Zakazać Dnia Świętego Patryka

·

Zakazać Dnia Świętego Patryka

·

W ubiegłym tygodniu rzuciła mi się w oczy lista 10 najbardziej zwariowanych parad na Dzień św. Patryka, które musisz odwiedzić. Ogarnęło mnie czyste przerażenie na myśl, że mogłabym przypadkiem znaleźć się poza domem w to straszne święto. Na szczęście miałam jeszcze kilka dni, żeby się przygotować i ukryć.

Nie tak powinno być. Jak możecie wywnioskować z mojego nazwiska, wychowano mnie po irlandzku – tak bardzo po irlandzku, jak tylko irlandzka może być mała dziewczynka ze Środkowego Zachodu, której przodkowie nie widzieli Europy od czasu Wielkiego Głodu. Dostawałam książki z obrazkami mojej pięknej ojczyzny, do której mogłabym ewentualnie kiedyś wrócić. Oglądałam filmy o głodzie, podboju i prześladowaniach, jakie spotykały moich rodaków i rodaczki. Mój młody umysł wypełniał się Joycem i Yeatsem, moje uszy Enyą i U2. Oglądałam tańce ludowe i, mój boże, byłam tym poruszona.

Wtedy kochałam Dzień św. Patryka. Miałam specjalne zielone ubrania i bogatą kolekcję świątecznych ozdób, w tym świecące trzylistne koniczynki i kubki z napisem Pocałuj mnie, jestem Irlandką. Gdzieś pośród tego chaosu kryło się świętowanie naszego dziedzictwa. Ale koniec z tym.

Dziś widzę, że święto, które było dla mnie celebrowaniem historii, w rzeczywistości jest narodowym konkursem na to, kto szybciej przemieści się z baru do izby wytrzeźwień. Dzień dumy z własnej kultury nie powinien oznaczać prewencyjnego zwiększenia sił policyjnych na ulicach. Kobiety i mężczyźni, emigrując z Irlandii do USA, chcieli wielu rzeczy dla swoich dzieci. Jednak jedną z rzeczy, których na pewno nie chcieli, są nagłówki prasowe takie jak: Sukces, mało przestępstw podczas Parady na Dzień św. Patryka („tylko” dziesięć zatrzymań za pijaństwo i napaść, hurra!), Rekordowo niska liczba przestępstw podczas obchodów św. Patryka w Hoboken (jedenaście zatrzymań i 39 wezwań pogotowia) czy Żadnych aresztowań w Syracuse podczas parady na św. Patryka. Święto jest dziś tak mocno kojarzone z nadużywaniem alkoholu i przypadkową przemocą, że gazety odnotowują właśnie brak napaści.

Pewnie niektórzy z moich amerykańsko-irlandzkich znajomych wypiją za to (kolejny) toast, ogłaszając, że jesteśmy narodem zwariowanych imprezowiczów. Istnieje jednak termin na określenie sytuacji, gdy jakaś społeczność ma cały dzień, podczas którego może poświęcić się publicznemu chlaniu i popełnianiu drobnych przestępstw bez bycia stygmatyzowaną. Ten termin to biały przywilej.

Istniały kiedyś (i istnieją także dziś) dobre powody, żeby świętować irlandzkie dziedzictwo. Niektóre z nich są nawet częścią samego Dnia Św. Patryka. Obowiązek noszenia zielonego, jak irytujący by nie był, wywodzi się z radykalnej historii. Wearing o’ the green było znakiem, że identyfikujesz się z irlandzkimi rewolucjonistami, ich walką przeciw brytyjskim kolonizatorom i, jak mówi piosenka, dałbyś się za to powiesić. To antykolonialne przesłanie zostało ślicznie zapakowane w firmowy papier Hallmarka i całkowicie pozbawione znaczenia. Historia irlandzkich Amerykanek i Amerykanów jest w większości historią klasy robotniczej – historią biedy Innego w skolonizowanej Irlandii, która szybko stała się historią biedy Innego, imigranta w Ameryce.

W takim kontekście postać Świętego Patryka miała ogromne znaczenie. Dorastałam, słuchając starych kobiet opowiadających zachrypniętym od papierosów, pełnym szacunku głosem o jego cudach: usłyszał głos samej Irlandii, mówiącej do niego słowami Chrystusa! Wygnał z Irlandii węże, pokazując, że Szatan nie ma władzy nad jego ludem! Nieważne, czy mówimy o magicznej wersji postaci św. Patryka, w cieniu której dorastałam, czy o wiele mniej inspirującej wersji historycznej – nawróconego rzymskiego misjonarza, odpowiedzialnego za wyplenienie rodzimej religii. Patryk jest pamiętany jako święty ludzi biednych, chroniący ziemię podbitego ludu, strzegący jego wyzyskiwanych dzieci w nowym kraju. Jego misją, tak jak i misją wielu ludowych bohaterów, było zapewnienie tych, którzy nie liczyli się dla klas panujących, że liczą się w oczach Boga.

Powstania, społeczny radykalizm, solidarność ludzi pracy, Bóg, który kocha ubogich – gdybym miała wymyślić najmniej odpowiedni symbol dla tych wszystkich rzeczy, zatrucie alkoholowe byłoby na samym szczycie listy. Za popularnym obrazem wesołkowatego, pijanego jak Irlandczyk, Leprechauna stoi w rzeczywistości człowiek z klasy pracującej, bez dostępu do usług medycznych, leczący alkoholem bolesne i wyniszczające choroby. To prawdopodobnie najmniej pasujący do święta obrazek, jaki możemy sobie wyobrazić. Jednak Amerykanie są do niego przywiązani, pewnie dlatego, że schlanie się jak świnia jest o wiele łatwiejsze niż stworzenie klasowej polityki.

Asymilacja Irlandczyków wydarzyła się dawno temu. Ostatnia sytuacja, kiedy ktoś był zszokowany tym, że irlandzki katolik znalazł pracę, miała miejsce 20 stycznia 1961 roku, a nawet wówczas tylko dlatego, że była to praca aż tak dobra. Nazwisko tego Irlandczyka brzmiało, jeśli coś wam to mówi, Kennedy.

Wciąż istnieje wiele sposobów, na jakie da się świętować historię Irlandek i Irlandczyków: możecie opisywać to, jak intratne prywatne więzienia kontynuują historię wyzysku świata pracy, świata, który amerykańscy Irlandczycy i Irlandki zawsze uważali za swój własny, i organizować ruch przeciw takim placówkom. Możecie stworzyć własną wizję solidarności klasy robotniczej i uczyć się, jak wspierać imigranckie społeczności, które wciąż są marginalizowane. Jeżeli jesteście katolikami, możecie świętować historię radykalnego aktywizmu katolickiego i służby ubogim. A w międzyczasie nawet włączyć Enyę, co tam.

Ale nie obchodźcie dnia św. Patryka. To święto, donoszę z przykrością, zostało zrujnowane. Przyszedł czas, żeby je zlikwidować – wraz z całym tym szumem o „irlandzkości”, który zbudowano dookoła. Jestem pewna, że sprawicie tym Paddy’emu radość. Jestem pewna, że nawet siedząc w wolnej od węży części Nieba, otoczony przez trzylistne koniczyny i pobożne irlandzkie ciotki, dziergające mu swetry na drutach, ma dość ludzi rzygających w metrze na jego cześć.

Sady Doyle
tłum. Mateusz Trzeciak

Tekst pierwotnie ukazał się na stronie internetowej magazynu „The Baffler” w marcu 2015 r.

Dział
Nasze opinie
komentarzy
Przeczytaj poprzednie