Rzecznik Praw Obywatelskich poprosił resort zdrowia o informacje na temat działań mających poprawić system opieki zdrowotnej i pomocy osobom starszym. Jego zdaniem, następuje zapaść lecznictwa geriatrycznego.
Portal Samorządowy cytuje fragmenty listu RPO do ministerstwa zdrowia. Czytamy m.in.: „Systematycznie postępuje proces starzenia się polskiego społeczeństwa. Tymczasem polski system opieki zdrowotnej i pomocy osobom starszym jest niewydolny oraz nieprzygotowany na gwałtownie postępujące zmiany demograficzne”. Na podstawie danych ministerstwa Rzecznik sformułował opinię, że niewystarczające jest np. kształcenie lekarzy z zakresu geriatrii. W dodatku „Następuje zapaść lecznictwa geriatrycznego – nie otwiera się nowych poradni geriatrycznych, nie zwiększa się liczby łóżek geriatrycznych, a w kolejnych szpitalach likwidowane są oddziały geriatryczne lub podejmowane są działania ograniczające koszty funkcjonowania tych oddziałów”. Brakuje także standardów postępowania przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych z zakresu geriatrii.
Rzecznik zwraca też uwagę na brak sprawnego systemu gwarantującego rzeczywistą pomoc rodzinom opiekującym się osobami starszymi, np. ośrodków opieki krótkoterminowej. „Władze państwowe powinny przygotować odpowiednie działania i rekomendacje dla polityki państwa i samorządu terytorialnego, które pozwoliłyby na realną poprawę jakości życia osób starszych i wydłużenie okresu niezależnej egzystencji seniorów oraz poprawę jakości leczenia geriatrycznego i dostępności do świadczeń zdrowotnych”.
Wskutek emigracji zarobkowej liczba Polaków mieszkających w kraju zmniejszyła się w ostatnich latach o ponad milion osób. Takie są wstępne wyniki Narodowego Spisu Powszechnego.
Jak informuje dziennik „Rzeczpospolita”, znane są już wstępne szacunki GUS-u dotyczące informacji zebranych podczas niedawnego spisu powszechnego. Jeden z głównych wyników liczbowych budzi grozę – Polaków stale mieszkających w kraju jest 37,2 milionów, czyli o ponad milion mniej niż się spodziewano na podstawie danych demograficznych. To skutek nasilonej emigracji zarobkowej.
– „Jest gorzej, niż myślałam” – mówi gazecie prof. Krystyna Iglicka, demograf z Centrum Stosunków Międzynarodowych. Tłumaczy ona, że spodziewała się, iż po 2004 roku, kiedy ruszyła fala emigracji na Zachód, Polaków będzie ubywać. Jednak zaskoczyło ją tempo, w jakim się to dokonuje. – „To gigantyczne uchodźstwo, największy ubytek demograficzny po II wojnie światowej” – podkreśla prof. Iglicka. Co gorsza, skutkiem są niekorzystne zmiany w strukturze społecznej. – „Mamy coraz więcej osób, które skończyły 45 lat, bo emigrują głównie ludzie młodzi” – tłumaczy prof. Janusz Witkowski, prezes GUS. Z danych GUS wyraźnie widać, że w kraju zwiększa się grupa ludzi po sześćdziesiątce, coraz mniej jest dzieci i młodzieży.
Na domiar złego Polacy nie wracają. – „Bo mają kłopoty z odnalezieniem się w kraju. Mają wyższe oczekiwania płacowe, a za granicą większe poczucie bezpieczeństwa” – tłumaczy gazecie prof. Iglicka. Jest ona przekonana, że za kilka lat GUS ogłosi, iż w Polsce żyje 36,5 mln osób. Coraz więcej osób, które wyjechały, zostanie za granicą na stałe.
Nas to nie dziwi, wręcz przeciwnie – od lat piszemy, że to się tak musi skończyć. Dopóki swoboda wyjazdów zarobkowych była ograniczona, dopóty Polacy jakoś wegetowali w kraju. Ale dziś już nie muszą tego robić. Wybór jest oczywisty, gdy z jednej strony mamy puste patriotyczne slogany, zachęty do płodzenia i rodzenia dzieci, wycieranie sobie gęby tradycją i tożsamością, bełkot o „zielonej wyspie” i wciąż rosnącym PKB, a z drugiej strony wysokie bezrobocie, rosnącą skalę ubóstwa, XIX-wieczne stosunki pracy, głodowe emerytury i zasiłki, nieustanny jazgot o „rozdętych przywilejach socjalnych”, kolejne „niezbędne oszczędności” dotyczące usług publicznych, zapaść budownictwa dla niezamożnych, brak miejsc w przedszkolach itp. Przy takim ustroju nawet Wielka Brytania, która przeżyła „reformy” w wykonaniu Margaret Thatcher i jej następców, jest w porównaniu z Polską państwem bezpieczeństwa socjalnego.
Przeżyliśmy Niemca, przeżyliśmy Ruska, ale nie jest pewne, czy przeżyjemy Tuska – i jego nie mniej liberalnych poprzedników.
Ponad połowa Polaków jest przeciwna odpłatności za naukę na uczelniach publicznych w trybie stacjonarnym – wynika z najnowszego sondażu.
„Dziennik Gazeta Prawna” informuje o wynikach nowego sondażu opinii publicznej na ten temat. Wykonał go CBOS na zlecenie projektu Akademickie Mazowsze 2030, a w badaniu wzięła udział znaczna próba , bo aż 3,5 tys. osób. Większość ankietowanych stwierdziła, że studia nie powinny być odpłatne nawet częściowo. Przeciwko płatnym studiom opowiedziało się ponad 55% ankietowanych, za odpłatnością było 36%.
– „Mimo opinii, że budżet państwa w niewystarczającym stopniu finansuje szkolnictwo wyższe, Polacy wyraźnie bronią idei bezpłatnego dostępu do szkolnictwa wyższego” – mówi gazecie koordynator badania, dr Marek Troszyński. Według danych GUS, na polskich uczelniach w roku akademickim 2010/2011 studiowało 1,84 mln osób, z czego połowa nieodpłatnie. Na uczelniach zawodowych roczny koszt nauki to nawet 12 tys. zł, na uczelniach akademickich – od 10 tys. zł. Najdroższe są kierunki medyczne i artystyczne. Roczny koszt kształcenia jednego studenta medycyny to ok. 26 tys. zł.
Cieszy fakt, że Polacy wykazali w badaniach zdrowy rozsądek. Smuci natomiast to, że 36% ankietowanych uważa, iż studia powinny być odpłatne. Być może warto akurat tej grupie umożliwić popieranie idei czynem i zapłacenie za naukę? Gdyby któryś z nich – lub jego potomstwo – zechciał zostać lekarzem, to za 6-letnie studia musiałby zapłacić ponad 150 tysięcy złotych. Są jacyś chętni?
Wszystkim czytającym te słowa redakcja „Nowego Obywatela” składa serdeczne życzenia rodzinnych Świąt, wspólnotowego Sylwestra oraz sprawiedliwego społecznie Nowego Roku ;-) A w sferze czysto prywatnej – spełnienia mądrych marzeń i szlachetnych zamierzeń!