Ponad połowa Polaków o średnich i niskich dochodach deklaruje, że znacznie pogorszyła się ich ogólna sytuacja finansowa w porównaniu do roku 2010 – wynika z najnowszych, opublikowanych właśnie badań MillwardBrown SMG/KRC.
Co trzecia z badanych osób deklaruje, że w tym roku odmawia sobie wielu rzeczy, by starczyło pieniędzy na tzw. życie, czyli podstawowe potrzeby, pisze „Rzeczpospolita”. 4 proc. twierdzi, że nie starcza im nawet na najpilniejsze potrzeby.
Za budżet domowy są odpowiedzialne głównie panie. Wśród nich odsetek oceniających gorzej sytuację finansową rodziny wzrósł do 58 proc. To o ponad 10 proc. więcej niż w latach poprzednich, (46 proc. odpowiadało tak podczas badania w 2009 roku i 42 proc. w 2010 roku).
65 proc. Polaków przyznaje, że nie ma żadnych oszczędności. Przyznaje się do nich tylko co piąty. 22 proc. osób deklaruje oszczędności w wysokości powyżej 4000 złotych. Połowie osób oszczędności starczyłyby na nie więcej niż 2-3 miesiące, by żyć na dotychczasowym poziomie.
W samym roku 2011, czyli w ostatnich miesiącach, pieniądze udało się odłożyć jedynie blisko co dziesiątemu Polakowi (13 proc.). W ponad jednej trzeciej przypadków (39 proc.) ta kwota nie przekroczyła 1 tys. zł. Osoby posiadające oszczędności odkładają je głównie z pieniędzy pozostałych na koniec miesiąca, czyli z tego „co zostanie…” – tak deklaruje 35 proc. badanych, a nie przy planowaniu wydatków, czyli na początku miesiąca (wtedy odkłada stałą, przeważnie małą kwotę, 19 proc. pytanych, deklarujących oszczędzanie).
Zaskakujące, nieprzewidziane wydatki, dotyczyły w minionych miesiącach niemal połowy Polaków. Najczęściej dotyczyły zdrowia (30 proc.) lub koniecznych napraw czy remontu mieszkania (26 proc.). O nieprzewidzianych wydatkach związanych z użytkowaniem samochodu mówiło 17 proc. ankietowanych. W większości przypadków (62 proc.) wydatki te nie były większe niż 2 tys. zł., jedynie 13 proc. Polaków poniosło koszty powyżej 4 tys. zł.
Polacy, by radzić sobie z domowymi budżetami, najczęściej rezygnują z większych zakupów (40 proc.) lub ograniczają wydatki bieżące takie jak rachunki za telefony, opłaty za prąd i gaz, ale też na żywność: 38 proc. W sytuacjach wyjątkowych, takich jak nieprzewidziane wydatki przy braku oszczędności, 6 proc. z respondentów decyduje się na zaciągnięcie pożyczki lub kredytu. Ostatnia z tych informacji była szczególnie ciekawa dla Providenta, który zamówił badania w MillwardBrown SMG/KRC. Firma podała, że z pytaniem o pożyczkę zwraca się do niej około 13 tys. osób dziennie.
Więźniowie coraz częściej znajdują zajęcie na terenach gmin. Do lipca 2011 r. w całym kraju pracowało 4291 skazanych.
Sztandarowy zestaw prac – jakie w razie potrzeby gmina zleca więźniom – obejmuje odśnieżanie ulic, likwidację dzikich wysypisk śmieci, naprawę wałów przeciwpowodziowych i drobne prace remontowe, informuje „Portal Samorządowy”.
– W Dębicy panowie wykonywali i wykonują różne zadania – oczyszczają rowy melioracyjne, sprzątają lasy, parki, ulice – mówi Marcin Ciszek, kierownik Centrum Edukacji Ekologicznej w Stobiernej, która organizuje wraz z gminą wszystkie akcje. – Te działania przynoszą naprawdę dobre efekty dla obu stron.
– W Areszcie Śledczym Dzierżoniów realizowany jest program społecznej readaptacji skazanych, opierający się na współpracy z tamtejszymi ośrodkami kultury i bibliotekami. Skazani pomagają także w instytucjach zajmujących się opieką nad zwierzętami – wymienia Marek Gieciów.
W stolicy województwa pomorskiego OISW podlega 9 zakładów karnych i aresztów śledczych. Wszystkie te jednostki mają podpisane umowy i porozumienia z samorządami lokalnymi. Zgodnie z nimi określona liczba skazanych codziennie opuszcza więzienie i pod odpowiednim dozorem jest kierowana w miejsca pracy.
– Ze współpracy służby więziennej z samorządami pozytywy płyną dla dwóch stron. Miasta i gminy zaspokajają swoje potrzeby, zakłady karne i areszty śledcze mają narzędzie do aktywizowania więźniów, a sami skazani mogą aktywnie i pożytecznie spędzać czas odbywania kary. Ich praca ma walor resocjalizacyjny i readaptacyjny – podsumowuje mjr Robert Witkowski.
Mimo że praca więźniów jest darmowa, gminy ponoszą związane z nią koszty. Zapewniają odzież, dozór i wyżywienie dla pracujących. – Dlatego też ta współpraca nie jest stała i odbywa się w określonych momentach, zazwyczaj w nagłych sytuacjach, związanych na przykład z usuwaniem skutków powodzi – wyjaśnia Anna Majewska, sekretarz miasta w Zgierzu.
___
Polecamy też wywiad z dr. hab. Markiem Konopczyńskim („Gubimy mnóstwo osób”), w numerze 3/2009(47) „Obywatela”, poświęcony kwestiom resocjalizacji.
Dziś Rada Ministrów ma ostatecznie zdecydować o tym, ile wyniesie najniższa płaca w przyszłym roku. Jolanta Fedak, minister pracy i polityki społecznej, zaproponowała kwotę 1500 zł. Wszystko wskazuje na to, że na taką właśnie kwotę zgodzi się rząd.
Przyszłoroczne minimalne wynagrodzenie nie będzie niższe niż 1500 zł, bo podwyżkę o 114 zł (z 1386 zł) rząd przedstawił Komisji Trójstronnej.
– Podwyżka płacy minimalnej oznacza, że w przyszłym roku wzrośnie też wysokość innych świadczeń, które są z nią powiązane. To m.in. dodatek za pracę w nocy oraz minimalna pensja za czas przestoju – tłumaczy Agnieszka Waszczyk, prawnik z Kancelarii Wilczak i Wspólnicy.
Związki zawodowe uważają, że rząd powinien dążyć do tego, aby najniższa płaca osiągnęła wysokość połowy przeciętnej pensji. Dlatego NSZZ „Solidarność” złożył obywatelski projekt zmiany ustawy o minimalnym wynagrodzeniu za pracę. Przewiduje on, że jeśli roczny wzrost PKB przekroczyłby 3 lub 4 proc., szybciej rosłaby też najniższa płaca. Powinna ona w jak najkrótszym czasie wynosić połowę średniej krajowej. Jeśli wzrost gospodarczy byłby niższy lub miałby wartość ujemną, projekt zakłada, że minimalne wynagrodzenie byłoby ustalane według dotychczas przyjętych zasad.
– Pierwsze jego czytanie odbędzie się w najbliższy czwartek. Ma duże szanse na uchwalenie, bo pozytywnie wyrażają się o nim ugrupowania parlamentarne, w tym także ze strony rządowej – mówi Henryk Nakonieczny, członek Prezydium Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”.
Komercjalizacja przedsiębiorstw komunikacji samochodowej nie przyniosła efektów – twierdzi Najwyższa Izba Kontroli.
Według Najwyższej Izby Kontroli restrukturyzacja była nieprawidłowo przygotowana i realizowana, donosi „Portal Samorządowy”. Niegospodarnie i nieefektywnie zarządzano majątkiem, zwłaszcza nieruchomościami oraz taborem autobusowym. W działaniach związanych ze sprzedażą majątku naruszano obowiązujące przepisy, podejmowano decyzje gospodarcze o negatywnych skutkach finansowych.
Odnawiając tabor autobusowy stosowano nieprzejrzyste zasady, skutkujące nieprawidłowościami w wymiarze finansowym oraz zarządzaniu. Zakup i sprzedaż autobusów i nieruchomości niejednokrotnie był realizowany w warunkach nierównego dostępu do informacji oraz przy dowolności w podejmowaniu decyzji zarówno co do nabywcy, jak i ceny sprzedaży.
Negatywna ocena dotyczy też wykonywania przewozów pasażerskich. Spółki i przedsiębiorstwa komunikacji samochodowej naruszały przepisy dotyczące zasad wykonywania przewozów, w tym zwłaszcza warunki udzielonych zezwoleń oraz obowiązki informacyjne wobec pasażerów. Nierzetelna była obsługa pasażerów.
Nie dochowano przepisów w zakresie informacji dla podróżnych, nie podejmowano działań podnoszących jakość usług przewozowych. W ocenie NIK, niepełne zrealizowanie w latach 2007-2010 niezbędnych zadań, ograniczenie inwestycji, utrzymywanie wyeksploatowanego taboru oraz wysokie koszty działalności, w warunkach występującej silnej konkurencji ze strony innych przewoźników, może stanowić zagrożenie dla dalszej działalności części podmiotów.