Szef Stowarzyszenia Dom Wszystkich Polska Ryszard Kalisz przedstawił propozycję wprowadzenia w Europie bezwarunkowego minimalnego dochodu podstawowego, który otrzymywałby każdy obywatel i rezydent danego kraju.
– „To nie jest inicjatywa populistyczna, ani nieprzemyślana” – przekonywał b. poseł SLD. Powiedział, że w sprawie ustanowienia takiego dochodu została podjęta Europejska Inicjatywa Obywatelska, umożliwiająca mieszkańcom UE zgłaszanie propozycji legislacji, jeśli w ciągu 12 miesięcy zyskają one poparcie co najmniej miliona osób z siedmiu krajów. – „Na podstawie Traktatu z Lizbony zainicjowane zostało przez naszych współpracowników z Niemiec działanie na rzecz obywatelskiej inicjatywy dla ustanowienia minimalnego dochodu gwarantowanego” – powiedział. Podkreślił, że członkowie DWP zbierają już w tej sprawie podpisy w Polsce i „idzie to bardzo dobrze”.
Kalisz pytany ile miałby wynieść w Polsce taki dochód odparł, że może powiedzieć jedynie szacunkowo, że „musiałby być na poziomie ponad 1000 zł, pewnie między 1000 a 2000”. – „Na szczęście istnieje Traktat z Lizbony, my takich szacunków we wszystkich krajach UE nie jesteśmy w stanie przeprowadzić. Jak zbierzemy milion podpisów, będzie to musiała zrobić Komisja Europejska i państwa członkowskie, w tym również polski rząd” – dodał.
Na pytanie, skąd państwo miałoby wziąć pieniądze na realizację tej propozycji, Karolina Nadolska z DWP powiedziała, że z uproszczenia systemu socjalnego i z podwyższenia podatków. Dodała, że „podwyższenie podatków to będzie cena, którą wyższa i średnia klasa będzie płaciła za bezpieczne społeczeństwo”.
Według Kalisza „to nie musi wcale zwiększać kosztów, a może nawet obniżyć”. – „W Polsce mamy w tej chwili nawet 600 tys. urzędników. Według naszych symulacji można by o co najmniej 200 tys. zmniejszyć ilość tych urzędników” – powiedział.
Bezwarunkowy dochód podstawowy na Facebooku – kliknij tutaj.
O idei, zaletach i potencjalnych wadach idei dochodu obywatelskiego pisaliśmy w „Obywatelu” nr 2 (28) już w roku 2006. Do tematu wrócimy w numerze jesiennym, tj. 61.
Tysiące rodziców podpisują się pod petycjami wzywającymi resort edukacji do nowelizacji ustawy przedszkolnej lub wydania interpretacji przepisów, która pozwoli na organizowanie zajęć dodatkowych w przedszkolach według dotychczasowych zasad.
„Rzeczpospolita” pisze, że zmiany wprowadzone przez rząd mocno ograniczyły ofertę edukacyjną dla dzieci. Co więcej, z dnia na dzień zatrudnienie straciły tysiące drobnych przedsiębiorców.
Chodzi o zmiany, które weszły w życie 1 września, zgodnie z którymi rodzice za każdą dodatkową godzinę opieki nad dzieckiem (pierwsze 5 finansuje gmina) nie mogą płacić więcej niż symboliczną złotówkę. W rezultacie przedszkola musiały zrezygnować ze współpracy z zewnętrznymi firmami, które organizowały dzieciom np. zajęcia z baletu, koła teatralne czy naukowe, bo opłaty za nie wykraczały poza wspomnianą kwotę.
Rodzice są wściekli, gdyż nie mogą wykupić dzieciom dodatkowych zajęć, które do tej pory ich przedszkola oferowały; dyrekcje placówek – bo muszą tłumaczyć się przed rodzicami i ograniczać swoją ofertę; tysiące osób z uprawnieniami pedagogicznymi, które organizowały przedszkolakom dodatkowe zajęcia – bo straciły źródło utrzymania. Przykładem jest Janusz Patynek z Poznania, który z dnia na dzień stracił 40 klientów, bo tyle przedszkoli kupowało w jego firmie lekcje językowe od 24 lat. Stworzoną przez niego petycję do MEN podpisać można tutaj. W innej petycji Agnieszka Błaszkiewicz z Gdańska domaga się zniesienia zapisu ustawy, który mówi, że żadne formy organizacji zajęć dodatkowych nie mogą wiązać się z ponoszeniem opłat przez rodziców.
11 września rozpoczynają się Ogólnopolskie Dni Protestu, organizowane przez trzy centrale związkowe. Dla osób, które chcą się dowiedzieć więcej o przyczynach i celach akcji, przygotowaliśmy audycję, którą nadamy w środę o 9:07, tuż przed pierwszymi działaniami związkowców.
Gośćmi naszego programu w Radiu WNET będą Andrzej Radzikowski, przedstawiciel OPZZ, który przybliży powody protestów i ich przebieg oraz prof. Juliusz Gardawski, który zanalizuje sytuację, w jakiej znaleźli się polscy pracownicy i przyczyny, dla których dochodzi do napięć społecznych. Zachęcamy do zadawania pytań naszym gościom, za pośrednictwem profilu audycji na Facebooku i listownie, pod adresem malec@nowyobywatel.pl.
Radia WNET można słuchać klikając w tym miejscu.
Wyniki ankiety na portalu Monster.com potwierdzają dotychczasowe badania: 60 procent respondentów codziennie przeżywa stres w pracy.
Monster Worldwide to notowana na nowojorskiej giełdzie spółka zarządzająca portalem rekrutacyjnym monster.com. Między 1 a 15 lipca 2013 r. czytelnikom portalu zadano pytanie „Jak często w ciągu minionego miesiąca odczuwałeś stres w miejscu pracy?”. Odpowiedzi udzieliło ponad 3 500 użytkowników portalu, przy czym każdy mógł oddać tylko jeden głos.
Wyniki były następujące:
• codziennie (18-20 razy w miesiącu) – 60%,
• kilka razy w tygodniu (10-17 razy w miesiącu) – 19%,
• kilka razy w ciągu miesiąca (raz na tydzień/1-9 razy w miesiącu) – 14%,
• nigdy – 7%.
Badanie wskazało różnicę w przeżywaniu stresu przez pracowników amerykańskich i europejskich. Wyniki pokazują, że Europejczycy stresują się w nieco mniejszym stopniu niż ich koledzy zza oceanu. Na codzienny stres skarży się 50% badanych mieszkańców naszego kontynentu i 65% mieszkańców USA. 11% Europejczyków nigdy nie zestresowało się w pracy w czerwcu – ulgi tej doświadczyło jedynie 6% amerykańskich pracowników.
_____
Przedruk za Obserwatorium Ryzyka Psychospołecznego