Dziecko – na ile człowiek i obywatel?

Dziecko – na ile człowiek i obywatel?

Kształtowanie się tzw. podmiotowości dziecka, a więc traktowania go jako człowieka i obywatela posiadającego swoje prawa oraz wolności, jest ideą relatywnie nową z historycznego punktu widzenia.

Wiąże się ona z rozwojem cywilizacyjnym, w tym z radykalnie wyższym wskaźnikiem przeżywalności niemowląt i małych dzieci oraz zmianami technologicznymi wpływającymi na kształtowanie się systemów edukacyjnych dopasowanych do rynku pracy. Nie do przecenienia w kształtowaniu się praw jako aksjologii – systemu wartości – oraz jako instytucji mających zagwarantować optymalne warunki życia i rozwoju, są wysiłki wielu pedagogów, lekarzy, społeczników i polityków. Począwszy od przełomu XVIII i XIX wieku wskazywali oni na potrzebę otoczenia dzieci systemem szczególnej ochrony. Podmiotowość, czyli posiadanie mocy sprawczej, ma w przypadku dzieci szczególny charakter. Słynne zdanie Janusza Korczaka: „Nie ma dzieci, są ludzie”, stanowiące najbardziej jaskrawy apel o nadanie dzieciom praw należnych wszystkim ludziom, dookreślane było katalogiem szczególnych potrzeb wynikających z etapów rozwoju dziecka. Korzystanie bowiem ze swoich praw wymaga odpowiedniej świadomości i możliwości dopasowanych do wieku. Z natury rzeczy dzieci stanowią jedną z najbardziej wrażliwych i bezbronnych grup społecznych. Dlatego otoczone powinny zostać szczególną troską. Wbrew wielu deklaracjom, że wszyscy kochamy i troszczymy się o dzieci, doświadczenie codzienności, a nawet polityczny dyskurs, wskazują, że jest zupełnie inaczej.

Niniejszy numer „Nowego Obywatela” jest niemal w całości poświęcony konkretnym problemom dzieciństwa. Skoncentruję się więc na kilku kluczowych aspektach stanowiących ramę do rozważań nad naszym – społeczeństwa – stosunkiem do dzieci i młodzieży. Będzie nią historyczny zarys kształtowania się praw dziecka aż do dzisiejszego dnia oraz próba uchwycenia na tym tle podejścia zauważanego w Polsce.

Idea praw dziecka i jej zastosowanie

Nie ma jednej granicznej daty przyjęcia do świadomości okresu dzieciństwa jako fundamentalnie ważnego dla całego społeczeństwa. Uznaje się jednak, że idea ta związana była z okresem Oświecenia i rewolucji francuskiej. Punktem odniesienia stawały się zazwyczaj historie okrutnego traktowania dzieci, które w XVIII i XIX wieku przebijały się do szerszej świadomości. Tak działo się z procesem 60-letniego Gaetano Franceschiniego, aresztowanego w Wenecji pod zarzutem seksualnego wykorzystania dziewczynki. Najgłośniejszą wydaje się jednak historia Mary Ellen Wilson z amerykańskiego miasta Baltimore w drugiej połowie XIX wieku. Dziewczynka ta po stracie matki i ojca była głodzona i bita przez przybranych rodziców. Sprawa ujrzała światło dzienne dzięki osobistemu zaangażowaniu lidera Towarzystwa Zapobiegania Okrucieństwu wobec Zwierząt. W konsekwencji podjętych działań, w USA powstało pierwsze Towarzystwo Zapobiegania Okrucieństwu Wobec Dzieci. W ten sposób historia Mary Ellen stała się symbolicznym punktem zwrotnym dla wszystkich zajmujących się przeciwdziałaniem krzywdzeniu dzieci.

Dalszy etap rozwoju idei praw dziecka przypada na czas refleksji nad biedą i cierpieniem dzieci wskutek I wojny światowej. W 1924 r. Zgromadzenie Ogólne Ligi Narodów uchwaliło Genewską Deklarację Praw Dziecka – pierwszy dokument wprost odnoszący się do gwarancji prawnych dla dzieci. Jest on bardzo krótki i ogólnikowy, zawiera głównie sugestie odnoszące się do powinności państw. Sformułowanie „powinno” odnaleźć można w nim aż sześć razy. Z tego powodu Deklaracja nie spotkała się z uznaniem Janusza Korczaka – jednego z najwybitniejszych ówczesnych pedagogów. Leda Koursoumba, była przewodnicząca Europejskiej Sieci Rzeczników Praw Dziecka, przyznaje, że „Korczak krytycznie odnosił się do »charytatywnego« charakteru Deklaracji i nacisku, jaki kładła na ochronę i dobrobyt, oskarżając jej autorów o pomylenie obowiązków z prawami”. Według Korczaka idea Deklaracji nie miała związku z prawami dzieci, lecz była „apelem do dobrej woli, prośbą o życzliwość”.

Wkrótce wybuchła II wojna światowa, a trzy lata po jej zakończeniu, w 1948 r., Zgromadzenie Ogólne ONZ uchwaliło Powszechną Deklarację Praw Człowieka (PDPCz), w której jednoznacznie podkreślono, że macierzyństwo i dzieciństwo wymagają szczególnej ochrony ze strony państwa i jego instytucji. Uchwalenie PDPCz przyspieszyło starania na rzecz określenia szczególnych praw dziecka. W 1959 r. przyjęta została Deklaracja Praw Dziecka z dziesięcioma zasadami, pośród których znalazły się:

  • Wymóg korzystania z proklamowanych praw przez każde dziecko, bez względu na różnice rasy, koloru skóry, pochodzenia, wyznania, płci i języka.
  • Wskazanie, że powinnością państwa jest tworzenie specjalnej ochrony dziecka, a także warunków do zdrowego rozwoju fizycznego, umysłowego, moralnego, duchowego i społecznego.
  • Wymóg kierowania się dobrem dziecka, uwzględniający jego godność i wolność przy ustanawianiu praw.
  • Uznanie, że do harmonijnego rozwoju osobowości dziecko potrzebuje miłości i zrozumienia, z czego wynika obowiązek szczególnej opieki nad dziećmi pozbawionymi swoich rodzin.
  • Zasada pierwszeństwa do korzystania z wszelkich form pomocy i ochrony.
  • Obowiązki i prawa edukacyjne, zakaz dyskryminacji oraz ochrona przed zaniedbaniem, okrucieństwem i wyzyskiem.

W tym samym czasie problemem pracy dzieci i obowiązkiem ich ochrony zaczęła zajmować się także Międzynarodowa Organizacja Pracy. Akcentując niektóre z ważnych dla praw dziecka postaci, nie sposób pominąć Henry’ego Kempe, amerykańskiego pediatry, który w 1962 r. zaprezentował tzw. syndrom dziecka maltretowanego. Pokazał światu liczne przykłady zdjęć RTG ukazujących złamania żeber, kości i piszczeli, zniszczonych stawów kolanowych oraz obrażeń kości czaszki, kręgosłupa – uszkodzeń typowych dla dzieci krzywdzonych. Było to następnym etapem szerokiego otwierania oczu na powszechne zjawisko przemocy wobec dzieci, skrzętnie ukrywanej pod płaszczem rzekomej potrzeby ochrony prywatności rodzin.

Kolejna iskra na drodze do uznania obywatelstwa dzieci wychodzi ze strony Polski, która w 1978 r. przedstawiła propozycję Konwencji o Prawach Dziecka. Po wielu latach prac i konsultacji międzynarodowych, w 1989 r. Zgromadzenie Ogólne ONZ uchwaliło tę Konwencję. Dokument ma fundamentalne znaczenie i bezpośrednie przełożenie na społeczny status dzieci we wszystkich krajach, które go ratyfikowały. Stąd nazywany jest pierwszą konstytucją dzieci. Do monitoringu stanu praw dziecka na świecie powstał specjalny organ ONZ – Komitet Praw Dziecka. Dokonuje on analiz regularnych sprawozdań przesyłanych mu przez państwa oraz organizacje międzynarodowe, inicjuje publiczną debatę i doprecyzowuje rozumienie zapisów Konwencji w specyficznych zakresach poprzez ustalanie i publikowanie tzw. Komentarzy Ogólnych. Dobrym przykładem próby przekładania zapisów Konwencji na wyzwania współczesności jest Komentarz Ogólny nr 25 z 2021 r., dotyczący praw dziecka w środowisku cyfrowym. Odnosi się on m.in. do takich zjawisk, jak wykluczenie społeczno-cyfrowe, potrzeba ochrony dziecka przed nieuczciwymi praktykami marketingowymi, przekazywaniem danych osobowych, treściami ekstremistycznymi, fałszywymi narracjami i dezinformacją. Obecnie Komitet konsultuje treść nowego Komentarza z zakresu ochrony środowiska i polityki klimatycznej. To dzięki Konwencji w wielu krajach do ustaw zasadniczych wpisywano prawa dzieci. Powstały też nowe organizacje pozarządowe specjalizujące się w ochronie praw dziecka, systemy opieki i pomocy dla dzieci krzywdzonych oraz nowe organy, w tym Rzecznik Praw Dziecka (RPD).

Konwencja zawiera trzy kluczowe zasady, które powinny znaleźć swoje odzwierciedlenie w prawodawstwie państw:

  • Wymóg kierowania się dobrem dziecka i stawiania go ponad dobrem innych grup społecznych (poza sytuacjami nadzwyczajnymi). Choć Konwencja nie definiuje, czym jest dobro dziecka, to Marek Michalak, były polski RPD, w swoim projekcie Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego w 2018 r. wyjaśniał, że chodzi o „stan, w którym dziecko osiąga prawidłowy, całościowy i harmonijny rozwój psychiczny, fizyczny i społeczny, z poszanowaniem jego godności i wynikających z niej naturalnych praw”.
  • Zakaz dyskryminacji dziecka, odnoszący się do wszystkich społeczno-ekonomicznych aspektów funkcjonowania państwa i kładący nacisk na potrzebę walki z rozwarstwieniem społecznym. Adam Łopatka, uczestniczący w pracach nad Konwencją z ramienia Polski, podkreślał, że „polityka państwa w dziedzinie oświaty, usług socjalnych, zdrowia, powinna sprzyjać redukcji nierówności, zapobiegać powiększaniu się takiej strefy”.
  • Zakaz wyzysku, który jest w pełni komplementarny z zapisami przyjętymi w Konwencji Międzynarodowej Organizacji Pracy.

Konwencja o Prawach Dziecka zawiera także cały katalog praw nadających dzieciom podmiotowość. Wymieniając za Adamem Łopatką, są nimi:

  • Prawo do życia i przeżycia, prawo do ochrony przed torturami, okrutnym, nieludzkim lub poniżającym traktowaniem i karaniem, prawo do ochrony przed wszelkimi formami przemocy, prawo do zachowania tożsamości, prawo do szczególnej ochrony i opieki dla dzieci pozbawionych środowiska rodzinnego.
  • Prawo do wyrażania własnych poglądów we wszystkich sprawach, które ich dotyczą, prawo do wolności wypowiadania się, prawo do wolności myśli, sumienia i religii, prawo do prywatności, zrzeszania się, uczestniczenia w zgromadzeniach o charakterze pokojowym.
  • Prawo dziecka do korzystania z najwyższego możliwego poziomu ochrony zdrowia, leczenia i rehabilitacji, prawo do życia w warunkach odpowiadających jego rozwojowi fizycznemu, psychicznemu, duchowemu, moralnemu i społecznemu, prawo do korzystania z systemu zabezpieczeń społecznych, prawo do nauki, wypoczynku i czasu wolnego.
  • Prawo do humanitarnego traktowania dziecka podejrzanego lub skazanego, prawo do rehabilitacji i reintegracji społecznej dzieci skrzywdzonych, prawo dzieci niepełnosprawnych do szczególnej troski, prawa dzieci należących do mniejszości, tych dotkniętych konfliktem zbrojnym i ubiegających się o status uchodźcy, a także prawo dziecka do poznania swoich praw człowieka.

Jak wygląda podmiotowość dziecka w Polsce?

W jaki sposób mierzyć stan podmiotowości dziecka w Polsce? Oczywiście jest to pole do gorącej debaty publicznej. Wydaje się, że poza własną intuicją warto oprzeć się na opiniach renomowanych organizacji specjalizujących się w rzecznictwie praw dziecka oraz na wynikach prowadzonych przez nie badań. Wskaźnikami podmiotowości mogą być także poziom rozwoju instytucji oraz implementacja i ulepszanie zapisów zwiększających ochronę i sprawczość dzieci.

Z badań UNICEF dowiadujemy się, że 25 proc. dzieci w Polsce doznaje w szkole przemocy słownej, najczęściej ze strony rówieśników. Tylko połowa nauczycieli przyznaje, że szkoła jest w stanie zauważać łamanie praw dziecka. Ponad 30 proc. z nich jest przekonana, że prawa dziecka łamane są przez rodziców. Podczas jednej ze wspólnych inicjatyw Fundacji Orange i Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, Monika Sajkowska, prezeska FDDS, z którą wywiad przeczytać można w tym numerze „Nowego Obywatela”, tak odniosła się do kwestii podmiotowości dziecka: „Czy procesy, których jesteśmy świadkami w ostatnich dekadach sprawiają, że jako społeczeństwo, profesjonaliści i rodzice podmiotowo traktujemy dzieci? Nie. […] Niewystarczająco chronimy dzieci i nie przestrzegamy ich praw. Dowodem na to są liczne społeczne diagnozy dotyczące postaw społecznych, statusu dzieci w rodzinie i innych instytucjach”.

Spójrzmy zatem na kilka wniosków z takich właśnie diagnoz: 41 proc. dzieci doświadcza przemocy ze strony bliskich dorosłych, 57 proc. ze strony rówieśników, 7 proc. nie ma wokół siebie żadnej zaufanej osoby, 20 proc. posiada obciążające doświadczenia seksualne, 7 proc. zostało seksualnie wykorzystanych (szeroka kategoria znaczeniowa, obejmująca także obnażanie się, relacje z użyciem technologii itp.), 6 proc. dzieci doświadczyło fizycznego zaniedbania, aż 15 proc. mieszka z rodzicami nadużywającymi alkoholu, 16 proc. się okalecza, a 7 proc. próbowało popełnić samobójstwo (dane FDDS). W ostatnich dwóch latach liczba połączeń z telefonem zaufania 116 111, w tym ratujących życie, zwiększyła się nawet siedmiokrotnie. Związane jest to, z jednej strony, z poszerzeniem działalności telefonu, ale z drugiej – stanowi wskaźnik kondycji psychospołecznej dzieci i młodzieży w Polsce.

Spada liczba akceptujących kary fizyczne wobec dzieci. Jeszcze w 2017 r. prawie połowa Polaków nie popierała prawnego zakazu stosowania kar fizycznych. Wtedy też jedynie 34 proc. wspierało zakaz udzielania tzw. klapsów (zakazanych od 2010 r.). Obecnie 70 proc. badanych to zwolennicy prawnego zakazu karania, a 50 proc. popiera też zakaz klapsów (dane FDDS). CBOS w 2019 r. informował też o tym, że przemoc domowa jest zjawiskiem społecznie nieakceptowalnym. To dobrze, że tego rodzaju sposób myślenia poszerza się. Istnieją jednak w tym zakresie spore rozbieżności ze stanem faktycznym. Aż 22 proc. badanych osobiście zna kobiety, które doświadczają przemocy domowej. 60 proc. z nas zetknęło się z sytuacją krzywdzenia dziecka, 39 proc. było świadkami jego fizycznego dyscyplinowania, a 51 proc. karcenia słownego. Z rozmów z pracownikami zajmującymi się przemocą wynika, że większość z nas wciąż nie reaguje na przemoc. Choć w deklaracjach badanych wygląda to nieco lepiej, to wciąż daleko do optymizmu: 38 proc. świadków karcenia słownego i fizycznego pozostało biernymi, 70 proc. rodziców przyznaje, że karci dzieci, 39 proc. czyni to słowem, 36 proc. karci cieleśnie – tzw. klapsem, a 6 proc. przyznaje, że często dyscyplinuje fizycznie (dane FDDS).

W przypadku statystyk odnoszących się do krzywdzenia dzieci należy uwzględnić dwie kwestie nadające tej sytuacji większego tragizmu. Po pierwsze, zjawisko wszelkich form przemocy wobec dzieci (fizycznej, psychicznej, seksualnej, zaniedbania) jest niedoszacowane, a rzeczywistość uznać należy za bardziej przygnębiającą niż to, co przeczytać można w raportach służb oraz badaniach opartych na autodeklaracjach. Po drugie, dzieci odczuwają przemoc w sposób znacznie bardziej intensywny niż osoby dorosłe.

Zdaję sobie sprawę, że skala przemocy i nasz stosunek do niej nie są jedynymi miernikami podmiotowości dziecka i szanowania jego praw. Są jednak ich najbardziej wyrazistymi przejawami. O konsekwencjach bicia i innych form krzywdzenia dzieci uczyła Alice Miller, słynna psychoanalityczka i badaczka wpływu traumatycznych doświadczeń z dzieciństwa na późniejsze lata życia. Wskazuje ona na ich konsekwencje, którymi są różne sposoby wyładowywania tłumionej złości przez dzieci doświadczające przemocy. Objawiają się one w następujący sposób:

  • W dzieciństwie i w wieku młodzieńczym: wyśmiewanie słabszych, bicie koleżanek i kolegów, upokarzanie innych, denerwowanie nauczycieli. Badaczka stwierdziła również, że dzieci bite, później w trakcie grania w gry komputerowe i oglądania telewizji częściej utożsamiają się z negatywnymi postaciami.
  • W wieku dorosłym: częstsze stosowanie kar cielesnych i głoszenie skuteczności tej metody wychowawczej, ignorowanie związków między doświadczaną osobiście przemocą i stosowaniem jej we własnym domu, podejmowanie zawodów związanych z używaniem przemocy, naiwna ufność wobec liderów wskazujących na kozły ofiarne jako przyczyny problemów społecznych oraz posłuszeństwo wobec silnych autorytetów.

Osobnym zagrożeniem dla podmiotowości dzieci jest także kwestia biedy, która dotyka dzieci w większym stopniu niż dorosłych. W ostatnich 20 latach skala ubóstwa wśród dzieci wyraźnie spadła, jednak nadal pozostaje na wysokim poziomie – 5,9 proc. dzieci żyje w skrajnym ubóstwie, a 12,6 proc. wychowuje się w rodzinach uprawnionych do otrzymywania świadczeń z pomocy społecznej (dane GUS, 2022). Jak wynika z badań FDDS, bieda niesie nie tylko poważne zagrożenie dla zdrowia dzieci (np. niedożywienie), ale także dla ich prawidłowej socjalizacji. Dzieci w rodzinach doświadczających biedy są często zmuszone do przejmowania znacznej części obowiązków domowych, wychowywania młodszego rodzeństwa czy pracy, w tym z nielegalnych źródeł zarobkowania, co dzieje się kosztem ich funkcjonowania w społeczeństwie i pogłębia wykluczenie.

Wiele ekspertek i ekspertów uznaje, że wciąż mamy do czynienia z tzw. adultystycznym (z ang. adult – dorosły) modelem relacji dziecko–dorosły, który jest formą dyskryminacji osób nieletnich ze względu na ich wiek. W takim sposobie myślenia dorosłość jest utożsamiana ze stanem pewnej doskonałości, do której dążyć mają dzieci. Dziecko jest widziane przez pryzmat swoich niedoskonałości. Paradoksalnie dzieje się tak również w sytuacji, gdy rodzice (w swoim przekonaniu troszcząc się o dziecko) inwestują w jego rozwój ogromne środki. Postrzeganie dziecka jako obszaru inwestycji i ciągłego myślenia o jego przyszłości nierzadko spotyka się z bardzo poważanym zagrożeniem dla jego dobrostanu psychofizycznego. Obrazowo piszą o tym Małgorzata Jacyno i Alina Szulżycka: „Dziecko może w przyszłości być wszystkim i Każdym, dlatego teraz jest Nikim. Tożsamość skonstruowana wokół »braku« przywraca życie, bo daje tożsamość, ale sama pomyślana jako »brak« uśmierca [w przestrzeni społecznej – przyp. K. C.]”.

Podejście to jest sprzeczne zarówno z duchem, jak i z literą praw Konwencji. Ale także ze zdrowym rozsądkiem, który pozwala nam z nieco większą pokorą podchodzić do tej zakładanej przez lata „mądrości” wynikającej z samego tylko faktu bycia starszym. Przykładów patrzenia na dziecko z wyższością i traktowania go instrumentalnie jest aż nadto w przestrzeni publicznej. Wymienię tylko kilka.

Najbardziej rażącym jest samo, do pewnego stopnia, warunkowe ratyfikowanie przez Polskę Konwencji o Prawach Dziecka w 1991 r. W polskiej wersji dokumentu zawarto wtedy taką oto deklarację: „Rzeczpospolita Polska uważa, że wykonania przez dziecko jego praw określonych w konwencji, w szczególności praw określonych w artykułach od 12 do 16, dokonuje się z poszanowaniem władzy rodzicielskiej, zgodnie z polskimi zwyczajami i tradycjami dotyczącymi miejsca dziecka w rodzinie i poza rodziną”. Od 1991 r. zapis ten nie został zlikwidowany, choć podważa on sens całej Konwencji. Artykuły od 12. do 16. dotyczą podmiotowości dziecka, w tym prawa do swobody wypowiedzi i wyrażania własnych poglądów, prawa do swobody myśli, sumienia i wyznania, zrzeszania się, honoru i reputacji dziecka oraz ochrony prawnej przeciwko ingerencjom w tym zakresie. Ze studiów nad dzieciństwem oraz analiz ONZ wiadomo, że zwiększanie sfery poszanowania dla praw dzieci związane jest z odchodzeniem, często jednoznacznym, od zwyczajów i tradycji. Te bowiem stanowią blokadę dla emancypacyjnych starań dzieci i organizacji rzeczniczych.

Podobnie niezrozumiałe wydaje się stanowisko obecnego rządu oraz Rzecznika Praw Dziecka – Mikołaja Pawlaka wobec tzw. III Protokołu Fakultatywnego, przygotowanego z inicjatywy poprzedniego RPD, Marka Michalaka. Protokół ten daje uprawnienia dzieciom i ich pełnomocnikom do występowania ze skargami do Komitetu Praw Dziecka ONZ. Obecnie polskie dzieci pozbawione są takich możliwości. Nadawanie grupom społecznym uprawnień i zwiększanie ich sprawczości jest warunkiem koniecznym uznania ich za równoprawnych obywateli. Argumenty, jakie towarzyszą jednoznacznej odmowie ratyfikowania III Protokołu, sprowadzają się do trzech punktów:

  • Polska posiada wystarczające mechanizmy zabezpieczające prawa dzieci.
  • Przyjęcie protokołu zwiększałoby możliwość ingerencji organu międzynarodowego (ONZ) w polskie regulacje.
  • Protokół mógłby stanowić zagrożenie dla tradycyjnych wartości.

Tę „wystarczającą” ochronę praw dzieci widać wyraźnie przy wprowadzaniu nowej ustawy o wsparciu i resocjalizacji nieletnich. W zasadzie całe środowisko pedagogów, w tym prof. Marek Konopczyński, z którym rozmowę przeczytać można w niniejszym numerze „Nowego Obywatela”, przekonywali, że projekt ten cofa nas o dziesięciolecia, jeśli chodzi o wsparcie dla dzieci wymagających szczególnego podejścia i pochodzących z trudnych środowisk rodzinnych.

Jedno z praw mających zwiększać podmiotowość dziecka to prawo do bycia wysłuchanym. Jest paradoksem, że rozbudowujemy panele badawcze i metody wsłuchiwania się w głosy wyborców, a grupa stanowiąca niemal 20 proc. społeczeństwa, czyli nieletni, nie jest w zakresie polityk publicznych o nie nawet pytana. Nie istnieje też obowiązek ani praktyka oceny wpływu stanowienia prawa na prawa i dobrostan dziecka. Gdyby tak było, to być może raporty UNICEF pokazujące ocenę stanu przyjaznych warunków do życia, przeżycia i rozwoju, brane byłyby pod uwagę przy podejmowaniu kluczowych decyzji i regulacji. Warto wspomnieć, że na 39. badanych krajów Polska zajmuje 30. pozycję w zestawieniu pod nazwą „świat dziecka” (bezpośrednie doświadczenia dzieci: pożywienie, jakość powietrza, wody, ekspozycji na hałas, etc.), 31. w kategorii „świat wokół dziecka” (tereny zielone, szkoła, mieszkania, ruch uliczny, zagrożenia środowiskowe), w zakresie zanieczyszczenia powietrza czwarte miejsca od końca, a w kwestii ekspozycji na pestycydy – przedostatnie.

Na uwagę zasługuje też zjawisko masowego instrumentalizowania dzieci i nadużyć związanych z łamaniem ich prawa do prywatności, udostępnianiem ich danych osobowych, materiałów wideo i zdjęć, które obecne są w przestrzeni publicznej. O ile personalistyczna zasada nakazująca nam traktowanie człowieka zawsze jako celu, nigdy jako środka, jest niezwykle trudna do stosowania, to w przypadku dzieci jest chyba jeszcze trudniej. Dzieje się to często bez świadomości łamania praw i narażania dzieci na zagrożenia oraz komplikacje w ich późniejszych życiu. Przykładem jest oczywiście zaspokajanie potrzeb tożsamościowych i autopromocyjnych rodziców dzielących się szczegółami z życia dzieci w internecie i mediach społecznościowych. Chyba gorsze jest traktowanie dzieci jako rekwizytu, który pomóc ma przede wszystkim w kreowaniu lepszego wizerunku polityków i innych osób publicznych. Podobne działania podejmowane są w różnych miejscach i z różnych okazji, przybierając postać dobrze brzmiących uchwał rad, samorządów itp. Dobrym filtrem do analizowania takich przedsięwzięć jest ośmiostopniowa „Drabina uczestnictwa” autorstwa Rogera Harta. Pierwsze trzy stopnie traktowane są jako całkowite uprzedmiotowienie dzieci i młodzieży. Dzieje się tak, gdy dorośli wykorzystują dzieci do realizacji własnych przedsięwzięć, a najmłodsi wyłącznie pomagają dorosłym w ich planach lub uczestniczą w nich jedynie na pokaz. Dopiero wejście na następne poziomy świadczyć może o upodmiotawianiu dzieci. Są to po kolei: przydzielanie nieletnim zadań przy jednoczesnym informowaniu o powodach ich zaangażowania i celach z tym związanych, konsultowanie z dziećmi decyzji podejmowanych przez dorosłych, inicjowanie decyzji podejmowanych wspólnie przez dorosłych i dzieci, oddawanie inicjatywy i kierownictwa młodym ludziom oraz na ostatnim szczeblu – podejmowanie inicjatyw oraz decyzji przez dzieci i młodzież w partnerstwie z dorosłymi.

Pisząc o tym podejściu, trudno nie odnieść się do wciąż silnie zakorzenionego w polskiej szkole i działaniach ministerstwa myślenia o uczeniu z preferencyjnym traktowaniem metod podawczych, w których nauczyciel jest źródłem największej wiedzy. Wielu wychowawców próbuje zmieniać ten obraz na rzecz metod dialogicznych i aktywizujących, w których nauczyciel jest bardziej facylitatorem wspólnego uczenia się. Przy przeładowanej podstawie programowej i w warunkach chronicznego braku kadr, niskich zarobków oraz obniżającego się statusu społecznego nauczyciela, jest to jednak szalenie trudne do zrobienia.

Powyższa analiza pokazująca stosunek instytucji państwa do dzieci nie pozostawia złudzeń, że daleko nam do faktycznego uznania ich obywatelstwa i traktowania tej grupy społecznej, stanowiącej obecnie 18 proc. społeczeństwa, jako nie tylko równoprawnej, ale także wymagającej podejścia nacechowanego znacznie większą uwagą oraz udostępnienia jej instrumentów kształtujących poczucie sprawczości. Niemożliwe wydaje się jednak nadal przyjęcie założenia, do jakiego przekonywał Janusz Korczak, według którego dziecko jest dla dorosłych niezwykłym źródłem wiedzy, umiejętności oraz inspiracji. We współczesnej pedagogice podejście takie nazywa się uznaniem dziecka za kompetentne. Pojęcie to wyjaśnia Jesper Juul, duński psychoterapeuta, uznawany za bliskiego myśli Korczaka: „Dzieci dają nam informację zwrotną, która umożliwia odzyskanie utraconych umiejętności i pomaga pozbyć się nieskutecznych, nieczułych i destrukcyjnych wzorców zachowania […] Twierdząc, że dzieci są kompetentne, chcę powiedzieć, że mogą nauczyć nas tego, co powinniśmy wiedzieć”.

Bibliografia:

  1. Jacyno M., Szulżycka A., Dzieciństwo. Doświadczenie bez świata, Warszawa 1999.
  2. Juul J., Twoje kompetentne dziecko, Kraków 2021.
  3. Kousoumba L., Janusz Korczak i Konwencja o Prawach Dziecka w: (red. B. Smolińska-Theiss), Rok Janusza Korczaka 2012. Nie ma dzieci – są ludzie, Warszawa 2012
  4. Łopatka A., Dziecko. Jego prawa człowieka, Warszawa–Poznań 2000.
  5. Makaruk K., Drabarek K., Postawy wobec kar fizycznych i ich stosowanie. Raport z badań, Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę, Warszawa 2022.
  6. Miller A., Przeciwko biciu dzieci w: (red. J. Bińczycka), Humaniści o prawach dziecka, Kraków 2000.
  7. Raport UNICEF, Miejsca i przestrzenie. Wpływ środowiska na dobrostan dzieci, Florencja 2022.
  8. Sajkowska M., Szredzińska R. (red.), Dzieci się liczą 2022. Raport o zagrożeniach bezpieczeństwa i rozwoju dzieci w Polsce. Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę, Warszawa 2022.
  9. Włodarczyk J., Makaruk K., Michalski P., Sajkowska M., Ogólnopolska diagnoza skali i uwarunkowań krzywdzenia dzieci. Raport z badań, Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę, Warszawa 2018.

Konrad Ciesiołkiewicz – przewodniczący Komitetu Dialogu Społecznego KIG i prezes Fundacji Orange, zajmującej się edukacją informacyjną, medialną i cyfrową dzieci i młodzieży oraz wspieraniem nauczycielek, nauczycieli oraz liderek i liderów społeczności lokalnych. Od lat związany jest także z Fundacją Dorastaj z Nami udzielającej pomocy psychologicznej, edukacyjnej, prawnej i socjalnej dla dzieci z rodzin, w których rodzic zginął lub utracił zdrowie pełniąc służbę publiczną. Z wykształcenia jest psychologiem, politologiem, doktorem nauk społecznych.

Z numeru
Nowy Obywatel 40(91) " alt="">
komentarzy