Powołano koalicję na rzecz odbudowy linii kolejowej nr 103.
Jak informuje portal mamnewsa.pl, samorządowcy, przedsiębiorcy i mieszkańcy powołali koalicję na rzecz odbudowy linii kolejowej nr 103. W Wadowicach zorganizowano spotkanie i konferencję prasową, które mają być początkiem walki o odbudowę linii i połączeń kolejowych na trasie Wadowice – Spytkowice – Trzebinia.
Linię kolejową o tym przebiegu utworzono w roku 1899. Przez długie lata służyła do transportu osób i towarów. W roku 2002 roku zlikwidowano ruch pasażerski na odcinku Trzebinia – Wadowice. W 2003 i 2012 demontowano sieć trakcyjną. Od tamtej pory ruch odbywa się na dwóch niewielkich odcinkach tej linii – towarowy na potrzeby jednego z zakładów oraz turystyczny prowadzony przez pasjonatów kolei. Inne odcinki linii są zdewastowane, a nawet zastąpione ścieżką rowerową.
Teraz samorządowcy, przedstawiciele biznesu i miłośnicy kolei postanowili podjąć wysiłki na rzecz przekonania władz publicznych i decydentów kolejowych do odbudowy całej linii, jej ponownej elektryfikacji oraz organizowania ruchu pasażerskiego i towarowego na niej. Uważają, że ma ona potencjał komunikacyjny i ułatwiłaby mieszkańcom okolicy dojazdy do Krakowa i na Śląsk. Inicjatorzy akcji skierowali w tej sprawie apel do ministra transportu.
Do akcji dołączają także mieszkańcy okolicy. Jeden z nich, Jakub Sołtys ze Spytkowic, stworzył petycję, pod którą zbierane są głosy poparcia. Czytamy w niej m.in.: „Wnoszę o podjęcie działań zmierzających do odbudowy i rewitalizacji linii kolejowej nr 103, która łączy Wadowice ze Spytkowicami i Trzebinią. Linia ta, zbudowana w 1899 roku, miała ogromne znaczenie dla lokalnego transportu, jednak w ostatnich latach została zaniedbana i przestała być użytkowana. Redukcja nakładów na infrastrukturę kolejową oraz brak inwestycji w jej modernizację spowodowały, że linia stała się nieopłacalna do dalszego użytkowania, co doprowadziło do jej zamknięcia. Kolej jest jednym z najbardziej ekologicznych środków transportu, a jej rozwój przyczyni się do zmniejszenia emisji spalin i zanieczyszczenia powietrza. Przywrócenie połączeń kolejowych zwiększy również dostępność turystyczną regionu, co może przyciągnąć więcej odwiedzających i wpłynąć pozytywnie na rozwój lokalnej turystyki”.
Arogancja i lekceważenie kancelarii premiera w odpowiedzi na petycję związkowców z kopalni Bogdanka.
Mimo głodówki, dwóch dużych manifestacji, interwencji poselskich, niezliczonych pism, prób nawiązania dialogu i uzgodnień, stanowisko rządu pozostaje niezmienne. Premier z robolami i motłochem nie rozmawia. Jego stroną społeczną jest jeden biznesmen. Zamienił Janusza z Biłgoraja na Rafała z InPostu, a pisma związkowców spławia zastępca szefa kancelarii na Śląsk, do ministerstwa, które jest niewładne i bez kompetencji do rozmów. Oznacza to, że premier nawet nie widział tego pisma. Prawdopodobnie nie widział go nawet Jan Grabiec, szef ochrony dobrego samopoczucia premiera. Także premier może spać spokojnie. Zapewniamy, że zrobimy wszystko, żeby zakłócić ten spokój.
Osiem miesięcy temu 06.08.2024 r. wysłaliśmy pismo do Premiera Rządu RP, szybko bo już 09.08.2024 r. dostaliśmy odpowiedź. Od tego czasu mieliśmy dwie manifestacje, jedna 10.09.2024 r. w Warszawie, druga 08.04.2025 r. w Lublinie. Ministerstwa unikały rozmów. Grano z nami na czas, pozorując dialog bezprzedmiotowymi spotkaniami z zarządem GK Enea, zakończonych 14.11.2024 r. w Kozienicach równie bezprzedmiotowym spotkaniem z wiceministrem Kropiwnickim. Po podjęciu desperackiej głodówki związkowców w Bogdance, pod dużą presją zorganizowano spotkanie z trzema odpowiedzialnymi za górnictwo ministerstwami 11.02.2025 r. w MAP Warszawa, gdzie padły deklaracje o dalszym dialogu, których strona rządowa nie dotrzymała i dalej grała na czas. Kolejne spotkanie, już w celu prac nad porozumieniem miało odbyć się do końca lutego, jednak doszło do niego dopiero 27.03.2025 r. w Łęcznej i jak się okazało, strona rządowa nie ma najmniejszego zamiaru rozmawiać poważnie o planie transformacji dla Bogdanki, spychając całą odpowiedzialność na związkowców i samorządy. Uczestniczyliśmy w posiedzeniach Komisji sejmowych. Na ostatniej manifestacji złożyliśmy petycję na ręce Wojewody skierowaną do Premiera. Zażądaliśmy zaangażowania szefa rządu, ponieważ ministerstwa wykazały jak dotychczas całkowity brak woli, decyzyjności i kompetencji. Wojewoda w tym samym dniu wysłał nasze pismo do Warszawy, 10.04.2025 r. dostajemy odpowiedź od KPRM. Minęło osiem miesięcy a oni dalej stoją w tym samym miejscu.
I jaka była na to reakcja? Żadnej. Odesłano nas z powrotem do tych samych osób i ministerstw. Nie da się tego nazwać inaczej niż bezczelnością, kpiną i skrajnym lekceważeniem.
Związek Zawodowy Przeróbka w kopalni Bogdanka
W Polsce brakuje kilkaset tysięcy miejsc w akademikach.
Jak informuje Polska Agencja Prasowa, z nowego raportu firmy JLL wynika, że w Polsce istnieją duże niedobory miejsc w akademikach. Publiczne domy studenckie oferują obecnie około 115 tys. miejsc. Oznacza to zaspokajanie potrzeb niespełna 10% ogółu studentów.
Gdyby odliczyć osoby studiujące w miejscu zamieszkania oraz korzystające z wyboru z najmu komercyjnego, ale doliczyć studentów zagranicznych (mamy ich w Polsce ponad 100 000), autorzy raportu twierdzą, że potrzebne byłoby nawet kolejnych 400 tysięcy miejsc w akademikach. Sama Warszawa ma niedobory sięgające 60 tysięcy miejsc. Czyni ją to czwartym ośrodkiem akademickim w Europie pod względem największych braków lokalowych dla studentów.
Polskie publiczne akademiki są wypełnione w 80-95%, ale nie oznacza to, że nie ma chętnych na pozostałe miejsca. Wyśrubowane kryteria przyznawania akademików oraz zły stan techniczny części z nich sprawiają, że wielu studentów nie otrzymuje pożądanych lokali.
Autorzy raportu podają, że w stolicy Polski zamieszkiwanie w publicznym akademiku pozwala względem najmu prywatnego zaoszczędzić nawet ponad 800 zł miesięcznie. W innych miastach różnice są niższe, ale zazwyczaj wciąż spore.
Sukcesem zakończyła się walka pracowników o wyższe pensje.
Jak informuje portal Puls HR, zwycięstwem pracowników zakończył się spór zbiorowy w firmie HK Foods w Świnoujściu. „Solidarność”, która przez kilka miesięcy prowadziła walkę o wyższe pensje, wynegocjowała dla zatrudnionych znaczące podwyżki płac.
Pensja najmniej zarabiających wzrośnie o 8,5%, natomiast ci z wyższymi uposażeniami otrzymają 8-procentowe podwyżki. Z kolei zatrudnieni na zasadzie ryczałtu 550 zł miesięcznie. Podwyżki wejdą w życie z wyrównaniem od 1 stycznia, a mają być wypłacone najpóźniej do 10 czerwca.
HK Foods jest jednym z największych w Polsce producentów boczku. Zatrudnia około 300 osób.