Wiele powiatów nie oferuje osobom potrzebującym wsparcia w postaci interwencji kryzysowej – alarmuje Rzecznik Praw Obywatelskich.
Jak informuje Portal Samorządowy, zdaniem Rzecznika Praw Obywatelskich wiele powiatów nie oferuje osobom potrzebującym wsparcia w formie interwencji kryzysowej. Część z nich czyni tak z powodu brak dostatecznego finansowania wsparcia. Inne z powodu niejasności formalno-prawnych. RPO apeluje do minister rodziny, pracy i polityki społecznej o zajęcie się tym problemem.
W 2023 roku w Polsce działały 162 ośrodki interwencji kryzysowej, w wśród nich 125 miało miejsca całodobowej opieki. Z kolei punktów interwencji kryzysowej było 68, w tym całodobowych 14. Tego rodzaju działania są zadaniem ustawowym powiatów. Tymczasem w Polsce jest 314 powiatów i 66 miast na prawach powiatów. Oznacza to, że w wielu z nich nie istnieją ośrodki wsparcia w kryzysie.
Artykuł 47 ustawy o pomocy społecznej mówi, że interwencja kryzysowa to zespół interdyscyplinarnych działań na rzecz osób i rodzin będących w stanie kryzysu. W ramach interwencji udziela się natychmiastowej specjalistycznej pomocy psychologicznej, a w zależności od potrzeb także poradnictwa socjalnego lub prawnego, a w sytuacjach uzasadnionych schronienia na okres do 3 miesięcy. Wsparcie powinno dotyczyć osób w trudnych emocjonalnie sytuacjach, wywołanych kryzysami rodzinnymi, trudnościami wychowawczymi, problemami psychospołecznymi (brak środków finansowych, bezrobocie, przemoc domowa, nadużywanie alkoholu), kłopotami emocjonalnymi (lęki, poczucie osamotnienia).
Zdaniem RPO przepisy dotyczące interwencji kryzysowej nie określają np. szczegółowych zasad i norm funkcjonowania jednostek realizujących to zadanie, minimalnego zakresu usług, kwalifikacji osób je wykonujących. Ośrodki interwencji często same określają reguły działalności, w tym zasady przyjmowania osób potrzebujących do placówek. Powoduje to uznaniowość i brak jednolitego standardu pomocy w zależności od danego powiatu. Zdaniem Rzecznika również 3-miesięczny okres udzielania schronienia jest nieuzasadniony, bo wychodzenie z kryzysu to sprawa indywidualna i może trwać dłużej. RPO uważa, że państwo przeznacza na tego rodzaju pomoc zbyt małe środki, a powiaty nie zawsze dysponują odpowiednimi funduszami. Jego zdaniem niezbędne jest dofinansowanie powiatów w formie dotacji.
Unia Europejska przyjęła dyrektywę, która ma chronić przed wymuszonym fikcyjnym samozatrudnieniem w platformach cyfrowych.
Jak informuje portal Puls HR, w poniedziałek przyjęto dyrektywą unijną dotyczącą poprawy i uregulowania warunków zatrudnienia osób świadczących pracę dla platform cyfrowych typu Uber czy Glovo. Dyrektywa ma przede wszystkim regulować ich status pracowniczy oraz skończyć z fikcją samozatrudnienia w aplikacji.
Pracownicy platform cyfrowych nie będą mogli już być bezzasadnie traktowani jako osoby samozatrudnione. Zyskają także prawa korzystania z normalnych praw pracowniczych typu ubezpieczenie zdrowotne czy prawo do zasiłku. Nowa regulacja wprowadza domniemanie stosunku pracy w ogóle, a szczególnie jeśli dowody wskazują, iż wydawane są im polecenia służbowe lub podlegają oni kontroli ze strony pracodawcy jak pracownicy etatowi. Ciężar dowodu ma spoczywać na samej platformie – to ona musi udowodnić, że stosunek pracy nie istnieje. W przeciwnym razie osoby świadczące usługi pod szyldem platform cyfrowych będą domyślnie traktowani jako ich pracownicy.
Dyrektywa nakłada na kraje UE obowiązek wprowadzenia w ciągu dwóch lat do prawodawstwa krajowego przepisów regulujących w takim duchu kwestię zatrudnienia osób w ramach platform cyfrowych.
Dyrektywa reguluje także wykorzystanie algorytmów w miejscu pracy. Pracownicy nie będą już mogli być monitorowani przez algorytmy lub zwalniani na podstawie decyzji algorytmów. Zautomatyzowane systemy będą musiały być monitorowane przez wykwalifikowany personel, a pracownicy będą mieli prawo zakwestionować decyzję podjętą przez system.
Dane Komisji Europejskiej wskazują, że w Unii Europejskiej na rzecz platform cyfrowych pracuje ponad 28 milionów osób.
Osoby, u których niedawno zdiagnozowano poważne choroby neurologiczne, nie otrzymają leczenia co najmniej do początku kolejnego roku.
Jak informuje portal Rynek Zdrowia, prof. Iwona Kurkowska-Jastrzębska z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie poinformowała, że nowi pacjenci z diagnozą m.in. stwardnienia rozsianego lub rdzeniowego zaniku mięśni nie otrzymają w tym roku leczenia. Placówce wyczerpały się kontrakty z NFZ, a fundusz ma wobec placówki duży dług.
Mowa o pacjentach, u których poważne choroby neurologiczne zostaną zdiagnozowane w ostatnim kwartale 2024 r. Mowa nie tylko o leczeniu we wspomnianej placówce. Ośrodki neurologiczne wykorzystały kontrakty na programy lekowe, a NFZ odmówił zapłaty za nadplanowe świadczenia. Taka sytuacja może prowadzić do poważnych opóźnień w leczeniu kluczowych schorzeń, takich jak stwardnienie rozsiane i rdzeniowy zanik mięśni. Prof. Kurkowska-Jastrzębska, szefowa II Kliniki Neurologicznej Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, mówi: „To oznacza, że do końca roku nie mamy możliwości kwalifikowania do programów lekowych nowo zdiagnozowanych pacjentów. To samo dotyczy pacjentów pediatrycznych, którzy skończyli 18 lat i powinni przejść z leczenia w ośrodkach neurologii dziecięcej do ośrodków dla dorosłych”.
W leczeniu neurologicznym w Polsce jest obecnie 17 programów lekowych. Dotyczą one m.in. stwardnienia rozsianego, rdzeniowego zaniku mięśni, choroby Parkinsona. – „W przewlekłych chorobach neurologicznych leczenie powinno być włączane jak najszybciej po diagnozie” – powiedziała prof. Kurkowska-Jastrzębska.
Tylko placówce, w której pracuje ta lekarka, NFZ zalega za samo leczenie stwardnienia rozsianego kwotę miliona złotych. Ta placówka próbuje kierować chorych gdzie indziej, ale sytuacja w dużych ośrodkach kontrakty także się skończyły, a w mniejszych występują braki personelu odpowiedniego do obsługi programów lekowych na takie schorzenia.
– „Nie wyobrażam sobie, że z powodu opóźnienia w płatnościach dziecko z SMA nie otrzyma terapii genowej, bo minie czas na jej podanie. Zresztą to samo dotyczy leczenia dorosłych pacjentów z SMA np. terapią doustną – oni też nie mogą czekać na rozpoczęcie leczenia, bo choroba postępuje” – mówi prof. Kurkowska-Jastrzębska.
Lekarka mówi także, iż kontrakty z NFZ nie zakładają zwiększenia liczby pacjentów, choć liczba pacjentów z np. stwardnieniem rozsianym rośnie każdego roku. Lekarstwa na takie schorzenia są poza zasięgiem finansowym pacjentem, gdyż są bardzo drogie. Terapie te są stosowane dożywotnio, a dzięki nowoczesnym terapiom pacjenci z SM mogą być w pełni sprawni.
Czeski neoliberalny rząd zamierza podnieść wiek emerytalny.
Jak informuje portal Money.pl, rządząca w Republice Czeskiej koalicja neoliberałów zamierza wprowadzić „reformę emerytalną”. Pod tym pojęciem kryje się oczywiści podnoszenie wieku emerytalnego.
Wiek emerytalny ma być podnoszony stopniowo. Obecnie wynosi on 65 lat dla kobiet i mężczyzn. Z każdym kolejnym rokiem od wprowadzenia „reformy” miałby rosnąć o jeden miesiąc. Oznacza to, że np. osoby urodzone po 1995 roku będą przechodziły na emeryturę w wieku 66 lat lub późniejszym. Docelowy wiek emerytalny ma wynieść 67 lat i ma to nastąpić dla wszystkich około roku 2050.
Zanim to nastąpi, już od 2025 roku ma zostać zmniejszona waloryzacja emerytur, czyli ich realne obniżenie. Waloryzacja emerytur nadal ma uwzględniać inflację, jednak wzrost świadczeń będzie już znacznie słabiej powiązany ze wzrostem płac realnych. Będzie liczony od wskaźnika 30, nie zaś, jak obecnie 50% ich wzrostu. Oznacza to, że już wkrótce emeryci staną się znacząco ubożsi od osób pracujących.
Rządzący neoliberałowie oraz wtórujący im „eksperci” motywują takie decyzje „koniecznościami budżetowymi” i tym, że w przyszłości zabraknie na emerytury. Nie mówią o żadnych innych rozwiązaniach, jak choćby wyższe opodatkowanie zamożnych i firm czy zwiększenie po stronie „pracodawców” składek emerytalnych płaconych za pracowników.
O emeryturę będzie także trudniej. Wcześniejsze emerytury będą przysługiwały po 40-letnim okresie składkowym. Obecnie wynosi on 35 lat. Do okresu składkowego będzie wliczane 80% okresu studiów wyższych, zamiast obecnie przyjętego całego standardowego okresu nauki na uczelni wyższej.
Jedyne pozytywne planowane rozwiązanie to zwiększenie przelicznika wysokości emerytur za okres opieki nad dzieckiem. Pozwoli to zwiększyć mizerne emerytury kobiet, które nie pracowały przez dłuższy czas z powodu opieki nad kilkorgiem dzieci.