanie, lecz skuteczne leczenie. Ze względu na optymalizację dostępu do usług medycznych publiczne zakłady opieki zdrowotnej funkcjonują lepiej niż prywatne. Natomiast prywatne ubezpieczenia zdrowotne, finansowane tylko z dobrowolnej składki zdrowotnej, powinny rozwijać się nieskrępowanie.

Obecnie w Polsce systematycznie zmniejsza się udział płacy w PKB. Według „Polityki” (23 grudnia 2013), polscy pracownicy stracili aż 7,8 pkt. proc. PKB w płacach w ciągu 10 lat. Według danych Eurostatu z 2013 r. w Polsce udział płac w PKB wynosi tylko 35,6% PKB, gdy w Niemczech aż 51,6%. Równocześnie systematycznie rośnie udział dochodów kapitałowych w PKB. Pracownik został sprowadzony do roli „nadmiernego kosztu”. Warto myśleć, jak systematycznie zwiększać udział płac do przynajmniej 50% PKB.

Tu propozycją jest ulepszenie prawa pracy. Ochrona pracowników jest ważną funkcją państwa. Wspieranie tworzenia rad pracowniczych, związków zawodowych, promowanie umów zbiorowych, nadanie właściwego znaczenia Komisji Trójstronnej, wspieranie dialogu społecznego, stałych umów o pracę, rozsądnej płacy minimalnej i kwoty wolnej od podatku – wszystko to są ważne cechy cywilizowanego państwa oraz wyraz elementarnego szacunku wobec obywateli.

Niestety, jednej rzeczy nie da się obejść. Pracodawca musi mieć bezproblemową możliwość zwolnienia pracownika w przypadku tarapatów finansowych. Za to pracownik powinien mieć solidne ubezpieczenie od bezrobocia, aby zwolnienie nie było zupełną tragedią. Inaczej trudno pogodzić zdolność do konkurowania kapitału z poczuciem bezpieczeństwa pracowników.

Podobnie jak z ochroną zdrowia, prywatyzacja usług komunalnych (wodociągi, kanalizacja, wywóz i utylizacja śmieci) prowadzi do wzrostu cen, wykluczenia z nich uboższej części społeczeństwa oraz drenażu zysku do kieszeni prywatnych monopolistów.

Swobodny dostęp społeczeństwa do przyrody jest ważny, więc państwowa własność w tym zakresie powinna być chroniona. Lasy stały się państwowe i takie powinny pozostać, aby każdy mógł z nich korzystać. O żadnej reprywatyzacji nie powinno być mowy.

W kwestii produkcji żywności zauważyć można powolny spadek jej jakości, m.in. z powodu nacisku hipermarketów i dyskontów na cięcie kosztów produkcji. W konsekwencji może dojść do sytuacji analogicznej jak w USA – tylko niezdrowa żywność jest dostępna dla warstw uboższych, czego rezultatami są otyłość i związane z nią problemy zdrowotne. Oczywiście ma to też spore, choć pośrednie znaczenie dla kosztów służby zdrowia. Widać również powolną ekspansję produktów modyfikowanych genetycznie i niezdrowej żywności sprzedawanej przez zagraniczne sieci gastronomiczne. Trudno ocenić, jakie są udział zagranicznego kapitału w sektorze produkcji żywności oraz jego struktura, ale jest to temat wart analizy i wyciągnięcia wniosków.

Tutaj postulatem jest uregulowanie rynku w duchu promowania żywności zdrowej i taniej. Powinno się za pomocą norm dbać o wysoką jakość żywności oraz promować rozwój polskich przedsiębiorstw, w tym rzemiosła (piekarze, masarze itd.), oraz o dobrą edukację zawodową dla przyszłych rzemieślników. Warto też podchodzić z ostrożnością do żywności modyfikowanej genetycznie, bo tu głównym graczem są globalne koncerny, nieponoszące odpowiedzialności za długoterminowe skutki jej wprowadzania na rynek.

Spółdzielczość jest bardzo niewygodna dla doktryny neoliberalnej, ponieważ ogranicza udział prywatnego kapitału w dochodowych rynkach, takich jak handel, produkcja, finanse czy budownictwo. Widać, że państwo nie dba o tę formę działalności gospodarczej. Wspieranie rozwoju spółdzielczości to sprawienie, aby ramy prawne zarządzania spółdzielczością zostały poprawione, a sama kooperacja promowana np. w budownictwie, handlu czy bankowości.

Sfera opinii publicznej i emocji społecznych

Obszar ten ma szczególne znaczenie dla rozwoju społeczeństwa i budowania tak niewielkiego w Polsce zaufania społecznego oraz dla upodmiotowienia Polaków. W tym obszarze odbywa się każdy publiczny spór i ma on wpływ na tendencje opinii publicznej, jej gusta czy fobie.

Nie ma co się łudzić, że prywatna własność w mediach nie kieruje się chęcią zysku. Ofiarą tego pada jakość informacji, stającej się zwykłym towarem, wypieranym przez produkt tańszy i gorszy. Widoczny jest deficyt mediów publicznych, bezkarność mediów brukowych, znaczne uzależnienie prasy od kapitału zagranicznego oraz uzależnienie mediów prywatnych od reklamodawców. Dobrym krokiem wydaje się ucywilizowanie rynku mediów w duchu interesu publicznego. Powinno się promować silne media publiczne dbające o interes społeczny i narodowy oraz za pomocą regulacji uniemożliwiać nadmierną koncentrację kapitału w mediach prywatnych. Warto też stworzyć takie ramy, aby zagraniczny kapitał miał warunki działania uniemożliwiające przejęcie poszczególnych rynków medialnych. Na rynku doradztwa i konsultingu dominuje kilka zagranicznych spółek. Temat wart jest pogłębionej analizy potencjalnych praktyk kartelowych i ich wpływu na powstanie i okrzepnięcie polskich spółek doradczych. Warto też monitorować, jaki obrót mają obecni potentaci i jaki wykazują zysk. Ponadto firmy takie nie powinny pełnić istotnej roli przy wspieraniu tworzenia polskiego prawa, gdyż zachodzi tu oczywisty konflikt interesów, wyrażony ryzykiem promowania rozwiązań prawnych korzystnych dla wielkich zagranicznych klientów, w tym państw i korporacji.

Słuchając w Polsce radia czy oglądając telewizję, można przeżyć prawdziwy koszmar z powodu ciągłych, długich i często „niesmacznych” reklam. Reklamy znacząco zaśmiecają także przestrzeń publiczną. Jednocześnie drogie reklamy stanowią ważne źródło dochodów prywatnych mediów. Warto rozważać, w jakim stopniu wpływa to na obiektywność oceny reklamodawcy i jego konfliktu z interesem społecznym czy publicznym.

Powinno się więc rozważyć lepsze uregulowanie rynku reklam, m.in. z punktu widzenia szkodliwości społecznej niektórych typów reklam (np. leków), relacji reklamodawców z mediami, a także zaśmiecania przestrzeni publicznej.

Mogłyby również powstawać instytuty monitorujące media pod względem ich obiektywności względem podmiotów zamawiających reklamy.

Handel detaliczny

W handlu detalicznym można zauważyć rosnącą dominację zagranicznego kapitału oraz następujące zagrożenia i zaniedbania:

  • Wypychanie z rynku polskich sklepów, co uniemożliwia im wzrost i wytworzenie masy krytycznej, pozwalającej na ekspansję zagraniczną.
  • Ryzyko drenażu zysku celem unikania płacenia podatku CIT.
  • Nadmierną koncentrację kapitału w handlu, będącą zagrożeniem dla całej strefy produkcyjnej polskich małych i średnich przedsiębiorstw zaopatrujących sklepy. Uniemożliwia im ona „zdrowy” wzrost, niezależną ekspansję zagraniczną czy osiąganie większych zysków, ponieważ duże sieci handlowe mają swoje metody ograniczania rentowności małych dostawców. Taka dominacja degeneruje polską ekonomię.

Rynek hipermarketów jest całkowicie przejęty przez kapitał zagraniczny. Jego nadmierny rozrost, poza ogólną logiką wynikającą z powyższych rozważań, powoduje eliminację polskiej konkurencji w handlu spożywczym, kosmetykami, chemią domową czy elektroniką, a także generuje spore ryzyko tworzenia zmów kartelowych.

Rynek ten należy uregulować. Pierwszym instrumentem powinien być solidny podatek obrotowy nałożony na hipermarkety. Drugim – regulacja jasno definiująca ograniczenia w powstawaniu nowych hipermarketów oraz uniemożliwiająca ich nadmierną ekspansję. Kolejnym elementem winien być surowy monitoring antykartelowy wraz z odpowiednimi karami finansowymi wraz z nadzorem nad kapitałowymi relacjami między hipermarketami a dyskontami. Powinno się też ucywilizować relacje z dostawcami, często polskimi małymi i średnimi przedsiębiorstwami, obecnie „drenowanymi” i marginalizowanymi przez nadmiernie silną pozycję hipermarketów.

Rynek sklepów spożywczych i dyskontów jest częściowo zdominowany przez zagraniczny kapitał, zwłaszcza w średnich i dużych miastach. Ryzykiem jest możliwość powiązań kapitałowych z hipermarketami. Jego nadmierny rozrost powoduje wymieranie rodzinnych, osiedlowych sklepików.

Stąd istotne jest także uregulowanie i tego rynku. Kapitał zagraniczny powinien móc swobodnie funkcjonować, ale nie mieć możliwości przejęcia większości rynku. Głównym instrumentem powinien być również i tu progresywny podatek obrotowy. Progresja powinna zaczynać się od obrotu, od którego wielkość dyskontu zaczyna być szkodliwa dla zdrowego funkcjonowania rynku. Regulację należałoby zdefiniować tak, aby otworzyła przestrzeń dla rozwoju i koncentracji polskiego kapitału, czy to przez jego wzrost, czy organizowanie się w grupy dyskontów, czy to powstawanie spółdzielni.

Warto podkreślić, że rozproszony kapitał krajowy zaczyna się bronić, np. za pomocą zrzeszania się w polskiej grupie kapitałowej Nasz Sklep. To jedna z właściwych dróg.

Inne dochodowe rynki

Wiele znanych produktów codziennego użytku, jak sprzęt do golenia, pasty do zębów, przekąski, napoje gazowane, woda, lody, gumy do żucia czy alkohole, jest kontrolowanych przez kilka wielkich funduszy inwestycyjnych, posiadających w skali globu, przez łańcuszek firm, setki znanych marek. Deformujący wpływ takiej koncentracji na rynki w Polsce i na polską konkurencję, wytwarzającą podobne produkty, musi być ogromny, choć rzadko się słyszy, aby było to przedmiotem publicznej analizy. Mimo iż są to potężni, globalni gracze, często zarządzający kapitałem większym, niż kilkuletni PKB Polski.

Powyższe przykłady można by mnożyć, ale widać, że cały neoliberalna kolonizacja Polski jest urządzona według schematu: przejąć dochodowe rynki i wydrenować z nich nieopodatkowane zyski oraz wykupić wartościowe aktywa, jak surowce, ziemia uprawna czy lasy; przy okazji uniemożliwić wyrośnięcie lokalnej konkurencji, którą się od siebie uzależnia lub – za pomocą dumpingu cenowego – doprowadza do bankructwa (jak w przypadku Malmy czy obecnych prób wobec Fakro), wraz z tanią i pozbawioną praw siłą roboczą. Dodatkowo prywatyzuje się obszary wrażliwe społecznie celem tworzenia nowych obszarów zysku.

Ponieważ w Polsce wciąż jeszcze są rynki i „zasoby” nieskomercjalizowane, jak sektor energetyczny, ziemia, złoża mineralne czy lasy, do pełnej „neokolonizacji” jeszcze trochę brakuje, jednakże „neoliberalny rak” systematycznie postępuje. W przypadku niewypłacalności Polski temat „prywatyzacji” tych obszarów wróci jako warunek restrukturyzacji długu.

Jak „obalić” neoliberalizm i upodmiotowić Polskę?

Ponad 25 lat po obaleniu komunizmu trzeba się zastanowić, jak wprowadzić w życie art. 2. Konstytucji RP. Stanowi on, iż Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej. Dotychczas mieliśmy natomiast do czynienia z urzeczywistnianiem zasad neoliberalizmu.

Oczywiście zagraniczny kapitał będzie się bronił przed utratą wpływów, rynków i dochodów. Jego instrumentami wywierania nacisku na rządy, prawodawstwo i opinię publiczną są działy dużych korporacji ds. relacji z rządami i ich lobbingowe organizacje, presja medialna, oparta na kosztownej reklamie, czy oferowanie lukratywnych ofert pracy we wpływowych koncernach. Specyficznym i skutecznym narzędziem wpływu są fundacje finansowane przez różnej maści globalnych spekulantów lub rządy silnych państw trzecich. Wywierają one tzw. miękki wpływ na naszą rzeczywistość przez umiejętny i dyskretny lobbing pozornie bezstronnych specjalistów.

Innymi metodami ułatwiającymi wywieranie wpływu są przejmowanie rynku medialnego przez zagraniczny kapitał, skargi do Unii Europejskiej, używanie międzynarodowego arbitrażu. Wszystkie te instrumenty presji są uruchamiane w razie potrzeby. Tak właśnie działo się w czasie zmniejszenia zasięgu OFE i tak będzie się dziać, gdy zostanie zagrożony zysk zagranicznego kapitału w Polsce. Można się też spodziewać „spontanicznych” protestów pracowników w obronie miejsc pracy, mimo że obecnie te same koncerny aktywnie zwalczają organizowanie się w związki zawodowe czy rady pracownicze oraz płacą, mimo sporej rentowności, pensje minimalne lub zmuszają do bezpłatnych nadgodzin czy pracy ponad siły. Należy być świadomym, że takie trudności będą częścią procesu zmian.

W zasadzie „szczepionka na neoliberalizm” powinna polegać na:

  • Stopniowym zmniejszeniu udziału zagranicznego kapitału w newralgicznych obszarach ekonomii do bezpiecznego poziomu i zastąpienie go dojrzewającym kapitałem polskim.
  • Umożliwieniu wzrostu i zagranicznej ekspansji polskiego kapitału.
  • Opodatkowaniu ukrywanych zysków zagranicznych korporacji i wprowadzeniu podatków progresywnych.
  • Zablokowaniu ekspansji prywatnych rynków na obszary, które mają duże znaczenie społeczne, oraz na dbałości o rozwój tych obszarów.
  • Trzymaniu w ryzach długu publicznego, aby nie było możliwe użycie głównego instrumentu presji na utrzymanie status quo.

Ponieważ nie da się prowadzić nowoczesnej i roztropnej polityki bez stosownej wiedzy, należy umożliwić rozwój polskich think tanków promujących polski interes społeczny i narodowy. Zagraniczne firmy konsultingowe wchodzą tu w oczywisty konflikt interesów i nie powinny odgrywać istotnej roli w procesach „naprawy” neoliberalizmu i doradztwa polskim instytucjom politycznym i gospodarczym. Dlaczego? Wystarczy wspomnieć ich doradczą rolę przy prywatyzacji.

Takie dobrze dofinansowane think tanki powinny regularnie tworzyć skrojone na polskie potrzeby analizy, raporty czy statystyki konieczne dla skutecznego aplikowania „antyneoliberalnej szczepionki” i dla zrównoważonego rozwoju Polski. Na podstawie tych analiz powinno się „skalować” regulacje w każdym istotnym obszarze. W sytuacji zaś opierania się instytucji państwowych przy tworzeniu prawa na raportach zagranicznych firm konsultingowych warto wymóc absolutną przejrzystość działań.

Polska podpisała wiele międzynarodowych zobowiązań, które ograniczają pole manewru, choć nie uniemożliwiają zmian. Po pierwsze, prawo Unii Europejskiej zabrania narodowych preferencji w regulacjach. Dlatego żadna polska regulacja nie może rozróżniać narodowości kapitału, gdyż zostanie unieważniona przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Natomiast znając strukturę rynków i charakterystykę części zagranicznego kapitału, można działać skutecznie bez wyrażania wprost celu zawartego w regulacjach. Na przykład można opodatkować hipermarkety 2-procentowym podatkiem obrotowym, ale to, że opodatkowaniu podlega w tym przypadku kapitał zagraniczny, ma wynikać z analizy rynku, a nie z zapisów ustawy. Podobnie z dyskontami – jeśli analiza mówi, że zagraniczny kapitał dominuje, mając 3 mld PLN rocznego obrotu, a polski ma maksymalnie 1 mld PLN, należy wprowadzić podatek obrotowy 1,5-procentowy i zrobić wyjątek dla firm mających roczny obrót mniejszy od 2 mld PLN, a wszystko to uczynić pod hasłem promowania małej i średniej przedsiębiorczości.

Po drugie, warto uwzględniać to, że zagraniczne korporacje mają możliwość odwołania się do międzynarodowego arbitrażu, i tak definiować regulacje, aby nie było podstaw do skargi. W tym kontekście należy zachować ostrożność w ograniczaniu praw polskiego sądownictwa w zakresie relacji z międzynarodowym kapitałem.

Podsumowanie

Narracje neoliberalizmu i jego praktyczne tendencje stoją w sprzeczności z upodmiotowieniem się Polski i Polaków oraz z art. 2 Konstytucji RP. Żądanie korekty jego wadliwych elementów nie neguje wartości wolnego rynku jako takiego, lecz dąży do korekty jego zdegenerowanych elementów, stojących w jawnej sprzeczności ze sprawiedliwością społeczną i interesem narodowym Polski i Polaków.

Takie usystematyzowanie powinno ułatwić wypracowanie spójnej i uniwersalnej wizji dla różnych rozproszonych organizacji, które chcą działać w społecznym, lokalnym czy narodowym interesie. Różnice światopoglądowe nie powinny tu mieć znaczenia.

Spróbowałem opisać, za pomocą jakich instrumentów można praktycznie doprowadzić do zmiany. Oczywiście są one bardzo ogólne i zapewne niedoskonałe. Do precyzyjnego wymodelowania takich procesów trzeba sztabu specjalistów, procesu legislacyjnego, konsultacji społecznych. Chodzi jednak o pokazanie ogólnych założeń. Osiągnięcie takich zmian to kilkanaście lat systematycznej pracy, której metody są ograniczone przez międzynarodowe zobowiązania Polski. „Ograniczone” nie znaczy jednak „niemożliwe do wprowadzenia” – tyle że trzeba być kreatywnym oraz świetnie znać praktykę wdrażania prawa międzynarodowego i precedensy.

Nie powinno się również potępiać kapitału zagranicznego jako takiego. Natomiast temu mniej pożytecznemu, w przypadku nadmiernej koncentracji mającemu tendencje do tworzenia karteli, spekulacji czy uniemożliwiania rozwoju polskiej konkurencji, warto stworzyć ramy działania korzystne z punktu widzenia interesu Polski. Interes publiczny, społeczny i narodowy Polski i Polaków musi stać się wartością nadrzędną, będącą ponad interesem zagranicznych korporacji wspieranych przez neoliberalny dyskurs i jego akolitów.

Kim lub czym chcemy być za 15–20 lat? Zamożnym, w miarę sprawiedliwym społecznie, średnim podmiotem na międzynarodowej scenie, podobnym do Korei Południowej czy Szwecji, czy też przedmiotem w globalnej rozgrywce, smutną, niesprawiedliwą, zwasalizowaną neokolonią, zdominowaną przez zagraniczne korporacje, podobną do wielu krajów postkolonialnych? Wybór wciąż jeszcze należy do nas.

Z numeru
Nowy Obywatel 16(67) / Wiosna 2015 " alt="">
komentarzy