Jakub Płażyński: Powrót do Ojczyzny
Powinien powstać system wsparcia repatriantów, m.in. przez pracę.
Polskie miasta powszechnie przymierzają się do budowy spalarni odpadów. O to, czy jest to dobre rozwiązanie, zapytaliśmy Jerzego Ziaję, prezesa Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Recyklingu.
* * *
W największych miastach Polski spalarnie były praktycznie jedyną technologią wziętą pod uwagę w ramach planów gospodarowania odpadami komunalnymi. Czy wybór tej właśnie technologii jest korzystny?
Jerzy Ziaja: Niestety nie. Spalarnie są ideą sprzed pięćdziesięciu lat. Powstające wówczas instalacje termicznego przekształcania odpadów komunalnych miały na celu wytwarzanie energii elektrycznej. Stosunkowo szybko okazało się jednak, że ten rodzaj odpadów nie posiada odpowiedniej kaloryczności, niezbędnej do efektywnej realizacji tego założenia. W konsekwencji dopalano je za pomocą gazu lub ciężkiego oleju (mazutu); otrzymywana w ten sposób energia była zamieniana na elektryczną i cieplną. W tamtym okresie nie mówiło się jeszcze głośno o ekologii i powstające w tym procesie spaliny nie stanowiły przeszkody. W Europie Zachodniej wiele osób spalało odpady w domach, podobnie jak dziś w Polsce. Dopiero po stwierdzeniu, że spaliny zawierają szkodliwe substancje, zaczęto się zastanawiać nad tym, jak je oczyścić. Aktualnie są one oczyszczane, czyli w znacznej mierze pozbawiane związków silnie trujących.
Tym niemniej, zgodnie z obecnie obowiązującą hierarchią postępowania z odpadami, technologia termicznego przekształcania odpadów komunalnych jest przedostatnia na liście, przed najbardziej uciążliwym ekologicznie składowaniem. Wynika to z faktu, że powietrza nie da się w pełni przefiltrować, a ponadto w trakcie spalania powstają odpady niebezpieczne – żwiry, żużle i pyły. Z danych Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Recyklingu wynika, że stanowią one ok. 30% masy odpadów poddanych procesowi spalania. Osobiście uważam, że powinniśmy zabronić spalania zmieszanych odpadów komunalnych. Z jednej strony kraje wysoko uprzemysłowione, których mieszkańcy wytwarzają w granicach 500 kg odpadów komunalnych w przeliczeniu na osobę rocznie, nie poradziłyby sobie bez ich spalania, z drugiej – mamy do czynienia z olbrzymim naciskiem lobby spalarniowego. Spalarnie to bardzo lukratywny biznes, dlatego nikt nie dopuści do tego, by go zlikwidować. Dla przykładu, dzisiejsze gminne wysypiska walczą o to, by mogły dalej składować odpady, ponieważ oznacza to dodatkowe wpływy do samorządowego budżetu. Podobnie jest w przypadku spalarni, które walczą o to, by mogły spalać odpady komunalne.
Instalacje termicznego przekształcania odpadów mają swoje wady, ale może chociaż umożliwią rozwiązanie problemu ich nadmiaru?
J. Z.: Nie. Przede wszystkim trzeba kłaść nacisk na niwelowanie przyczyn zjawiska, czyli zapobiegać wytwarzaniu odpadów. W wielu krajach Unii Europejskiej, by poradzić sobie ze skalą problemu, obciążono jego kosztami producentów wyrobów w opakowaniach, co jest zgodne z zasadą „zanieczyszczający płaci”. Wdrożenie tej zasady spowodowało, że selektywną zbiórkę i sortowanie zaczęli finansować producenci (faktycznie – konsument), a jeśli dany odpad posiadał tzw. wartość ujemną, jak np. niektóre opakowania po artykułach spożywczych lub opakowania wielomateriałowe – producent pokrywał również koszty recyklingu. To były lata 90. Dziś można ocenić efekty zastosowania tych rozwiązań. Z danych Europejskiego Urzędu Statystycznego wynika, że w krajach, gdzie faktycznie przeniesiono koszty zbiórki i unieszkodliwiania odpadów powstających po produktach na przedsiębiorcę, występuje wysoki poziom recyklingu, następnie termicznego unieszkodliwiania z odzyskiem energii i bardzo minimalny – składowania.
Śmieci w procesie spalania powinny być źródłem energii. Czy w przypadku polskich spalarni będzie to możliwe?
J. Z.: Nie wszystko da się spalić, a energię zawartą w odpadach szkoda zużywać do tego, żeby zamienić jeden odpad w inny, np. poprzez roztopienie metali bądź stłuczki szklanej. Istnieją zapisy w Krajowym Planie Gospodarki Odpadami, które mówią, że aby ograniczyć ilość składowanych biodegradowalnych odpadów należy wybudować spalarnie. Tyle że jeżeli wybudujemy dziesięć spalarni, to będziemy mogli zagospodarować maksymalnie ok. 2 mln ton odpadów komunalnych rocznie, a wytwarzamy ich pięciokrotnie więcej. Przy założeniu, że w tej ilości 50% stanowi frakcja „bio”, jesteśmy w stanie efektywnie spalić 1 mln ton odpadów, czyli osiągnąć cel ograniczenia składowania frakcji „bio” na rok 2010.
Dotacje Unii Europejskiej otrzymują tylko projekty spalarni, które budowane są z zastosowaniem kogeneracji, tj. takie, gdzie energia powstająca przy spalaniu odpadów służy produkcji energii elektrycznej i cieplnej. Jeżeli kogeneracji nie ma, instalacja może być finansowana wyłącznie ze środków własnych (prywatne lub gminne). Nasuwa się pytanie, czy Polskę stać na taką rozrzutność. Budowa zakładów unieszkodliwiania odpadów będzie kosztowała blisko 2 mld euro, wybudowane instalacje unieszkodliwią około 2 mln ton odpadów komunalnych rocznie. Za taką kwotę można wybudować w innej technologii 50 zakładów odzysku, które pozwolą przetworzyć 7,5 mln ton zmieszanych odpadów komunalnych, z których powstanie około 4 mln ton wysokoenergetycznego paliwa.
Spalanie odpadów nie jest korzystniejsze ekonomicznie niż ich sortowanie i ponowne użycie?
J. Z.: W latach 80. na zlecenie ONZ powstał raport o rozwoju społecznym, w którym określona została zasada zrównoważonego rozwoju społeczeństwa. W myśl tej zasady powstała hierarchia postępowania z odpadami, która stawia na najwyższym poziomie ponowne użycie, następnie odzysk i recykling. W celu finansowania wspomnianej hierarchii dopracowano zasadę „zanieczyszczający płaci” i zobowiązano przemysł do współfinansowania „droższych” metod zagospodarowania odpadów. Przy czym jeżeli weźmiemy pod uwagę całe tzw. cykle życia produktów, to okaże się, że spalanie jest droższym sposobem pozbycia się odpadu od ponownego użycia czy recyklingu.
„Droższe” metody gospodarki odpadami, czyli odzysk i recykling, UE rozwiązała Dyrektywą 94/62/WE w sprawie opakowań i odpadów opakowaniowych, opartą o wspomnianą już kilkakrotnie zasadę „zanieczyszczający płaci”. Producent wyrobów w opakowaniu jest zgodnie z jej zapisami odpowiedzialny za zebranie odpadu opakowaniowego. Każdy tzw. właściciel odpadów w pierwszej kolejności ma je przekazać do recyklingu, dopiero brak takiej możliwości umożliwia ich spalenie. Niestety, w Polsce wciąż brak jest nacisku na ograniczanie wytwarzania odpadów, a w dalszej kolejności na ich zagospodarowanie poprzez wtórne wykorzystanie bądź recykling. Prawnie wszystko jest uregulowane, ale brakuje jasnych bodźców ekonomicznych, podobnych do tych, które stosowane są z widocznym efektem w innych krajach Unii. Przykładowo, w Niemczech obligatoryjnie każde opakowanie od napoju objęte jest kaucją w wysokości 25 eurocentów, czyli około złotówki. Jestem pewny, że gdyby u nas wprowadzić kaucję na opakowania od wody mineralnej w wysokości 1 zł, to żadna by nie została spalona w domowym piecu, albo wyrzucona do lasu czy podrzucona do osiedlowej altany na śmieci.
Jeżeli w Polsce nie nastąpią zmiany w ustawie o odpadach, które spowodują współfinansowanie recyklingu przez producentów, to sortownie odpadów komunalnych zaprzestaną swojej działalności ze względów ekonomicznych. Dziś przytłaczająca większość butelek na rynku jest jednorazowego użytku. Można powiedzieć, że ze względu na rzekomo „niską szkodliwość społeczną” w naszym kraju nie ma żadnego przepisu, który by obligował jednostki handlowe do wprowadzenia kaucji i przyjmowania opakowań. W UE funkcjonują przepisy mówiące, że wszystkie opakowania wprowadzone na rynek po wykorzystaniu ich zawartości stają się odpadem, który producent ma obowiązek na swój koszt zebrać i przekazać do recyklingu. W krajach „starej” Unii mieszkańcy sortują odpady w domach, do spalarni trafiają odpady po sortowaniu. Za wywóz posortowanych odpadów mieszkaniec nie płaci, ale za pozostałe, zmieszane odpady – tak. Nasza ustawa o odpadach, implementująca Dyrektywę 98/2008, zawiera zapis wskazujący, że 50% odpadów opakowaniowych z gospodarstw domowych powinniśmy poddawać recyklingowi. Nie spowoduje to drastycznego wzrostu cen: przykładowo, po doliczeniu kosztów zbiórki lub unieszkodliwienia, butelka u producenta może zdrożeć o 5 groszy (przy czym nie oznacza to, że wyrób w butelce musi zdrożeć dla konsumenta o taką kwotę; pomiędzy producentem a konsumentem są pośrednicy, a ostateczną cenę ustala podaż).
Z powyższych powodów praktyczne byłoby wprowadzenie obligatoryjnego wymogu organizacji zbiórki przez producenta. Niestety, w naszym kraju politycy z uwagi na głosy wyborców uważają, że zagospodarowywanie śmieci powinny być „za darmo”; jest to olbrzymi błąd, bo w życiu nie ma nic za darmo. Ze względów politycznych wielu prezydentów, wójtów i burmistrzów nie podnosi stawki opłat za odbiór odpadów bądź za ich składowanie, gdyż boją się utraty poparcia mieszkańców.
Jak kształtują się koszty budowy i funkcjonowania instalacji termicznego przekształcania odpadów?
J. Z.: Był czas, kiedy w Polsce masowo budowano nowe składowiska. Dziś, gdyby były własnością prywatną, zostałyby zamknięte ze względu na brak rentowności, ale jest to własność gmin, które utrzymują je z pieniędzy podatników. I tu trzeba raz jeszcze wyraźnie powiedzieć, że planowana technologia termicznego przekształcania odpadów komunalnych jest najdroższym sposobem postępowania ze śmieciami. Obecnie jej koszt mieści się w granicach 100-150 euro za tonę, czyli pomiędzy 400 a 600 zł. To są koszty wstępne, przy czym niektóre zakłady wyliczyły je na sumę 250 zł, jak choćby w Warszawie. Zaowocowało to odrzuceniem wniosku o dofinansowanie rozbudowy przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, z powodu zaniżonych kosztów: eksperci uznali, że przy kwocie przyjęcia 250 zł/tonę odpadów, sprzedaży energii elektrycznej i cieplnej oraz tzw. zielonego certyfikatu, jest to inwestycja czysto komercyjna. W przypadku Łodzi koszt ma wynieść 350 zł za tonę, istnieje więc podobne ryzyko odrzucenia wniosku.
Obecnie nigdzie w Polsce nie buduje się spalarni; planowanych jest pięć tego rodzaju inwestycji, wszystkie zostały oprotestowane. Jesienią odbędą się wybory samorządowe, po których nastąpią przetasowania kadrowe. Wiele osób liczy na nowe, lukratywne posady. Przy inwestycji o wartości rzędu pół miliarda złotych zarząd będzie miał odpowiednie apanaże, a do tego dochodzą jeszcze nieobsadzone miejsca w radach nadzorczych. Dodatkowo, tajemnicą poliszynela jest fakt, że w całym kraju tylko dwie firmy sporządzają raporty oddziaływania na środowisko dotyczące spalarni. Są to Socotec z Warszawy i Południe II z Krakowa.
Jakie technologie utylizowania odpadów byłyby najkorzystniejsze dla Polski?
J. Z.: Dyrektywy UE nakazują ograniczać ilość składowanych odpadów biodegradowalnych. Od ok. 15 lat niemieccy, włoscy czy francuscy inżynierowie zastanawiają się, jak z tej kategorii odpadów uzyskać większą ilość energii niż podczas spalania. W tych krajach, a także w Grecji czy na Cyprze buduje się instalacje do mechaniczno-biologicznego przetwarzania odpadów z produkcją paliwa alternatywnego. U nas o takim rozwiązaniu myśli się jedynie w Olsztynie. Tam przez 6 lat trwał spór o spalarnię, w końcu prezydent miasta podjął decyzję, że m.in. z uwagi na prawdopodobny brak odpowiedniej ilości materiału do palenia ryzyko towarzyszące inwestycji za blisko 600 mln zł jest zbyt wysokie. Na dziś jest podpisana umowa przedwstępna na budowę instalacji do produkcji paliwa alternatywnego, docelowo ma być wybudowany zakład energetyczny funkcjonujący w oparciu o nie. Oczywiście i tak na końcu procesu paliwo zostanie spalone, ale wcześniej zostanie oddzielona frakcja mineralna, odpady żelazne czy baterie, zawierające bardzo dużo związków niebezpiecznych, np. metali ciężkich. I to jest ta różnica pomiędzy produkcją paliwa z odpadów, które jest wykorzystywane i chroni zasoby naturalne, a tradycyjną spalarnią, która jest już technologicznym przeżytkiem.
Powinien powstać system wsparcia repatriantów, m.in. przez pracę.
Ponad 50 proc. pracowników handlu jest niezadowolonych ze swoich warunków pracy. Wyniki mówią same za siebie.