Baza jest najważniejsza

·

Baza jest najważniejsza

·

Dawno, dawno temu osią polityki oraz podziałów partyjnych i ideologicznych był stosunek do gospodarki, własności, dochodu narodowego i jego podziału. Czyli do tego, co niemodna dziś ideologia marksowska określała hasłowo mianem „bazy”, w kontrze do „nadbudowy”. Oczywiście inne kwestie również wpływały na identyfikacje polityczne. Jednak o tym, kto jest lewicą, kto prawicą, kto centrum, kto opcją umiarkowaną, a kto skrajną, decydował głównie zestaw postulatów i wartości odnoszących się do gospodarki i podziału jej owoców. Z czasem to wszystko się zagmatwało, skomplikowało, nierzadko zostało postawione na głowie.

Wydawałoby się, że nie ma nic ważniejszego. Że kluczowe powinno być to, czy mamy co jeść, w co się ubrać, gdzie i w jakich warunkach mieszkać, za co się leczyć, kształcić. Czy mamy pracę, dochody, czy możemy coś odłożyć na czarną godzinę lub czy w przypadku nastania czarnej godziny możemy się gdzieś zwrócić o pewną i bezwarunkową pomoc. Czy stać nas na wypoczynek, rozrywki intelektualne i kulturalne. I tak dalej. Jednak sprawy takie są dziś w debacie politycznej albo słabo obecne, albo dyskutowane jednostronnie.

W ostatnich dekadach mieliśmy dominację ideologii neoliberalnej. Prawie cała narracja o gospodarce polegała na powtarzaniu kilku zaklęć: własność prywatna to jedyne słuszne rozwiązanie, wolny rynek wszystko sprawiedliwie wyreguluje, podatki powinny być niskie, a państwo – ograniczone i tanie.

Pół biedy, gdy w ogóle dyskutowano takie kwestie. Ogromna część sporu i propozycji pozytywnych dotyczy zupełnie innych spraw. Głównie „tożsamości” – systemu wartości, postaw, wyborów moralnych, a w polskim przypadku także stosunku wobec przeszłości. Nietrudno zgadnąć, że taki obrót sprawy jest na rękę jednostkom i grupom uprzywilejowanym ekonomicznie. Znane powiedzonko mówi, że dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach. Nie rozmawiają, bo nie muszą – gdyż pieniędzy mają pod dostatkiem. Łatwo być idealistą lub idealistę udawać, jeśli posiadamy pełny portfel. Natomiast brak pieniędzy na żywność lub czynsz musi owocować materializmem. Materializm mógłby być jednak niebezpieczny dla tych, którzy pieniądze mają. Bo ci, którym ich brakuje, mogliby się zastanawiać, dlaczego tak się dzieje i czy to sprawiedliwe, że jeden ma prywatny odrzutowiec, choć niekoniecznie pracował, a inny ma zdezelowane dwudziestoletnie auto, choć ciężko pracował. Żeby zatem jedni nie zajmowali się zbytnio myśleniem o pieniądzach, inni podsuwają im odmienne tematy. Nie mają chleba? Niech się kłócą o aborcję, związki partnerskie, wyklętych itd.

To oczywiście nie jest żaden spisek ani całościowo zaplanowana operacja odwracania uwagi. Nie jest również tak, że sprawy „tożsamości” nie mają żadnego związku ze sprawami „chleba”. Ale niezależnie od tego, czy jesteśmy hetero- czy homoseksualni, czy jesteśmy za czy przeciw aborcji, czy wolimy wyklętych od komunistów lub odwrotnie – mamy podobne żołądki i resztę podstawowych potrzeb materialnych. Dlatego „baza” powinna być jednym z kluczowych tematów naszych zainteresowań i refleksji.

W bieżącym numerze kładziemy na to szczególny nacisk, choć „od zawsze” był dla nas kluczowy. Zaczynamy od wywiadu z Thomasem Frankiem, który pokazuje, jak kwestie ekonomiczne zepchnęły na margines pozostałe wątki w kampanii wyborczej w USA. Nancy Fraser obwieszcza koniec „postępowości” realizowanej w sojuszu z bogaczami. Postulujemy wysokie podatki dla zamożnych. Przyglądamy się nierównościom społecznym. Rozmawiamy o losach mieszkańców dawnych PGR-ów. Przedstawiamy robotników, którzy przejęli fabryki od właścicieli. Zastanawiamy się, jak zorganizować w związki zawodowe pracowników „niestabilnych” sektorów. Właściwie w niemal każdym tekście tego numeru, nie wyłączając tych o postaciach z przeszłości czy o sztuce, zastanawiamy się nad „bazą”. Dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach? My rozmawiamy, bo – podobnie jak nasi czytelnicy i czytelniczki – musimy. Zapraszam do lektury!

Remigiusz Okraska

komentarzy