Jak nie marnować żywności?

Jak nie marnować żywności?

Pojawiają się kolejne pomysły rozwiązania tego problemu, a jednym z nich jest usuwanie dat przydatności do spożycia z produktów spożywczych. Z Wielkiej Brytanii napływają optymistyczne informacje o tego typu programach, a grono sklepów, które decydują się na takie rozwiązanie, systematycznie rośnie.

Jak informuje portal geekweek.interia.pl, firma Marks & Spencer dołącza do grona producentów i sprzedawców żywności, którzy zaczynają usuwać daty przydatności do spożycia – jeszcze w tym tygodniu ponad 300 owoców i warzyw w ofercie firmy trafi do sklepów bez charakterystycznych oznaczeń.

Z informacji podawanych przez lokalne instytucje, jak nasza Najwyższa Izba Kontroli, dowiadujemy się zaś, że w naszym kraju marnowanych jest rocznie niemal 5 mln ton żywności, z czego ponad połowa (60 proc.) jest marnowana w naszych domach.

W jaki sposób klienci mają więc ocenić, czy żywność nadaje się do spożycia, jeśli na opakowaniach nie byłoby dat? W najbardziej naturalny ze sposobów, a mianowicie polegając na swoim wzroku i węchu – mówiąc krótko, mamy obejrzeć i powąchać jedzenie, żeby ocenić, czy jest zepsute.

Jak przekonują eksperci, żywność pozostaje nie tylko zdatna, ale i bezpieczna do spożycia – w zależności od rodzaju – wiele dni, tygodni, miesięcy, a nawet lat po terminie podanym na opakowaniu. Tymczasem za sprawą dat przydatności konsumenci mają dylemat, czy na pewno mogą ją jeść po terminie i często, zamiast spróbować, dla bezpieczeństwa wyrzucają jedzenie do śmieci.

Choć marnowanie żywności to poważny globalny problem, to szybko mogą pojawić się argumenty, że usuwanie dat przydatności może doprowadzić do poważnych zatruć pokarmowych, np. kiedy ktoś źle oceni na oko i nos przydatność żywności.

 

Dział
Aktualności
Wcześniej informowaliśmy o…

Dramatycznie brakuje u nas kierowców

Dramatycznie brakuje u nas kierowców

Północna Izba Gospodarcza bije na alarm, podkreślając, że w Polsce brakuje nawet 150 tysięcy kierowców zawodowych. Izba obawia się, że niedługo nie będzie miał kto wozić węgla i produktów spożywczych do sklepów, nie mówiąc już o autobusach i komunikacji miejskiej.

Jak informuje Portal Samorządowy, przyczyną jest podkupywanie kierowców z sektora publicznego przez prywatnych przewoźników. Brakuje kierowców na trasach krajowych, międzynarodowych, w komunikacji miejskiej. Niewesoło jest w transporcie towarowym i autokarowym. Mocno odczuwalny jest odpływ kierowców z Ukrainy.

Prezes Stowarzyszenia Ekonomiki Transportu Paweł Rydzyński skomentował, że zapotrzebowanie na kierowców zawodowych w Polsce szacuje się nawet na ponad 100 tys. osób. Najbardziej brakuje kierowców w spedycji międzynarodowej, ale widać również poważne braki w strukturach samorządowych i spółkach zajmujących się np. komunikacją miejską. Większość to wprawdzie zapotrzebowanie na kierowców ciężarówek, ale przedsiębiorstwa transportu publicznego też borykają się z niedoborem kadr.

Widzimy wyraźny odwrót od jazdy na długich trasach. Wielu kierowców zraziło się do takiej pracy w czasie pandemii. Część z nich porzuca publiczny transport zbiorowy na rzecz komercyjnego, co wynika w dużej mierze z kwestii zarobkowych.

W ubiegłym roku właśnie niewystarczający poziom wynagrodzeń był przyczyną protestu m.in. w gdyńskiej komunikacji miejskiej. Ostatnie miesiące to nasilenie bardziej radykalnych działań protestacyjnych ze strony kierowców w różnych miastach. W Bydgoszczy niedawno zakończył się dwutygodniowy strajk.

Eksperci Północnej Izby Gospodarczej wskazują, że przepaść powiększa się właściwie z tygodnia na tydzień. Twierdzą, że nie przybywa nowych kierowców, a ci, którzy pracują, coraz częściej rezygnują z długich tras międzynarodowych na rzecz krajowych.

Będzie zakaz tworzenia nowych domów dziecka

Będzie zakaz tworzenia nowych domów dziecka

Projekt nowelizacji ustawy o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej zakłada m.in. zakaz tworzenia nowych domów dziecka – powiedziała wiceministerka rodziny i polityki społecznej Barbara Socha.

Jak informuje Portal Samorządowy, propozycja nowych przepisów to wynik dwuletnich prac i środowiskowych konsultacji. Projekt nowelizacji zakłada wprowadzenie zasadniczego zakazu tworzenia nowych placówek opiekuńczo-wychowawczych typu socjalizacyjnego, interwencyjnego oraz specjalistyczno-terapeutycznego, a także regionalnych placówek opiekuńczo-terapeutycznych i interwencyjnych ośrodków preadopcyjnych.

Nowelizacja ustawy ma na celu m.in. przyspieszenie procesu deinstytucjonalizacji, czyli odejścia od umieszczania dzieci w domach dziecka na rzecz pieczy zastępczej. Chcemy go przyspieszyć, dlatego proponujemy większe bariery w tworzeniu nowych domów dziecka, wprowadzamy zakaz tworzenia nowych – podkreśliła Socha.

Socha zaznaczyła, że nie spodziewa się „zawirowań parlamentarnych”, gdyż w jej opinii projekt ten jest pozytywnie oceniany przez wszystkie siły polityczne w parlamencie oraz stronę społeczną. Nowelizacja ma stworzyć dzieciom warunki zbliżone do tych w rodzinach naturalnych – dodała.

W projekcie nowelizacji ustawy zaproponowano także wprowadzenie systemu teleinformatycznego obejmującego wykaz dzieci umieszczonych w pieczy zastępczej oraz osób, które osiągnęły pełnoletność, przebywając w pieczy zastępczej. Rejestr ten będzie zawierał również m.in. wykaz osób posiadających negatywną oraz pozytywną wstępną kwalifikację do pełnienia funkcji rodziny zastępczej lub prowadzenia rodzinnego domu dziecka, wykaz kandydatów zakwalifikowanych do pełnienia funkcji rodziny zastępczej lub prowadzenia rodzinnego domu dziecka, wykaz rodzin zastępczych, wykaz rodzinnych domów dziecka. To będzie narzędzie dla sądów rodzinnych, które pozwoli się łatwo zorientować, jakie są miejsca w pobliżu danego powiatu, jeśli w danym powiecie nie będzie miejsc w pieczy zastępczej.

W nowelizacji ustawy zawarto także zgłaszaną w trakcie konsultacji społecznych kwestię możliwości powrotu do dotychczasowej rodziny zastępczej, rodzinnego domu dziecka, placówki opiekuńczo wychowawczej albo regionalnej placówki opiekuńczo-terapeutycznej przez osobę, która opuściła już te formy pieczy i rozpoczęła proces usamodzielniania, jednak z różnych powodów chciałaby tam wrócić.

Czy jesteśmy gotowi na koniec świata?

Czy jesteśmy gotowi na koniec świata?

Tylko co trzeci Polak ma zgromadzone w domu zapasy żywności i wody pitnej na kryzysową sytuację, jeszcze mniej ma w domu np. agregat prądotwórczy lub inne, alternatywne źródło energii na wypadek blackoutu.

Jak wynika z badania przeprowadzonego dla Warsaw Enterprise Institute i Defence24.pl, a cytowanego przez portal pulshr.pl, Wybuch pandemii w 2020 roku, a teraz wojny za wschodnią granicą spowodowały jednak, że coraz więcej osób przygotowuje sobie plan awaryjny.

Z marcowego badania Maison & Partners dla Warsaw Enterprise Institute i Defence24.pl wynika, że Polacy są kiepsko przygotowani do sytuacji kryzysowych. Choć ponad połowa trzyma w domu baterie, powerbanki, przynajmniej 1 tys. zł w gotówce, apteczkę zawierającą podstawowe leki i środki opatrunkowe oraz świece i zapałki, to tylko co trzeci zgromadził zapasy żywności i wody pitnej. Zaledwie co 10. ma agregat prądotwórczy lub inne, alternatywne źródło energii. Jeszcze mniej, bo tylko 3 proc. Polaków, ma przygotowany tzw. plecak przeżycia na wypadek nagłej sytuacji kryzysowej.

To samo badanie pokazuje również, że Polacy nie wiedzą, jak się w takiej sytuacji zachować. Zaledwie 30 proc. ma przemyślane sposoby łączności z bliskimi, a tylko 14 proc. – wiedzę na temat lokalizacji najbliższych punktów zbiórki i schronów. Połowa dorosłych obywateli deklaruje też, że nie wie, jak zachować się w wypadku wojny lub ataku terrorystycznego.

Wśród podstawowych zasad bezpieczeństwa, o których warto pamiętać, jest m.in. to, żeby zawsze mieć do połowy zatankowany bak w samochodzie i pewną ilość gotówki, gdyby np. z powodu długotrwałego braku prądu przestały działać bankomaty i stacje benzynowe. Absolutną podstawą przygotowania do zagrożeń i sytuacji kryzysowych jest jednak odpowiednie zabezpieczenie i wyposażenie własnego domu.

Dom to jest w ogóle fundament naszego bezpieczeństwa, więc dobrze jest go przygotować. Trzeba mieć na minimum 14 dni zapasy wody, żywności, leków, chemii gospodarczej, kosmetyków, karmy dla zwierząt, jeśli je mamy – wymienia ekspertka Agnieszka Kordalewska. – Jest pewien problem z wodą, która jest ciężka i zajmuje dużo miejsca. Każdy z nas codziennie zużywa średnio ok. 5 litrów wody, więc jeśli mamy czteroosobową rodzinę, to przez 10 dni zużycie wynosi ok. 200 litrów. Prawdopodobnie nie będziemy w stanie zgromadzić aż takich zapasów. W domu poza miastem jeszcze tak, ale w mieszkaniu w mieście to jest spory problem. To zaś oznacza, że musimy znaleźć źródło wody, wszystko jedno, fontannę, staw, cokolwiek, i sposób na to, żeby tę wodę awaryjnie uzdatnić. Przykładowo w sytuacji zagrożenia przyniesiemy sobie wodę ze stawu i uzdatnimy ją filtrem do wody albo tabletkami do uzdatniania wody.