Nowy Obywatel nr 4/2011 - okładka

Radio-aktywni

·

Radio-aktywni

·

Społecznościowe rozgłośnie stanowią nie tylko alternatywę programową dla stacji komercyjnych. Bywają jednocześnie wspaniałymi szkołami aktywności, demokracji i samopomocy.

Radio Swoboda

Wśród stacji, które opierają się na bezpłatnej pracy, a mimo to utrzymują wysoki poziom i różnorodność audycji, przeważają rozgłośnie akademickie. Okazuje się, że dla wielu młodych ludzi satysfakcja z współtworzenia radia stanowi wystarczającą zapłatę. – Przychodzą do nas głównie zapaleńcy, którzy się na czymś świetnie znają i nie wytrzymają, jeśli nie podzielą się tym z innymi – śmieje się Agnieszka Wasilczyk-Kryger, redaktorka programowa Radia Afera, należącego do Politechniki Poznańskiej. Brak warsztatu nie przekreśla szans na zostanie członkiem zespołu. – Wymagamy pomysłów i osobowości, a nie umiejętności. Mamy bowiem ambicję, żeby trafiających do nas ludzi nauczyć dziennikarstwa, prezenterstwa czy realizacji dźwięku, w zależności od indywidualnych predyspozycji.

Otwartość na przeróżne tematy i na każdego kandydata na radiowca sprawiają, że studenckie anteny pełne są oryginalnych audycji autorskich. Teatr, amerykańskie komiksy, piosenka turystyczna, niezależna scena muzyczna czasów PRL-u – to tylko kilka przykładowych tematów. Aleksandra Dulas, związana ze Studenckim Radiem „Żak” Politechniki Łódzkiej od wczesnych lat 90., podaje przykład prowadzonych przez siebie programów o działaczach społecznych: Cały czas nie bardzo widzę miejsce dla takich audycji w jakiejkolwiek innej rozgłośni. Grzegorz Długoszewski, redaktor naczelny wspomnianego radia w latach 2007-2009, zapewnia: Są stacje, które się troszkę wyróżniają na radiowej mapie Polski, ale mimo wszystko ich programy są bardzo uładzone, nie ma tam miejsca na żadne ekstrema. U nas można tych ekstremów posłuchać, zarówno jeśli chodzi o muzykę, jak i poruszane tematy. Dyrektor naczelna Akademickiego Radia LUZ z Wrocławia, Malwina Marszałek, dodaje: Nie oglądamy się na to, że np. muzyka metalowa powinna być puszczana późno w nocy, bo słucha jej niewielka część społeczeństwa. U nas można ją usłyszeć o godzinie 21.00.

Wszystko to nie byłoby możliwe w przypadku „zwykłych” stacji, dążących do maksymalizacji zysku z reklam. – My możemy sobie pozwolić na robienie rzeczy, które spodobają się pięciu osobom, ale jest szansa, że zmienią ich świat – wyjaśnia redaktorka programowa Afery. Ta filozofia przenika nawet serwisy informacyjne, w których usłyszeć można np. oferty pracy dla studentów i absolwentów czy wiadomości ze świata sportu akademickiego.

Co więcej, niezależność od wielkich pieniędzy i wielkiej polityki pozwala swobodniej podejmować tematykę społeczną, np. prezentować szersze spektrum poglądów. – Przedstawiciele środowisk bardziej radykalnych w innych mediach rzadko kiedy mogą powiedzieć coś od siebie. U nas np. anarchiści mieli własny program – podkreśla Agnieszka Wasilczyk-Kryger. Siłą niezależnych radiowców jest także wolność od rutyny. – Myślę, że po wywiadzie dla „Żaka” niektórzy politycy czuli się jak oblani wiadrem zimnej wody. Byli przyzwyczajeni do dziennikarzy, którzy zadają jedno pytanie, nagrywają trzyminutową wypowiedź i na tym kończą, tymczasem tutaj rozmawiali z ludźmi, którzy choć są młodzi, doskonale znali się na temacie i niemiłosiernie go drążyli – mówi Katarzyna Kraska, redaktor rozgłośni ds. programowych. Również Aleksandra Dulas, która bywa zapraszana do innych stacji jako gość, zaręcza, że „Żak” pozostaje szkołą dobrego dziennikarstwa. – Mam poczucie, że musimy być bardziej profesjonalni właśnie dlatego, że nie jesteśmy zawodowcami.

Mówiąc o profesjonalizmie „młodzieżowych” rozgłośni warto wspomnieć, że LUZ miał korespondentów m.in. z ogłaszającego niepodległość Kosowa, a dziennikarka stacji, Katarzyna Nieciecka, została za reportaż „Pełnosprawny student” nominowana do prestiżowej nagrody Grand Press.

Na tych samych falach

Alternatywna radiofonia to nie tylko niesztampowe audycje – to także społeczności, w których zaciera się granica między twórcą a odbiorcą.Ci, którzy siedzą u nas za mikrofonami i ci, którzy nas słuchają, to tak naprawdę tacy sami ludzie. Dzięki temu możemy nawiązać głębsze porozumienie. Nie głosimy prawd objawionych. Mamy takie samo prawo dowiadywać się wszystkiego o świecie na bieżąco, dyskutować ze słuchaczami, weryfikować własne poglądy – mówi red. Wasilczyk-Kryger, której radio współtworzy aktualnie ok. 200 osób.

Nieraz byłem świadkiem sytuacji, gdy wierny słuchacz wpadł zobaczyć, jak program wygląda od środka – i już został. To raczej nie jest powszechne w innych stacjach – zauważa Długoszewski. – Między słuchaczami a prowadzącymi audycje nawiązują się przyjaźnie, które przenoszą się do świata poza anteną – uzupełnia Iza Kwiatkowska, która słuchaczom „Żaka” prezentuje S.P.A.M., Subiektywny Polski Alfabet Muzyczny. Z kolei Aleksandra Dulas podkreśla, że każdy żakowiec osobiście dbao słuchalność własnej audycji wśród ludzi, którzy mogą być nią zainteresowani.

Unikalny przykład twórczego zaangażowania słuchaczy w życie rozgłośni stanowi internetowe Radio Wnet, założone przez Krzysztofa Skowrońskiego wraz z przyjaciółmi z Trójki, którzy odeszli z niej po jego zwolnieniu. Choć w odróżnieniu od stacji studenckich ma charakter profesjonalny, jest otwarte na początkujących. Najzdolniejsi z nich – absolwenci Akademii Radia Wnet, gdzie zawodowcy dzielą się z amatorami swoją wiedzą i doświadczeniem – mają możliwość prowadzenia na jego falach własnych audycji w ramach tzw. Wolnej Anteny. – Sprawia mi ogromną radość odkrywanie wielu samorodnych talentów radiowych. W radiu publicznym spotykałam głównie klony wybitnych dziennikarzy. Tu atmosfera otwartości i wsparcia dla stawiających pierwsze kroki sprzyja rozwojowi medialnych osobowości – cieszy się Monika Wasowska, która wraz z mężem Grzegorzem, również doświadczonym radiowcem, stanowi jedną z sił napędowych stacji.

Podkreśla ona, że rozgłośnia stopniowo przekształca się w multimedialny portal społecznościowy, co od początku było jednym z założeń przedsięwzięcia. – Słuchacze i „portalowicze”, czyli republikanie – współtworzą Radio Wnet w większym stopniu niż redakcja. Wystarczy prześledzić ramówkę, gdzie Wolna Antena dominuje. Widać to także na stronie internetowej, gdzie ponad połowa publikacji jest autorstwa republikanów.

Lata z radiem

Społeczna praca w alternatywnych rozgłośniach owocuje nie tylko indywidualnymi przyjaźniami – wyjątkowo trwałymi, jak zapewniają radiowcy o długim stażu – ale także więziami wspólnotowymi. Szczególnie dobrze widać to w łódzkim „Żaku”. Wszyscy moi rozmówcy spontanicznie deklarowali, że pracowników stacji – tak nazywa się członków zespołu po przejściu kilkuetapowego okresu kandydackiego, mimo że nie dostają ani grosza – łączy silne poczucie przynależności do radiowej rodziny oraz posiadania oparcia w jej członkach. – Gdy koledze spaliło się mieszkanie, kilkunastu żakowców przez tydzień przyjeżdżało i pomagało mu je ogarnąć – wspomina Długoszewski.

Aldona Sołtysiak, związana z rozgłośnią od lat 80. i współautorka jubileuszowej monografii na jej temat, tak charakteryzuje osoby, które doświadczyły zaangażowanej, a przy tym bezpłatnej pracy radiowca: Wiem, że jeżeli którąś z nich poproszę o pomoc, nie usłyszę „a za ile?”. Zaręcza też, że na hasło „Żak” otwiera się wiele drzwi. – Gdy się kogoś poleca, że był w „Żaku” albo przynajmniej go zna, to już się taką osobę traktuje jak dobrego znajomego. Aleksandra Dulas, która niedawno wróciła do radia po 8-letniej przerwie związanej z narodzinami dziecka (z „radiowego” związku), dodaje: Gdziekolwiek jedziesz w świat i potrzebujesz noclegu – wystarczy, że napiszesz na listę dyskusyjną żakowców i na pewno kogoś znajdziesz. I jeszcze dostaniesz jeśli nie wikt i opierunek, bo ludzie mają różne warunki, to na pewno dużo ciepła.

Nauce koleżeństwa i wzajemności bardzo sprzyja brak „wyścigu szczurów”. – To miejsce, gdzie można realizować swoje pasje i dzielić się nimi z innymi, gdzie nie ma walki o każdą minutę na antenie ze względu na zarobki. Tutaj każdy, kto tylko reprezentuje jakiś poziom, dostanie czas antenowy. Zresztą „Żak” to także np. organizowane przez niego festiwale. Działań, w ramach których nie tylko radiowcy mogą się spełnić, jest bardzo dużo – mówi Iza Kwiatkowska. Jej zdaniem, jeżeli ktoś przychodzi do stacji z myślą o osobistym sukcesie, nie utrzyma się w niej dłużej.Aldona Sołtysiak uzupełnia: Choć dla części osób praca radiowca staje się zawodem, to tylko pojedyncze jednostki przychodzą do „Żaka” wiedząc, że chcą pracować w tzw. mediach profesjonalnych i traktują stację jako pierwszy stopień kariery. Dodaje, że sporo żakowców wybiera alternatywne ścieżki „kariery”, np. poświęcają się pracy w organizacjach społecznych.

Sceptyk mógłby argumentować, że do rozgłośni po prostu trafiają ponadprzeciętnie aktywni. Takie wytłumaczenie nie satysfakcjonuje Aleksandry Dulas. – To, że ktoś ma „nadpobudliwość ruchowo-intelektualną” nie znaczy jeszcze, że zrobi w życiu coś ciekawego. „Żak” potrafi ukierunkować takie osoby na fajne tory – wyjaśnia. Praca radiowca pozwala im lepiej poznać własny potencjał oraz sfery, w których muszą coś poprawić. Jest też niepowtarzalną okazją do intelektualnych i światopoglądowych przewartościowań. – Radio stanowi tygiel różnych sposobów patrzenia na świat oraz różnorodnych zainteresowań. Zarażamy się nimi i uczymy od siebie nawzajem. Gdy w jednym miejscu spotyka się tylu ludzi, którym naprawdę „się chce” i którzy cały czas czegoś szukają – muszą z tego wyjść fantastyczne rzeczy – mówi Dulas, wspominając m.in. program o literaturze, który dał jej możliwość dyskutowania z polonistami, socjologami czy etnologami. Przywołuje też postać przyszłego współzałożyciela „Nowego Obywatela”, Szymona Surmacza: Gdy przyszłam do „Żaka”, pomyślałam o „Słoniu”, który już dość intensywnie prowadził swoją audycję: „To taki szalony ekolog”. Dzisiaj w 90% zgadzam się z jego widzeniem świata.

W opowieściach żakowców powtarza się wątek społecznościowego radia jako najlepszej uczelni, na którą dane im było uczęszczać.Żak” zapewnia swoisty – i darmowy! – trening interpersonalny. Zawdzięczam mu choćby to, że nie wstydzę się zagadywać do nieznajomych. To także szkoła asertywności i konstruktywnego wyrażania swojego zdania, ale również przyjmowania krytyki – wylicza Katarzyna Kraska. Inny współpracownik rozgłośni, Kasper Ługowski, przyszedł tam, żeby się lepiej zsocjalizować, tymczasem otrzymał o wiele więcej. – Rzeczą, na którą wcale nie liczyłem, jest zdobycie całej palety umiejętności. Od specjalistycznych, typu cyfrowa obróbka dźwięku czy obsługa emisji radiowej, po wokalne, interpersonalne i organizacyjne. Do tego dochodzi wielka dawka wiedzy teoretycznej, którą musiałem przyswoić, albo z upływem czasu przyswajałem mimo woli – precyzuje. – Bycie żakowcem to dla większości z nas dużo więcej niż „mam takie radio, do którego sobie przychodzę raz na jakiś czas i prowadzę program” – podsumowuje Długoszewski.

Demokracja FM

Wreszcie, rozgłośnia Politechniki Łódzkiej jest wyjątkowa jeśli chodzi o „ustrój”. Można w nim odnaleźć wiele zasad cechujących dojrzałe demokracje, jak transparentność władz czy ich rozliczanie – podczas kwartalnych zgromadzeń ogółu pracowników. – Rządzi nami kolegium, ale jest ono wyłaniane w sposób demokratyczny. Jest walne zebranie, gdy są szczególnie ważne sprawy do ustalenia. W trudnych sytuacjach można się wesprzeć osobami, które już nie są pracownikami, ale mają odpowiednie doświadczenie i wiedzę – wzywa się je jako „ekspertów”. Jeśli się w ten sposób spojrzy na „Żaczka”, jest on niezłą szkołą funkcjonowania w społeczeństwie – uważa Aleksandra Dulas.

Zdaniem wielu żakowców to, że radio przetrwało w tradycyjnej formule w czasach komercjalizacji wielu bliźniaczych rozgłośni było możliwe właśnie dzięki kultywowaniu ideałów demokratycznych, a jednocześnie – merytokracji.Nie wiem, czy jest inne miejsce, gdzie o wadze głosu szeregowego pracownika, redaktora naczelnego oraz osoby dawniej aktywnej, ale od wielu lat nie związanej z radiem decydują wyłącznie kompetencje w omawianym temacie – mówi Alicja Szeligowska, która w latach 2001-2008 w „Żaku” m.in. prowadziła audycje poświęcone muzyce etnicznej.

Szymon Surmacz podziela opinię o zdrowych podstawach funkcjonowania radia. Na jej potwierdzenie przywołuje sytuację, gdy jego władze próbowały bez wiedzy żakowskiej społeczności przekonać rektora do komercjalizacji rozgłośni. Po wykryciu „spisku”, bardziej świadomi radiowcy zrobili wszystko, żeby jej zapobiec. – Nie było to łatwe. Wizja dynamicznego rozwoju stacji oraz wynagrodzeń dla autorów i realizatorów audycji, przy rzekomym utrzymaniu profilu rozgłośni, rozpaliła wiele głów młodych pracowników – wspomina Surmacz.

Po drugiej stronie barykady stanęli ci, dla których niekomercyjny charakter „Żaka” był warunkiem jego niezależności, ale i przetrwania. – Mobilizacja objęła ogromną liczbę „weteranów”, którzy zaangażowali się w naświetlanie personalnych interesów osób stojących za projektem. Odbyły się dziesiątki spotkań w różnych gronach, które można by porównać do prac w podkomisjach, albo do regionalnych sejmików – mówi obecny redaktor „Nowego Obywatela”.

Przywoływano losy podobnych rozgłośni, jak łódzki Kiks czy krakowski RAK, dla których „profesjonalizacja” stała się gwoździem do trumny. Na jaw wyszły wątki wskazujące na zakulisowy wpływ konkurencyjnej uczelni oraz możliwość likwidacji radia w celu przejęcia bardzo atrakcyjnej częstotliwości przez stację, której szefem był „biznesowy doradca” naiwnego kolegium. Żakowcy uruchomili kontakty w całym kraju, sprawą zainteresowały się ogólnopolskie media. – Próba uwłaszczenia się na kilkudziesięcioletniej tradycji radia zakończyła się sromotną porażką „biznesmenów”, o których „dokonaniach” uczą się ku przestrodze kolejne pokolenia radiowców. Alicja Szeligowska dodaje, że w „Żaku” naturalnie rugowane są próby wykorzystywania pozycji w strukturach redakcji do budowania zewnętrznych układówwcale nie w myśl regulaminów, ale na zasadzie zbiorowego uczulenia na takie praktyki.

Mimo charakteru stowarzyszenia – dobrowolnej społeczności opartej na koleżeństwie i pracy społecznej – grupa na ogół jest w stanie wyegzekwować przestrzeganie panujących zasad. – Dość często odwołujemy się do spisanych reguł, do statutu czy regulaminu. Jeśli ktoś np. nie wypełni protokołu dla ZAiKS-u, z czego później jesteśmy rozliczani przez różne instytucje, kolegium musi go przywołać do porządku. Natomiast większość problemów natury społecznej jest rozwiązywanych w ramach relacji koleżeńskich. Przykładowo, gdy starszy kolega zauważa, że coś jest nie tak, zwraca takiej osobie uwagę i jej wszystko wyjaśnia – zapewnia Grzegorz Długoszewski. Siła społeczności ujawnia się także w obliczu różnicy zdań. – W „Żaku” fajne jest to, że potrafimy skakać sobie do oczu, natomiast gdy wychodzimy z sali, w której obradujemy, dalej jesteśmy kolegami. Nauczył nas, że nie chodzi o to, żeby się pokłócić, tylko żeby rozwiązać problem – deklaruje Aleksandra Dulas.

Ciężki kawałek eteru

Podstawowym problemem rozgłośni opartych na pracy ochotniczej jest bardzo duża rotacja kadry. Skutkuje to nieraz brakiem ciągłości w przekazywaniu doświadczenia czy kontaktów. Kłopotliwe są także przerwy w zaangażowaniu.

Ponieważ osoby, które u nas pracują, w większości są nieopłacane, każdy ma prawo powiedzieć, że nie przyjdzie jutro do radia, bo np. ma kolokwium. Musimy wtedy „na szybko” znaleźć zastępstwo, a jeśli się to nie uda – odwołać program. Najgorsze jest lato, gdy większość zespołu chce wyjechać do pracy, do domu czy na wakacje – wzdycha red. Marszałek, która sama za pracę w wymiarze odpowiadającym pełnemu etatowi otrzymuje wynagrodzenie pozwalające na opłacenie rachunku telefonicznego. Zastrzega jednocześnie, że przypadki „zawalania” są naprawdę rzadkie. Agnieszka Wasilczyk-Kryger ubolewa, że Afera nie jest w stanie choćby symbolicznie płacić członkom zespołu, co zmusza ich, by więcej czasu poświęcali na dorabianie gdzie indziej: W ten sposób w jakimś stopniu tracimy ludzi, na których nam zależy.

Niekomercyjna formuła w oczywisty sposób utrudnia także utrzymanie radiowej infrastruktury, zwłaszcza w przypadku rozgłośni, które nie uzupełniają budżetów wpływami z reklam. Problemem jest nie tylko niedobór środków. – Jedynym źródłem naszego finansowania jest Politechnika Wrocławska, dlatego na wszystko musimy składać wnioski, których rozpatrywanie zajmuje nieraz sporo czasu. Gdy niezbędny jest np. nowy mikrofon, trochę komplikuje nam to pracę – tłumaczy dyrektor LUZ-u.

Zdaniem Izy Kwiatkowskiej, jedyna istotna rzecz, którą utrudnia „niekomercyjność”, to pozyskiwanie sponsorów. – Kiedy organizujemy jakieś wydarzenie, zwykle informacja, że nie możemy w zamian wyemitować spotów reklamowych, jest dla nich blokadą. Zaraz jednak dodaje, że plusów takiego modelu jest znacznie więcej: nie musimy martwić się, że ktoś, kto miałby wykupiony czas reklamowy, mógłby próbować wpływać na program.

Ostrożnie z pieniędzmi

Grzegorz Długoszewski podaje dodatkowe argumenty za nieobecnością reklam na falach „Żaka”. – Nie jest tak, że gdybyśmy się na nie zdecydowali, reklamodawcy sami by do nas przyszli. Pozyskiwanie reklam wymaga ogromnego wysiłku, na dodatek jest kosztowne: trzeba zapłacić za zmianę koncesji na taką, która pozwala je emitować, zwiększają się koszty ZAiKS-u itd. Żeby to zrekompensować,należałoby naprawdę intensywnie pracować nad reklamodawcami, co nie jest łatwe w przypadku radia pozbawionego stałej kadry.

Można co prawda stworzyć jedno czy dwa płatne stanowiska, jednak jest to ryzykowne. – Redaktor naczelny jest na etacie, a jego zastępcy, którzy pracują nie mniej ciężko niż on, żadnych pieniędzy nie dostają. No to oferuje im się jakieś umowy, żeby mieli większą motywację do pracy. Wtedy pojawiają się konflikty: dlaczego szef promocji, który ma prowizje od pozyskanych reklam, ma zarabiać więcej niż redaktor programowy, chociaż to program jest istotą radia; reporterzy nie chcą pracować, dopóki nie otrzymają wypłaty itp. – wyjaśnia Długoszewski, powołując się na przykłady innych stacji niekomercyjnych.

Mówi też, że odwiedzając rozgłośnie, które programowo oraz ideowo są do łódzkiego radia podobne, jednak zdecydowały się na stworzenie pewnej liczby płatnych stanowisk, był zaskoczony mniejszym zapałem zespołu, niezbyt intensywnym życiem towarzyskim oraz słabszymi więziami koleżeńskimi. – Dlatego od lat niszczymy w zarodku wszelkie pomysły, żeby do „Żaka” wprowadzić pieniądze. Jego zdaniem kiedy się one pojawią, każdy chce, żeby ich było więcej, a potem już nietrudno o wykupienie radia. Wszędzie, gdzie weszły pieniądze, skończyło się radio studenckie, a zaczęło – formatowane – potwierdza Aleksandra Dulas. – Gdy ludzie zaczęli zarabiać, zaczęli też walczyć o pieniądze, jak bardzo śmieszne by one nie byłydodaje.

Zdaniem red. Wasilczyk-Kryger, wcale nie musi tak być, w każdym razie nie przypomina sobie, by w ciągu dziewięciu lat, jakie spędziła w Aferze, była świadkiem konfliktu czy zazdrości na tym tle. – Może dlatego, że kolegium redakcyjne jest obsadzane w otwartych konkursach? Poza tym ludzie widzą, że koordynacja całego działu wymaga znacznie więcej czasu niż cokolwiek innego – zastanawia się.

Redaktorka programowa poznańskiej rozgłośni zwraca uwagę, jak wiele pieniędzy i energii rozmaite korporacje poświęcają, żeby pracownicy się z nimi identyfikowali, tymczasem wolontariusze radia utożsamiają się z nim od razu. – Nie wiem, na czym to polega – czy to magia radia, czy może magia Afery – ale wystarczy, że ktoś przygotował dla nas jeden materiał dziennikarski, a już opowiada o stacji same najlepsze rzeczy, nosi jej koszulkę, mówi wszystkim, że tam pracuje i zachęca do jej słuchania. Dostajemy to w prezencie, za darmo.

komentarzy