Pracownice i pracownicy ZUS wchodzą w spór zbiorowy z pracodawcą. Domagają się zatrudnienia nowych osób, bo są przeciążeni pracą. Jeśli ten krok nie przyniesie skutku, zastrajkują.
Jak informuje portal opzz.org.pl, pismo do prezeski Zakładu Ubezpieczeń Społecznych Gertrudy Uścińskiej związkowcy i związkowczynie ze Związku Zawodowego Pracowników ZUS wystosowali w piątek po południu. Jak piszą, „pracodawca nie podejmował żadnych działań w kierunku poprawy warunków pracy i płacy pracowników”. Dlatego – zgodnie z ustawą o rozwiązywaniu sporów zbiorowych – wystąpili do prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych z dwunastoma postulatami.
Sytuacja w ZUS-ie jest zła już od dłuższego czasu – mówi Beata Wójcik, przewodnicząca ZZ Pracowników ZUS. – Brak dialogu i zdecydowanych działań ze strony pracodawcy doprowadziły do tego, że wystąpiliśmy z konkretnymi żądaniami. Inne organizacje związkowe nas wspierają i prawdopodobnie podejmą własne inicjatywy.
Związkowcy i związkowczynie żądają m.in. podwyżek w wysokości tysiąc zł brutto od września tego roku, przestrzegania realizacji planów urlopowych, zatrudnienia nowych pracowników czy zobowiązania kierowników do przydzielania pracownikom zadań „wyłącznie proporcjonalnych do obowiązującego pracownika wymiaru czasu pracy”. Z tym ostatnim postulatem wiąże się żądanie natychmiastowego zaprzestania notorycznego przydzielania nadgodzin.
Spora jest także lista żądań dotycząca pandemii: pracownicy domagają się odpowiedniego przydziału maseczek, rękawiczek jednorazowych czy płynów dezynfekcyjnych oraz dodatkowej przerwy na wietrzenie pomieszczeń. W związku z falą upałów żądają także możliwości picia wody podczas pracy oraz zainstalowania klimatyzatorów lub wiatraków.
„W przypadku odmowy lub niezrealizowania żądań w terminie do 4 sierpnia 2021 r. uznamy, że pozostajemy w sporze zbiorowym i wszczęta zostanie procedura wynikająca z ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych”, piszą związkowcy i związkowczynie. „Z doświadczenia wiemy, że tylko taka forma nacisku na pracodawcę jest skuteczna i może doprowadzić do pełnej lub częściowej realizacji żądań”.
Pracownice i pracownicy grożą strajkiem ostrzegawczym. Sytuacja w ZUS-ie od lat nie wygląda kolorowo, m.in. nowo zatrudnieni otrzymują jedynie minimalne wynagrodzenie.
Do Sejmu został wniesiony projekt nowelizacji ustawy o ograniczeniu handlu w niedziele i święta, który ma wyeliminować nieprawidłowe stosowania wyłączeń od zakazu. Złożył go poseł PiS Janusz Śniadek.
Jak informują portale Polsat News i business.interia.pl, z projektu wynika, że uszczelnienie ma polegać na wyeliminowaniu możliwości handlu w niedziele przez placówki pocztowe. W uzasadnieniu do projektu wskazano, że przedsiębiorcy prowadzący placówki handlowe omijali zakaz handlu w niedziele powołując się na posiadanie statusu placówki pocztowej.
Projekt przewiduje, że w niehandlowe niedziele otwarte będą mogły być placówki pocztowe w rozumieniu art. 3 pkt 15 ustawy z dnia 23 listopada 2012 r. – Prawo pocztowe, w których działalność pocztowa będzie przeważająca. Jak zapisano, chodzi o przeważającą działalność wskazaną we wniosku o wpis do krajowego rejestru urzędowego podmiotów gospodarki narodowej, stanowiącą co najmniej 50 proc. miesięcznego przychodu ze sprzedaży, uzyskanego w miesiącu poprzedzającym miesiąc, w którym jest prowadzony handel lub są wykonywane czynności związane z handlem. Sklepy spożywcze i inne nie spełniają tego wymogu.
Placówki handlowe korzystające z wyłączenia od zakazu będą zobowiązane do prowadzenia ewidencji miesięcznego przychodu ze sprzedaży, z podziałem na przychód z działalności podlegającej wyłączeniu od zakazu i z pozostałej działalności. Ewidencja ma umożliwić inspektorom pracy kontrolę, czy dana placówka spełnia kryteria określone w ustawie. Z katalogu włączeń od zakazu usunięto też placówki handlowe, których przeważająca działalność polega na sprzedaży wyrobów tytoniowych.
Rozpoczęty w nocy z piątku na sobotę strajk pracowników spółki Groundforce, odpowiedzialnej za obsługę lotnisk w Portugalii, doprowadził do odwołania ponad 200 lotów oraz chaosu na lotnisku w Lizbonie.
Jak informuje pulshr.pl, organizatorzy strajku, który ma potrwać co najmniej 24 godziny, zapowiedzieli, że do sobotniego popołudnia trzeba odwołać 200 połączeń z lotnisk w Lizbonie, Porto, Faro oraz położonych w archipelagu Madery Funchal i Porto Santo. Największe utrudnienia dla pasażerów panują w stołecznym porcie lotniczym, gdzie koczują już dziesiątki osób czekających na swoje loty. Anulowano około 170 połączeń.
Strajkujący pracownicy domagają się wypłaty zaległych pensji, a także poprawy warunków pracy. Nie wykluczają wydłużenia protestu do niedzieli.
Strajk zbiega się w czasie z decyzją Komisji Europejskiej, która w piątek ogłosiła, że uruchomi dochodzenie w sprawie dofinansowania przez rząd Portugalii głównego krajowego przewoźnika pasażerskiego, linii TAP. Otrzymały one wsparcie od państwa w kwocie 3,2 mld euro z powodu strat poniesionych podczas kryzysu pandemicznego. Tymczasem linie Lufthansa otrzymały trzy razy więcej.
Po tym, jak okazało się, że rząd nie przewiduje automatycznej waloryzacji płac w państwowej sferze budżetowej, wśród urzędników zawrzało. Zwracają uwagę na postępujący ubytek kadr i straszą spadkiem jakości usług publicznych.
Jak informuje Portal Samorządowy, z obawą w przyszłość spogląda też ok. 12 tysięcy pracowników samorządów, którzy do tej pory pracowali przy obsłudze programu 500 Plus. Od 1 stycznia jego obsługą i wypłatą świadczeń ma zająć się ZUS.
Związki grożą strajkiem, a w wielu branżach już trwają spory zbiorowe z pracodawcami. Jesień może więc stać pod znakiem protestów setek tysięcy pracowników budżetówki. Wszystko przez kolejny rok zamrożonych pensji. – To niedopuszczalne i skandaliczne – tak o decyzji rządu mówi Marek Lewandowski, rzecznik „Solidarności”.
Rząd w założeniach ustawy budżetowej na 2022 r. przyjął, że pensje w budżetówce pozostaną na takim samym poziomie jak dziś. A to oznacza kolejny rok nawet bez waloryzacji wynagrodzeń. Związkowcy mówią, że to nie tylko brak podwyżki, ale wręcz obniżka wypłat dla setek tysięcy urzędników, przedstawicieli służb, nauczycieli, pielęgniarek, pracowników sądów i prokuratur czy inspektorów w sanepidach. W efekcie przedstawiciele pracowników zaczynają mówić o protestach jesienią. W poszczególnych branżach weszli już w spory zbiorowe z pracodawcami.