Przemówienie w sprawie ustaw językowych
Przemówienie w sprawie ustaw językowych
Wysoki Sejmie!
Zanim przystąpimy do rozpatrywania i głosowania ustaw zgłoszonych przez Rząd i obejmujących niektóre postanowienia w sprawie mniejszości narodowych, słusznym będzie, ażebyśmy przypomnieli sobie sposób, w jaki ustawy te powstały – sposób i moment.
Pan prezes Rządu w pierwszym przemówieniu swoim wygłoszonym w Sejmie zaznaczył, że podejmuje się jedynie sanacji Skarbu i że wszelkie inne zadania, bodajby nawet najbardziej pilne i najbardziej potrzebne w Polsce, pozostawia swoim następcom. Jednak siła i logika wypadków, niewątpliwie niezadowalający stan tych rzeczy w Polsce, zmusiły go do tego, że już w kilka miesięcy potem złożył publiczne oświadczenie, iż uważa za swój bezpośredni obowiązek przystąpić do unormowania tych rzeczy w drodze ustawodawczej, bodajby w najskromniejszym zakresie. W tym celu zwołano dwa dość liczne zgromadzenia osób zaszczyconych zaufaniem prezesa Rządu, które wypowiedziały swoją opinię i które zresztą rozeszły się bez pozostawienia jakichkolwiek konkretnych śladów.
Do pomocy Rządowi celem opracowania ustawy powołana została w następstwie tzw. Komisja Czterech, której skład znany jest Panom z wielokrotnych wzmianek w pismach. Komisja ta nie reprezentowała żadnego stronnictwa, żadnej grupy politycznej; zasiadali w niej obywatele przemawiający jedynie we własnym imieniu, reprezentujący jedynie własne poglądy. Z samego faktu, że w Komisji Czterech zasiadali ludzie należący do wręcz przeciwnych sobie obozów, reprezentujących wręcz przeciwstawne sobie poglądy na sprawę mniejszości, wynika i wynikać musiało, że w sprawie tej zawarty zostanie pewien kompromis, że kompromis ten, nie naruszający niczyich szerszych poglądów, nie rozwiązujący całości zagadnienia, nie przekreślający i nie odwołujący niczego, pokusi się o realne ujęcie tego zagadnienia, jakim jest język urzędowania władz państwowych w Polsce i używanie własnego języka w urzędach przez mniejszości narodowe.
Byłoby znacznie lepiej, gdyby czy to w pierwszych, liczniejszych naradach, czy to później w Komisji Czterech, zasiadali także i przedstawiciele stron zainteresowanych, przedstawiciele mniejszości narodowych. Co do mnie osobiście, gdybym był na miejscu p. premiera, wolałbym tą drogą dojść do pewnego porozumienia i osiągnięcia takiego minimum, jakie jest możliwe do osiągnięcia; jednakże brak przedstawicieli mniejszości w Komisjach Czterech nie zwalniał, jak sądzę, obywateli Polaków od wzięcia w niej udziału, od ciężkiego obowiązku dojścia do jakiegokolwiek wspólnego poglądu na palącą sprawę kresów. Podkreślam ten obowiązek nie dlatego, żebym się w ogóle entuzjazmował zasadą jedności narodowej, przed którą musiałaby ustąpić raz na zawsze rozbieżność zdań, ale dlatego, że w tej sprawie i w tym momencie, jak sądzę, słusznym będzie zupełnie, aby pogląd, który dziś zostanie uchwalony, był poglądem całej polskiej części naszego Państwa.
A teraz jeżeli chodzi o same ustawy, to zanim przystąpimy do szczegółowego ich czytania, słusznie będzie zastanowić się nad ich wartością, nad ich zakresem i nad możliwością ich wykonania.
Niewątpliwie ustawy te nie dają wszystkiego, niewątpliwie ustawy te nie obejmują całokształtu zagadnienia. Zostało to uczynione świadomie, nie dlatego, żeby zaprzeczyć samemu istnieniu całokształtu zagadnienia, ale powtarzam jeszcze raz, dlatego, aby zacząć od rzeczy najłatwiejszych, aby zacząć od rzeczy, co do których będzie możliwe osiągnięcie wspólnego poglądu, aby zacząć od rzeczy, które mogą być w życie wprowadzone.
Ustawy te, rzecz prosta, nie obejmują całokształtu zagadnienia przede wszystkim co do tych czy innych aspiracji mniejszości narodowych. Nie jako członek Komisji, ale jako obywatel Państwa, jako poseł Sejmu, jako reprezentant pewnego kierunku politycznego, rozumiem, że aspiracje te mogą iść znacznie dalej, aniżeli określają to ustawy, aniżeli określić to jest w stanie większość i całość Sejmu polskiego. Gotów też jestem w dążeniu do zrealizowania tych aspiracji towarzyszyć mniejszościom narodowym bardzo daleko, tak daleko, jak daleko pozwala na to interes Państwa Polskiego jako całości, jak pozwala na to bezsporna dla mnie zasada nienaruszalności jego granic, zasada uznania tego, co jest w danej chwili tworem skończonym, który na rzecz żadnej teorii, żadnego programu nie może być ćwiartowany. Jeżeli ktoś poza tym w duszy swej żywi aspiracje dalej idące, aspiracje co do samookreślenia się całkowitego, co do utworzenia własnego państwa, to jako człowiek mogę uznać te aspiracje, uznać ich słuszność i podstawy, lecz jako Polak musiałbym stwierdzić, że w obecnej chwili Polska, odcinając od siebie żywe kawałki organizmu państwowego, nie zaspokoiłaby nawet niczyich dążeń narodowościowych, lecz tylko interesy państw sąsiednich, i że skorośmy zeszli z zasady granic z 1772 r., to nie mamy nie tylko żadnego powodu, ale nawet żadnej możności godzić w podstawy tych granic, w jakich się dziś znajdujemy.
Oczywiście aspiracje narodowościowe mogą się także i co do wielu innych rzeczy posuwać znacznie dalej aniżeli ustawy. Niekiedy są to rzeczy pozornie drobne, a jednak wywołujące niesłychanie ostry spór i czyniące wrażenie pewnej zniewagi. Taka jest np. sprawa nazwy narodu. Mój osobisty pogląd jest, że naród każdy powinien nadawać sobie nazwę sam, bez niczyich wpływów, a zwłaszcza bez niczyjego nacisku. Dlatego też ilekroć tu w Sejmie przemawiałem, nazywałem Ukraińców Ukraińcami, tak jak oni siebie nazywają, tak jak brzmi nazwa ich klubu urzędowo w Sejmie naszym.
Ubolewałem bardzo, że co do tego punktu kompromis nie doprowadził tak daleko, jak powinien był doprowadzić i użyto innej nazwy, która zresztą jest nazwą i historyczną i odwieczną, użyto nazwy „ruski”, która, mam wrażenie, nikogo nie obraża, ale być może i nikogo nie zadowala. Związany uchwałami Komisji Czterech, związany poglądem moim co do konieczności pewnego kompromisu w tej sprawie, niewątpliwie głosować będę tak, jak mi to nakazuje umowa, ale to nie sprzeciwia się wcale mojemu wewnętrznemu przekonaniu, że w tym kierunku należałoby i można byłoby iść dalej.
Nie zadowalają mnie też te ustawy co do terytorium objętego przez nie. Przyznaję, że stojąc na stanowisku czysto teoretycznym, na stanowisku zasadniczym, można było iść dalej w uwzględnieniu praw mniejszości narodowych i praw poszczególnych obywateli wszędzie tam, gdzie się oni znajdują, niezależnie od tego, czy się znajdują na terenie tego województwa, czy innego. Ja osobiście nie widzę żadnej przeszkody, ażeby dzieci niemieckie czy ukraińskie uczyły się w swoim języku nawet wówczas, kiedy zamieszkują województwo krakowskie, nie tylko lubelskie. Jednak wracając znowu do twardego i praktycznego życia, zaznaczyć muszę, że nie udało się granicy tej posunąć poza granice trzech województw małopolskich i czterech województw północno-wschodnich. Myślę, że to wszystko, co Sejm uchwalić raczy, może być tylko początkowym rozwiązaniem zagadnienia niesłychanie drażliwego, skomplikowanego, a zarazem niesłychanie dla Polski ważnego, zagadnienia, od którego zależy nie tylko jej zdrowy rozwój, jej rozkwit, ale być może i życie.
Sądzę, że w tym rozumieniu ustawy, które w imieniu komisji przedkładam Wysokiemu Sejmowi, nie tylko nie są rzeczami najważniejszymi, ale są może najmniej ważnymi. Istotą rzeczy jest sprawa stosunku narodowości niepolskich, zamieszkujących Państwo nasze, do administracji naszej i odwrotnie – administracji naszej do mniejszości narodowych, stosunku, jak wiadomo, bardzo niepoprawnego obustronnie, niezadowalającego nie tylko żadnej mniejszości, ale żadnego Polaka w Polsce. Członkowie najrozmaitszych stronnictw i rządów już z tej wysokiej trybuny stwierdzili, że stosunki administracyjne, zwłaszcza na naszych kresach, są gorzej niż złe, że wymagają szybkiej i gruntownej sanacji i że bez uzdrowienia tych stosunków o żadnej istotnej poprawie, o żadnym rozwiązaniu zagadnienia mniejszości narodowych w Polsce nie może być mowy.
Niewątpliwie nie możemy o tym zapominać uchwalając ustawę językową, stwierdzić jednak wolno, że nie można zrobić od razu wszystkiego. Komisja, która odbyła 15 czy 18 posiedzeń, załatwiła w każdym razie taką rzecz, na którą, powiedzmy sobie, Austria potrzebowała 60 lat i której w drodze ustawy nie załatwiła aż do samej śmierci. Myślę, że nadejdzie w najbliższej przyszłości czas, gdy od zagadnień językowych trzeba będzie przejść do uzdrowienia administracji na tych czy innych podstawach i następnie do usunięcia skarg każdej ludności zamieszkującej kresy. Sądzę także, że rzeczą może jeszcze ważniejszą jest kwestia dobrobytu materialnego mniejszości narodowych, jest kwestia tego zupełnie słusznego żądania, aby w stosunku do ich dobytku, w stosunku do ich dobrobytu Państwo Polskie traktowało ich na równi z każdym innym obywatelem, jeżeli nie lepiej. Powiadam: „jeżeli nie lepiej” – ze względu na zniszczenia wojenne, którym oni podlegli i ze względu na to, że tamte części Polski w kulturze materialnej są cofnięte bardziej w tył, niż części Polski środkowej i zachodniej. Myślę, że rozwiązując zagadnienie dobrobytu materialnego, Rząd obecny czy przyszły nie będzie mógł także pominąć kwestii ziemi, która niewątpliwie jest jedną z najbardziej palących i co do której istotnie do tej pory stosunek nasz był nie tylko nieuregulowany, ale i niewłaściwy. Istnieją w tej sprawie, jak wiadomo, dwa poglądy krańcowo sprzeczne i jak osobiście mniemam, krańcowo szkodliwe. Jeden z nich nakazuje odsunięcie wyłącznie od dobrodziejstw reformy rolnej całej ludności niepolskiej, drugi usiłuje zarezerwować te ziemie tylko dla ludności polskiej [tak w oryginale, prawdopodobnie błąd w zapisie stenograficznym – przyp. „Obywatela”]. Nie będę się wdawał w szczegółowy rozbiór tego zagadnienia, bo to nie należy do tematu. Muszę jednak stwierdzić, że w tej sprawie, jak we wszystkich innych, moim skromnym zdaniem, rozwiązanie powinno iść po linii środkowej, powinno się pamiętać nie tylko o straszliwie zabójczym dla Państwa przeludnieniu rolniczym części środkowych i zachodnich Polski, ale przede wszystkim również powinno się pamiętać o potrzebach i sprawach ludności osiadłej od wieków na miejscu. Usunięcie jej zupełnie od ziemi byłoby rzeczą, która by na pewno nie odbyła się bez zatargów, doprowadzających do czynów dla Polski zabójczych.
Całe te trzy ustawy, które Wysoki Rząd przedkłada dziś Sejmowi, które powstały z dorady i przy współpracy Komisji Czterech, przesiąknięte są jedną ideą zasadniczą, ideą takiego współżycia narodowości w Państwie Polskim, przy którym nikt nie czułby się pokrzywdzonym, nikt nie czułby się niewolnikiem ani pasierbem, lecz każdy czułby się równouprawnionym obywatelem. Jeszcze raz stwierdzam, że te ustawy niewątpliwie nie dają całokształtu zagadnienia i nie pozwalają nikomu dzisiaj stwierdzić, że musi być z tego stanu rzeczy zadowolony. Ale też te ustawy nie wymagają żadnego z niczyjej strony pokwitowania. Jeżeli Państwo Polskie, jeżeli Sejm i Rząd polski występują z pewnymi ustawami i chcą je wprowadzić w życie, to nie pod czyimkolwiek naciskiem, nie dla zadowolenia czyichkolwiek poglądów, nie dlatego, że taki a nie inny jest pogląd Ligi Narodów czy Towarzystwa Przyjaciół Ligi Narodów, lecz tylko dlatego, że taki jest interes Państwa Polskiego.
Panowie twierdzą [zwracając się do mniejszości narodowych], tak twierdzili przynajmniej Panowie na komisji i w prasie, że pośpiech, z jakim ustawy są tu uchwalane, świadczy, iż są one uchwalane na eksport, dla zagranicy. Śmiem zaznaczyć, że to, czego żąda od nas w tej sprawie zagranica, to, czego żąda od nas pakt dodatkowy do Traktatu Wersalskiego, daje znacznie mniej niż te skromne trzy ustawy, te trzy kompromisowe ustawy, które dziś przedkładamy Sejmowi. I dlatego gdyby ktoś chciał tylko zadowolić Ligę Narodów, to mógłby się powstrzymać nawet w tej krótkiej drodze znacznie bliżej. Wobec tego wydaje mi się, że wszelkie posądzenia narodu polskiego o to, że ustawy te są wyłącznie dla zagranicy robione, są jedynie dowodem głębokiego zadrażnienia stosunków pomiędzy nami, pewnej podejrzliwości, która w tym wypadku na niczym nie jest oparta. Traktat o mniejszościach leżał u nas wprawdzie na stole, nie mieliśmy jednak potrzeby ani obowiązku do niego zaglądać, sprawdziliśmy tylko w pewnym momencie, czy istotnie wykonaliśmy to, czego od nas wymagał, i stwierdziliśmy z zadowoleniem, że dajemy znacznie więcej niż to jest naszym obowiązkiem prawnym, jeżeli już na tym punkcie stać mamy.
Czy ustawy te będą wykonane? Zaprzecza się temu. Sądzę, że i tu daje się może zbyt wielki posłuch swojej pobudliwości, swojej nieufności, może nieraz uzasadnionej praktyką życiową, ale zwracam uwagę, niezbyt pożytecznej. Nie wiem, jak i kiedy te ustawy będą wykonane, wiem natomiast, że zanim jakiekolwiek prawo będzie wykonane, trzeba mieć przede wszystkim zasadę, trzeba mieć to, o co się walczy, trzeba mieć owo prawo, prawo materialne, które by służyło za punkt wyjścia do wykonania.
Komisja Czterech, a także mniemam i Wysoki Rząd, zdają sobie najzupełniej sprawę, że od uchwalenia tego prawa do wprowadzenia go w życie będzie droga czasem dość daleka i czasem bardzo kamienista. Dlatego już w ostatniej chwili na Komisji Konstytucyjnej za zgodą wspólną wszystkich klubów polskich termin wprowadzenia tych ustaw w życie został nieco przesunięty. Pierwiastkowy tekst brzmiał: w miesiąc po uchwaleniu; myśmy przesunęli go na później, na 1 października, nie dlatego, żeby komuś zrobić przykrość, tylko dlatego, żeby zapewnić lepsze przygotowanie się do wprowadzenia w życie tych ustaw. Nie zaprzeczam jednak wcale, że tu i ówdzie, być może w bardzo wielu nawet wypadkach, znajdzie się urzędnik czy środowisko jakieś, które z tych ustaw będzie niezadowolone, które będzie je uważało za szkodliwe dla polskości i które je będzie wykonywało niedbale, albo wcale nie będzie chciało ich wykonywać. Wysoki Sejm w tej sprawie, jak w każdej innej, ma prawo kontroli nad działalnością Rządu, bądź przez zgłaszanie interpelacji, bądź przez utworzenie specjalnej komisji, która powinna czuwać nad tym, żeby to, co było wolą Sejmu, było też wolą władzy wykonawczej w całej rozciągłości, poczynając od jej przewodnika w Warszawie, a kończąc na najdrobniejszym urzędniczku w starostwie. Te wypadki łamania ustaw, nie tylko ustaw dotyczących mniejszości, ale jakichkolwiek ustaw, które się nie podobają temu czy innemu panu w starostwie czy komendzie policji, te wypadki nieuznawania prawa dlatego, że ono nie odpowiada czyimś poglądom, zachodzą istotnie dość często i, jak myślę, cały Sejm polski, niezależnie od przynależności partyjnej i narodowej, powinien z równym wysiłkiem i wytężeniem zajmować się tymi nadużyciami, w interesie nie tej czy innej mniejszości, tylko w interesie wspólnym całego Państwa.
Sądziliśmy zresztą, jako Komisja Czterech, że będzie rzeczą pożyteczną doradzić Rządowi, by utworzył jakiś organ, który by stale zajmował się kontrolowaniem i uzgadnianiem w rozmaitych resortach zamierzeń i poglądów Rządu, zwłaszcza jeżeli one będą już wykonaniem zamierzeń i poglądów Sejmu. Zdaje mi się tedy, że zanim dojdziemy do tego bardzo gorzkiego przekonania, że ustawy te nie będą wykonane, trzeba przecież dać pewien czas Rządowi i życiu, trzeba przekonać się i przyjść z faktami istotnymi, w przeciwnym bowiem wypadku narażają się Panowie na posądzenie, że stawiają zarzuty całkiem gołosłownie. I tutaj żadna praktyka dotychczasowa nie zmieni postaci rzeczy. To, że dotychczas działo się źle, nie jest precedensem, żeby i nadal do nieskończoności miało się w Polsce źle dziać. Jeżeli Panowie walczycie o poprawę złego, to wierzcie, że i my walczymy, a jeżeli te rzeczy nie mogą się stać w ciągu paru lat, to może dlatego, że są zbyt trudne dla społeczeństwa i narodu, który dopiero od kilku lat rządzi się sam.
Zdaje mi się zresztą, że wartość tych ustaw będzie nie tylko praktyczna, ale że polega ona także na pewnych teoretycznych ustaleniach i uzgodnieniach co do niektórych rzeczy. Gdybyśmy raz na zawsze zgodzili się, że w tej Polsce należy żyć na zasadzie uszanowania swoich kultur, swoich języków, na zasadzie przyzwyczajania się do siebie, skoro już wspólnie w tym państwie mieszkać musimy, to uczynilibyśmy niewątpliwie bardzo duży krok naprzód.
Państwo Polskie jest – Polską; miałem zaszczyt z tej trybuny kilkakrotnie to stwierdzić, że opiera się ono na tradycji historycznej polskiej i że uwzględnić musimy ten fakt realny, iż 2/3 ludności należy w tym państwie do narodu polskiego. To jednak nie wyklucza wcale jak największego poszanowania dla każdej innej kultury, dla każdego innego języka, i nie wyklucza także opieki, jaką Rząd Polski winien staraniom mniejszości narodowych w utworzeniu własnej kultury. Nie wyklucza to zresztą z drugiej strony również zasady współzawodnictwa w tym państwie. Zdaje mi się, że takie postawienie rzeczy, jakie kilkakrotnie w tym Sejmie było proponowane, że Polskę należy podzielić na pewne zamknięte terytoria, na pewne folwarki, które należą do tej czy innej narodowości, nie jest do przyjęcia dla nikogo. Ziemia Państwa Polskiego należy wspólnie do nas wszystkich i na tej ziemi, jak wszędzie niewątpliwie, musi być uznana zasada pokojowego współzawodnictwa różnych kultur, różnych języków, różnych tradycji i to współzawodnictwo, byleby tylko rozgrywało się w szrankach legalności, uszanowania innego człowieka i innego narodu, nie przyniesie nie tylko nikomu szkody, ale musi też przynieść wspólny pożytek, niewątpliwie bowiem współzawodnictwo czy jeśli inaczej chce kto nazwać, lojalna i legalna walka jest podstawą wszelkiego współżycia.
I oto dlatego sądzę, że Sejm Polski te trzy ustawy, które dzisiaj przedkładamy, uchwalić powinien. Sądzę, że powinien wejść na drogę wielkich i świetnych tradycji Państwa Polskiego, kiedy siłą naszą był nie tylko pancerz i miecz, ale kiedy był nią także rozum stanu, patrzący poprzez stulecia, zdolność przyciągania i przywiązywania do siebie innych narodów, zdolność rozwiązywania zagadnień narodowościowych na najwyższej płaszczyźnie człowieczeństwa. Ja myślę, że może z pewnymi wahaniami, może z pewnymi trudnościami, których wytłumaczenie aż nadto znajduje się w 120 latach naszej niewoli, na tę wielką drogę wkroczymy i tam znajdziemy tę moc i ten rozkwit Państwa, jakiego sobie wszyscy życzymy.
***
Na zakończenie dyskusji:
Wysoki Sejmie. Ze zgłoszonych i przeczytanych przed chwilą poprawek mogę tylko poprzeć poprawkę, uzgodnioną ze wszystkimi polskimi klubami, aby we wszystkich trzech ustawach tam, gdzie się spotyka słowo „ruski” w nawiasach dodać „rusiński”. Oprócz tego popieram rezolucję przyjętą przez Komisję Konstytucyjną, mianowicie wzywającą Rząd, aby wydał rozporządzenie normujące użycie języka żydowskiego na zgromadzeniach publicznych. Będzie ona głosowana przy trzecim czytaniu.
Zresztą oświadczam się przeciw wszystkim zgłoszonym poprawkom nie dlatego, ażebym niektórych osobiście nie uważał za słuszne, ale dlatego, że kompromis polega na tym, że się często głosuje przeciw temu, co się uważa za słuszne.
Korzystając ze sposobności, pozwolę sobie odpowiedzieć poprzednim mówcom w paru słowach. W przemówieniach Panów brzmiała nuta nieufności, czy ta ustawa będzie wykonana. Muszę raz jeszcze oświadczyć, jako Polak i członek Sejmu polskiego, że ja muszę mieć wiarę w to, że Państwo Polskie to wykona; gdybym tej wiary nie miał, nie mógłbym nie tylko pracować nad budową tego Państwa, ale nawet nie mógłbym żyć w tym Państwie. A poza tym Wasze ukochanie swoich praw, swojej kultury i swojej ściślejszej ojczyzny idzie tak daleko, że wyraźnie zieje nienawiścią do wszystkiego, co polskie. W tej sprawie, tak jak wzywałem Was do cierpliwości, tak samo nagiąć muszę i siebie samego żelazną ręką do cierpliwości, aby przetrwać tę nienawiść i zbudować to, co uważamy za potrzebne dla wszystkich.
—
Powyższy tekst jest zapisem przemówienia na posiedzeniu Sejmu w dniu 9 lipca 1924 r. Przedruk za: Stanisław Thugutt – „Wybór pism i autobiografia”, Książnica Polska, Glasgow 1943.