dr hab. Marta Zahorska: Przedszkole dla (nie) każdego!
Należy inaczej rozłożyć akcenty, bo objęcie wszystkich dzieci opieką przedszkolną może skutkować „równą nierównością”.
Właśnie ogłoszono Europejski Rok Walki z Ubóstwem i Wykluczeniem Społecznym. Z tej okazji poprosiliśmy o komentarz prof. dr hab. Wielisławę Warzywodę-Kruszyńską z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego, która te problemy bada naukowo.
* * *
Komisja Europejska ogłosiła rok 2010 rokiem walki z ubóstwem i wykluczeniem społecznym. Czy tego rodzaju szumne inicjatywy mają jakiś sens, czy to tylko pusty symbol?
Wielisława Warzywoda-Kruszyńska: Oczywiście nie należy oczekiwać, że ogłoszenie jakiegoś roku Europejskim Rokiem Walki z Ubóstwem i Wykluczeniem Społecznym automatycznie zlikwiduje w krajach europejskich biedę i ekskluzję społeczną. Nie taki zresztą, w moim rozumieniu, jest sens takich nominacji. Chodzi przede wszystkim o zwrócenie uwagi na zjawisko uznawane przez Parlament Europejski i Radę Europy za niepożądane, o budzenie społecznej świadomości, sprowokowanie debaty i na tej podstawie – o wywołanie działań. W pierwszym rzędzie chodzi o działania władz centralnych i lokalnych, które są odpowiedzialne za tworzenie i realizację polityki społecznej. Oczekuje się zatem, że w roku 2010 w krajach członkowskich Unii odbędą się publiczne debaty dotyczące zasięgu biedy i wykluczenia społecznego, grup zagrożonych, przyczyn tych zjawisk i stosowanych oraz proponowanych środków zmierzających do ograniczenia ich występowania.
Na poziomie europejskim rok ten został poprzedzony wieloma publikacjami firmowanymi przez Komisję Europejską, stanowiącymi podstawę do międzynarodowych porównań. Szczególna uwaga została poświęcona zagrożeniu biedą wśród dzieci. W ślad za tymi raportami w niektórych krajach, jak np. w Wielkiej Brytanii i Irlandii, opracowane zostały kompleksowe narodowe raporty, które stały się podstawą dyskusji w kręgach politycznych i naukowych.
A w naszym kraju?
W. W.-K.: W Polsce brak jest w gremiach politycznych widocznego zainteresowania tym problemem, choć z inicjatywy naukowców prowadzone są systematycznie badania nad biedą i ich wyniki są powszechnie dostępne. W pierwszym rzędzie należy wymienić badania „Polska bieda III”, przeprowadzone pod kierownictwem prof. Stanisławy Golinowskiej w Instytucie Pracy i Spraw Socjalnych, badania w Łodzi, koncentrujące się na procesie dziedziczenia biedy prowadzone pod moim kierownictwem w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego, oraz corocznie publikowane przez GUS raporty o sytuacji gospodarstw domowych. Jednakże wśród polityków oraz opiniotwórczych elit zdaje się panować przekonanie, że problem biedy w naszym kraju nie istnieje, że bieda stanowi trudność, z jaką borykają się poszczególni ludzie, którzy – jak się utrzymuje – sami sobie zgotowali taki los, natomiast problem ten nie dotyczy społeczeństwa jako całości. Dzieje się tak po części dlatego, że problem biedy jest u nas lokowany w innym kontekście, niż ma to miejsce w gremiach politycznych Europy, w których bieda traktowana jest jako pogwałcenie prawa człowieka i praw dziecka. Dlatego jest postrzegana jako kwestia polityczna, podczas gdy u nas ten aspekt sprawy jest całkowicie pomijany.
Media każdego dnia epatują kryzysem i reformami rzekomo niezbędnymi, by nas z niego wydobyć. Paradoksalnie, jedno i drugie najbardziej uderza w ubogich. Jak zapobiegać temu „wiatrowi w oczy, który zawsze wieje biednym”?
W. W.-K.: Nie znam założeń i programu reform, który ma zostać wkrótce ogłoszony przez premiera Tuska. Jednakże takie programy zarówno w Polsce jak i w innych państwach tworzą ludzie, którzy należą do innego świata społecznego niż biedni. Postrzegają ich przez pryzmat wydatków dla budżetu państwa. Dlatego często pojawiają się głosy o konieczności ograniczania tych wydatków, poprzez lepsze ich adresowanie i eliminowanie oszustów, czyli zwiększenie kontroli nad zasiłkobiorcami.
Mało kto wie, że wśród ludności wspieranej przez pomoc społeczną, co druga osoba to dziecko. W Polsce nie ma instytucji, które opiniowałyby akty prawne z punktu widzenia ich wpływu na sytuację ludzi biednych, a przede wszystkim na sytuację dzieci żyjących w biedzie. Jest to oczywiście konsekwencją podejścia do biedy, o którym mówiłam wcześniej. Instytucje takie istnieją np. w Wielkiej Brytanii oraz Irlandii.
Jak powinna wyglądać pomoc kierowana właśnie do dzieci, skoro problem biedy dotyka ich szczególnie mocno?
W. W.-K.: Jak się zdaje, podstawowe potrzeby (z wyjątkiem mieszkaniowych) dzieci żyjących w rodzinach biednych są zaspokajane przy współudziale administracji centralnej i lokalnej. Choć są to działania niezbędne i warunkujące wszelkie inne działania, nie wzmacniają one bezpośrednio potrzeb rozwojowych dzieci. Badania neurobiologów wskazują, że bieda w dzieciństwie ogranicza rozwój funkcji mózgu odpowiedzialnych za zdolności poznawcze, lingwistyczne i emocjonalne. Dowodzą jednak także, że interwencja może zapobiegać skutkom biedy w dzieciństwie, pod warunkiem, że jest podjęta wcześnie i w sposób profesjonalny. Szczególne znaczenie mają przedszkola zatrudniające wyspecjalizowany personel. Jednakże i one nie przyniosą rezultatów, jeśli nie będzie współdziałania. Dlatego podkreśla się konieczność prowadzenia edukacji rodzicielskiej od wczesnego etapu ciąży. Początkiem działań musi być zapewnienie przyszłym matkom możliwości urodzenia zdrowego dziecka, a nawet nakłonienie ich do poddawania się systematycznej kontroli lekarskiej.
Rozmawiał Konrad Malec, 29 stycznia 2010 r.
Należy inaczej rozłożyć akcenty, bo objęcie wszystkich dzieci opieką przedszkolną może skutkować „równą nierównością”.