Przyspieszony kurs bycia faszystą

·

Przyspieszony kurs bycia faszystą

·

24 lutego wszyscy na Zachodzie obudziliśmy się w nowym świecie. Obejrzeliśmy (niektórzy z nas kolejny raz) bomby spadające na ukraińskie miasta i rosyjskie czołgi wjeżdżające na terytorium sąsiedniego, suwerennego państwa. Ci z nas, którzy pamiętali rok 2014, wiedzieli że to kolejne stadium trwającej od ośmiu lat rosyjskiej napaści na Ukrainę, ale dla pozostałych był to szok. Wydawać by się mogło, że role w tej wojnie są proste – jest agresor, czyli Moskwa i jej dyktator, Władimir Putin. Jest ofiara – demokratyczny naród Ukrainy, który dzielnie broni się od lat przeciwko najeźdźcy. Są wreszcie widzowie – czyli my wszyscy. Jak się okazuje, nic nie jest aż tak proste.

Wojna w Ukrainie otworzyła nowy rozdział w historii Unii Europejskiej i szeroko rozumianego Zachodu. W ciągu niespełna tygodnia jej trwania ogromna większość krajów zachodnich przeszła z pozycji business as usual do pozycji totalnych sankcji gospodarczych i politycznych wymierzonych w moskiewski reżim. Zachodnie koncerny jeden po drugim paliły gospodarcze mosty, biorąc udział w przedziwnym i chyba nigdy nie widzianym na taką skalę wyścigu pomiędzy sobą i z własnymi rządami o to, kto szybciej i mocniej dołoży Rosjanom. Tak stanowcza reakcja zaskoczyła chyba wszystkich – nawet skrajni optymiści nie mogli spodziewać się takiej skali działań Zachodu, utożsamianego bardziej z leniwym i podstarzałym kotem uwielbiającym się wylegiwać w słońcu niż z groźnym tygrysem, który umie użyć kłów i pazurów. Zaskoczony był przede wszystkim Kreml, który najwyraźniej uległ własnej propagandzie, zaskoczony był też Pekin, który widząc, co się dzieje, stonował oficjalne komunikaty i przyjął postawę wyczekującą, choć początkowo udzielił Moskwie niemal bezwarunkowego poparcia. Zaskoczona była rosyjska ulica, od poniedziałku borykająca się z permanentnym brakiem gotówki. Zaskoczeni byli rosyjscy oligarchowie, których majątek topnieje w oczach (co nota bene napełnia moje serce ogromną radością). Zaskoczona też była, ale z zupełnie innego powodu, wschodnioeuropejska lewica.

Otwierając social media w ciągu pierwszych dni trwania wojny, wschodnioeuropejski lewicowiec dowiadywał się fascynujących rzeczy. Po pierwsze, agresorem nie jest wcale Rosja, ale NATO, które „rozszerzyło się” ponad miarę, obejmując obszar Europy Wschodniej i zagrażając Rosji. „Musimy zrobić bardzo dużo, by powstrzymać jakąkolwiek eskalację NATO. Musimy zbudować międzynarodową solidarność, która zapewni, że ludzie w Ukrainie będą mogli żyć w pokoju, a nie pod butem jakiejkolwiek armii. I że NATO wycofa się z Europy, szczególnie z Europy Wschodniej” – te słowa wczorajszego idola i gwiazdy lewicowych mediów, Janisa Warufakisa, wprawiały w osłupienie. „Jeśli zaczniemy od lutego 2022 roku, głównym problemem będzie atak Rosji na Ukrainę. Jeśli jednak zaczniemy od 1997 roku, głównym problemem będzie fakt, że Waszyngton naciskał na ekspansję NATO” – dodawała Naomi Klein, cytując „doskonałą analizę” Phylis Bennis (obydwa cytaty w podaję w tłumaczeniu polskim za tekstem „Antyimperializm idiotów” Stanisława Krawczyka z pisma „Kontakt” z 27 lutego br.). W podobnym tonie zdołali się również wypowiedzieć publicyści na łamach m.in. lewicowego „Guardiana” czy magazynu „Jacobin”.

Wszystkie te wypowiedzi cechowało kilka wspólnych punktów, które wydawałoby się powinny być niezwykle odległe od lewicowej agendy:

• obwinianie ofiary – argument z niedrażnienia Rosji jest przecież typowym argumentem z serii „nic by się jej nie stało, gdyby nie sprowokowała go strojem/zachowaniem/tym że wyszła z domu”

• odmowa podmiotowości – niepodległy i demokratyczny naród ma prawo wybierać swoją przyszłość i organizacje międzynarodowe, których chce być członkiem, pod warunkiem że akurat nie leży w strefie wpływów Rosji, bo wtedy nie, patrz punkt pierwszy

• skrajny zachodocentryzm – brak znajomości lokalnych uwarunkowań i bezpośrednie przekładanie swoich wartości i uprzedzeń na kraje o odmiennej kulturze i historii

Wszystkie te punkty do tej pory wydawały się być domeną raczej prawicy i to tej konserwatywnej, a nie liberalnej. Wiele z nich wręcz odkurzało zimnowojenne narracje o geopolityce, strefach wpływu i politycznym realizmie. Wczorajsi szafarze moralnego oburzenia dzisiaj nagle zaczęli dostrzegać odcienie szarości i zaczęli wzywać do opamiętania i umiarkowania. Ich odbiorcy jednak nie byli dla nas tak łaskawi.

Gdy wschodnioeuropejska lewica zaczęła protestować, a Adrian Zandberg napisał słynnego tweeta, którym zawstydził Naomi Klein, zachodni lewicowy komentariat odpowiedział działami. Spojrzenie w komentarze pod dowolnym wątkiem dotyczącym Ukrainy i jej walki przeciwko moskiewskiemu imperializmowi przynosiło zawsze te same wnioski. Ukrainą rządzą naziści, a wszyscy, którzy ich wspierają, również są nazistami. Wojna jest zawiniona przez NATO, które uraziło Rosję i zagroziło jej bezpieczeństwu. Bezpieczeństwo mieszkańców Ukrainy jest nieistotne, bo Afganistan/Syria/Jemen/wpisz dowolny inny nieeuropejski kraj. Polacy i reszta wschodnich Europejczyków to rasiści, ponieważ przyjmują uchodźców z Ukrainy, ale nie chcieli przyjąć tych z Syrii, Jemenu, Afganistanu, Afryki (nieważne, że Afryka to nie jest jeden kraj – nagle zachodnia lewica zaczęła postrzegać cały kontynent tak, jak zazwyczaj według niej postrzega go prawica). Naziści rządzą również w Europie i wysyłają ukraińskim nazistom broń, aby ich rękami pognębić Rosję, która z bliżej nieznanego powodu nazistowska akurat nie jest. Całej tej awanturze z kolei przewodzi nazistowski prezydent Ukrainy, który co prawda jest Żydem, ale jak była łaskawa napisać jedna z użytkowniczek twittera „jest tylko wynajętym aktorem i gra swoją rolę”. Bo, jak wiadomo, Żydzi są niemoralnymi chciwcami, którzy zrobią wszystko dla pieniędzy. Gdzieś już słyszeliśmy tę antysemicką piosenkę, prawda?

Po pierwsze, taką melodię cały czas grają putinowskie media. Napaść na Ukrainę jest według nich „operacją wojskową”, a jej celem jest „denazyfikacja Ukrainy”. Kreml usiłuje nas wszystkich przekonać, że w Kijowie siedzi faszystowsko-nazistowski reżim, a sam Zeleński jest w prostej linii spadkobiercą Bandery i Hitlera, marzącym tylko o tym, aby zetrzeć w proch demokratyczne i wolne narody. To wszystko zaś przekazywane jest w akompaniamencie bomb spadających na Babi Jar, miejsce kaźni dziesiątek tysięcy ukraińskich Żydów – bomb, które wystrzeliwane są przez moskiewskich żołnierzy, a nie ukraińskich „nazistów”.

Po drugie, słowo „nazista” używane zamiennie ze słowem „faszysta”, stało się w ostatnim czasie, szczególnie na młodej lewicy, wygodnym wytrychem. Każdy, kto nie zgadza się z nami i nie jest wystarczająco taki jak my – jest nazistą/faszystą. Każdy, kto nie zachowuje ideologicznej czystości – jest nazistą/faszystą. Uważasz, że wojsko jest potrzebne, a granice to nie są tylko kreski na mapie? Jesteś faszystą! Uważasz, że państwo ma prawo bronić swoich granic przed obcą napaścią? Jesteś faszystą! Uważasz że państwo ma prawo uczestniczyć w sojuszu obronnym? Jesteś faszystą! Nie przeliczasz każdego czołgu czy helikoptera na miejsca i pluszowe misie w żłobkach i szpitalach? Jesteś faszystą! Wpłacasz na ukraińską armię, a nie na zbiórkę na rzecz uchodźców z Syrii (mimo że wpłacasz i tu, i tu)? Jesteś faszystą!

I tak dalej, i tak dalej. Faszyzm unosi się nad lewicą jak ogromna gradowa chmura, a faszyści i naziści są wśród nas, wychylając swoje paskudne łby. Wschodnioeuropejska lewica została wzięta w dwa ognie – od przodu atakują ją za faszystowskie odchylenie wczorajsi zachodni towarzysze, od tyłu zaś atakuje ją za niewystarczającą czystość ideologiczną jej własny narybek z lewicowych grupek i forów. Samo poparcie decyzji o byciu w NATO i prawa do samostanowienia wschodnioeuropejskich narodów wystarcza, aby zapłonął stos.

Politycy i polityczki partii lewicowych są zdziwieni, choć nie powinni być. Ten stos rozpalano już bardzo wiele razy, ale dopóki płonęli na nim inni, nie budziło to ich wielkiego oporu. Łatwo było wzruszyć ramionami i nie zauważać, w końcu wtedy płonął mityczny „alt-left” albo „stara lewica” – teraz jednak zapłonęli oni sami. W Polsce partia Razem musiała wystąpić z lewicowych międzynarodówek (Progressive International i DiEM25), za co została solidnie zgrillowana zarówno na Zachodzie, jak i przez własny komentariat. Mógłbym oddać się tutaj schadenfreude, ale byłoby to bezcelowe. Odbieram ten ruch jako odważny i potrzebny, idący w poprzek bieżących politycznych interesów partii, ale za to ideologicznie i moralnie słuszny. Mam nadzieję, że tą drogą pójdą również inne wschodnioeuropejskie lewicowe ugrupowania i będzie to solidny fundament do budowania własnej podmiotowości, dalekiej od niewolniczego powielania zachodnioeuropejskich, a przede wszystkim anglosaskich kalek, zazwyczaj mocno nieprzystających do wschodnioeuropejskich realiów.

Spierajmy się, kłóćmy, rozmawiajmy – ale róbmy to samodzielnie i na własnych warunkach. W końcu na tym polega faszyzm: że mamy wielość poglądów, wielość głosów i nie wszyscy myślimy tak samo. I że traktujemy innych jako równych sobie, jak każdy porządny nazista powinien.

Jarosław Ogrodowski

Dział
Nasze opinie
komentarzy
Przeczytaj poprzednie