Przewodniczący Federacji Związków Zawodowych Pracowników Gospodarki Komunalnej i Terenowej w Polsce wystosował list otwarty w związku z protestem europejskich związkowców przeciwko cięciom budżetowym w sektorze usług publicznych.
Ze względu na bardzo sensowną wymowę prezentujemy ów list w całości:
Pracownicy służb publicznych w Polsce!
Europejska Federacja Związków Zawodowych Służb Publicznych ogłosiła 30 listopada 2011 r. dniem protestu pracowników służb publicznych w Europie przeciwko oszczędnościom wprowadzanym przez Rządy, które dotykają przede wszystkim pracowników służb publicznych.
Oszczędności są czynione kosztem ludzi pracy i będą prowadzić do ich zubożenia i pogorszenia ich warunków życia.
Za kryzys ekonomiczny na świecie zapłacą ludzie pracy. Natomiast ci, którzy do niego doprowadzili, nie poniosą żadnych kosztów i mają się dobrze.
Związki zawodowe domagają się od wielu lat wprowadzenia podatków od transakcji finansowych oraz zaprzestania dofinansowywania prywatnych banków ze środków publicznych. Takie postępowanie dowodzi, że teza o niewidzialnej ręce wolnego rynku jest fałszywa.
Dbałość państwa o wielki kapitał dowodzi, że budowany system jest przeznaczony dla wąskiej grupy kapitału, a nie dla ludzi pracy.
Zauważamy osłabienie dialogu społecznego i łamanie praw pracowniczych w wielu krajach Unii Europejskiej. Solidaryzujemy się z protestującymi pracownikami z tych krajów. Przeciwko tej sytuacji manifestowali związkowcy z całej Europy 17 września we Wrocławiu.
Domagamy się od instytucji europejskich, które w najbliższych dniach będą miały swoje posiedzenia, tj. Rady Ministrów ds. Ekonomicznych i Finansów, Rady Ministrów ds. Zatrudnienia i Spraw Socjalnych oraz Rady Europy podjęcia takich decyzji w sprawie walki z kryzysem, która koszta działań rozłoży proporcjonalnie (ci, którzy mają więcej muszą ponieść większe ofiary).
Od Rządu polskiego domagamy się:
Domagamy się szacunku dla ludzi pracy i emerytów, z których podatków rozwijany jest nasz kraj, co daje szansę Premierowi mówienia o „zielonej wyspie”.
Przewodniczący
Federacji Związków Zawodowych
Pracowników Gospodarki Komunalnej i Terenowej w Polsce
Edward Staszczak
Wczoraj w Poznaniu otwarto pierwsze ekologiczne delikatesy – Eko Społem. Można w nich nabyć ponad 2 tysiące produktów zdrowych, wysokiej jakości i mniej obciążających środowisko naturalne.
Mieszkańcy Poznania już mogą zaopatrywać się w produkty ekologiczne w eko-delikatesach przy ul. Młyńskiej 7 (wejście od Placu Ratajskiego). Można w nich nabyć aż 2 tys. produktów, z czego niemal 90% wyprodukowano zgodnie z zasadami rolnictwa ekologicznego i posiada stosowne certyfikaty, potwierdzające spełnienie wymagań produkcji ekologicznej. To kolejny krok w rozwoju współpracy poznańskiej PSS Społem z najstarszym dystrybutorem produktów ekologicznych w Polsce, firmą Biofuturo Trade – informuje portal dlahandlu.pl.
Sklep oferuje zarówno produkty świeże, nabiał, wędliny, warzywa i owoce, pełną gamę produktów spożywczych, a ponadto ekologiczne kosmetyki, środki higieniczne, bieliznę i środki czystości. Wystrój sklepu nawiązuje do tradycji handlu przedwojennego, kojarzącego się z bardzo wysoką jakością oferowanych towarów.
Aby zapewnić jakość obsługi na najwyższym poziomie, uruchomienie sklepu poprzedziły szkolenia obsługi z zakresu przepisów, norm jakościowych oraz zagadnień związanych z rolnictwem ekologicznym, a także szczegółowe szkolenia w zakresie oferowanych produktów. Szkolenia zostały przygotowane i poprowadzone przez firmę Biofuturo.
Sklep wychodzi naprzeciw zapotrzebowaniu tych klientów, którzy poszukują najwyższej gwarancji jakości jakości bio. Od roku 2012 sklep zostanie poddany certyfikacji, co dodatkowo będzie potwierdzało jakość obsługi i oferowanych towarów.
Spółdzielnia liczy na to, że ten pierwszy sklep da początek nowej sieci sklepów Eko Społem w Poznaniu oraz zachęci pozostałe spółdzielnie spod szyldu Społem do wdrażania podobnych projektów na terenach objętych ich działalnością.
Pracownicy sektora publicznego w Wielkiej Brytanii rozpoczęli w środę 24-godzinny strajk generalny przeciwko zmianom w systemie emerytalnym. W akcji bierze udział 1,5-2 miliony pracowników.
Strajk generalny to głównie protest przeciwko planom podniesienia wieku emerytalnego z 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn do 68 lat dla obu płci oraz zamrożenie płac w budżetówce. Rządowe plany zakładają też zwiększenie emerytalnych składek pracowniczych o 3,2%. Zmiany mają wejść w życie od kwietnia 2012 roku. Oczywiście rządzący konserwatyści uzasadniają te plany „koniecznościami”, „oszczędnościami” i troską o „podatnika”.
Udział w jednodniowym strajku biorą udział m.in. pracownicy służb oczyszczania miasta, robotnicy budowlani, nauczyciele i personel szkół, znaczna część pracowników służby zdrowia, bibliotekarze, pracownicy socjalni, personel sądów, służby graniczne, egzaminatorzy prawa jazdy itp., a nawet pracownicy państwowego serwisu meteorologicznego. O skali strajku świadczy fakt, że zamkniętych było w środę ponad 80% szkół. W całym kraju odbyło się kilkaset demonstracji.
A Polacy? Tusk będzie nas bił po twarzy i patrzył, czy równo puchniemy?
Po likwidacji niemal połowy sądów pracy w różnych regionach wydłużył się termin oczekiwania na orzeczenia. Utrudnia to dochodzenie roszczeń pracownikom.
Jak pisze „Dziennik Gazeta Prawna”, minęło już ponad 7 miesięcy od decyzji Ministerstwa Sprawiedliwości o likwidacji 74 ze 159 wydziałów pracy w sądach rejonowych. Sądy, które przejęły sprawy po zlikwidowanych jednostkach, podkreślają, że pracownicy dłużej poczekają na wyroki. – „Przeniesienie spraw ze zlikwidowanych wydziałów nie zostało połączone z przeniesieniem etatów sędziowskich do nich przypisanych. Może to mieć nieznaczny wpływ na wydłużenie czasu trwania spraw z zakresu prawa pracy” – mówi Waldemar Żurek, sędzia i rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Krakowie. – „Jeśli porównamy okresy styczeń – październik w 2010 i 2011 roku, średnia szybkość postępowania w sprawach pracowniczych wydłużyła się o blisko miesiąc – z niecałych pięciu miesięcy do niecałych sześciu miesięcy” – mówi gazecie Tomasz Adamski, sędzia i rzecznik Sądu Okręgowego w Gdańsku.
Te sądy, które tworzą dodatkowe referaty w wydziałach pracy, zapewniają, że z powodu przejmowania spraw nie wydłuży się czas oczekiwania na wyrok. Dodatkowo dzięki zmianom sędziowie z istniejących obecnie wydziałów pracy mogą prowadzić wyłącznie sprawy pracownicze, co na pewno pozytywnie wpływa na jakość wydawanych orzeczeń. – „Bez względu na to, jak sądy przygotowały się do przejmowania postępowań, likwidacja wydziałów pracy utrudnia pracownikom dochodzenie roszczeń” – tłumaczy Jan Guz, przewodniczący OPZZ. Przypomina on, że dodatkowe koszty związane np. z dojazdem do sądu pracodawca może wliczyć w koszty prowadzonej działalności. A pracownik, któremu firma np. nie wypłaciła świadczenia, musi rozważyć, czy w ogóle będzie mu się opłacało dochodzić swojego roszczenia.