Choć Polska ma najniższe ceny żywności w całej Unii Europejskiej, za nasze niskie pensje wcale nie możemy jej wiele kupić. Z danych Eurostatu wynika, że w 2014 r. właśnie w Polsce żywność była najtańsza wśród wszystkich krajów członkowskich, jednak wydatki na artykuły spożywcze pochłaniały prawie 1/5 domowych budżetów Polaków.
Jak donosi portal forsal.pl, w 2014 roku poziomy cen towarów konsumpcyjnych i usług różniły się znacznie w różnych krajach Unii. Najtańszą żywność można było kupić w Polsce, gdzie ceny jedzenia i napojów bezalkoholowych plasowały się na poziomie 61 proc. średniej UE. Produkty z tej kategorii były w naszym kraju tańsze nawet od tych sprzedawanych w Rumunii i Bułgarii, czyli w krajach powszechnie uważanych za znacznie biedniejsze. Żywność w Polsce była także tańsza niż w krajach spoza UE: Albanii, Serbii, Bośni i Hercegowinie. Jedynym krajem, gdzie produkty spożywcze można było kupić taniej niż w Polsce, była Republika Macedonii. Wśród mieszkańców UE w 2014 r. najdrożej za produkty spożywcze (139 proc. średniej unijnej) płacili Duńczycy. Droższa była żywność tylko w Szwajcarii i Norwegii, gdzie płacono odpowiednio 153 proc. i 169 proc. średniej unijnej.
Pomimo że w Polsce ceny żywności są najniższe w całej Unii, Polacy wcale nie wydają na ten cel najmniej spośród Europejczyków. Z danych Eurostatu wynika, że w 2013 r. wydatki na produkty spożywcze w Polsce pochłonęły 18 proc. wszystkich wydatków na konsumpcję, podczas gdy np. Brytyjczycy wydali na jedzenie zaledwie 9,1 proc. domowego budżetu. A przecież żywność w Wielkiej Brytanii była znacznie droższa niż w Polsce (106 proc. średniej unijnej). Wśród krajów Unii więcej od Polaków (procentowo) na podstawowe produkty żywnościowe wydają tylko mieszkańcy krajów bałtyckich oraz Bułgarzy i Węgrzy.
Wskaźnik poziomu cen dla towarów konsumpcyjnych i usług w 2014 r. wahał się od 48 proc. średniej unijnej w Bułgarii do 138 proc . w Danii. Polska z cenami na poziomie 56 proc. średniej unijnej znalazła się w rankingu państw z najniższymi cenami na 3. miejscu, tuż za Rumunią.
Parlament Europejski planuje wprowadzenie zakazu reklamy produktów spożywczych, które mają wysoką zawartość tłuszczów i cukru – poinformował przedstawiciel KE Philippe Roux na konferencji „Żywienie i aktywność fizyczna dzieci i młodzieży w wieku szkolnym”.
Jak pisze portal forbes.pl, konferencja została zorganizowana przez Parlamentarny Zespół ds. Przeciwdziałania i Rozwiązywania Problemów Otyłości. Jak mówił Roux, Komisja Europejska ma świadomość wyzwania, jakie stoi przed państwami członkowskimi, a jest nim przeciwdziałanie epidemii otyłości wśród dzieci. Według niego w 2008 r. na czworo dzieci jedno miało nadwagę lub otyłość, a dziś ma ją już jedno na troje. Ocenił, że także w Polsce sytuacja zmienia się niepokojąco, choć nie tak szybko jak w innych krajach UE.
Otyłości sprzyja nie tylko konsumpcja, ale także siedzący tryb życia. Nadwaga czy otyłość to nie tylko kwestia wyglądu, ale przede wszystkim zdrowia; to także koszty ekonomiczne. Przy epidemii otyłości konieczne są specjalistyczne usługi medyczne, a państwo może nie mieć środków, by sprostać oczekiwaniom społecznym w tym zakresie.
Komisja Europejska prowadzi wiele działań na rzecz zapobiegania epidemii nadwagi. Priorytetowo traktuje się dzieci, bo to w młodym wieku kształtują się nawyki żywieniowe i świadomość postaw zdrowotnych, realizuje wiele programów zdrowotnych. Do problemu podchodzi jednak z perspektywy każdego kraju inaczej, bo każdy z nich ma inna kulturę żywieniową.
Na konferencji dyskutowano m.in. o problemach z nadwagą wśród dzieci w USA i Wielkiej Brytanii. Sara Anne Tiffin z ambasady Wielkiej Brytanii mówiła o problemie z otyłością w jej kraju. Jak podała, jedno na dziesięcioro dzieci, które zaczynają naukę, ma problem z wagą, a gdy kończą edukację, jest to już jedno na pięcioro dzieci. Rząd, jak dodała, wydaje rocznie na walkę z otyłością 5 mld funtów. Dlatego podejmowane są programy, które mają odwrócić ten negatywny trend, w sklepach są znakowane produkty spożywcze: etykiety żółte oznaczają, że jest w nich dopuszczalna zawartość tłuszczów i cukrów, pomarańczowe, że zawyżona, a czerwone ostrzegają, że produkt ma ich bardzo dużą zawartość. O otyłości w USA mówił attache medyczny ambasady USA dr Jay Lee. Wskazywał, że nadwadze sprzyjają brak zrównoważonej diety, przetworzona żywność i brak ruchu. Jak powiedział, amerykańskie dzieci nie uprawiają sportu i nie wychodzą z domów. Poza szkołą, w której mało jest zajęć wychowania fizycznego, spędzają czas przed urządzeniami elektronicznymi. Piją tylko słodkie i energetyczne napoje, jedzą żywność typu fast food i przekąski, nie znają domowych posiłków.
O działaniach podejmowanych w Polsce mówiła m.in. prof. Jadwiga Charzewska z Instytutu Żywności i Żywienia. Podkreślała, że mamy nowelizowane co parę lat, nowoczesne normy żywieniowe dla człowieka w poszczególnych etapach życia; określają one, ile w dziennych posiłkach powinno być składników odżywczych, ile dostarczyć powinny kalorii, a także tłuszczu i cukru. Normy te znane są lekarzom i nauczycielom, szeroko prezentowane środowisku osób, które pracują z dziećmi. Według ekspertów, co 4-5 polskie dziecko ma nadwagę lub otyłość. Najgorzej jest w woj. mazowieckim, w okolicach Warszawy. Najczęściej na nadwagę czy otyłość cierpią chłopcy, jedynacy.
Jak mówiła w maju wiceminister zdrowia Beata Małecka-Libera, w przygotowywanym przez Ministerstwo Zdrowia Narodowym Programie Zdrowia będzie plan przeciwdziałania nadwadze i otyłości. Największym wyzwaniem jest powstrzymanie tej epidemii wśród najmłodszych. Od września mają się zmienić sklepiki szkolne. Nie będzie w nich tzw. śmieciowego jedzenia, słodyczy i słodzonych napojów.
Inspekcja przeprowadzona przez Najwyższą Izbę Kontroli w wybranych urzędach kontroli skarbowej i izbach skarbowych wykazała, że nie przeprowadzono skutecznych działań, które zapobiegłyby transferowaniu dochodów przez podmioty z udziałem kapitału zagranicznego poza polski system podatkowy.
Podczas kontroli stwierdzono również, że organy podatkowe nie były odpowiednio przygotowane do sprawdzania prawidłowości rozliczeń z budżetem państwa przez podmioty z kapitałem zagranicznym. Prowadzono jedynie weryfikację legalności transferu dochodów przez podmioty gospodarcze.
Powodem niewielkiej liczby kontroli w podmiotach działających w skali międzynarodowej było zarządzenie Ministra Finansów, nakazujące, aby urzędy skarbowe przy planowaniu inspekcji koncentrowały się głównie na zwalczaniu nieprawidłowości w podatku od towarów i usług. Ponadto urzędnicy NIK zwrócili uwagę na „brak systemowych narzędzi umożliwiających typowanie do kontroli podmiotów powiązanych kapitałowo i osobowo, brak lub ograniczony dostęp do baz danych porównawczych umożliwiających ocenę, czy ceny stosowane w transakcjach pomiędzy podmiotami powiązanymi odbiegają od wartości rynkowych” oraz „niewystarczające przygotowanie pracowników do badania trudnych merytorycznie zagadnień”.
Warto zwrócić uwagę, że w polskim prawie wciąż nie ma klauzuli generalnej przeciwko unikaniu opodatkowania. Zapowiedź jej wprowadzenia odnotowano w projekcie nowej ordynacji podatkowej, którą przygotowuje Komisja Kodyfikacyjna Ogólnego Prawa Podatkowego. W krajach, gdzie obowiązuje (m. in. we Francji, Niemczech, Irlandii, Szwecji i Kanadzie) stosowana jest wobec podatników podejmujących fikcyjne działania gospodarcze i tworzących sztuczne konstrukcje prawne, które mają przynieść korzyści finansowe. Klauzula jest jednym z najczęstszych sposobów walki z procederem unikania opodatkowania w krajach o gospodarce rynkowej.
W myśl założeń Komisji, nowe przepisy mają wyznaczyć granice dopuszczalnej optymalizacji podatkowej, przyczynić się do ochrony interesów fiskalnych państwa oraz urzeczywistniać zasadę równości i sprawiedliwości w sferze aktywności gospodarczej. Klauzula ma dotyczyć wszystkich podatników, z wyjątkiem podatku od dóbr i usług.
Dodatkowo Minister Finansów przygotował projekt nowelizacji ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych. Inicjatywa nastąpiła w związku z przyjętą zmianą dyrektywy dotyczącej opodatkowania spółek dominujących i zależnych, która ma zostać wprowadzona w państwach członkowskich Unii Europejskiej do końca 2015 r.
W ocenie NIK ogłoszenie zmian w ustawie o podatku dochodowym (oraz innych ustaw) nastąpiło z naruszeniem art. 3 ustawy o ogłaszaniu aktów normatywnych i niektórych innych aktów prawnych, który stanowi, że akty normatywne ogłasza się niezwłocznie. Natomiast przy publikowaniu ustawy nie stwierdzono zaniedbań ze strony Ministerstwa Finansów.
Zgodnie z prawem do działań Prezesa Rządowego Centrum Legislacji należy koordynowanie działalności legislacyjnej Rady Ministrów, premiera i innych organów administracji rządowej oraz wydawanie Dziennika Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej oraz Dziennika Urzędowego Rzeczypospolitej Polskiej („Monitora Polskiego”). Te działania powinny doprowadzić do opublikowania w terminie nowych przepisów, dlatego odpowiedzialność za nieprawidłowości ponosi Prezes Rządowego Centrum Legislacji, jako kierownik jednostki, do której należy wymienione zadania.
Ustawa z dnia 29 sierpnia 2014 r. została ogłoszona w Dzienniku Ustaw wydanym w dniu 3 października 2014 r. w związku z czym zawarte w niej przepisy dotyczące kontrolowanych spółek zagranicznych weszłyby w życie z dniem 1 lutego 2015 r., tj. niezgodnie z intencją projektodawcy. Skutkiem tego, przepisy nie miałyby zastosowania do podatników kontrolujących spółki zagraniczne, których rok podatkowy rozpocząłby się od 1 stycznia 2015 r.
Błąd Rządowego Centrum Legislacji został naprawiony. 6 października 2014 r. pod obrady Sejmu wniesiony został poselski projekt ustawy zmieniającej ustawę z dnia 29 sierpnia 2014 r. Uchwalona 21 października 2014 r., ustawa umożliwiła wejście w życie przepisów o zagranicznych spółkach kontrolowanych na zasadach ogólnych, czyli od 1 stycznia 2015 r.
Aby kupić mieszkanie w Warszawie, przeciętny Polak musiałby odkładać wszystkie swoje zarobki przez 15 lat.
Spośród krajów porównywanych w opracowaniu portalu obserwatorfinansowy.pl na podstawie danych Eurostatu, tylko w Portugalii trzeba pracować dłużej niż w Polsce, aby zarobić na mieszkanie w stolicy kraju – około 17 lat. Dla porównania, w Estonii, Łotwie, Węgrzech czy Słowenii przeciętny obywatel musiałby odkładać pieniądze przez 7 do 10 lat.
Zauważalny jest związek dostępności mieszkań na własność z rozwojem rynku najmu. W Polsce zaledwie 5% obywateli mieszka w wynajmowanych mieszkaniach. Tymczasem w większości przypadków nieruchomości są tańsze tam, gdzie wiele osób wynajmuje mieszkania. Na przykład w Niemczech, gdzie liczba wynajmujących wynosi prawie 40%, na zakup mieszkania wystarczą średnie zarobki z nieco ponad czterech lat. Jak zauważają autorzy opracowania, problemem polskiego rynku mieszkań jest również zbyt mała podaż. Wszystko to sprawia, że ceny nieruchomości w Polsce należą do najwyższych w Europie.