Detronizacja PKB
Detronizacja PKB
O zaprzestaniu stosowania produktu krajowego brutto (PKB) jako najważniejszego wskaźnika rozwoju mówiono już na początku lat 70.i Była to reakcja na rozczarowanie, jakie przyniosła poprzednia dekada w krajach rozwijających się.
Ton polityki rozwojowej w latach 60. najlepiej oddaje stwierdzenie W. Arthura Lewisa: przedmiotem naszego zainteresowania powinien być wzrost gospodarczy, a nie redystrybucjaii. Mimo że osiągnięto ten cel, pod wieloma względami sytuacja pogorszyła się – m.in. wzrosło bezrobocie i ubóstwo. Z kolei ducha lat 70. w myśleniu o rozwoju dobrze oddaje słynna wypowiedź Dudleya Seersa: Co się działo z ubóstwem? Co się działo z bezrobociem? Co się działo z nierównością? Jeżeli wszystkie trzy problemy stały się mniej dotkliwe, wtedy bez żadnych wątpliwości możemy powiedzieć, że był to okres rozwoju dla danego kraju. Jeżeli sytuacja pod względem jednego lub dwóch z tych problemów pogorszyła się, a już szczególnie, gdy dotyczy to wszystkich trzech, byłoby dziwne nazywać taki wynik rozwojem, nawet jeżeli dochód na mieszkańca w tym czasie poszybował w góręiii.
Alternatywą dla ujęcia dochodocentrycznego – z PKB na tronie – stało się podejście skoncentrowane na stopniu zaspokojenia podstawowych potrzeb (tzw. Basic Needs Approach). Uzasadniała je prosta konstatacja, że wzrost gospodarczy nie przekłada się automatycznie na większy dostęp ludności do żywności i czystej wody, mieszkań, opieki zdrowotnej, edukacji czy zabezpieczenia społecznego, ani na lepszą realizację praw człowieka. Dosadnie ujęła to Frances Stewart: Wzrost PKB nie uwzględnia tego, jak dochód jest dystrybuowany pomiędzy różne grupy ludności, nie uwzględnia dóbr publicznych, zatrudnienia – czyli tego wszystkiego, co ma fundamentalne znaczenie dla poprawy jakości życiaiv.
Ostatecznym bodźcem, który w latach 90. nadał impet idei rozwoju społecznego (human development), stawiającej w centrum kondycję człowieka, była koncepcja noblisty Amartyi Sena. Pojęcie potrzeb uważał on za nadal zbyt ściśle skojarzone z myśleniem w kategoriach tego, co je zaspokaja (a to właśnie ma mierzyć PKB), a nie tego, jakim życiem możemy żyć i żyjemy (pojęcia capabilities i functionings). Kluczowe było tu powiązanie idei rozwoju i wolności, rozumianej nie tylko jako swoboda działania, ale również możliwość dokonywania autentycznego wyboru sposobu życia.
Od 1990 r. rokrocznie ukazują się raporty dotyczące rozwoju społecznego (Human Development Reports, HDR). W 1993 r. na Światowej Konferencji Praw Człowieka w Wiedniu przyjęto, że uprawnienia te są niepodzielne i współzależne. Oznacza to, że społeczność międzynarodowa nie uznaje teorii i praktyk przeciwstawiających sobie prawa różnych rodzajów (osobiste, polityczne, ekonomiczne, socjalne i kulturowe) czy wyraźnie uznających prawa inne niż osobiste i polityczne za luksus, na który stać tylko najbogatsze kraje. W 1995 r. zorganizowano Światowy Szczyt na rzecz Rozwoju Społecznego w Kopenhadze, który zaowocował obszerną Deklaracją i Programem Działań. Pierwsza dekada XXI w. upłynęła pod znakiem Milenijnych Celów Rozwoju. Monitorowanie ich realizacji opiera się na odpowiadających poszczególnym celom 60 wskaźnikach, wśród których nie znalazł się PKBv.
Obecnie niewystarczalność PKB w polityce rozwojowej i w ocenie sytuacji społeczeństw i zmian społecznych wydaje się oczywistością i daje temu wyraz nawet Komisja Europejskavi. Jednak wskaźnik ten wciąż skupia na sobie nieproporcjonalnie dużo uwagi: Powinno być dla każdego jasne, że żadną pojedynczą liczbą nie da się podsumować czegoś tak złożonego i różnobarwnego jak „społeczeństwo”. Niektóre liczby – w szczególności PKB – znajdują się jednak wciąż w centrum uwagi. Wydajemy miliony na przewidywanie, ile wyniesie ta liczba w przyszłym miesiącu lub w przyszłym rokuvii.
Produkcja i konsumpcja
Jeżeli wytwarzanie dóbr i usług nazwiemy produkcją, a zaspokajanie nimi naszych potrzeb i pragnień – konsumpcją, to otrzymamy dwa procesy podstawowe dla naszego bytowania w świecie. Nie są one ze swej istoty ani dobre, ani złe. Produkować można leki ratujące życie, zachwycające dzieła sztuki oraz środki masowej zagłady; konsumować można na różne sposoby. Oba procesy mają nie tylko zamierzone, ale i uboczne skutki, jak choroby zawodowe, zatrucia po spożyciu skażonej żywności, wypadki podczas korzystania ze środków transportu, wprowadzanie zanieczyszczeń do środowiska czy prześladowanie mniejszości i łamanie praw człowieka.
Przedstawione pojęcie produkcji jest bardzo szerokie. W jego zakres wchodzi wszystko, co przyczynia się do powstawania materialnych i niematerialnych „zaspokajaczy” (dóbr i usług finalnych). Jak zatem mierzyć produkcję i konsumpcję w skali całego społeczeństwa? Najprostszym rozwiązaniem wydaje się policzenie zaspokajaczy. Kłopot jednak już w tym, że nawet w dłuższym okresie liczba tych wyprodukowanych może być nierówna liczbie skonsumowanych. Na dodatek, owe zaspokajacze są mocno zróżnicowane, więc samo liczenie wyprodukowanych lub skonsumowanych bochenków chleba, usług hotelowych itd., bez sprowadzenia tych danych do wspólnego mianownika, da nam tyle liczb, ile zdołamy wyróżnić w miarę jednorodnych kategorii produktów i usług.
Pieniądz bardzo ułatwił rozwiązanie tego problemu. Jeżeli zdobędziemy informacje na temat tego, jakie były w danym okresie wydatki ludności przebywającej na interesującym nas obszarze (np. Polski) na dobra i usługi finalne na nim wyprodukowane, łatwo będzie je zsumować i otrzymamy jedną liczbę. Jest to jeden ze sposobów obliczania PKB. Żeby jednak otrzymać tę upragnioną liczbę, potrzebny jest wiarygodny system rejestracji wydatków. Następnie trzeba odróżnić wydatki różnych kupujących (jednostek, firm, organizacji, państwa) na zaspokajacze od wydatków na to, co tylko posłużyło do ich wyprodukowania. A później jeszcze odróżnić wydatki na dobra i usługi finalne, wyprodukowane na danym obszarze i poza nim. Nie jest to łatwe, w związku z tym oszacowana liczba mniej lub bardziej różnić się będzie od rzeczywistej produkcji i konsumpcji.
Co najmniej dwa inne problemy pogłębiają błędy w pomiarze. Jednym z nich jest to, że ludzie nie wszystko kupują. Jeżeli wytwarzamy na własne potrzeby albo dostajemy coś za darmo, to nie znajdzie to wyrazu w wydatkach. Drugim problemem jest nieuwzględnianie skutków ubocznych działalności gospodarczej w obliczeniach PKB. Jednocześnie część z nich uwidoczni się w wydatkach, np. zgony w wydatkach na usługi pogrzebowe, choroby zawodowe – na leczenie, zanieczyszczenie środowiska – na dobra i usługi jego ochrony itd.
Tym, czego za pomocą PKB w ogóle nie zmierzymy, jest struktura i zróżnicowanie procesów gospodarczych. Wielka jest rozmaitość dóbr i usług. Jeżeli uporządkujemy je według jakiejś klasyfikacji, np. zaspokajacze potrzeb podstawowych i niepodstawowych, materialne i niematerialne, o małych i dużych skutkach ubocznych – to łączny PKB nie będzie nam nic mówił o tym, jaki jest udział tych różnych rodzajów dóbr i usług w całej działalności gospodarczej.
Nie wszyscy w danym okresie są producentami, nie każdy produkuje tak samo intensywnie itd. Wszyscy są konsumentami, ale oczywiście różnią się rodzajem i ilością konsumowanych dóbr i usług. PKB podzielony na liczbę mieszkańców uwzględni możliwe zmiany łącznej konsumpcji, ale nie będzie uwzględniał ani zróżnicowanego udziału ludności w produkcji, ani też nieidentycznego udziału w konsumpcji.
Podsumowując, PKB jako miara szeroko rozumianej działalności gospodarczej (produkcji i konsumpcji) nie uwzględnia wielu jej podstawowych obszarów i cech, zasadniczych dla oceny, czy dobrze zaspokaja ona potrzeby i pragnienia jednostek oraz dobrze służy przetrwaniu i rozwojowi społeczeństw. Należałoby stwierdzić, że jest dobry jedynie do pomiaru skali zarejestrowanej działalności gospodarczej, która manifestuje się w dobrze monitorowanych transakcjach kupna-sprzedaży. Gdyby wszystko, co zaspokaja nasze potrzeby i pragnienia było zarejestrowane i wszystko to musielibyśmy kupić, wówczas PKB byłby dobrą miarą szeroko rozumianej działalności gospodarczej. Nawet jednak wtedy wskaźnik ten nic by nie mówił na temat jej struktury, pomijałby też wiele jej pozytywnych i negatywnych konsekwencji dla dobra obecnych i przyszłych pokoleń.
Rozwój gospodarczy
Jak na tym tle należy rozumieć pojęcie rozwoju gospodarczego? Wyobraźmy sobie naszych przodków sprzed 100 lat i nas samych. Oni i my rodziliśmy się, dorastaliśmy, stawaliśmy się samodzielni, mamy dzieci, zestarzejemy się i umrzemy. Podstawowe fazy ludzkiego życia oraz towarzyszące im podstawowe potrzeby nie uległy zmianie. A co z produkcją i konsumpcją? Gdyby nic się nie zmieniło w ich wielkości i strukturze, musielibyśmy stwierdzić, że nie wystąpił ani rozwój gospodarki, ani też jego przeciwieństwo (regres).
Jakie zmiany mogły więc mieć miejsce, jeżeli chodzi o produkowane i konsumowane zaspokajacze? Najogólniej, w porównaniu z poprzednim okresem poszczególne produkty i usługi mogą być wytwarzane w zwiększonej lub zmniejszonej ilości, ich jakość może ulec polepszeniu lub pogorszeniu, udział jednych może wzrosnąć, a innych zmaleć, wreszcie – mogą być inaczej podzielone między członków danego społeczeństwa. W takim ujęciu i bardzo upraszczając, rozwój gospodarczy można rozumieć m.in. tak, że liczba wszystkich zaspokajaczy potrzeb w przeliczeniu na mieszkańca (żeby wyeliminować możliwość, iż produkcja wzrosła, ale ludność jeszcze bardziej) jest znacząco większa niż uprzednio i/lub że ich jakość istotnie się polepszyła.
Samo przeliczenie na mieszkańca nie mówi jednak nic o tym, dlaczego zmieniła się liczba ludności. Przykładowo, jeżeli mamy 100 osób oraz PKB wynoszący 1000 zł, to na każdą przypada średnio 10 zł. Załóżmy, że w wyniku konsumpcji skażonej żywności lub zastosowania środków masowej zagłady populacja zmniejszyła się o 50%, a łączny PKB pozostał na niezmienionym poziomie. Na mieszkańca przypadać będzie wtedy 20 zł, czyli dwa razy więcej niż poprzednio. Czy nastąpił rozwój gospodarczy? Gdyby go mierzyć wzrostem PKB na mieszkańca – tak. Jak to się jednak ma do idei rozwoju gospodarczego jako procesu służącego przetrwaniu i rozwojowi ludzi?
Same zmiany w liczbie i jakości dóbr i usług finalnych też nie wystarczają, aby stwierdzić, czy miał miejsce rozwój gospodarczy. Załóżmy, że społeczność złożona z 5 osób konsumuje dziennie 10 złowionych ryb. Po stu latach mamy 5 potomków tamtych osób, którzy każdego dnia konsumują łącznie 20 ryb. Jeżeli jednak pierwotnie każdy jadł po 2 ryby, a po stuleciu 3 osoby zjadają w sumie 18 ryb, a 2 po 1, to mimo podwojenia łącznej liczby konsumowanych ryb część ludności zjada ich mniej niż w poprzednim okresie. Może zdarzyć się tak, że wzrostowi łącznej konsumpcji będzie towarzyszyć wzrost nierówności w udziale w niej, ale jej skala dla nikogo nie powinna być niższa niż 100 lat temu, żeby móc mówić o rozwoju gospodarczym zdefiniowanym jak powyżej. Jest to dość konserwatywny warunek – rozwój miałby miejsce nawet wtedy, gdyby 90% ludności konsumowało tyle, ile w przeszłości, a 10% – dziesięć razy więcej. Warunek bardziej rozsądny byłby taki, że aby mówić o rozwoju, konsumpcja każdego powinna wzrosnąć.
Jeżeli ludzie w przeszłości i teraz produkowaliby i konsumowali tyle samo takiej samej jakości zaspokajaczy potrzeb podstawowych, to wówczas można by orzekać o rozwoju gospodarczym w oparciu o porównanie produkcji i konsumpcji zaspokajaczy potrzeb niepodstawowych.
Problem z powyższym rozumowaniem jest taki, że o ile założyliśmy, iż potrzeby podstawowe się nie zmieniają, to już trudniej o tym mówić w przypadku pozostałych. Każdy wynalazek dobra lub usługi finalnej wdrożony do masowej produkcji generuje mniej lub bardziej masowe pragnienia. Jeżeli okresy różnią się pod względem liczby wynalazków oraz możliwości ich upowszechniania, porównywanie zaspokajaczy potrzeb niepodstawowych nie biorące tego pod uwagę – będzie obarczone błędem.
Reasumując, porównywanie PKB pomiędzy okresami i miejscami pomija wiele obszarów i zagadnień istotnych dla orzekania o tym, czy i jak szeroko rozumiany rozwój gospodarczy się dokonał.
Indeks rozwoju społecznego a PKB
W świetle powyższych rozważań powinno być jasne, że całkowicie nieuzasadnione jest posługiwanie się wyłącznie PKB w ocenie sytuacji gospodarczej i jej zmian. Najprostszą odpowiedzią na ten problem jest uwzględnienie także innych wskaźników.
Jedną z głośniejszych propozycji tego rodzaju jest indeks rozwoju społecznego (Human Development Index, HDI), promowany w globalnych raportach o rozwoju społecznym Programu Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju (UNDP). W uproszczeniu – obok PKB na mieszkańca uwzględniono tam jeszcze dwa aspekty sytuacji ludności: życie (zdrowie) i edukację. Do pomiaru zdrowia populacji służy przeciętna długość dalszego trwania życia dla urodzonych w danym roku, obliczana na podstawie danych o zgonach. W przypadku edukacji wykorzystuje się liczbę lat spędzonych w szkole – średnią i oczekiwaną. Za pomocą prostej procedury matematycznej te trzy wskaźniki cząstkowe są wyrażane jedną liczbą.
Trudno mówić, że HDI jest alternatywą dla PKB, skoro ten ostatni jest jego częścią. Włączenie wskaźników, które nie dotyczą produkcji i konsumpcji, lecz ich konsekwencji, było jednak przełomowe. Produkowanie i konsumowanie może pozytywnie lub negatywnie wpływać na zdrowie i tym samym na długość życia. Krytykowana miara nie mówi nam nic na temat tego, jak długo ludzie żyją. Taki sam PKB na mieszkańca dla dwóch populacji dla roku X może skrywać fakt, że ludzie urodzeni w jednej z nich mają szansę przeżyć średnio 60 lat, a w drugiej – 80 lat. Stwierdzono przy tym, że w państwach o wysokim PKB na mieszkańca ludzie żyją dłużej niż w krajach o niskim poziomie tego wskaźnika. Zasadnym jest jednak pytanie, czy zależy to wyłącznie od niego, czy raczej od struktury wydatków, a ta uzależniona jest m.in. od decyzji publicznych w zakresie polityki społecznej.
Choć długiemu życiu przypisuje się dużą wartość, sama liczba przeżytych lat nie musi odzwierciedlać jego jakości. Niewielu z nas chciałoby żyć długo w niewoli albo w śpiączce. Może życie krótkie, ale za to intensywne, jest lepsze niż długie i nudne? Przewidywana średnia liczba lat życia nie jest więc doskonałym wskaźnikiem jego jakości, pomijając nawet trudności z jej obliczaniem oraz kwestię, czy w przyszłości warunki się radykalnie nie zmienią. Są jednak propozycje uwzględniające przynajmniej część tych informacji, np. liczba lat życia skorygowana jego jakością (Quality Adjusted Life Years).
Pomiar wiedzy i umiejętności wskaźnikami opartymi na liczbie lat w szkole ma kilka wad, choćby dlatego, że szkoły w różnych regionach danego kraju czy w różnych krajach mogą dostarczać usług o bardzo zróżnicowanej jakości. Poza tym ludzie mogą wykorzystywać zdobyte wykształcenie w różnych celach. W praktyce jednak wszystkie szkoły czegoś pożytecznego uczą, lepiej lub gorzej, dlatego liczba lat spędzonych na nauce jest zadowalającym wskaźnikiem wykształcenia populacji.
Ktoś mógłby argumentować, że w PKB jest uwzględniana konsumpcja dóbr i usług zdrowotnych i edukacyjnych, również tych, które państwo kupuje dla swoich obywateli. Możemy na to odpowiedzieć, że PKB nie pokazuje struktury konsumpcji, dlatego posłużenie się wyłącznie tym wskaźnikiem byłoby niewystarczające. Względnie łatwo natomiast obliczyć udział wydatków na edukację i zdrowie w całym PKB. Oczywiście wielkość tych udziałów zależy od tego, ile wynosi łączny PKB i ile wydaje się na inne dobra i usługi finalne. Dlatego też ktoś, kto myśli o sytuacji gospodarczej w kategoriach PKB, prędzej czy później podkreśli, że jego wzrost ma zasadnicze znaczenie – żeby podzielić ciasto trzeba najpierw je mieć, a żeby kawałki mogły być duże, ono samo musi być duże.
Różnica w podejściu HDI polega przede wszystkim na tym, że rezygnujemy z tego rodzaju wskaźników uzupełniających, opartych na PKB – i wybieramy całkowicie inne. Pomiar zdrowia i edukacji jest tu niezależny od obliczonego produktu krajowego, tj. od łącznej wartości wszystkich zaspokajaczy oraz od tego, jaka ich część należy do kategorii zdrowotnych i edukacyjnych. Jest to fundamentalny krok, gdyż pomiar produkcji i konsumpcji za pomocą łącznego PKB na mieszkańca abstrahuje od konsekwencji aktywności gospodarczej dla zdrowia, wiedzy i umiejętności ludzi. Wskazywałem wyżej, że łączny PKB zawiera całą produkcję i konsumpcję, niezależnie od tego, że jej część może być szkodliwa dla zdrowia. Nie wiemy też, jak produkowanie i konsumowanie zobrazowane łącznym PKB przekłada się na stan oświecenia społeczeństwa – np. dzieci zaangażowane w produkcję nie uczą się wiele więcej poza to, czego nauczyły się w domu i w fabryce; rodzice mogą nie chcieć wydawać pieniędzy na edukację dzieci, bo mają inne priorytety.
Jednak czy osiągnięcia w obszarze zaspokojenia potrzeb zdrowotnych oraz edukacyjnych wystarczą, aby orzekać o rozwoju? Wysoki PKB na mieszkańca, długie życie i długie lata w szkole niekoniecznie znaczą, że mamy do czynienia ze społeczeństwem ludzi szczęśliwych. W szczególności im wyższa zamożność ludności mierzona PKB, tym słabszy jest jej związek z subiektywnym dobrostanem społeczeństwaviii.
Ponadto, żaden ze wskaźników w ramach HDI nie uwzględnia nierówności. O PKB już wiemy, że się do tego nie nadaje. A co z liczbą lat życia i liczbą lat spędzonych w szkole? Są one niższe w przypadku dorosłych ze środowisk wiejskich i robotniczych, z ubogich dzielnic i regionów, w porównaniu do tych z klasy średniej i wyższej, mieszkańców zamożnych dzielnic i miast.
HDI ma wiele słabości. Część z nich dzieli z PKB, który jest jego częścią; inne to nowe problemy związane z pytaniem, czy obejmuje wszystkie najważniejsze obszary ludzkiego życia oraz czy dobrze zostały dobrane ich wskaźniki. Zasadniczo jednak wnosi nowy punkt widzenia: uznaje, że PKB nie jest wystarczający, uwzględnia zdrowie oraz wiedzę i umiejętności populacji, które bez większych wątpliwości uznamy za ważne dla oceny rozwoju danego kraju. W pomiarze zaspokojenia potrzeb zdrowotnych i edukacyjnych posługuje się wskaźnikami niezależnymi od PKB.
HDI i jego uzupełnienia
Czego nie uwzględnia HDI? Po pierwsze – o czym wspomniałem – tego, że konsumpcja, zdrowie i edukacja nie są w społeczeństwie równomiernie rozłożone. Po drugie, innych podstawowych potrzeb. Po trzecie, realizacji praw politycznych – wysoką wartość HDI mogą osiągać kraje, w których nie ma demokracji, zakazane są niezależne formy samoorganizacji społecznej. Po czwarte, zagrożeń dla środowiska. Po piąte, dyskryminacji – HDI może być wysoki w krajach, gdzie kobiety lub inne mniej lub bardziej liczne grupy są traktowane jak obywatele gorszej kategorii.
Na część z tych braków w HDR 2010 odpowiedziano poprzez wprowadzenie dodatkowych wskaźników, w części oryginalnych. Nierównomierność rozkładu dochodu i zaspokojeń uwzględnia HDI dostosowany do poziomu nierówności (IHDI). Więcej wymiarów podstawowych potrzeb wprowadzono za pomocą indeksu wielowymiarowego ubóstwa (MPI). Aspekty uczestnictwa politycznego i dyskryminacji kobiet zostały włączone indeksem nierówności ze względu na płeć (GII). Do zobrazowania stanu środowiska wykorzystano wskaźniki opracowane dla potrzeb innych raportów.
Już wcześniej podejmowano próby uwzględnienia w HDI nierówności, ale dotyczyły one tylko dochodu i jedynie niewielkiej liczby krajów. Innowacja w HDR 2010 polega na tym, że przygotowano szacunki IHDI dla większej liczby państw, biorąc pod uwagę nierówności we wszystkich trzech wymiarach, czyli również w odniesieniu do zdrowia i edukacji. Różnice między pozycją w rankingu krajów bez uwzględnienia nierówności i z ich uwzględnieniem dla kilkunastu krajów o wysokim HDI zostały pokazane na wykresie.
Wśród krajów, które zanotowały znaczne przesunięcie w dół, znalazły się tak różne, jak Korea Południowa, Izrael, USA oraz Włochy. Z kolei względnie niski poziom nierówności dochodowych, zdrowotnych i edukacyjnych znacząco poprawił pozycje Czech, Danii, Austrii, Słowenii i Islandii. Względna pozycja Polski, wynikająca z różnicy w pozycjach w obu rankingach, zmieniła się nieznacznie na plus. Kraje najwyżej w rankingu HDI, czyli Norwegia i Australia, są również liderami rankingu IHDI.
Inny sposób przedstawienia, co wnosi informacja o nierównościach, to pokazanie procentowego spadku wysokości wskaźnika HDI po jego przeliczeniu na IHDI. Tym razem Polska nie wypada już tak dobrze – pod względem nierównościowej straty tylko nieznacznie ustępujemy USA.
Kobiety są jedyną kategorią wyróżnioną specjalnym indeksem nierówności. Składa się nań pięć wskaźników cząstkowych w trzech obszarach: zdrowia reprodukcyjnego (umieralność okołoporodowa matek, dzietność nastolatek), udziału w rynku pracy (wskaźnik aktywności zawodowej), upodmiotowienia (udział w parlamencie, wykształcenie średnie lub wyższe).
Najniższy poziom indeksu nierówności ze względu na płeć miała Holandia. Jaka odległość dzieliła różne kraje od tego najbardziej egalitarnego genderowo państwa, pokazuję na kolejnym wykresie.
Na wykresie zostały uwzględnione kraje o wysokim poziomie rozwoju społecznego. Widać wyraźnie, że Katar, Bahrajn i Zjednoczone Emiraty Arabskie, które pod względem HDI nie ustępują znacząco państwom europejskim, już pod względem równości płci pozostają daleko w tyle. My osiągnęliśmy wynik nieco lepszy niż Czesi i Węgrzy, ale nadal odległy od czołówki.
Indeks wielowymiarowego ubóstwa mierzy poziom niezaspokojenia potrzeb przy uwzględnieniu dziesięciu wskaźników o charakterze niedochodowym. W obszarze zdrowia – czy w gospodarstwie domowym umarło jedno lub więcej dzieci, czy jest przynajmniej jedna osoba niedożywiona. W obszarze edukacji – czy wszyscy nie mają ukończonych pięciu klas szkoły podstawowej, czy jest przynajmniej jedno dziecko w wieku szkolnym, które nie uczęszcza do szkoły. W obszarze warunków życia – czy gospodarstwo domowe nie ma elektryczności, dostępu do czystej wody, sanitariatu, nie ma podłogi w mieszkaniu, nie opala czystym paliwem, nie ma samochodu, ale ma co najmniej rower, radio, telewizor. Jeżeli na wszystkie lub część tych pytań odpowiemy „tak,” to mamy do czynienia z wielowymiarowo ubogim gospodarstwem domowym. Autorzy tego wskaźnika przewidzieli wagi dla poszczególnych wymiarów, a także granice wielowymiarowego ubóstwa i zagrożenia nim.
Z przeglądu komponentów MPI wyraźnie widać, że nie dotyczy on krajów o wysokim poziomie rozwoju społecznego. Spośród państw, dla których istniały niezbędne dane, większość populacji została uznana za wielowymiarowo ubogą w 38 przypadkach (ponad 35% wszystkich krajów, dla których zebrano dane). Ponad 80% ludności jest wielowymiarowo ubogie tylko w krajach afrykańskich: Rwandzie, Sierra Leone, Gwinei, Burkina Faso, Liberii, Burundi, Republice Środkowoafrykańskiej, Mali, Etiopii, Nigrze i w Somalii. Wszystkich ludzi biednych jest na świecie według tego wskaźnika 1,75 mld.
Już same wartości złożonych indeksów oraz składających się na nie wskaźników cząstkowych to duża baza danych. Jej informacyjny potencjał jest nieporównanie większy niż to, czego dowiadujemy się o krajach świata, gdy uwzględnimy wyłącznie PKB per capita lub dynamikę jego zmian. W HDR 2010 znajdujemy też wiele innych wskaźników poza omówionymi, które informują o rozmaitych aspektach jakości życia, a także o zagrożeniach ekologicznych.
Porównajmy jeszcze pozycję kilku krajów według wartości różnych wskaźników rozwoju. Będą to USA z najwyższym PKB na mieszkańca oraz Szwecja, Finlandia, Holandia, Niemcy, Wielka Brytania, Kanada, Włochy, Hiszpania i Polska. Pozostałe wskaźniki to: indeks jakości życia według „The Economist” (QoLI E, 2005), IHDI i GII za HDR 2010, wskaźnik subiektywnego powodzenia w życiu według badań Gallupa (GWB), indeks jakości życia według „International Living” (QoLI IL, 2010) oraz wskaźnik dziedziczenia nierówności na podstawie badań PISA 2009 (na ile wyniki uczniów w testach wiedzy i umiejętności zależą od statusu społeczno-ekonomicznego ich rodziców).
USA, przodujące w dziedzinie PKB, jeszcze tylko pod względem jednego wskaźnika znalazły się w pierwszej trójce. Szwecja była raz na 3. miejscu, dwa razy na 1. i dwa razy na 2., w pierwszej trójce znalazła się więc pięć razy. Podobnie Holandia, która 1. miejsce zajęła raz, 2. – dwa razy i 3. także dwa razy. Bycie najbogatszym krajem nie gwarantuje więc „wygranej”, gdy weźmiemy pod uwagę wielowymiarową jakość życia oraz wielowymiarowe i międzypokoleniowe nierówności.
Niedawne wydarzenia w Tunezji i Egipcie również dowiodły, że obserwowanie tylko zmian PKB może być bardzo mylące. W obu krajach wskaźnik ten w ostatnich latach wzrastał, jednak odsetek zadowolonych z życia (liczony według metody Gallupa) – spadał, co zakończyło się protestami i zamieszkamiix.
Niemierzalne wartości
Podstawową tezą artykułu jest nie tylko to, że zbyt wiele uwagi poświęca się PKB przy ocenie poziomu i jakości rozwoju społeczeństw. Zasadnicze jest pytanie, w jakiej mierze stopień zaspokojenia potrzeb ludzi i ich perspektywy na przyszłość dają się w ogóle zobrazować za pomocą jakiejkolwiek pojedynczej liczby.
Być może wielowymiarowej łącznej jakości życia wielu milionów ludzi w ogóle nie da się dobrze zmierzyć. Nie znaczy to jednak, że powinniśmy być szczególnie zadowoleni, gdy PKB na mieszkańca szybko się zwiększa, lub szczególnie zaniepokojeni – gdy zwiększa się wolniej czy nawet zaczyna spadać. Wiele problemów mamy zapewne tylko dlatego, że zbyt dużo ważnych decyzji podejmowanych jest pod wpływem zmian poziomu jednego wskaźnika.
Z tego wszystkiego nie wynika, aby produkcja i konsumpcja tego, co mierzy PKB, były bez znaczenia dla dobrobytu społeczeństw. Przeciwnie, mają one bardzo istotne znaczenie, gdyż chodzi tu o dużą część zaspokajaczy potrzeb i pragnień ludzi. Nie wynika z tego jednak, żeby PKB miał być jedynym czy nawet najważniejszym wskaźnikiem kondycji świata. To, czego on nie mierzy, jest równie ważne, a nawet ważniejsze – wolność, miłość, sprawiedliwość, piękno i wszystkie inne wartości, które nie są środkami do celu, lecz celami życia. Te aspekty powinny skupiać uwagę publiczną w co najmniej takim stopniu, jak PKB.
Przypisy:
i Prospects for employment opportunities in the nineteen seventies: papers and impressions of the Seventh Cambridge Conference on Development Problems, 13th to 24th September 1970 at Jesus College, H.M. Stationery Office 1971, s. 14.
ii W. A. Lewis, 1955, [za:] E. W. Nafziger, Economic Development, Cambridge University Press 2006, s. 15.
iii D. Seers, 1969, [za:] R. Jolly, L. Emmerij, D. Ghai, F. Lapeyre, UN Contributions to Development Thinking and Practice, Indiana University Press 2004, s. 108. O wpływie Seersa i Sena na myślenie o rozwoju zob. E. W. Nafziger, From Seers to Sen: The Meaning of Economic Development, http://www.rrojasdatabank.info/widerconf/Nafziger.pdf.
iv F. Stewart, Human Development as an alternative development paradigm, prezentacja, s. 6, http://hdr.undp.org/en/media/Stewart.pdf.
v Zob. R. Szarfenberg, Globalne strategie rozwoju, [w:] M. Grewiński, A. Karwacki (red.), Strategie w polityce społecznej, Warszawa 2009.
vi Komunikat Komisji do Rady i Parlamentu Europejskiego: Wyjść poza PKB. Pomiar postępu w zmieniającym się świecie, KOM(2009) 433, Bruksela, 20.8.2009 http://eur-lex.europa.eu/Notice.do?checktexts=checkbox&val=499855.
vii A. Sen, J. Stiglitz, J. Fitoussi, The Measurement of Economic Performance and Social Progress Revisited: Reflections and Overview, s. 63, http://www.stiglitz-sen-fitoussi.fr/documents/overview-eng.pdf.
viii Zjawisko nazywane paradoksem Easterlina, jego ostatnie potwierdzenie w długim okresie i również w krajach rozwijających się zob. R. A. Easterlin i in., The happiness-income paradox revisited, „Proceedings of the National Academy of Sciences of the United States of America”, vol. 52, nr 4, 2010.
ix J. Clifton, L. Morales, Egyptians’, Tunisians’ Wellbeing Plummets Despite GDP Gains, Gallup.com, 2.02.2011, http://www.gallup.com/poll/145883/Egyptians-Tunisians-Wellbeing-Plummets-Despite-GDP-Gains.aspx.