Zaczyna zwyciężać pogląd, by pociągi TLK zatrzymywały się tylko w większych miastach.
– W przypadku stacji Szydłowiec średnia liczba pasażerów nie przekraczała granicy błędu statystycznego – przekonuje Beata Czemerajda z PKP Intercity.
Szydłowiec to jedna ze stacji kolejowych, na których 15 grudnia 2013 r., a więc wraz z wejściem w życie rozkładu jazdy 2013/2014, przestały zatrzymywać się pociągi dalekobieżne. Powiat szydłowiecki z dnia na dzień stracił więc wszystkie bezpośrednie połączenia kolejowe z Bydgoszczą, Katowicami, Krakowem, Lublinem, Opolem, Toruniem, Wrocławiem czy Trójmiastem.
Lokalne władze są zdania, że decyzja o wycofaniu postojów i odcięciu Szydłowca od ruchu dalekobieżnego przyniosła pogorszenie dostępności komunikacyjnej. – Nasz powiat i większe miasta w okolicy dotknięte są problemem dużego bezrobocia – w związku z tym dojazdy do pracy wykraczają poza relacje zasięgu typowo regionalnego – mówi Krzysztof Bernatek, sekretarz powiatu szydłowieckiego. – Brak postojów utrudnił również życie studentom, którzy uczelnie wybierali między innymi pod kątem możliwości dojazdu, by teraz nagle stanąć w obliczu konieczności porzucenia sprawdzonej drogi między domem rodzinnym a miastem, w którym studiują. Zmniejszenie liczby pociągów w pewnym stopniu kłóci się też z naszymi planami przejęcia od PKP terenu przy stacji kolejowej w celu zorganizowania tam strzeżonego parkingu „Parkuj i jedź”, który poprawi warunki dojazdu mieszkańców do pociągów.
Jak poinformowano nas w centrali PKP Intercity, likwidację postojów pociągów dalekobieżnych na stacji Szydłowiec zaakceptowało Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju. Resort ten pełni funkcję organizatora kolejowych przewozów międzywojewódzkich, przekazując spółce PKP Intercity dofinansowanie do sieci TLK, co teoretycznie ma gwarantować funkcjonowanie tych połączeń nie tylko w relacjach między największymi miastami. Dotacja za 2013 r. wyniosła 330,8 mln zł.
– Przygotowując oraz realizując siatkę połączeń TLK jesteśmy w stałym kontakcie z organem zlecającym nam wykonywanie zadań w ramach służby publicznej. W związku z tym informacja o wycofaniu postojów była znana ministerstwu – zapewnia Beata Czemerajda z PKP Intercity.
Dr Michał Beim, adiunkt na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu i ekspert ds. transportu w Instytucie Sobieskiego, uważa, że celem służby publicznej powinno być zapewnienie dostępu do kolei mieszkańcom i gościom małych miast. – Państwo polskie finansując połączenia TLK, nie przedstawiło jednak jakichkolwiek zasad, na jakich mają być organizowane subsydiowane połączenia. Nie poddano dyskusji, na co i jak mają być przeznaczone pieniądze podatników. Brak publicznie ogłoszonych uregulowań uniemożliwia dyskusję nad zasadami obsługi kolejowej – mówi Michał Beim. – Takie sytuacje jak w Szydłowcu będą się powtarzać. Przewoźnik będzie dążył do ograniczania zatrzymań na „nierentownych stacjach”.
Kolejną położoną w województwie mazowieckim stacją, na której od połowy grudnia 2013 r. nie zatrzymują się pociągi dalekobieżne, jest Nowy Dwór Mazowiecki. Spółka PKP Intercity postanowiła, że w granicach miasta leżącego u ujścia Narwi do Wisły pociągi będą stawać tylko raz – nie w centrum, lecz na stacji Modlin, z myślą o pasażerach zmierzających na lotnisko tanich linii lotniczych. – Przewiduję niestety, że ruch lotniskowy dla PKP Intercity będzie marginalny ze względu na zerową reklamę czy to na lotnisku, czy to w mediach i pociągi dalekobieżne za rok, dwa w ogóle się u nas nie zatrzymają – mówi Kacper Pawelczyk z Nowodworskiej Inicjatywy Komunikacyjnej NOVIkom.
Od 15 grudnia 2013 r. pociągi TLK nie zatrzymują się również na stacji Knyszyn położonej w województwie podlaskim.
Wszystko wskazuje na to, że z rozkładów pociągów dalekobieżnych znikać będą kolejne postoje. Nie bez znaczenia jest wzrost opłat za zatrzymania na stacjach i przystankach, jakie pobiera od przewoźników spółka PKP Polskie Linie Kolejowe. Przykładowo postój w Szydłowcu czy Knyszynie do 14 grudnia 2013 r. kosztował 1,29 zł. Od 15 grudnia 2013 r. stawka wzrosła ponad dwukrotnie – do 3,03 zł. W przypadku części stacji opłaty za postój wzrosły nawet około pięciokrotnie.
Dodajmy, że naciski na zmniejszanie liczby postojów pociągów TLK płyną z resortu transportu. „Należy dokonać weryfikacji postojów pociągów” – przekonywali urzędnicy ministerstwa w jednym z pism do spółki PKP Intercity. W dalszej korespondencji znalazła się nawet konkretna sugestia, by „w celu skrócenia czasu przejazdu przeanalizować zasadność postojów pociągów TLK na stacjach Odolanów, Międzybórz Sycowski, Twardogóra Sycowska”.
Zgodnie z tymi sugestiami wyznaczone zostały postoje nocnego pociągu TLK „Karkonosze” łączącego Warszawę z Wrocławiem i Jelenią Górą, który od 15 grudnia 2013 r. kursuje nową trasą przez Łódź Kaliską i Ostrów Wielkopolski. W kolejnych etapach prac nad ofertą przewozową na sezon 2013/2014 z rozkładu jazdy „Karkonoszy” wypadły postoje nie tylko w Odolanowie, Międzyborzu i Twardogórze, ale również w Zgierzu oraz Pabianicach. Pociągi TLK kursujące w porze dziennej jak na razie na tych stacjach wciąż się zatrzymują.
Tekst pochodzi z dwumiesięcznika „Z Biegiem Szyn” nr 1/69 (styczeń-luty 2014), www.zbs.net.pl
W ubiegłym roku NIK sprawdziła, jak gminy wywiązują się z zadań związanych z ochroną zwierząt. Chodziło głównie o bezdomne psy i koty, które powinny mieć zapewnioną opiekę w schroniskach. Kontrola wykazała, że poprawa losu bezdomnych zwierząt wymaga m.in. zmian w prawie. NIK zgłosiła szereg wniosków de lege ferenda, o których prezes Izby Krzysztof Kwiatkowski poinformował posłów i senatorów. Parlamentarny Zespół Przyjaciół Zwierząt kończy właśnie pracę nad nowelizacją szeregu ustaw i rozporządzeń, w której chce wykorzystać m.in. wszystkie kluczowe wnioski NIK dotyczące opieki nad bezdomnymi zwierzętami.
Zeszłoroczny raport NIK pokazał, jak bardzo ułomny w Polsce jest system opieki nad bezdomnymi zwierzętami. Wiele psów i kotów znika po odłowieniu przez hycli. Nikt nie jest w stanie powiedzieć, gdzie się podziały, bo brak skutecznego systemu identyfikacji zwierząt. Istniejące schroniska są przepełnione i umiera w nich co czwarty zwierzak. Aż w 86 proc. skontrolowanych przez NIK miejsc przetrzymywania psów i kotów nie zapewniono im właściwych warunków.
Odławianie zwierząt i tworzenie pseudoschronisk stało się dla niektórych intratnym biznesem. Wskazują na to zarówno doniesienia prasowe, jak i raporty organizacji pozarządowych. Samorządy płacą prywatnym firmom za opiekę nad bezdomnymi psami i kotami, ale – jak wykazała NIK – połowa ze skontrolowanych gmin w ogóle nie sprawdzała, co się działo z dostarczonymi do schroniska zwierzętami. Samorządy zainteresowane były głównie wyłapywaniem bezdomnych psów i kotów. Wydały na to 80 proc. wszystkich pieniędzy przeznaczonych na opiekę nad zwierzętami. W następstwie takiego postępowania ponad 60 proc. skontrolowanych gmin zlecało wyłapywanie psów i kotów „donikąd” (bez zapewnienia im miejsc w schroniskach, na które zabrakło pieniędzy). Przy braku znakowania (czipowania) psów otwierało to drogę do ich uśmiercania albo umieszczania w przepełnionych i nie zawsze zapewniających właściwe warunki schroniskach.
NIK wskazała w swoim raporcie na konieczne zmiany w prawie. Wśród wniosków de lege ferenda znalazły się:
Parlamentarny Zespół Przyjaciół Zwierząt kończy właśnie pracę nad nowelizacją ustaw i rozporządzeń, w której chce wykorzystać m.in. wszystkie kluczowe wnioski NIK. Stojący na czele Zespołu poseł Paweł Suski poinformował o tym prezesa Najwyższej Izby Kontroli Krzysztofa Kwiatkowskiego. Przed kilkoma miesiącami prezes NIK przedstawił w Sejmie najważniejsze ustalenia Izby dotyczące systemu opieki nad bezdomnymi zwierzętami w Polsce. W sprawie realizacji wniosków de lege ferenda prezes Izby rozmawiał z marszałkami Sejmu i Senatu oraz szefami kilku kluczowych komisji parlamentarnych. Nowelizacja przepisów zaproponowana przez NIK stwarza szansę na lepszą opiekę nad bezdomnymi zwierzętami.
_____
Przedruk za stroną Najwyższej Izby Kontroli
Nasz tekst o funkcjonowaniu schronisk przeczytać można tutaj.
Czy lato upłynie w Polsce pod znakiem np. salmonelli? Tym może się skończyć prowadzona na masową skalę likwidacja laboratoriów przy powiatowych stacjach sanitarno-epidemiologicznych.
Od stycznia 2014 r. nie będzie już laboratorium w Zakopanem. Ani w Kołobrzegu, co oznacza, że 200 kilometrów polskiego wybrzeża, w sezonie gęstego od turystów, zostanie bez zaplecza laboratoryjnego. Na Podkarpaciu z 11 laboratoriów zostanie jedno, przy Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej, z trzema oddziałami przy stacjach powiatowych (województwo ma 21 powiatów). Laboratoria likwidują wojewodowie, powód – szukanie oszczędności. – „Ich działania są niezgodne z rozporządzeniem ministra zdrowia w sprawie wykazu stacji sanitarno-epidemiologicznych wykonujących badania laboratoryjne i pomiary ze wskazaniem obszaru. A więc zmiany nie są możliwe bez zmiany tego aktu prawnego. Wojewodowie wnioskują do ministra o zmianę rozporządzenia, jednocześnie »zawieszając działalność« laboratoriów, ale dla nas to jednoznaczne z ich likwidacją. W 7 województwach pracownicy otrzymali wypowiedzenia stosunku pracy, a laboratoria nie będą funkcjonowały od 1 stycznia 2014 r. I stało się tak przy wsparciu wojewódzkich inspektorów sanitarnych” – mówi Elżbieta Pisarczyk, przewodnicząca Sekcji Krajowej Pracowników Stacji Sanitarno-Epidemiologicznych NSZZ „Solidarność”. Co na to minister zdrowia, któremu sanepidy podlegają merytorycznie? Ograniczył się do pisma do ministra administracji i cyfryzacji i nie zgodził się na dokonanie zmiany w przywołanym wyżej rozporządzeniu.
Ze związkowcami nie chce się spotkać (na ich pismo wystosował standardową odpowiedź, iż miejscem takich rozmów jest martwa komisja trójstronna), a na posiedzenie sejmowej Komisji Zdrowia, na forum której miano dyskutować o sytuacji Państwowej Komisji Sanitarnej, wydelegował wiceministra. Zaproszonych gości i partnerów społecznych nie dopuszczono do głosu, wiceminister nie potrafił kompetentnie odpowiedzieć na pytania posłów, więc posiedzenie komisji przerwano. – „Wojewodowie, nie patrząc na zdrowie publiczne, posuwają się do kłamstw, niektórzy mówią, że laboratoria mają stary sprzęt. To nieprawda. Akredytowane placówki dysponują najnowocześniejszym sprzętem, zresztą były na to środki unijne. Pracowali w nich wysokiej klasy fachowcy, którzy często rezygnowali z podwyżek, by ich laboratorium akredytację uzyskało. Teraz idą na bruk” – mówi Pisarczyk.
Sekcja Krajowa Pracowników Stacji Sanitarno-Epidemiologicznych o likwidacji laboratoriów informowała pisemnie premiera, ministra zdrowia, Głównego Inspektora Sanitarnego, ministra administracji i cyfryzacji, przewodniczących klubów parlamentarnych itd. I chociaż nie tylko ona, bo np. także Rada Sanitarno-Epidemiologiczna uważa, że likwidacja akredytowanych laboratoriów ogranicza bezpieczeństwo zdrowotne, nic się w tej materii nie zmienia. Naprawdę musi wybuchnąć zaraza?
Ewa Zarzycka
_____
Przedruk za stroną „Tygodnika Solidarność”
Aż trzy czwarte najemców w Polsce mieszka w zbyt małych mieszkaniach. To najgorszy wynik w Europie!
Jak informuje „Puls Biznesu”, najnowsze dane Eurostatu pokazują, że w naszym kraju problem przeludnienia dotyczy 75,2 proc. najemców, co stanowi najwyższy wynik w 30 przebadanych państwach. Dla porównania: średnia dla 28 krajów Unii Europejskiej to 19 proc.
Nieco lepiej jest w przypadku wszystkich obywateli (zarówno wynajmujących, jak i mieszkających w lokalach własnościowych). Wówczas problem zbyt małych mieszkań dotyczy 46,3 proc. Polaków, co nadal plasuje nas na jednym z ostatnich miejsc na Starym Kontynencie. Gorzej jest tylko w Rumunii (51,6 proc.) i na Węgrzech (47,2 proc.). Najlepiej pod tym względem wypada Belgia, bardzo niskie wskaźniki przeludnienia wśród ogółu obywateli notują ponadto Holandia, Cypr i Malta.
W złej sytuacji mieszkaniowej są zwłaszcza ludzie młodzi: problem przeludnienia mieszkań dotyczy aż 55,3 proc. dwudziestolatków, co daje nam dopiero 26. miejsce na 30 przebadanych państw.