Wyszehradzki król jest nagi!

·

Wyszehradzki król jest nagi!

·

Ogłoszenie na początku czerwca bieżącego roku zamiaru zakupu przez Siły Zbrojne Republiki Czeskiej 52 francuskich armatohaubic samobieżnych kalibru 155 mm na podwoziu kołowym CAESAR tylko z pozoru było wydarzeniem ściśle „branżowym”, dotyczącym obronności, o kontekście zamykającym się w relacjach bilateralnych między państwami-stronami. Jednak spojrzenie z szerszej perspektywy uświadamia jego symboliczny charakter dla stosunków w obrębie Grupy Wyszehradzkiej.

Francuskie działa zastąpią jeszcze czechosłowackie Dany, a w pokonanym polu zostawiły stanowiące ich daleką ewolucję o nazwie Zuzana 2. W efekcie każde z czterech państw Grupy będzie dysponowało zupełnie odmiennym podstawowym systemem artyleryjskim. Polska rodzimymi, choć stanowiącymi w istocie składankę wieży o brytyjskiej genezie z południowokoreańskim podwoziem Krabami. Czechy wspomnianymi CAESARami. Węgrzy niemieckimi PzH 2000. Słowacja rodzimymi Zuzanami 2. Systemy te łączyć będzie tylko kaliber i zdolność strzelania taką samą amunicją spełniającą normy NATO. Gorzej być nie może. I nie jest to w kontekście Grupy wyjątek, lecz stan standardowy.

Państwa powołanej do życia 15 lutego 1991 Grupy Wyszehradzkiej teoretycznie były predestynowane do szeroko zakrojonej współpracy w dziedzinie obronnej. Wszystkie wyszły z Układu Warszawskiego z bardzo podobnym wyposażeniem wojsk, głównie produkcji lub konstrukcji sowieckiej, jednak z pewnymi interesującymi wyjątkami, do których należały wspomniana czechosłowacka armatohaubica Dana zakupiona w latach 80. przez PRL, wspólnej polsko-czechosłowackiej konstrukcji transporter opancerzony SKOT czy samoloty szkolno-treningowe (Czechosłowacja produkowała maszyny L-29 Delfin i L-39 Albatros stanowiące standard w Układzie Warszawskim z wyjątkiem Polski, która postawiła na konstrukcje własne, najpierw TS-11 Iskra, a później I-22 Iryda oraz mającej również własne ambicje Rumunii). Polska, Czechy i Słowacja miały też pewien potencjał produkcyjny. Polska i dawna Czechosłowacja produkowały używane we wszystkich krajach późniejszej Grupy czołgi T-72M1, przy czym sowieccy licencjodawcy dbali o to, żeby nie przydzielić jednemu krajowi całej zdolności wytwórczej, stąd Polska nie produkowała armat (zdolność tę po CSRS odziedziczyła Słowacja), ale za to południowi sąsiedzi musieli korzystać z importowanych z Polski silników. Czechosłowacja wytwarzała ponadto bojowe wozy piechoty BMP-2, była też liczącym się ośrodkiem produkcji artyleryjskiej (ten potencjał również pozostał na Słowacji). Polacy produkowali ponadto śmigłowce, radary i przenośne przeciwlotnicze zestawy rakietowe. Do tego dochodziły używane w całej czwórce systemy sowieckie, np. obrony przeciwlotniczej wyższych szczebli, które ze względów ekonomicznych musiały pozostać w eksploatacji. Kraje łączył też, mimo pewnych meandrów polityki słowackiej, wspólny cel, jakim było zbliżanie się do NATO z perspektywą członkostwa w Pakcie, co w dziedzinie zbrojeń oznaczało stopniowe przyjmowanie tamtejszych standardów i zakupy nowego sprzętu zastępującego czy uzupełniającego dotychczas eksploatowany.

Większość lat 90. nie sprzyjała współpracy zbrojeniowej ze względów ogólnych. Kraje Grupy redukowały odziedziczone armie i przechodziły szok transformacyjny, który siłą rzeczy nie sprzyjał większym inwestycjom w sprzęt. Rok 1995 przyniósł jednak ciekawą transakcję: Polska pozyskała od Czech 10 samolotów myśliwskich MiG-29 w zamian za 11 śmigłowców W-3 Sokół. Można ją było uznać za dobry prognostyk właściwej współpracy, jednak okazała się jedną jaskółką, która wiosny nie uczyniła. Bowiem przełom mileniów przyniósł z jednej strony poprawę sytuacji makroekonomicznej i rozpoczęcie przez kraje Grupy modernizacji sił zbrojnych, z drugiej jednak nie przełożyło się to na współpracę regionalną.

Gdy w 1997 Polska ogłosiła przetarg na nowoczesny system wieżowy do działa samobieżnego, mimo udziału postępowaniu słowackiej Zuzany wybór padł na oferowany przez Brytyjczyków AS-90, z którego po licznych perturbacjach po niemal dwu dekadach powstał Krab w ostatecznej seryjnej postaci. Czesi, pracując w latach 90. nad modernizacją czołgów T-72M, opracowali rozwiązanie równoległe do istniejącego polskiego PT-91. Efekt w postaci T-72M4CZ, w którym zastosowano brytyjski silnik, amerykański system przeniesienia napędu, włoski system kierowania ogniem i czeski pancerz reaktywny (chociaż Polska miała w ofercie zmodernizowany silnik S-12, system kierowania ogniem Drawa i należący do światowej czołówki pancerz reaktywny ERAWA), był fatalny pod względem stosunku koszt-efekt i doprowadził do ograniczenia zakresu programu ze 140 do 30 egzemplarzy, które powstały równolegle z najdoskonalszą wersją PT-91 opracowaną dla Malezji. Brak koordynacji prac w połączeniu z korzystnym ze względów operacyjnych, ale bardzo złym z punktu widzenia interesów przemysłu pozyskaniem przez Polskę na początku nowego milenium używanych niemieckich Leopardów 2A4 uniemożliwił powstanie na bazie T-72 wyszehradzkiego odpowiednika rosyjskiej ewolucji tego typu, T-90A, który byłby wystarczający w aspekcie wartości bojowej, a przy okazji dawał znaczące korzyści lokalnym zakładom. Nowe wielozadaniowe samoloty bojowe Polska, Czechy i Węgry pozyskały w pierwszej dekadzie osobno (nasz kraj F-16 C/D Block 52+, sąsiedzi znacznie gorsze Gripeny), również bez realnych korzyści gospodarczych. Analogicznie wyglądała polityka względem kołowych transporterów opancerzonych/bojowych wozów piechoty: Polska wybrała fińskie pojazdy Patria AMV, znane pod nazwą Rosomak, Czesi w równoległym programie Pandury II zakupili oferowane przez austriackiego Steyra przejętego przez amerykański koncern General Dynamics Land Systems.

Próby współpracy w grupie czterech państw były jednak podejmowane. W pierwszej połowie pierwszej dekady stulecia chodziło o modernizację używanych we wszystkich krajach Grupy śmigłowców Mi-24. W dekadzie drugiej powstały dwa projekty: budowy wspólnego mobilnego trójwspółrzędnego radaru obrony powietrznej oraz równie wspólnego nowego gąsienicowego bojowego wozu piechoty. Cóż jednak z tego, skoro żaden z nich nie zakończył się powodzeniem. Wymagania i interesy okazywały się nie do pogodzenia. Mniej czy bardziej zakulisowe doniesienia mówiły, że potencjalni partnerzy próbowali forsować maksymalizację własnych udziałów w produkcji wobec deklarowanej wartości zamówień na poziomie, który czynił przedsięwzięcie nieopłacalnym dla strony polskiej, która tak czy inaczej zawsze wnosiłaby najwięcej w sensie wydatków. Takie samo podejście storpedowało zakup przez Słowację polskich Rosomaków – mimo ogłoszenia w roku 2015 podpisania umowy, południowi sąsiedzi ostatecznie zdecydowali się na fińską wersję AMV.

Można ciągnąć dalej nużącą (choć i tak niewyczerpującą) wyliczankę kolejnych zakupów nieskoordynowanych w żaden sposób w ramach Grupy z ostatnich lat mimo pojawienia się wspólnego frontu w ramach UE w rozmaitych drażliwych kwestiach: F-16V dla Słowacji, czołgi Leopard 2A7+, armatohaubice PzH 2000 oraz prawdopodobnie niedługo rakietowe systemy OPL NASAMS dla Węgier, wreszcie CAESARy dla Czech. Polska, mająca największe potrzeby zakupowe, przestała oglądać się na sąsiadów i składa samodzielne zamówienia za granicą (systemy OPL średniego zasięgu w ramach programu Wisła, kiedyś być może również zasięgu krótkiego w programie Narew, samoloty F-35, systemy artylerii rakietowej HIMARS), samodzielnie też opracowuje gąsienicowy bojowy wóz piechoty Borsuk. Realizowane w ramach grupy zakupy, takie jak przyjęcie przez Węgry i Słowację do uzbrojenia czeskiej broni strzeleckiej czy ostatnio zamówienie przez Polskę węgierskich radarów pola walki, są swoistymi kwiatkami do kożucha, albowiem ich wartość jest znikoma w porównaniu z programami strategicznymi, w odniesieniu do których współpraca nie istnieje.

Konsekwencje braku przemyślanej strategicznej współpracy regionalnej w połączeniu z błędami wewnętrznymi są dość smutne. Żaden z krajów Grupy nie ma już zdolności produkcji czołgów – Polska utraciła ją pod koniec pierwszej dekady wieku. Prawdopodobnie perspektywy słowackiego przemysłu artyleryjskiego nie są świetlane – mały kraj ma znikomą polityczną siłę przebicia, bez której niezwykle ciężko zdobyć rynki zbytu; skoro nie wystarcza ona na powiązanego historycznymi więziami sąsiada, to gdzie indziej będzie jeszcze gorzej. Pozycja pojedynczych krajów w negocjacjach z potężnymi koncernami zachodnimi i stojącymi za nimi rządami jest słaba, co przekłada się na zagadnienie lokalnej obsługi serwisowej, bardzo ważne, ponieważ koszt zakupu szacuje się w uśrednieniu na ledwie 35% całkowitych kosztów eksploatacji nowoczesnych systemów.

Zasadniczą przyczyną braku wspólnej polityki zbrojeniowej jest brak poważnego długookresowego myślenia strategicznego. Poszczególne państwa realizują swoje interesy wobec krajów Centrum – Polska wobec Stanów Zjednoczonych, Węgrzy za zakup czołgów i armatohaubic zapewne otrzymają pewien zasób przychylności Niemiec, podobnie jak Czesi od Francji, obok nadziei na stosowanie własnych podwozi w innych kontraktach eksportowych. Jednak we wszystkich tych relacjach kraje naszego regionu występują jako słabi, peryferyjni klienci, nie zaś realni partnerzy. Nie można zapomnieć i o interesach najprzyziemniejszych – z czeskim zakupem Pandurów wiązała się afera korupcyjna. Biorąc pod uwagę realia branży i akcent na ostatnie słowo sentencji „per fas et nefas”, wypada zakładać, że stanowiła wierzchołek góry lodowej.

Powyższy obraz przedstawia stan zamknięty na dekady. Poszczególne kraje Grupy Wyszehradzkiej przeprowadziły w kluczowych aspektach modernizację sił zbrojnych lub prowadzą stosowne procesy bez koordynacji regionalnej. Co prawda wspomniana modernizacja jest procesem ciągłym, jednak zakupy „strategiczne” takie jak dotyczące samolotów bojowych, systemów OPL czy czołgów są dokonywane na co najmniej 30 lat. Podsumowując taki właśnie czas funkcjonowania Grupy, trzeba stwierdzić, że okazała się ona tworem fasadowym, niezdolnym do wykorzystania szans stosunkowo łatwych do skonsumowania – dość dobrze widocznych, leżących w obszarze, w którym spore znaczenie miała wola polityczna.

W najbardziej optymistycznym scenariuszu efektem synergii mógłby być nawet wspólny ponadnarodowy koncern obronny zdolny do skutecznego zaspokajania wielu potrzeb udziałowców i konkurowania z producentami z Zachodu czy Wschodu. Tymczasem nawet stosunkowo najlepiej stojąca zbrojeniówka polska jest graczem dość słabym i ułomnym. A Grupa Wyszehradzka okazała się tworem przede wszystkim frazesowym, tkwiącym w letargu, budzącym się z rzadka w celu realizacji ad hoc pewnych interesów, niemal zawsze o charakterze negatywnym, w sensie zapobiegania czemuś, nie pozytywnym, polegającym na budowie i osiąganiu zysków. Trudno wiązać z nią jakieś istotne nadzieje na przyszłość. Tym mniej oczywiście z fantazjowaniem o Międzymorzu…

dr Jan Przybylski

Dział
Nasze opinie
komentarzy
Przeczytaj poprzednie