Po słowach ich poznacie

·

Po słowach ich poznacie

·

Nie tak dawno temu jedna z partii apelowała, by polityków rozliczać z „czynów, nie słów”. Czasami jednak wystawiają sobie oni wystarczające świadectwo już na poziomie sloganów.

Analiza haseł wyborczych wydawać się może zajęciem jałowym. Zwłaszcza odkąd także w Polsce zaczęli je układać specjaliści od marketingu politycznego, rzadko kiedy wykraczają one poza konwencję. I tak – może poza Januszem Korwin-Mikkem, który konsekwentnie obiecuje „benzynę po 2 zł” – nawet kandydaci i ugrupowania uważane za radykalne stawiają zwykle na niezobowiązujące i niekontrowersyjne ogólniki. Dość wspomnieć, że formacja Andrzeja Leppera, uznawana za tzw. partię protestu, w ostatnim wyścigu do parlamentu deklarowało walkę „O prawdę i godność”, a dwa lata wcześniej Maciej Giertych stawał w szranki walk o prezydenturę pod sztandarem, na którym widniało: „Z nadzieją w przyszłość”. Przede wszystkim jednak przyzwyczailiśmy się, że papier, na którym drukowane są wyborcze plakaty, jest bardzo cierpliwy, a obietnice demokratycznie wybieranych polityków warte tyle, co tych nominowanych przez monopartię. Jak władza mówi, że da, to mówi!

Mimo powyższego, warto poświęcić politycznym sloganom nieco uwagi. Okazuje się wtedy nieraz, że wybór konkretnego frazesu potrafi całkiem sporo powiedzieć na temat mentalności kandydata czy ugrupowania. Klasycznym przykładem jest tutaj sentencja „reformatorów” z Unii Demokratycznej z 1993 r., która brzmiała „Po pierwsze gospodarka”, notabene skopiowana z wcześniejszej o rok kampanii Billa Clintona. O tym, jak dalece dobro abstrakcyjnej „gospodarki” wspomniane środowisko przedkładało nad realnie istniejące interesy polskich pracowników, zaświadczyć może zwłaszcza liczne grono konsumentów zupy, którą kilka lat wcześniej serwował jeden z jego liderów.

Równie wyrazistym przykładem jest obietnica innej formacji postsolidarnościowej, przypomniana przez Cezarego Michalskiego podczas zorganizowanej przez „Obywatela” debaty nt. dwudziestolecia polskiej transformacji (jej zapis ukazał się w „Obywatelu” nr 45). Współpracowałem przy dwóch kampaniach wyborczych AWS-u: tej pierwszej, kiedy oni – my – wygrali wybory, oraz przy przegranej kampanii Krzaklewskiego. Wiedziałem, że to jest prawica, natomiast to był dla mnie ciągle jeszcze jakiś sposób odbudowy wspólnoty solidarnościowej, ponieważ w AWS-ie byli zarówno centroprawicowi inteligenci, jak i związkowcy, zarówno przedstawiciele „elit”, jak i „ludu”. Kiedy u schyłku AWS-u w małej grupie wymyślaliśmy dla Krzaklewskiego główne hasło jego kampanii, wygrał slogan „Bezpieczna przyszłość, rodzina na swoim”; tylko socjolog Tomasz Żukowski i ja głosowaliśmy przeciw. Dla mnie to był taki symboliczny koniec „Solidarności”, bo to była przecież kampania lidera związkowego, a dostała hasło neokonserwatywne, neoliberalne – powiedział wtedy Michalski, dodając, że jego pokolenie, które zaczynało jako solidarnościowe, teraz pakuje się w najgorszy upeeryzm, w traktowanie społeczeństwa jako zdziczałego stanu natury, gdzie nie panują żadne wartości i gdzie się tylko wychodzi na polowanie, żeby przynieść mięso dla „rodziny na swoim”.

W trwającej właśnie kampanii Andrzej Olechowski poszedł już na całość. „Wybierz swój dobrobyt”, zwrócił się do indywidualnego obywatela, pardon – wyborcy. Od początku kampanii staram się przekonać Polaków, że dzisiaj ich patriotycznym obowiązkiem jest bogacenie się – uzupełnia kandydat Stronnictwa Demokratycznego, zgrabnie wpisując się w tradycję rozwijaną w ostatnich dekadach przez Komunistyczną Partię Chin. Mieliśmy być drugą Japonią, jednak w ostatnich latach w wyobraźni naszych liberalnych technokratów coraz wyraźniej zastępuje ją jej większy sąsiad, któremu do demokracji daleko, za to urządził piękne igrzyska, a i chleba tam coraz więcej, gdyż PKB rośnie jak na drożdżach. Po pierwsze gospodarka

Pozostaje mieć nadzieję, że Polacy nie będą się dali nabierać na tak formułowane zachęty, co zresztą miało miejsce w dwóch poprzednich z przywołanych przykładów. Tylko z czego tu wybierać, skoro nawet „Polska Solidarna” w praktyce okazała się dobrą matką przede wszystkim dla nieźle sytuowanych „rodzin na swoim”?

Dział
Nasze opinie
komentarzy
Przeczytaj poprzednie