dr Dagmara Woźniakowska-Fajst: Lepiej ograniczać niż pozbawiać
„Pół biedy”, gdy człowiek jest bezrobotny, ale jeśli pracuje i na miesiąc trafia do więzienia – to wystarczy, by został zwolniony.
Trwają prace nad uchwaleniem nowej ustawy o genetycznie modyfikowanych organizmach (GMO). O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy specjalistę w dziedzinie polityki rolnej, Marka Krydę, uczestnika licznych prac legislacyjnych w polskim Sejmie oraz w Parlamencie Europejskim.
* * *
Spotkałem się z opinią, że egzekwowanie zapisów obowiązującej ustawy o GMO wystarczyłoby dla zabezpieczenia interesów polskich obywateli.
Marek Kryda: Nowa ustawa jest konieczna, ponieważ konieczne jest wprowadzenie wyraźnych przepisów, które chronić będą nasz kraj przed mającym obecnie miejsce, niekontrolowanym wprowadzaniem GMO do środowiska i tzw. skażeniem genetycznym tradycyjnych upraw. Obecnie obowiązująca ustawa o GMO z 2001 r. ma podstawowy mankament – nie określa, kto i w jaki sposób ma kontrolować uprawy genetycznie modyfikowanych odmian roślin. Gdy październiku ub.r. Greenpeace złożył do prokuratury doniesienie w sprawie nielegalnych upraw kukurydzy MON 810 w Opolskiem, prawę umorzono, właśnie z powodu braku odpowiednich regulacji prawnych. Równie potrzebne są ściślejsze uregulowania dotyczące badań naukowych dotyczących GMO, z powodu braku środków bezpieczeństwa podczas ich przeprowadzania.
Nowa ustawa powinna realizować ramowe stanowisko Polski, w którym rząd zadeklarował, że nasz kraj będzie wolny od GMO. Mimo, że Komisja Europejska nie chce dopuścić do zmian ustawowych w Polsce, które by zakazywały upraw GMO, kraje takie jak choćby Niemcy wprowadziły w postaci nie ustaw, a rozporządzeń, moratoria na takie uprawy – i Komisja je zaakceptowała. Takie rozwiązanie mógłby przyjąć także nasz kraj. Ciekawym wybieg wobec Komisji Europejskiej zastosowali Austriacy – zezwolili na uprawę roślin transgenicznych, jednak na warunkach w praktyce niemożliwych do spełnienia. Wadą polskiego projektu, nad którym obecnie toczy się dyskusja, jest dopuszczenie koegzystencji, czyli współistnienia upraw modyfikowanych i ekologicznych. Tymczasem w praktyce nie istnieją skuteczne strefy buforowe, zapobiegające skażeniu genetycznemu.
Dlaczego zakazy udało się wprowadzić w kilku krajach UE, natomiast w Polsce ze strony rządowej ciągle słyszymy, że jest to niemożliwe?
M. K.: To pytanie powinno się postawić naszym ministrom, środowiska i rolnictwa, czy premierowi, który zapowiadał, że nowa ustawa uniemożliwi wprowadzanie upraw GMO na obszar Polski. Mogę tylko domniemywać, że to efekt nacisków lobby biotechnologicznego, koncernów agrochemicznych, czy wielkoobszarowych „rolników”. Są one na tyle silne, że nasze władze zapominają o interesie społecznym i o przyszłych pokoleniach. Rok temu Najwyższa Izba Kontroli opublikowała raport, który w kontekście GMO nie zostawił na naszych władzach suchej nitki. Wskazał z jednej strony deklarację o dążeniu do Polski wolnej od GMO, a z drugiej – że de facto dopuszcza się ich uprawy, nie kontrolując tego w żaden sposób. Takie postępowanie jest sprzeczne z prawem unijnym, takich upraw bez rejestracji, zawiadamiania sąsiadów, zachowania stref bezpieczeństwa i znakowania powstałych produktów prowadzić nie wolno.
Wspominał Pan o działaniach grup interesu. Po przeciwnej stronie znajdują się konsumenci, odrzucający GMO, wspierani przez część środowiska naukowego (choćby listem otwartym z 18 lutego br.). Czy mają oni jakiekolwiek szanse w starciu z lobbystami?
M. K.: Lobbyści już przygotowali kontrakcję. W marcu w sejmowej Sali Kolumnowej, pod patronatem marszałka Komorowskiego, odbędzie się duża konferencja promująca GMO. Nie zaproszono na nią żadnych osób sceptycznych wobec tej technologii, ani żadnej osoby zajmującej się ochroną środowiska. Będą na niej wyłącznie zwolennicy stosowania inżynierii genetycznej w rolnictwie.
Cała rozgrywka o kształt przyszłej ustawy rozegra się w podkomisjach – rolnictwa i środowiska. Ten, kto nie będzie uczestniczył w tych pracach, nie będzie miał wpływu na ostateczny kształt przepisów.
Jak Pan ocenia szanse na prawne powstrzymanie rozprzestrzeniania się upraw GMO w Polsce?
M. K.: Skoro należące do tej samej Unii Europejskiej Węgry tego dokonały, to i Polska może. Dwa lata temu, wraz z Centrum Informacji o Środowisku, współorganizowałem konferencję na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Zaproszono przedstawicieli różnych krajów, z Węgier przyjechała doradczyni rządu i dokładnie, punkt po punkcie przedstawiła argumenty użyte przez Madziarów podczas wprowadzania moratorium na uprawy modyfikowanej genetycznie kukurydzy. Można by użyć tej samej argumentacji, ale z jakiegoś powodu nasze władze nie chcą tego uczynić.
„Pół biedy”, gdy człowiek jest bezrobotny, ale jeśli pracuje i na miesiąc trafia do więzienia – to wystarczy, by został zwolniony.
W gremiach politycznych Europy bieda traktowana jest jako pogwałcenie prawa człowieka i praw dziecka. U nas ten aspekt sprawy jest całkowicie pomijany.