Związki pracujących inaczej

·

Związki pracujących inaczej

·

Media głównego nurtu przedstawiają związki zawodowe jako organizacje, które reprezentują tylko niewielką część klasy pracującej: czterdziestoletnich mężczyzn zatrudnionych na umowę o pracę, ubranych w koszule z niebieskimi kołnierzykami. Choć etatowi pracownicy fizyczni stanowią grupę społeczną, w której poziom uzwiązkowienia jest relatywnie wysoki, to związki zawodowe rozwijają się również w branżach nieznających fordowskiego reżimu produkcji.

Przynajmniej od lat 20. XX wieku do związków wstępowały osoby zatrudnione niestandardowo – byli wśród nich także pracownicy z „szarej strefy”. Dzisiaj ta tendencja się wzmaga. Związkowcami stają się zarówno przedstawiciele nowych kategorii pracujących, które wyłoniły się wraz z nadejściem zglobalizowanego systemu produkcji, jak i osoby zatrudnione dotychczas w obrębie nieoficjalnego sektora gospodarki. Związki zawodowe, które dążą do tego, by reprezentować i walczyć o prawa wszystkich pracujących, rozszerzają zakres działalności, tym samym zachęcając do wstąpienia w ich szeregi osoby zatrudnione na umowach cywilnoprawnych, „nielegalnych” pracowników, kobiety, ludzi młodych i imigrantów.

Związki w czasach postfordyzmu

Ostatnie dekady to okres kryzysu związków zawodowych. Tracą zdolność do reprezentowania klasy pracowniczej, pogarsza się ich pozycja negocjacyjna. Najlepszą miarą siły i pozycji tych organizacji jest poziom uzwiązkowienia, czyli stosunek liczby faktycznych członków do potencjalnych. W zdecydowanej większości państw należących do OECD i Unii Europejskiej doszło do znaczącego spadku tego wskaźnika. W stosunku do złotego okresu w latach 60. poziom uzwiązkowienia zmalał w niektórych przypadkach nawet kilkakrotnie. Na przykład w Portugalii między 1978 a 2010 rokiem wskaźnik ten spadł z 61 do 19 proc. Negatywna tendencja dotknęła jednak przede wszystkim kraje byłego bloku wschodniego. W większości z nich gęstość uzwiązkowienia na początku lat 90. oscylowała w przedziale 70–80 proc., by w wyniku przemian gospodarczych spaść do poziomu kilkunastu, maksymalnie dwudziestu paru procent, co plasuje cały region na szarym końcu europejskiej stawki (wyjątkami są tylko Rumunia i Słowenia). Polska niestety jest jednym z państw, które wiodą prym w tej niechlubnej klasyfikacji, odnotowując spadek poziomu uzwiązkowienia z 55 proc. w 1989 r. do 15 proc. w roku 2010.

Głównymi przyczynami tego negatywnego trendu były w krajach Zachodu zmiany gospodarcze, dokonujące się latach 70. i 80. XX wieku. Coraz większego znaczenia nabierał sektor prywatny, jednocześnie w wyniku neoliberalnej polityki kurczył się sektor publiczny, w którym zwykle poziom uzwiązkowienia jest najwyższy. Swoje zrobiły także przemiany strukturalne – trudniej zorganizować się w małych firmach niż w wielkich halach produkcyjnych, typowych dla gospodarek powojennych. Co więcej, procesy globalizacyjne i restrukturyzacja zakładów pracy w latach 80., która miała pozwolić przedsiębiorstwom na szybsze reagowanie na fluktuacje i kryzysy, przyczyniły się do spadku stabilności pracy i upowszechnienia nowych norm zatrudnienia. Jednocześnie na zachodnich rynkach pracy pojawiało się coraz więcej kobiet, które wcześniej wykonywały nieodpłatną pracę w domu lub pracowały tylko na część etatu. Wraz z rozwojem usług i specjalistycznych technologii przybywało wysoko wyspecjalizowanych pracowników i freelancerów, którzy nie identyfikowali się z robotnikami.

Wszystkie te zjawiska odbiły się negatywnie na kondycji związków zawodowych, ponieważ etatowi pracownicy wielkich przedsiębiorstw stanowili trzon tych organizacji. Na niskie uzwiązkowienie w naszym kraju niewątpliwie wpływa fakt, że około 80 proc. aktywnych zawodowo Polaków pracuje w mikroprzedsiębiorstwach, które zatrudniają mniej niż 10 pracowników – tymczasem jest to minimalna liczba osób potrzebnych do założenia związku zawodowego.

Na zachodzie Europy potrzeba rewitalizacji związków zawodowych została zauważona i wyartykułowana już w połowie lat 90. Wówczas działacze, politycy i publicyści zwrócili uwagę, że związki muszą przedefiniować tożsamość i zmienić formy działalności, aby niekorzystne trendy ekonomiczne obrócić na swoją korzyść i przyciągnąć nowe kategorie pracujących. Organizacje pracownicze wraz ze zmierzchem fordyzmu nie stały się bowiem zbędne. Przeciwnie, osoby pracujące, lecz pozbawione praw i zabezpieczeń socjalnych, potrzebują reprezentacji jeszcze bardziej niż pracownicy chronieni stosunkiem pracy. Zmieniająca się rzeczywistość ekonomiczna postawiła więc przed związkami zawodowymi, których celem jest walka o cały świat pracy, nowe wyzwania, ale jednocześnie dała im szansę na powiększenie szeregów, jeśli tylko potrafią odpowiedzieć na potrzeby nowych pracujących.

Razem na odległość

W niektórych krajach Europy Zachodniej związki zawodowe już w latach 90. XX wieku zmieniły strategie, aby zdobyć poparcie nowych kategorii pracujących. W Szwecji w 1996 r. władze SIF (Svenska Industritjänstemannaförbundet – Szwedzki Związek Pracowników Przemysłu) rozpoczęły debatę nad włączeniem osób samozatrudnionych w szeregi organizacji. Zwolennicy takiego rozwiązania argumentowali, że to naturalna reakcja na zachodzące zmiany, których wynikiem był wzrost liczby „kontrahentów”. W 1998 r. SIF otworzył się na nowych członków i do 2003 r. wstąpiło do niego ok. 2100 samozatrudnionych.

Związek zawodowy, starając się dotrzeć do tych rozproszonych grup, nie obawia się sięgać po nowoczesne techniki marketingowe. SIF prowadzi na przykład kampanie telefoniczne, próbując pozyskać kolejnych członków podczas rozmowy telefonicznej. W czasie rozmów związkowcy oferują potencjalnym członkom m.in. świadczenia prawne. SIF każdemu samozatrudnionemu członkowi zapewnia w ciągu roku do dziesięciu godzin indywidualnych konsultacji w zakresie prawa biznesowego i kontraktowego. Efektywność tej metody rekrutacji jest dość duża: od 5 do 8 proc. osób, z którymi SIF prowadził rozmowy telefoniczne, przyłączyło się do związku. Dla porównania: w komercyjnych działach sprzedaży skuteczność w telefonicznym pozyskiwaniu nowych klientów uznaje się za wysoką już na poziomie 3 proc.

W Holandii w 1999 r. podobne działania zainicjowała FNV Bondgenoten (Federatie Nederlandse Vakbeweging Bondgenoten – Holenderska Federacja Związków Zawodowych „Sojusznik”), przyjmując na okres próbny samozatrudnionych przewoźników. Chcąc uniknąć potencjalnych konfliktów między „etatowymi” członkami a domniemanymi przedsiębiorcami oraz rozłamu wewnątrz związku, władze federacji zdecydowały się powołać osobną, ale blisko współpracującą ze związkiem-matką strukturę, która zrzesza wyłącznie samozatrudnionych – FNV Zelfstandige Bondgenoten. Podobnie jak SIF, nowo powstała organizacja rozpoczęła kampanie mailingowe i telefoniczne, dzięki którym zdobywała rocznie średnio 2000 nowych członków.

Obecnie nietypowe związki zawodowe w Holandii rozwijają się szybciej niż tradycyjne, których baza stopniowo się kurczy. Kluczem do sukcesu federacji były pakiety nowych usług, stworzonych z myślą o samozatrudnionych. Holenderscy samozatrudnieni nie mogą brać udziału w zbiorowych negocjacjach płacowych, gdyż w świetle prawa stanowiłoby to zmowę cenową. Dlatego FNV Zelfstandige Bondgenoten stworzyła ze składek członkowskich specjalne fundusze, z którego pokrywana jest pomoc prawna i socjalna. Związkowcy mogą liczyć na wsparcie prawników w sprawach dotyczących podatków i nieuregulowanych wynagrodzeń, a także podczas rozpraw sądowych. Ponadto związek uprawnia samozatrudnionych do korzystania z funduszu emerytalnego. Pakiet usług okazał się zachęcający, a w ramach FNV zaczęły wyłaniać się kolejne związki zawodowe dla „przedsiębiorców”. W 2007 r. skupiały one łącznie 25 000 członków. Za przykładem FNV poszły kolejne organizacje – AVV (Alternatief voor Vakbond – Alternatywny Związek Zawodowy) i CNV (Christelijk Nationaal Vakverbond – Narodowa Federacja Chrześcijańskich Związków Zawodowych). Oferują one nowym członkom po preferencyjnych cenach m.in. ubezpieczenia od chorób i niezdolności do pracy.

Korzyści płynące ze wstąpienia do związków zawodowych doceniają również freelancerzy. We Francji w 2002 r. organizacja CFDT-Cadres (Confédération Française Démocratique du Travail Cadres – Francuska Demokratyczna Konfederacja Pracy „Kadra”) stworzyła Réseau des Professionnels Autonomes. Jest to sieć zrzeszająca menedżerów i wysoko wykwalifikowanych specjalistów, m.in. grafików, doradców, designerów, programistów i dziennikarzy. Jej członkowie mogą w ramach składek korzystać z profesjonalnych informacji i pomocy prawnej, a za dodatkową opłatą uzyskują uprawnienia do funduszu emerytalnego oraz ubezpieczenie zdrowotne. Związek stworzył też stronę internetową, która skupia geograficznie rozproszoną społeczność.

CFDT-Cadres nie jest zresztą jedyną strukturą, która do zorganizowania freelancerów korzysta z możliwości internetu. W Danii na przykład funkcjonuje „wirtualny” związek zawodowy – HK (Handels- og Kontorfunktionarernes Forbund – Związek Handlowców i Pracowników Biurowych). Prowadzona przez organizację strona www.freelance.dk oferuje indywidualną pomoc. Witryny mogą używać również zwykłe osoby, przedstawiając swoje oferty współpracy. Z tej publicznej przestrzeni na stronie internetowej korzysta również związek, który na podstawie zebranych informacji tworzy bazę potencjalnych członków.

Jeszcze ciekawszy przykład wykorzystania nowoczesnych technologii to inicjatywa powstała w Niemczech. Ver.di (Vereinte Dienstleistungsgewerkschaft – Zjednoczony Związek Pracowników Usług) – największy związek zawodowy u naszych zachodnich sąsiadów – stworzył uzupełniające się call center i stronę internetową. Dzięki nim pracownicy branży medialnej, w tym wolni strzelcy, korzystają z usługi nazwanej Mediafonem. Umożliwia ona freelancerom, również tym niezrzeszonym, konsultowanie skomplikowanych zagadnień prawnych z doświadczonymi doradcami. Około 15 proc. wszystkich nieuzwiązkowionych użytkowników usługi przyłącza się do ver.di. Przy okazji Mediafon spełnia rolę systemu wczesnego ostrzegania – dzięki niemu związek na bieżąco monitoruje problemy na rynku pracy i zdobywa wiedzę potrzebną do ich rozwiązywania.

Jak duże jest zapotrzebowanie samozatrudnionych na nowe formy świadczeń, pokazuje kontrowersyjna inicjatywa Finansforbundet – Związku Zawodowego Pracowników Sektora Finansowego w Norwegii. W 2002 r. stworzył on Rom, organizację wspierającą prawników i samozatrudnionych, którzy zajmują się szeroko rozumianym kapitałem ludzkim. Rom działa podobnie do innych nietypowych związków zawodowych, służąc poradą prawną i oferując preferencyjne ubezpieczenia zdrowotne. Oprócz tego organizuje projekty szkoleń i tworzy sieć mentorów i trenerów – z ich usług członkowie Rom mogą korzystać w czasie indywidualnych sesji. Jednak Rom nie jest strukturą związkową. Działania organizacji, funkcjonującej oficjalnie non-profit, przypominają płatny serwis, a jej członkowie – raczej klientów-subskrybentów niż tradycyjnych związkowców, gdyż dołączenie do Rom nie pociąga za sobą żadnych dodatkowych zobowiązań. Norweski przykład może stanowić przestrogę: jeśli związki zawodowe nie zwrócą się w stronę nowych kategorii pracujących, wówczas zrobią to komercyjne podmioty, co w przyszłości może osłabić cały ruch pracowniczy.

… i że cię nie opuszczę aż do wyjazdu

W nieco inny sposób związki zawodowe starają się pozyskiwać osoby zatrudnione na umowy na czas określony oraz przez agencje pośrednictwa pracy. W czasie zbiorowych negocjacji organizacje z różnych krajów zaczęły upominać się o prawa również tych grup pracowniczych, postulując podniesienie im płac. W ten sposób pokazywały, że na zbiorowych sporach z pracodawcami zyskują nie tylko pracownicy zatrudnieni na czas nieokreślony.

Tę strategię szczególnie rozwinęły łotewskie związki zawodowe, które w obronie praw pracowników tymczasowych dążyły do zmiany krajowej polityki i objęcia ich systemem zabezpieczeń socjalnych. W tym celu starały się one o rozpisanie referendum, które miało wprowadzić odpowiednie poprawki do konstytucji. Podobne działania podejmowały także niemieckie i hiszpańskie związki zawodowe, starając się, by problemy pracowników tymczasowych stały się istotnym zagadnieniem debat publicznych, a w dalszej perspektywie – nowych regulacji prawnych.

Popularną metodą podnoszenia świadomości społecznej są nie tylko protesty i działania polityczne, ale także konsekwentnie prowadzone kampanie społeczne. Dobrym przykładem takich przedsięwzięć jest inicjatywa IG Metall (Industriegewerkschaft Metall – Niemiecki Związek Pracowników Branży Metalurgicznej), który w swoich kampaniach nawoływał do wyrównania płac pracowników tymczasowych i stałych. Związki zawodowe liczą też na to, że uwzględnianie interesów i praw „atypowych” pracowników w czasie zbiorowych negocjacji lub okazyjnych przedsięwzięć pośrednio przyczyni się do napływu nowych członków, rekrutujących się z zaniedbanych grup klasy pracującej.

Mówiąc o pracy tymczasowej, nie należy zapominać o wyjątkowym położeniu imigrantów, którzy na obczyźnie wykonują gros sezonowych zajęć i są przedmiotem szczególnego zainteresowania agencji pracy. Rekrutacja członków tej grupy wymaga od związków zawodowych wytężonego wysiłku, gdyż imigranci często nie znają krajowego prawa, nie potrafią posługiwać się miejscowym językiem i nie wiedzą, gdzie mogą zgłaszać się po pomoc. Izolacja obcokrajowców jest czasami tak duża, że tworzą oni enklawy funkcjonujące na marginesie społeczeństwa. Często cudzoziemcy nie widzą też potrzeby zrzeszania się, wychodząc z założenia, że „przyjechali tu przecież na krótko”. Dlatego niektóre związki zawodowe, chcąc zdobyć wśród imigrantów nowych sojuszników, blisko współpracują z instytucjami i organizacjami pozarządowymi, które pomagają cudzoziemcom. Taką strategię obrali działacze m.in. z Grecji, Malty, Włoch i Norwegii. Funkcjonujące w tych państwach organizacje pozarządowe zachęcają imigrantów do wstępowania do związków i pomagają w przeprowadzaniu kampanii społecznych.

Na rekrutacji związków zawodowych korzystają zarówno „goście”, jak i „gospodarze”. W lipcu 2012 r. media donosiły o polskich budowlańcach w Danii, którzy za wykonaną pracę nie otrzymali od pracodawców w sumie około 760 tys. złotych. Pieniądze pomógł im odzyskać duński związek zawodowy 3F, który zorganizował protesty. Należy dodać, że 3F prowadzi polskojęzyczną wersję swojej strony internetowej oraz infolinię „Halo, Kolego”. Angażowanie imigrantów w aktywność związkową chroni lokalne rynki pracy przed nagłym spadkiem płac, który odbiłby się negatywnie przede wszystkim na miejscowych pracownikach. Otwarcie granic stworzyło zachodnioeuropejskim firmom szansę podniesienia konkurencyjności poprzez zmniejszenie kosztów pracy – wystarczyło sprowadzić tanią siłę roboczą z Europy Środkowo-Wschodniej. Związki zawodowe, dbając, by miejscowi i obcokrajowcy otrzymywali równe wynagrodzenia, nie pozwalają przedsiębiorcom brać udziału w „wyścigu na dno”.

Poszukiwany atrakcyjny pracodawca

Bardzo ciekawa jest inna tendencja. Niektóre związki przedefiniowały swoją rolę i przekształciły się w agencje pośrednictwa pracy. Z tą jednak różnicą, że nie poszukują taniej siły roboczej, lecz pracodawców, którzy zatrudnią związkowców. Tego rodzaju inicjatywy powoli rozprzestrzeniają się po całym świecie, obejmując bardzo zróżnicowane obszary gospodarki i grupy pracownicze.

Australijski związek zawodowy APESMA oprócz zwykłych pracowników zrzesza wolnych strzelców – inżynierów, naukowców i menedżerów. Podobnie jak inne związki dla freelancerów, APESMA zapewnia swoim członkom dostęp do niedrogich, dodatkowych ubezpieczeń. Te świadczenia przyciągnęły wielu samozatrudnionych, którzy w pewnym momencie zaczęli stanowić większość członków organizacji. Skłoniło to władze związku do stworzenia osobnego działu rekrutacji – ETM Recruitment – szukającego firm, które chcą zatrudnić nowych pracowników lub zlecić wykonanie usługi. Pośrednictwo związku zawodowego stanowi gwarancję, że warunki pracy i zawieranych umów są znacznie korzystniejsze niż w przypadku tradycyjnego outsourcingu.

APESMA działa w sferze rynku pracy, który oferuje pracującym zwykle dobre warunki. Jednak większość związkowych agencji pracy wspomaga osoby znajdujące się w nieporównywalnie gorszym położeniu, np. pracowników domowych – gosposie, sprzątaczki, opiekunów, szoferów czy ogrodników. Międzynarodowa Organizacja Pracy ocenia, że na całym świecie jest około 100 milionów pracowników domowych, w zdecydowanej większości (83 proc.) kobiet, przy czym tylko połowa zatrudniona legalnie i często na podstawie umów o dzieło lub umów zleceń, które nie dają gwarancji socjalnych. Jest to bardzo liczna grupa, stanowiąca w krajach rozwijających od 4 do 12 proc. wszystkich pracowników, która dotychczas w zasadzie nie była reprezentowana przez związki.

Pozostawieni sami sobie pracownicy tej branży często spotykają się z barbarzyńskim traktowaniem. Anna Kordasiewicz, socjolożka zajmująca się tematem pomocy domowej w Polsce i Włoszech, zauważa, że niektórzy pracodawcy nie rozumieją na przykład, iż osobom, które opiekują się chorymi, należą się urlopy oraz przynajmniej jeden dzień w tygodniu wolny od pracy. Ponadto pracownikom domowym nagminnie nie wypłaca się rekompensaty za odwołane godziny pracy. Trudności z wyegzekwowaniem swoich praw mają szczególnie imigranci i nielegalni pracownicy, którzy stanowią znaczny odsetek domowego personelu.

Naprzeciw potrzebom tej specyficznej grupy zawodowej zaczęły wychodzić już niektóre związki zawodowe w Europie. Najciekawszy projekt jest dziełem już wspomnianej holenderskiej federacji związków zawodowych FNV, prowadzącej od 2010 r. kampanię mająca na celu zjednoczenie pracodawców zatrudniających pomoc domową. Dzięki tej inicjatywie wiele osób pracujących w branży wydostaje się z szarej strefy, otrzymuje godne wynagrodzenia i świadczenia socjalne. Działania FNV przynoszą korzyści również pracodawcom. Na przykład gdy zatrudniana przez nich pomoc domowa zachoruje, to mogą liczyć na zastępstwo zorganizowane przez związek. Prawdopodobnie holenderski projekt doczeka się niedługo naśladowców, dzięki działaniom MOP, która rok temu przyjęła konwencję dotyczącą godnej pracy osób zatrudnionych w gospodarstwach domowych. Dokument stawia pomoc domową na równi z innymi zawodami i domaga się, by przyznać pracownikom tej branży wszystkie prerogatywy wynikające z Kodeksu pracy, łącznie z prawem do zrzeszania się i zakładania związków zawodowych.

Czymże jest związek bez młodości?

Zmiany zachodzące w ostatnich dekadach – feminizacja rynku pracy, zmierzch fordowskiego systemu produkcji, globalizacja, dominacja sektora prywatnego – przyczyniły się do znacznego osłabienia związków zawodowych w krajach Zachodu. Nie znaczy to jednak, że obserwujemy zmierzch ruchu związkowego, który zostanie trwale zmarginalizowany. Powodzenie niektórych inicjatyw może napawać umiarkowanym optymizmem – najbardziej innowacyjne projekty na przekór dominującej tendencji przyciągają do organizacji wielu nowych członków.

Ani wiek, ani płeć nie są przyczynami niskiej aktywności związkowej. Większe znaczenie ma na przykład zatrudnienie w niewielkiej firmie czy praca w oparciu o umowę cywilnoprawną. Coroczne raporty „8 March Survey” pokazują, że stopień uzwiązkowienia ma niewiele wspólnego z płcią pracowników, lecz zależy głównie od branży. Co więcej, z przywoływanych badań wynika, że w wielu europejskich krajach udział kobiet w związkach zawodowych wzrasta, mimo ogólnego spadku liczby członków. Podobnie zaskakujące wnioski można sformułować wobec młodych osób, które w powszechnej opinii uchodzą za indywidualistów nieangażujących się społecznie. Młodzież chętnie wstępuje do związków zawodowych tam, gdzie posiadają one obowiązek dystrybuowania funduszy na pomoc socjalną (tzw. system Ghent) – na przykład w Belgii stopień uzwiązkowienia najmłodszych pracowników nie różni się od krajowej średniej.

Jak podają Julia Kubisa i Piotr Ostrowski, socjologowie zajmujący się związkami zawodowymi, w Polsce do związków należy bardzo niewielki odsetek młodych ludzi (w przedziale wiekowym 18–24 lata – 0,4 proc.; 25–34 lata – 8 proc.), gdyż niemal w ogóle nie istnieją one w sektorze prywatnym, w którym osoby wchodzące na rynek pracy zwykle znajdują zatrudnienie. Poważne przeszkody stawia przed młodzieżą również państwo, które nie przestrzega konwencji Międzynarodowej Organizacji Pracy dotyczących prawa do zrzeszania się w związkach zawodowych. Nasze krajowe ustawodawstwo, odbierając samozatrudnionym i osobom pracującym na umowach cywilnoprawnych możliwość zakładania związków i wstępowania w ich szeregi, stoi w sprzeczności z ratyfikowanymi międzynarodowymi regulacjami. W ten sposób państwo nielegalnie pozbawia praw pracowniczych 60 proc. młodych Polaków, zatrudnionych w oparciu o umowy cywilnoprawne. Jednocześnie badania przeprowadzone przez CBOS w lutym 2012 r. pokazują, że spośród wszystkich grup wiekowych to właśnie młodzież wyraża największe poparcie dla związków zawodowych.

Badania i sukcesy innowacyjnych inicjatyw świadczą, że istnieją spore szanse na odnowienie siły związków zawodowych i zaangażowanie w ich działalność kolejnych pokoleń wchodzących na rynek pracy. Związki zawodowe muszą jednak przystosować swoje strategie do kształtu nowej gospodarki, aby odpowiedzieć na potrzeby nowych kategorii pracujących. Miejmy więc nadzieję, że nietypowe organizacje spowszednieją w niedługiej przyszłości i zaczną reprezentować prawa i interesy nowej klasy pracującej.

Tematyka
komentarzy