Krzysztof Zgoda: Przywróćmy kasjerce uśmiech
Ponad 50 proc. pracowników handlu jest niezadowolonych ze swoich warunków pracy. Wyniki mówią same za siebie.
12 kwietnia br. w Sejmie miał zostać złożony obywatelski projekt ustawy o repatriacji. Na czele tej oddolnej inicjatywy stał b. marszałek Izby, Maciej Płażyński, który zginął w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem. Syn tragicznie zmarłego, Jakub Płażyński, zdecydował się podjąć przerwane dzieło ojca.
Stoi Pan na czele Obywatelskiego Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej „Powrót do Ojczyzny”. Celem nowej ustawy jest ułatwienie powrotu naszych rodaków do ojczyzny. Jakie zmiany zakłada Wasz projekt?
Jakub Płażyński: Ustawa o repatriacji funkcjonuje w Polsce od 2000 r. Jej adresatem są osoby deportowane lub zesłane w ramach stalinowskich represji i ich potomkowie, którzy pozostali na terenie byłego ZSRR. Obecnie większość z nich mieszka w Kazachstanie i z myślą głównie o nich był tworzony ten projekt, choć nie zakłada on żadnych ograniczeń terytorialnych. Proponujemy zmianę procedury powrotu takich osób do ojczyzny, ponieważ dotychczasowe rozwiązania są nieskuteczne. Ciężar odpowiedzialności za powrót repatriantów do Polski spoczywa na samorządzie lokalnym. Jak pokazuje praktyka, samorządy nie są w stanie mu podołać – z rożnych względów, w tym finansowych.
Aby przyjechać do Polski w charakterze repatrianta, trzeba najpierw otrzymać zaproszenie. Gmina, która zgłasza gotowość do przyjęcia określonej liczby osób, zobowiązuje się tym samym do zapewnienia im środków utrzymania, tzn. mieszkania oraz pomocy finansowej potrzebnej w początkowym okresie pobytu. Niestety, nasze gminy bardzo rzadko wystosowują takie zaproszenia, co sprawia, że czas oczekiwania na powrót do kraju wynosi 5-10 lat. Oczywiście nie ma sensu za „całe zło” obwiniać samorządów, które mają dużo różnych obowiązków i sprawa repatriacji nie jest dla nich najważniejsza. Z pewnością nie bez znaczenia jest też brak lokali komunalnych oraz obawy o pracę dla tych osób. Efekt jest jednak taki, że często jedyną drogą, by dostać się do Polski, jest przyjazd na własną rękę, czyli próba znalezienia w kraju kogoś, kto by wysłał takie zaproszenie. Chcemy ciężar obciążeń związanych z powrotem do ojczyzny przerzucić na państwo polskie, które zapewniałoby repatriantom mieszkanie i podstawową pomoc finansową na starcie.
Jakie trudności napotykają powracający i chcący powrócić do Polski?
J. P.: Najczęściej nie potrafią pokonać bariery związanej ze znalezieniem źródła utrzymania oraz mieszkania; to głównie problem powracających na zaproszenia indywidualne. Proponowana przez nas ustawa zobowiązuje ministra spraw wewnętrznych i administracji do znalezienia repatriantowi mieszkania w ciągu dwóch lat od dnia wydania promesy wizy wjazdowej. Sama wiza wydana będzie po przygotowaniu w Polsce miejsca dla repatrianta. Chodzi o to, aby ludzie nie czekali latami w kolejce, tylko wiedzieli, kiedy otrzymają wizę. Wymaga to zabezpieczenia pakietu mieszkań rotacyjnych dla repatriantów. Zakładamy, że każdemu przysługiwałoby mieszkanie na okres minimum dwóch lat. W tym czasie powinni „stanąć na własnych nogach”, uniezależnić się.
Drugim elementem jest zapewnienie pomocy finansowej na zasadach analogicznych do tych, które obowiązują w stosunku do uchodźców. Mowa o świadczeniu socjalnym w kwocie 1175 zł miesięcznie na osobę, wypłacanym przez okres 36 miesięcy. To wystarczy na adaptację społeczną i środowiskową.
Ponadto repatrianci napotykają na problemy aklimatyzacyjne związane z codziennym funkcjonowaniem. By ułatwić ich integrację ze społeczeństwem, powinien powstać system wsparcia przez pracę, obejmujący np. ulgi podatkowe dla zatrudniających takie osoby. Niezbędne dla powracających będą kursy zawodowe oraz języka polskiego, bowiem wielu potomków naszych rodaków słabo zna mowę ojczystą.
Celem ustawy jest umożliwienie powrotu do ojczyzny ludziom, którzy tego potrzebują, i danie im szansy na odnalezienie się w niej. Ci ludzie nie oczekują, że państwo będzie ich prowadziło za rękę w każdym aspekcie. Pierwsze 2-3 lata są najtrudniejsze, wówczas budują swoje życie na nowo i państwo powinno im pomóc w stawianiu pierwszych kroków i uzyskaniu niezależności.
Proszę opowiedzieć o zbiórce podpisów – niezbędnych, by parlament miał obowiązek rozpatrzyć obywatelski projekt.
J. P.: Inicjatorami akcji są Stowarzyszenie „Wspólnota Polska” i Związek Repatriantów, dużego wsparcia udzielają NSZZ „Solidarność”, Naczelna Rada Adwokacka, Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej, Związek Miast Polskich, Polska Akcja Humanitarna, Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo-Kredytowe, Międzynarodowy Motocyklowy Rajd Katyński, Urząd Marszałkowski Województwa Pomorskiego, Urząd Miasta w Sopocie oraz inne samorządy lokalne. By projekt mógł trafić pod obrady Sejmu, musimy zyskać dla niego poparcie 100 000 polskich obywateli. To to bardzo dużo, przy niewielkiej ilości czasu. Do 14 września musimy wszystkie podpisy złożyć w kancelarii Marszałka Sejmu RP. Zachęcamy do współpracy wszystkie osoby i organizacje, które chciałyby włączyć się w nasze działania, zarówno przez zbieranie podpisów, jak i pomoc w rozpropagowaniu akcji. Całe przedsięwzięcie jest oddolną, niepartyjną inicjatywą obywatelską, nie mamy dużych struktur kadrowych – nasza działalność w całości opiera się na dobrej woli zaangażowanych wolontariuszy i organizacji, tak jak oni współpracujących społecznie. Poprzeczka ustawiona jest bardzo wysoko, liczę jednak, że uda się ją przeskoczyć. Nasza siła tkwi w jednostkach; każdy się stara, daje z siebie tyle, ile może.
By włączyć się w zbiórkę podpisów wystarczy wejść na stronę internetową www.repatriacja.org.pl Znaleźć tam można pełne informacje o działaniach Komitetu i projekcie ustawy. Z witryny można pobrać listę do zbierania podpisów oraz baner do umieszczenia na własnej stronie WWW. Przede wszystkim jednak namawiam do złożenia podpisu i przesłania go do jednego z naszych punktów (lista adresów dostępna na stronie Komitetu), których mamy w całej Polsce już kilkanaście.
W akcję włączyła się też redakcja „Obywatela” – podpisy pod projektem można składać w naszej siedzibie, na ul. Więckowskiego 33/127 w Łodzi.
Ponad 50 proc. pracowników handlu jest niezadowolonych ze swoich warunków pracy. Wyniki mówią same za siebie.
Rozdawnictwo zasobów jest dowodem na brak strategii rozwoju energetyki, która zabezpieczałaby interesy odbiorców energii oraz państwa.