Nowy Obywatel nr 5(56) - okładka

Ani „wolny”, ani „sprawiedliwy” handel: lokalne rolnictwo w Meksyku

·

Ani „wolny”, ani „sprawiedliwy” handel: lokalne rolnictwo w Meksyku

Mike Wold ·

To mieszkańcy bogatej Północy są zwykle kojarzeni z popytem na lokalną, organiczną żywność i z jej spopularyzowaniem. Innej strategii przeżycia w zglobalizowanym świecie można doświadczyć w południowym Meksyku, gdzie coraz silniejszy staje się ruch „lokalistów”.

Tío Joel prowadzi małego osiołka w dół piaskową ścieżką, by pokazać nam, w jaki sposób rolnicy są wciąż w stanie uprawiać ziemię w południowym Meksyku i jeszcze czerpać z tego korzyści. W wieku około 70 lat potrafi on lepiej od niejednego z nas posługiwać się maczetą, z łatwością podnosi też ważący niemal 20 kilogramów worek kompostu, chociaż opaska usztywniająca przewiązana w pasie może być pierwszym sygnałem problemów zdrowotnych, które niechybnie nadejdą.

Przerywając na chwilę rozdrabnianie maczetą zielonego nawozu na kompost pod jego słynne w okolicy pomidory, wyjaśnia nam, dlaczego wielu podobnych jemu rolników może czerpać korzyści ze stosowania organicznych metod produkcji żywności: W okresie żniw zostało zebranych tak dużo pomidorów, że ich cena na rynku spadła do około pięciu peso za kilogram. My jednak sprzedawaliśmy swoje po siedem peso. Chodziłem od domu do domu, oferując pomidory, na które był duży popyt, bo ludzie żyjący tutaj dobrze je znają. Sprzedawaliśmy tak dużo, że w niedzielę towar nam się już kończył.

Polityka handlowa Stanów Zjednoczonych rozpięta jest pomiędzy dwoma pojęciami: „wolnego handlu” i „sprawiedliwego handlu”. Ta dychotomia zakłada, że żywność produkowana lokalnie na Południu musi zostać sprzedana do innych krajów. I rzeczywiście tak jest, gdyż znaczna część popytu na lokalną, organiczną żywność pochodzi głównie z Ameryki Północnej i państw europejskich. Ale w krajach takich, jak Meksyk próbuje się szukać innych sposobów rozwiązania tego problemu, przeciwstawiając globalny import i eksport pobudzaniu oraz wzmacnianiu lokalnej produkcji i konsumpcji. W Stanach Zjednoczonych ruch ten jest określany mianem „lokalistów”, a promowane przezeń rozwiązania są przez wielu odbierane – w porównaniu z powszechnym dostępem do taniej, importowanej żywności – jako luksus, na który niewielu może sobie pozwolić. Ale w meksykańskim stanie Oaxaca uprawa i spożywanie wyprodukowanej lokalnie żywności oraz dostarczanie produktów na miejscowy rynek stało się istotnym elementem strategii, która ma na celu przetrwanie zarówno kulturowe, jak i ekonomiczne w niesprzyjających realiach rynkowych.

W południowym Meksyku koszt produkcji kukurydzy jest obecnie wyższy niż jej cena na światowych rynkach. Używając standardowej logiki ekonomicznej, meksykańscy chłopi powinni zaprzestać uprawy kukurydzy, przerzucając się na uprawę innych zbóż, które z zyskiem mogliby sprzedać na światowych rynkach. Innym rozwiązaniem, wynikającym z takiego myślenia, musiałoby być porzucenie ziemi i rolnictwa jako takiego, przeniesienie się do miasta w poszukiwaniu pracy lub emigracja do USA czy Kanady.

Wielu farmerów podjęło właśnie taką decyzję, co doprowadziło do znacznego zwiększenia liczby nielegalnych imigrantów i pracowników w Stanach Zjednoczonych, a także grupy słabo wynagradzanych mieszkańców meksykańskich miast. Byli też jednak i tacy, którzy, pozornie wbrew logice, postanowili kontynuować działalność rolniczą, poszukując wciąż nowych sposobów na przeżycie. Niektórym z nich udaje się prosperować bardzo dobrze. Aby zobaczyć, jak ten model funkcjonuje i dlaczego został spontanicznie i oddolnie powołany do życia, wybrałem się z grupą Amerykanów do regionu Mixteca w stanie Oaxaca.

To właśnie w Meksyku rozpoczęto uprawę kukurydzy, która do dzisiaj stanowi podstawę wyżywienia mieszkańców tego kraju. Trudno sobie wyobrazić, by w Meksyku nie uprawiano kukurydzy. Jednak wskutek wprowadzenia w życie podpisanego 17 lat temu porozumienia NAFTA (North American Free Trade Agreement), niemal z dnia na dzień import kukurydzy z USA do Meksyku wzrósł pięciokrotnie. Amerykańska kukurydza sprzedawana jest poniżej ceny kukurydzy meksykańskiej nie tylko dlatego, że rolnictwo amerykańskie jest bardziej „wydajne” (głównie w efekcie mechanizacji i powszechnego stosowania nawozów chemicznych), ale przede wszystkim z powodu ogromnych subsydiów rządowych, mających na celu wspomożenie gospodarki Stanów Zjednoczonych.

Ale w takich miejscach, jak Santo Tomás Mazaltepec w stanie Oaxaca, rolnicy – a także konsumenci – wciąż wybierają kukurydzę uprawianą lokalnie na tych terenach, odrzucając żółte ziarna kukurydzy amerykańskiej. – Z tej lokalnie zbieranej kukurydzy otrzymujemy znacznie więcej o wiele lepszej mąki na tortillę niż z kukurydzy pochodzącej z importu. Oczywiście różnica w smaku i aromacie jest również łatwo wyczuwalna – powiedział jeden z lokalnych rolników. – Problemem jest jednak to, że nasza produkcja jest na bardzo niskim poziomie – wytwarzamy niemal wyłącznie na własne potrzeby. A zdarzają się takie okresy w roku, gdy panuje naprawdę dramatyczna susza. Są oczywiście rządowe sklepy, w których sprzedaje się kukurydzę, ale jest to przeważnie kukurydza żółta, która prawdopodobnie została sprowadzona ze Stanów Zjednoczonych. Oni tam stosują mnóstwo nawozów chemicznych, pestycydów i herbicydów, dlatego mogą ją sprzedawać znacznie taniej niż my. Dlatego musimy się dostosować i też obniżamy ceny.

Wynikiem tych społecznych oraz ekonomicznych zawirowań i fluktuacji było wyludnienie znacznych obszarów rolniczych w kraju. Na przykład w San Pedro Coxcaltepec młodych ludzi, którzy chcą przejąć gospodarstwa od starych farmerów, takich jak Tío Joel, można policzyć na palcach jednej ręki.

Potwierdza to Tío Martín, inny rolnik z Coxcaltepec: Kiedyś w każdym domu mieszkało 12 czy 15 osób, a dzisiaj dwie osoby tu, dwie osoby tam, po prostu niewielu postanowiło tutaj zostać. Gdy próbujemy od czasu do czasu wskrzesić ideę tequio, tradycyjnego systemu wzajemnej pomocy, jest to bardzo trudne. Kiedyś wiele osób w tym uczestniczyło i stanowiło to realną pomoc. Dzisiaj zostali tylko ci starsi.

Eleazar García, trzydziestokilkuletni rolnik, dodaje, że podstawowym wyzwaniem jest przekonanie młodych ludzi, którzy tutaj jeszcze mieszkają, że praca na roli jest godnym zajęciem i że pozwala ona wypełnić podstawowy obowiązek zapewnienia żywności własnej rodzinie. Chłopi zawsze będą doceniać możliwość wytwarzania żywności, posiadanie pieniędzy w kieszeniach ma znaczenie drugorzędne. Jak się tutaj mówi, nie mam powodu do zmartwień, gdy mam swoją fasolę, bo wtedy mam co jeść.

Tak właśnie tworzy się ruch „lokalistów”, który można określić również jako ruch dążący do suwerenności żywnościowej. Według jego filozofii, społeczność może decydować o swoim losie tylko wówczas, gdy w znaczącym stopniu potrafi zapewnić sobie kontrolę nad produkcją żywności, którą spożywa. Ludzie powinni mieć możliwość wyboru tego, co wkładają do garnków.

Rolnicy na południu Meksyku mają dużo większe możliwości niż mieszkańcy miast amerykańskich, by uprawiać rośliny stanowiące podstawę ich diety. Chociażby dlatego, że zajmują się tym od bardzo dawna. W stanie Oaxaca uprawianych jest kilkadziesiąt różnych odmian kukurydzy, każda z nich przystosowana do konkretnych, wyjątkowych dla poszczególnych regionów warunków klimatycznych, wysokościowych i glebowych. Nawet trawy, z których wykształciły się współczesne odmiany kukurydzy uprawianej w Oaxaca, wciąż rosną na okolicznych wzgórzach.

Ponadto, przez tysiąclecia przodkowie dzisiejszych rolników meksykańskich rozwijali specyficzne i zaawansowane techniki uprawy zbóż i innych roślin użytkowych na stromych zboczach i na glebie, która łatwo ulega erozji. W przeciwieństwie do technologii stosowanych w rolnictwie amerykańskim, rolnicy w stanie Oaxaca tradycyjnie wysiewają na plantacjach kukurydzy fasolę oraz squash, roślinę z rodziny dyniowatych. Fasola wykorzystuje łodygi kukurydzy jako podpory, a jednocześnie dostarcza glebie azotu, co ma podstawowe znaczenie, gdyż uprawa kukurydzy prowadzi do silnego zubożenia gleby o ten niezbędny pierwiastek. Z kolei squash może z powodzeniem rosnąć pomiędzy łodygami kukurydzy, a pędy pozostałe po zbiorach służą jako wysokiej jakości zielony nawóz pod kolejne uprawy. Pozwala się również na rozwój innych roślin zielonych, które wyrastają na polach oraz w ich najbliższym sąsiedztwie i są ekologicznie zaadaptowane do środowiska glebowego pól kukurydzianych. Roślin tych nie spotyka się w takiej obfitości z dala od upraw kukurydzy, a są one dla społeczności wiejskich ważnym źródłem witaminy A i innych substancji odżywczych.

W latach osiemdziesiątych XX wieku powstały w stanie Oaxaca liczne organizacje, takie jak CEDICAM (Center for Integral Campesino Development of the Mixteca). Ich celem była pomoc i wspieranie rolników w poszukiwaniu alternatyw wobec technologii promowanych w ramach Zielonej Rewolucji z lat 60. i 70., wykorzystujących niszczące pestycydy, uprawy monokulturowe i stosowanie nasion hybrydowych. Opierały się one na tradycyjnym systemie uprawy zbóż, przystosowanym do konkretnego regionu, połączonym z najnowszymi osiągnięciami w dziedzinie rolnictwa organicznego, pozwalającymi zwiększyć osiągane plony.

W przeciwieństwie do miejskiej biedoty, meksykańscy farmerzy mieszkający w San Pedro Coxcaltepec twierdzą, że nie odczuli wzrostu cen tortilli, wywołanego wejściem w życie postanowień NAFTA. Jestem w stanie wyprodukować kukurydzę w ilości wystarczającej na moje potrzeby – stwierdził jeden z nich.

Niestety, rolnicy potrzebują także środków pieniężnych, by w pełni uczestniczyć we współczesnym świecie i nabywać towary, których nie są w stanie sami wytworzyć. Dlatego też prawdziwym wyzwaniem jest znalezienie innych upraw, których plony można z powodzeniem sprzedawać na lokalnym rynku. Tylko w taki sposób możliwe będzie zatrzymanie na wsi młodych ludzi, którzy przejmą gospodarstwa rolne i nadal będą tworzyć lokalną gospodarkę. CEDICAM pomógł już rolnikom takim, jak Tío Joel, który wykorzystuje szklarnie pozostałe po nieudanym projekcie rozwojowym do uprawy warzyw. Warzywa te są sprzedawane nie na globalnym rynku, lecz w okolicznych miejscowościach, których mieszkańcy cenią sobie dostęp do świeżej, lokalnej żywności.

Inna organizacja, Puente a la Salud Comunitaria (Bridge to Community Health), rozpoczęła w kilku społecznościach program odbudowy upraw szarłatu – rośliny zielnej, zwanej pszenicą Inków. Szarłat pochodzi z regionu Mixteca, gdzie wciąż można spotkać dziko rosnące rośliny tego gatunku. Uprawa szarłatu została w zasadzie całkowicie porzucona po najeździe Hiszpanów, którzy uważali, że był on wykorzystywany do praktyk pogańskich. Szarłat zawiera znacznie więcej białka niż kukurydza i, w przeciwieństwie do niej, wciąż posiada dużą wartość rynkową w stanie Oaxaca. Może więc służyć nie tylko jako wartościowe wzbogacenie diety mieszkańców tego regionu, ale także jako stabilne źródło dochodu.

W Santo Tomás Mazaltepec dostęp do wysokobiałkowych produktów roślinnych ma podstawowe znaczenie w prawidłowym żywieniu mieszkańców. Według matek, które w ramach eksperymentu dodawały niewielką porcję – około jednej uncji dziennie – szarłatu do diety dzieci, skutkowało to dużo lepszym rozwojem zarówno fizycznym, jak i emocjonalnym.

Suwerenność żywieniowa nie dotyczy wyłącznie rolników żyjących na terenach wiejskich. Większość mieszkańców Oaxaca City pochodzi, czy to w pierwszym, czy to w drugim pokoleniu wstecz, z rodzin rolniczych. Wielu z nich wciąż potrafi w mniejszym lub większym stopniu pozyskać żywność na własne potrzeby. Po przystąpieniu Meksyku do porozumienia NAFTA drastycznie wzrosły ceny żywności w tym kraju. W tej sytuacji mieszkańcy miast, którzy byli w stanie zaopatrzyć się – nawet w ograniczonym zakresie – w żywność, mniej odczuwali realny spadek wynagrodzeń i mogli zabezpieczyć siebie i swoje rodziny przed skutkami utraty pracy. Uprawa żywności na własne potrzeby pozwala także mieszkańcom stanu Oaxaca lepiej przetrwać okresy politycznych protestów, które często wybuchają w tym regionie kraju pomiędzy ludnością a skorumpowanym rządem. Możliwość zapewnienia wyżywienia podczas strajków zwykle stanowi o powodzeniu protestu.

María wraz z Laurentiną rozpoczęły przed dwoma laty uprawę boczniaka. W ubiegłym roku z dużym zaangażowaniem tłumaczyły ludziom robiącym zakupy na targowisku, w jaki sposób należy przyrządzać boczniaka. Dzisiaj popyt na te grzyby jest tak duży, że zastanawiają się one nad inwestycjami zmierzającymi do zwiększenia produkcji. Jednym ze sposobów może być zakup lodówki, w której można przechowywać wyprodukowane na miejscu zarodniki grzybów, jak i magazynować zbiory przez okres kilku dni. Inny miejski farmer opowiadał, jak wielką ulgą dla jego budżetu jest brak konieczności kupowania na rynku takich produktów, jak pomidory, kolendra, pietruszka czy seler.

Wszyscy ci farmerzy i miejscy ogrodnicy nie szukają i nie potrzebują wskazówek ani pomocy zagranicznej. Jedyne, czego potrzebują, to stworzenia preferencyjnych warunków dla ich funkcjonowania i dla wysiłków zmierzających do odbudowania niegdyś samowystarczalnej gospodarki na terenach wiejskich. Stany Zjednoczone mogą wspomóc tworzenie i wprowadzanie w życie takich rozwiązań, które nie będą zmuszały lokalnego rolnictwa Meksyku do – skazanego z góry na porażkę – współzawodnictwa z agrobiznesem amerykańskim. Należy wprowadzić mechanizmy wspierające resztę świata w tym, by wytwarzała ona żywność na swoje potrzeby. Porozumienie NAFTA będzie za kilka lat przedmiotem negocjacji przed kolejną ratyfikacją, stwarza to więc okazję do zmiany strategii handlowej i nowego określenia priorytetów.

Prawdziwa walka z głodem na świecie – mówi Eleazar García, wskazując na różnicę pomiędzy dorodnymi łodygami kukurydzy uprawianej z wykorzystaniem taniego kompostu organicznego a mizernymi, które rosną na ziemi od lat nawożonej chemicznie – jest w rękach zwykłych farmerów. To oni żyją z tego, co uda im się zebrać z pól.

Mike Wold

tłum. Sebastian Maćkowski

Tekst pierwotnie ukazał się na stronie internetowej czasopisma „YES! Magazine”, 23 stycznia 2012 r. (http://www.yesmagazine.org).

Tematyka
komentarzy