Elastyczność na darmo
Elastyczność na darmo
Elastyczność stała się ostatnio receptą na wszystko. Kiedyś pozostająca głównie w kręgu zainteresowań medycyny, zdolność do znoszenia stresu i przystosowywania się do niego jest obecnie, w epoce niepewności, uniwersalnym zawołaniem bojowym.
Początkowo idea elastyczności kojarzyła mi się z oddolnymi ruchami obywatelskimi w rodzaju Transition Towns i Climate Camp, które protestowały przeciw neoliberalizmowi spod znaku „There Is No Alternative” i przeciwstawiały mu swoje małe pokazy determinacji. Później, spędzając więcej czasu z młodymi wolontariuszami (działającymi w szkolnych programach obywatelskich oraz w grupach podnoszących kwestię zmian klimatycznych), zetknęłam się z innymi zastosowaniami tego terminu, a jego romantyczna konotacja stała się trudna do utrzymania. W dziedzinie polityki ochrony środowiska elastyczność przedstawiano jako strategię adaptacji do zmian klimatycznych, a decydenci upatrywali w niej lekarstwa na wszystko – od powodzi do klęski głodu. W następstwie zamieszek z 2011 r. powołano „Konsorcjum Elastyczności”, postulujące indywidualną i zbiorową elastyczność młodzieży w charakterze środka zaradczego na niepokoje społeczne. Wspieranie elastyczności stało się również celem pomocy społecznej w programie „Rodziny w kłopotach”. Bywa też ona postrzegana jako środek do okiełznywania kłopotliwych obywateli w szerszym znaczeniu tego słowa. Elastyczność była głównym frazesem budżetu przedstawionego w marcu 2014 r. przez brytyjskiego ministra finansów George’a Osborne’a. Gdy przestała być symbolem buntu, stała się ulubionym sposobem konserwowania zastanego stanu rzeczy.
Popularny pogląd doceniający umiejętność „powrotu do gry” po klęsce cieszy się poparciem absurdalnego sojuszu rządu, sektora prywatnego, wolontariatu i oddolnych ruchów obywatelskich, wspólnie dochodzących do porozumienia w sprawie polityki osobistej zaradności. I chociaż rozumiem ponętność tej idei, to jednak twierdzę, że polityka niepokorna nie może opierać się na elastyczności, zaś jej funkcjonowanie jako idei dominującej może przynieść więcej szkód niż korzyści.
Zachowaj spokój i rób swoje
Wprowadzenie postulatów elastyczności do głównego nurtu polityki i strategii politycznych zbiegło się z początkiem – i długotrwałym procesem rekonwalescencji po – najgorszej od Wielkiego Kryzysu z lat 30. recesji, jaka dotknęła Zjednoczone Królestwo. Towarzyszyły jej długotrwałe oszczędności budżetowe, pierwsze odczuwalne w kraju katastrofalne konsekwencje zmian klimatycznych i rzekomo niemożliwy do odwrócenia spadek poziomu życia. Pokolenie, które wtedy dorosło, dowiedziało się nagle, że ma obniżyć swoje oczekiwania. Aby przecierpieć trudne czasy, potrzeba elastycznego społeczeństwa, elastycznych sektorów gospodarki i elastycznych ludzi. W takim kontekście elastyczność brzmi raczej jak deklaracja walki o przetrwanie niż znak aspiracji, a także jak zachęta, żeby kryzysy wywołane przez ludzi potraktować jako próbę charakteru.
Działacze, z którymi pracowałam, obawiali się teraźniejszego życia i przyszłości w świecie postrzeganym przez nich jako rozchwiany, niestabilny. Grupa prowadząca kampanię poświęconą zmianom klimatycznym, złożona z uczniów, studentów, pracujących oraz bezrobotnych, przedstawiła ponurą listę spraw i niepokojów, które trapiły jej członków i ich rówieśników: Bezrobocie; wykluczenie społeczne; rozczarowanie polityką; kłamliwe media; apatia; długi i finansowa zależność; wysokie kwalifikacje, które nie dają pracy; albo robisz karierę, albo zostajesz nikim – i nic pomiędzy; narastająca indywidualizacja; poczucie niedocenienia.
Za wyrażonymi wprost obawami czaił się jednak głębszy niepokój o konsekwencje zmian klimatycznych, które dadzą się odczuć za ich życia. A jednak ci młodzi ludzie mieli stosunkowo dużo szczęścia w porównaniu z wieloma ich rówieśnikami, choćby z Afryki czy z regionu Azji i Pacyfiku, którzy mówili o znikających ojcowiznach i braku środków do życia.
Prowadziłam badania, gdy kryzys finansowy oraz cięcia wydatków na edukację i wsparcie młodzieży poważnie ciążyły na życiowych wyborach młodych ludzi. Wychowanków szkół, z którymi pracowałam w ramach jednego z projektów obywatelskich, zachęcano do podjęcia kwestii rasy i niepokojów społecznych. Oni sami tymczasem opracowali zamiast tego ankietę dotyczącą wpływu polityki oszczędności na ich rówieśników. Z wielu odpowiedzi wyłaniały się podobne historie: Mój EMA (Education Maintenance Allowance – zasiłek na kontynuowanie nauki) został obniżony, a niełatwo jest o granty i stypendia. Przez te cięcia niewiele firm przyjmuje do pracy, więc obecnie borykam się z brakiem pieniędzy. Albo: Bez EMA trudniej mi jest dokładać się mamie do rachunków, musimy teraz kupować bardzo tanie jedzenie. Tata stracił firmę, a mama zostanie zwolniona w lutym. Przeprowadzamy się do mniejszego domu, by trochę obniżyć rachunki. Ale to znaczy, że muszę bardzo ciężko pracować, żeby dostać się na uniwersytet, bo w innym wypadku wątpię, czy będę miał gdzie mieszkać.
Obie grupy padły ofiarą dzikiego kapitalizmu – jako zbędna ludzka nadwyżka i nieunikniony koszt. Młodzi ludzie byli zalęknieni i wściekli, ale jednocześnie zdeterminowani, by „bardzo ciężko pracować” dla lepszej przyszłości. Byli dobrymi, elastycznymi obywatelami – wytrwałymi, nie zaś zniechęconymi czy destruktywnymi.
Nie byli osamotnieni w swym ciężkim położeniu. Wspierające ich służby publiczne i wolontariusze również uczyli się dostosowywać do przetrwania za mniej. Robili to, wiedząc, że uboższe społeczności stracą na redukcji świadczeń. Gdy wskaźniki bezrobocia szybowały, perorowali o dostosowywaniu się do rynku pracy. Robili co mogli i gdziekolwiek mogli, zdając sobie sprawę, jak dalecy są od sprostania potrzebom. Elastyczność stanowiła kompromis, w ramach którego instynkt samozachowawczy miał zastąpić zabezpieczenia społeczne, zaś ludzi zachęcano do cięcia kosztów, przystosowywania się i znoszenia niepowodzeń – do tego, by „Zachowali spokój i robili swoje” [Keep Calm and Carry On to brytyjskie hasło propagandowe z okresu II wojny światowej – przyp. tłumacza].
Rola elastyczności
Można zrozumieć, że zdaniem wielu elastyczność ma do odegrania pewną rolę. Niektórzy w budowaniu zdolności do radzenia sobie z wyzwaniami upatrują skuteczną (i oszczędną) metodę prowadzenia polityki, zaś innym elastyczność kojarzy się z komunitarystycznymi ideałami, takimi jak brak zależności od państwa, dzielenie się umiejętnościami i samopomoc. Jeden z moich przyjaciół, działający na rzecz ograniczenia ubóstwa energetycznego, bronił elastyczności, twierdząc, że potrzebujemy jakiegoś sposobu, by mierzyć się ze społeczeństwem, które czyni nas fizycznie i psychicznie chorymi. Wśród działaczy społecznych pojęcie elastyczności pojawia się, ponieważ ich walka nie jest filozoficzną abstrakcją, a ogromnej liczbie trudności, z jakimi zmagają się ludzie, należy zaradzić w praktyce.
Najbardziej przekonującą obronę elastyczności znalazłam w badaniach Cindi Katz nad tym, jak młodzi ludzie z nowojorskiego Harlemu oraz Howy w Sudanie odpowiedzieli na gwałtowne zmiany gospodarcze z lat 80. i 90. minionego wieku. W książce „Growing Up Global” („Globalne dorastanie”) Katz dowodzi, że zarówno opór, nadążanie za zmianami, jak i elastyczność, to środki wykorzystywane do przetrwania wbrew przeciwnościom. Sugeruje ona, że akty bezwzględnego oporu (resistance) – rozumianego jako celowe przeciwstawienie się opresji poprzez uświadamianie niesprawiedliwości oraz podkopywanie i budowanie alternatyw dla status quo – są rzadkością. Ludzie częściej angażują się w akty przerabiania (reworking), które mają na celu redystrybucję sił i środków. Pomagają im w tym działania oparte na elastyczności (resilience), pozwalające na „materialne i duchowe przetrwanie” oraz „odzyskanie godności”: troska o członków społeczności, edukacja i przekwalifikowanie.
Przykład z moich własnych badań ilustruje jednocześnie wszystkie trzy wspomniane praktyki. Jedna z grup zajmujących się zmianami klimatycznymi postanowiła – w samym środku recesji – przeprowadzić kampanię na rzecz zielonej gospodarki. Wyobrażali ją sobie jako opartą na ideach odrzucenia wolnego rynku w imię wzmocnienia regulacji, lokalizmu, odejścia od specjalizacji, kooperacji, naprawiania szkód, równości płac i pełnego zatrudnienia. Próby domagania się takich alternatywnych wartości w ich osobistych wyborach zawodowych były niewątpliwie skromną formą oporu, zaś kampania na rzecz zielonych miejsc pracy dla młodych stanowiła próbę przerobienia aktualnego systemu. Jednak ci młodzi ludzie na potrzeby przetrwania w obrębie status quo również praktykowali elastyczność, czyniąc niemałe wysiłki, by poprzez aktywizm zwiększyć swe szanse zatrudnienia. Do wysiłków takich zaliczały się specjalizacja zawodowa, dążenie do wchodzenia w role przywódcze, kształcenie zawodowe i networking. Cały zaś szkolny program obywatelski przedstawiany bywał – w podobnym duchu – jako „coś do CV”.
Katz sugeruje, że opór, przerabianie i elastyczność wzajemnie się wzmacniają, i że wszystkie te trzy typy działań mogą wspierać transformację społeczną. Przedstawia przekonujące przykłady przetrwania i rozwoju wbrew neoliberalizmowi, któremu – znalazłszy odpowiednie sposoby – można się przeciwstawić. W byciu elastycznym może zawierać się różnica między pogodzeniem się z losem a deterministyczną odpowiedzią na zmianę społeczną, różnica między beznadziejnością a nadzieją. Ludzie źle znoszą kryzysy, gdy brakuje im przekonania o tym, że ich działania mają znaczenie. Przypuszczalnie zasadniej jest pytać nie o to, czy elastyczność bywa czasem niezbędna, ale o to, czy powinna być celem dążeń postępowej polityki.
Moje własne badania podają w wątpliwość dobroczynny wpływ elastyczności. W praktyce oznacza ona, jak w przykładzie o zielonej gospodarce, że młodzi ludzie poprzestawali na małych celach i faworyzowali osobiste zyski, dążąc raczej do zwiększenia szans zawodowych niż do zmiany społecznej. Ta ostatnia jest przedsięwzięciem frustrującym, przytłaczającym i niepewnym, podczas gdy zdobycie nowej pracy, umiejętności, przyjaciół i poczucia bezpieczeństwa daje jakąś pociechę. Moja krytyka nie jest wygodna i sprawia wrażenie niesprawiedliwej. Ale towarzyszy jej samokrytycyzm, wynikający stąd, że sama wkładam ogromną energię w bycie elastyczną, w zwykłe przetrwanie w społeczeństwie, nie zaś w jego kształtowanie. Uważam, że elastyczność nie kształtuje postaw oporu, lecz wyrabia nawyk rezygnacji.
Pogodzić się z prekaryjnością
Podczas jednego z projektów prowadziłam wywiady wśród odbiorców programu dla defaworyzowanej młodzieży, wspieranego przez rząd laburzystów. W jego ramach ochotnicy ze Zjednoczonego Królestwa brali udział w zagranicznych projektach rozwojowych. Program przedstawiano jako inicjatywę „globalnego obywatelstwa”. Zainteresowało mnie, jakie związki zachodzą (jeśli zachodzą) między przeciwdziałaniem biedzie na Globalnej Północy i Południu. Na podstawie zwrotnych komentarzy młodych uczestników można przypuszczać, że zasadnicza nauka wyciągnięta z tego przedsięwzięcia to „zadowalaj się czymkolwiek i łataj dziury”: Gdy w tym kraju ktoś żyje z zasiłków i mieszka w złej okolicy mówimy: „To nie w porządku, że nie mam tego czy tamtego. Moje dzieci nie mogą robić tego czy owego”. A w Peru sobie z tym radzą. Mogą nie mieć luksusów albo wszystkiego, co niezbędne, ale zamiast narzekać lub przeprowadzać się, zadowalają się tym, co mają, i próbują ulepszać swoją okolicę.
Elastyczność to sposób na zachęcenie ludzi do życia w niepewności, ponieważ status quo postrzegane jest jako nie do pokonania. Zatem w rozmowach o adaptacji do zmian klimatu i gospodarczym dostosowaniu się dominują opinie, że np. huragany są po to, by je znosić, bo przecież nie da się ich uniknąć. Ludzie zmieniali świat na lepsze dzięki pogardzie dla życia w wyznaczonych granicach, jednak tracenie energii na elastyczność pozostawia niewiele czasu na sprzeciw i stawianie trudnych pytań. Elastyczność jest zachowawcza i odwodzi od słusznego oburzenia. Przywiązuje ludzi do teraźniejszości, ukrywa przed nimi historię, która kształtowała królów i żebraków, i dowiodła, że wszelka dająca się wyobrazić zmiana jest możliwa. Wystarczy pomyśleć, jak wiele niewygodnych faktów skrywa się w cytowanym wyżej porównaniu życia w Limie i Doncaster. Programy obywatelskie powinny inspirować młodych do zmiany czegoś więcej niż tylko własnej postawy.
Pracowałam głównie z młodymi ludźmi, dla których pogodzenie się z niepewnością było szkodliwe, lecz nie degradujące – byli oni elastyczni, lecz wypełnieni nadzieją na sukces w przyszłości. Dla wielu brak zabezpieczeń – tymczasowy lub nie – nie jest jedynie dającą się zignorować niewygodą. Prekaryjność może odzierać z człowieczeństwa, a nawet zagrażać życiu. W pewnych okolicznościach wymaganie od ludzi znoszenia tego, czego znieść nie sposób, jest okrutne. Eric Carlin, który pracował z młodymi dorastającymi w społecznościach pogrążonych w długotrwałym regresie gospodarczym, chociaż podziwiał ich elastyczność w radzeniu sobie z trudnościami takimi, jak bezrobocie w rodzinie, izolacja społeczna, przemoc i narkotyki, to jednak dowodził, że może ona często oznaczać przetrwanie bez widoków na rozwój. Polityka elastyczności obrazuje niedostatek woli politycznej, potrzebnej, by zmarginalizowanym społecznościom przedstawić ofertę rzeczywistej zmiany. Weźmy dla przykładu sugestię, by w dotkniętych ubóstwem energetycznym gospodarstwach po prostu ciepło się ubierać – całkowicie pomija ona fakt, jak bardzo same takie realia szkodzą ludziom.
Gotowość do radzenia sobie z kryzysami – o to chodzi w elastyczności. Istnieją jednak granice niepewności, jaką ludzie mogą znieść. Odnotowywana zapadalność na choroby psychiczne rosła wraz z recesją i nasilaniem się retoryki elastyczności. Tu uprzywilejowani, tam ubodzy – takimi obrazami uwzniośla ona życie walczących o przetrwanie. Zaradny proletariat, któremu udaje się wiązać koniec z końcem, obsadza w roli „ciężko pracujących rodzin”, ignorując przy tym osobiste koszty. I dopóki elastyczność uznaje się za zaledwie tymczasową odpowiedź na symptomy stresu i cierpienia, dopóty w spokoju pozostają ci, którzy doprowadzają do kryzysów i czerpią z nich zyski, zaś niewspółmiernie duża część ciężaru zarządzania ryzykiem spada na wszystkich pozostałych.
Wpajanie nierówności
Przed poprzednimi pokoleniami rozsnuwano perspektywę społecznej mobilności; zachęcano je do przyswojenia sobie reguł walki i zapewniano, że wszelkie niepowodzenia są tymczasowe, a ciężka praca na pewno zostanie nagrodzona. Vicki Boliver i David Byrne zaobserwowali, w jaki sposób główne projekty polityczne wciąż promują idee merytokracji, czyli społeczeństwa, w którym pozycja społeczna jest bezwzględnie wynikiem wrodzonych zdolności sprzężonych z pracowitością lub wysiłkiem, więc wpływ pochodzenia społecznego pozbawiony jest znaczenia. Elastyczność to kolejne tego rodzaju złudzenie, które ma sfabrykować głębsze uzasadnienie dla nierówności; uprzywilejowanych ma upewnić, że zapracowali na swój sukces, a pozostałych – że szanse życiowe determinuje charakter i wynikające z niego postawy. Różnica jest jednak taka, że dzisiejsze widoki są mniej optymistyczne. O ile społeczna mobilność skłaniała klasy aspirujące do wyrzeczenia się socjalizmu w zamian za obietnicę dobrobytu, o tyle elastyczność ma na celu osadzenie ludzi w miejscu i przekonanie ubogich, że trzeba być cierpliwym.
W tym samym czasie kultura reklamy zachwala wydajność nieliczącą się z przeciwnościami. Zakłady pracy nagradzają dyspozycyjność; dowody nadzwyczajnej wytrwałości stają się rynkowym towarem dla przemysłu fitness i fundraisingowego; ciała, kształtowane przez przemysły kosmetyczny i dietetyczny, zmieniają się nie do poznania. Zewsząd płyną wezwania do konsumpcji, do tego, by szczuplejsze i odporniejsze wersje ludzi pochłonęły ich samych, do uznania, że zawsze będą zwycięzcy i pokonani. Przeświadczenie, że należy „mieć to coś”, by osiągnąć sukces, czyni spustoszenie tam, gdzie owo „coś” wydaje się poza zasięgiem. Można to dostrzec choćby w pracy Jo Pike i Gill Hughes, które zestawiły doniesienia mediów o zamieszkach w Londynie oraz o Igrzyskach Olimpijskich, by wskazać, jak „ambicję” lub jej brak wykorzystywano do przekonania młodych do „pracy nad sobą”. Prostackie ramy narracyjne diagnozowały zapaść społeczną jako wynik niedostatków osobistej ambicji. Im bardziej ceni się zdolność do samodyscyplinowania, tym mniej pozostaje empatii dla ludzi, którzy nie radzą sobie dobrze.
W tym roku, w drodze do pracy, na przystanku autobusowym ustawiłam się w kolejce ludzi, którzy coś omijali. Gdy podeszłam bliżej, z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że przestępują nad nieprzytomną i w widoczny sposób ranną kobietą. Działo się to na początku marca i było zimno. Nikt nie był w stanie powiedzieć, jak długo już tu leżała. Zaledwie jedna osoba zatrzymała się, by wezwać karetkę. Oto paskudne oblicze idealizacji ubogich wykazujących się elastycznością – pozostali są postrzegani jako bezwartościowi, tacy, którym nie da się pomóc lub też nie zasługują na pomoc. Czułam się wstrząśnięta reakcją sąsiadów, a także, później, moją własną. Z trudem ocuciłam kobietę, pomogłam jej się ogrzać i rozmawiałam z nią do czasu przybycia karetki. A potem po prostu odeszłam. Założyłam, że teraz zajmie się nią ktoś inny. I jeśli mam być całkowicie i nieprzyjemnie szczera, wzdragałam się przed ofiarowaniem przyjaźni, która dla mnie – wystarczająco już obciążonej – mogłaby stać się ciężarem. Tak oto nasilająca się retoryka dbania o samego siebie wyrzuca poza nawias zbiorowe współczucie, a ludzie – ze strachu, by samemu nie upaść – omijają leżących.
Elastyczność narzuca się ludziom i społecznościom, by odsiewać godnych od niegodnych. W poprzednim numerze „Soundings” Kirsten Fockert rozważała, w jaki sposób stereotypy dotyczące „dresiarzy” (ang. chavs) przeciwstawiane są nostalgii za godną szacunku klasą robotniczą minionej epoki. Wspomniane odsiewanie zbiega się z wciąż narastającą nierównością społeczną. Przysłowiowe już w ustach naszych polityków „ciężko pracujące rodziny” zasługują na szacunek, lecz chora kobieta na autobusowym przystanku nie zasługuje nawet na minimum ludzkiej przyzwoitości ze strony innych. Taki sposób personifikowania nierówności tuszuje historycznie utrwalone struktury. Młodzi działacze, z którymi współpracowałam, nie są z natury bardziej zaradni od NEET-sów [Not in Education, Employment, or Training – skrót w języku angielskim oznacza młode osoby, które nie uczą się, nie szkolą zawodowo i nie pracują – przyp. tłumacza] z badań Carlina, ale prawdopodobnie zajdą znacznie dalej. Przeciwności można przezwyciężać, ale natężenie przeszkód, z jakimi zmagają się ludzie, bywa różne, a ich nagromadzenia nie sposób przeoczyć. Na życie młodych wpływa, oprócz elastyczności, wiele innych czynników: to, gdzie się urodzili, jakie otrzymali wykształcenie, jakie mają wsparcie ze strony rodziny, przyjaciół i państwa, stan ich lokalnej gospodarki, usług publicznych i klimatu, stan mieszkalnictwa, dochody, zdrowie, bezpieczeństwo i miłość. Konfrontowanie wszechstronnie uprzywilejowanych z pozbawionymi wszelkich przywilejów, by następnie wychwalać większą siłę tych pierwszych – to bzdurna i stara jak świat sztuczka, wspierająca samozadowolenie kosztem troski o innych.
Spychanie odpowiedzialności
Poprzez skupienie uwagi na charakterze ludzi i społeczności polityka elastyczności pozbywa się odpowiedzialności za dobrobyt i zmiany. Obowiązek ten spoczywa w takim ujęciu na aktywnych obywatelach, którzy odpowiadają za własną przyszłość. Społeczne umowy w rodzaju nowego lokalizmu, wolontariatu lub Big Society (new localism, voluntary action, Big Society – instytucje, programy i idee wspierane przez rząd brytyjski w ciągu ostatnich dekad) robią zachęcające wrażenie, ponieważ zdają się zawierać obietnicę oddania władzy zwykłym ludziom. Idealizują one samoregulujący się, przedsiębiorczy model obywatelskości, mający zastąpić wsparcie ze strony państwa. Niektórym podobna zmiana może wydać się pożądana, lecz w warunkach państwa neoliberalnego działa ona jako narzędzie upowszechniania ryzyka, nie zaś praw obywatelskich. Tom Slater, odnosząc się do kwestii urbanistycznych, zauważył, że Polityka elastyczności chętnie wspiera nie tylko oszczędności, ale też terytorialną stygmatyzację, która często poprzedza praktyki przesiedleń. Oznacza to, że społeczności uznawane za nie dość elastyczne można łatwiej lekceważyć i wysiedlać.
Gdy w 2011 r. wybuchły zamieszki w Londynie, współpracujący ze mną aktywiści mówili o poczuciu porażki: ich rówieśnicy posunęli się do wandalizmu, przemocy i kradzieży, a oni sami byli niewystarczająco skuteczni w wysiłkach, by zaoferować młodym platformę polityczną. W narodowej debacie jako przyczynę zamieszek wskazywano głównie bezczelność i brak elastyczności sprawców, często uznając je za oznaki niewydolności rodzin i społeczności. Wyszydzano młodych, którzy niecierpliwie pragnęli wejść w posiadanie trudno dostępnych dóbr, i domagano się represji. Jednocześnie społecznościowe akcje sprzątania i „brygady mioteł” fetowano jako przykładne postawy dobrosąsiedzkie i obywatelskie, jako elastyczność w działaniu. Odpowiedzialność za zamieszki i ich skutki brali na siebie wszyscy z wyjątkiem państwa.
Prywatyzacja tego, co społeczne i polityczne przenika życie codzienne w sposób bardziej subtelny, lecz równie przerażający, co zamieszki. W grupie, z którą współpracowałam, tworzono – jako część szkolenia w ramach prowadzonych kampanii – „osobiste opowieści”. Miały one łączyć, za pomocą technik zapożyczonych z pierwszej kampanii wyborczej Baracka Obamy, działania na rzecz zmiany z jednostkowymi doświadczeniami przezwyciężania przeciwności. „Narracje publiczne” tworzono starannie, tak, by powiązać przemianę osobistą z przemianą społeczną – tak jakby ta druga wynikała z pierwszej – i zaprezentować zaradność i elastyczność każdego z mówców. Polityka odwołująca się do osobowości zaprasza każdego do odegrania roli głównego bohatera, do sięgnięcia po tradycję dzielnego proletariusza lub do afiszowania się z zaznanymi trudnościami, by pokazać, że każdy może odnieść sukces.
Obsadzanie „ja” w roli kluczowej strony w walce nie tylko mija się z celem, ale też może być niebezpieczne i ujawniać słabości. Jedna z uczestniczek kampanii żartowała, że czuje się jak „dziewczyna bez własnej opowieści” i pytała, dlaczego miałoby to być postrzegane jako brak wkładu z jej strony. Inni wyrażali niezadowolenie z fabrykowania „łzawych historyjek” i trywializowania osobistego smutku. Podczas szkolnego programu obywatelskiego miał miejsce inny niepokojący przypadek. Do kadry rozesłano wskazówki na temat kryteriów wyboru młodych ludzi, których przypadki mają promować program. Wśród kryteriów kwalifikujących znalazły się: kolorowy, biedny, zagrożony wykluczeniem lub bezdomny, objęty opieką społeczną lub opiekun, uchodźca, ubiegający się o azyl, młody przestępca, przy czym najlepiej widziana była ich kombinacja. Opowieści o nawróconym buntowniku i pucybucie, który został milionerem, są fetyszyzowane, ponieważ dostarczają dowodów, że walka wbrew przemożnym przeciwnościom jest możliwa; że młodym wystarczy jedynie zmienić samych siebie, by uniknąć zagrożeń.
Szukanie siły w opowieściach o pojedynczych przypadkach, o walce i przetrwaniu, jest czymś nieuniknionym – ludzie robią to, by wyciągać naukę z doświadczeń, porażek i sukcesów. Elastyczność bywa niezbędna. Nie zdoła jednak rozwiązać wszystkich problemów, zaś pogodzenie się z ich istnieniem to pomyłka. Pomyłką jest podnoszenie doświadczonych życiem do rangi celebrytów i zapominanie o tych, którym się nie udało. Niektórym sztormom nie da się sprostać i nie ma w tym niczyjej winy. Odpowiedzialność za zmianę pogody spada na wszystkich i nikt nie sprosta takiemu wyzwaniu w pojedynkę. Łączenie przemiany osobistej ze społeczną grozi poprzestaniem na tej pierwszej i niezrealizowaniem tego, do czego zdolne jest społeczeństwo.
Odraczanie żądań zmiany
Rola elastyczności polega na przekonywaniu, by przeżyć i na nowo podjąć walkę. Niezrealizowane żądania i niespełnione nadzieje nie zostają porzucone, lecz jedynie odroczone. Elastyczność polega na tym, by ponownie podjąć namysł i przegrupować siły, godząc się z tymczasową porażką lub częściowym sukcesem.
Po zamknięciu negocjacji w sprawie zmian klimatycznych uczestniczący w nich członkowie grupy nacisku byli rozczarowani ich – niespełniającymi oczekiwań – wynikami. Jeden z nich tłumaczył: Wracasz do UK i nagle jest zimno, marnie, nie zdołałeś ocalić świata. Aby się pozbierać, pocieszali się nauką wyciągniętą z tego doświadczenia: Nieważne, czy się udało [zrealizować moje cele], ważne jest to… to, jak sam się zmieniłem, to unieważnia całą resztę.
Namysł nad samym sobą i osobisty rozwój były przedstawiane jako namacalny efekt pracy, gdyż dały młodym ludziom więcej wiary w to, że w przyszłości mogą odnieść sukces: Jako osoba niesamowicie się rozwinęłam. Myślę, że będę dużo bardziej skuteczna w tym, co będę teraz robić, i to jest wspaniałe… nawet jeśli nie potrafię opisać, co dokładnie się stało, to jestem teraz dużo silniejsza, bardziej elastyczna, wiem, jak pracować w grupie, umiem być cierpliwa i radzić sobie trochę lepiej z różnymi kłopotami.
Widać tu, że wewnętrzna przemiana nie musi być katalizatorem zmiany społecznej, ale raczej pociechą wobec jej braku. Podobna logika działa, gdy poprzestanie na zwiększaniu szans indywidualnego zatrudnienia zastępuje reformę całej gospodarki.
Ekolog Derrick Jensen podsunął podobną sugestię, zgodnie z którą nadzieja nakłania ludzi, by pokładali wiarę raczej w przyszłej zmianie niż w wykorzystaniu rozmaitych obecnych możliwości. Fałszywe nadzieje – twierdzi – przykuwają nas do nieznośnych warunków i czynią ślepymi na rzeczywiste możliwości. Aby jednak oddać sprawiedliwość koncepcji elastyczności, trzeba przyznać, że skutkuje ona indywidualną aktywnością w stopniu większym niż czyni to przyjęcie wiary w niechybną poprawę stanu rzeczy. Nadzieja może po prostu polegać na powierzeniu odpowiedzialności za zmianę siłom zewnętrznym wobec nas; tymczasem elastyczność uwewnętrznia taką zmianę. Ale skoro takie mają być narzędzia transformacji, czy można się dziwić, że postępowa polityka drepce w miejscu?
Prawdopodobnie najlepsze, co można powiedzieć o elastyczności, to tyle, że przygotowuje młodych na niedokończoną podróż. „Niedokończenie” stanowi przewodni motyw „Pedagogii uciśnionych” Paulo Freirego; dowodzi on, że opór żywi się niedokończonym, bowiem nie uznaje ani końca historii, ani nieodwracalnych faktów – wszystko jest możliwe dopóty, dopóki nie uznamy, że to już koniec. Istnieje jednak różnica między niedokończeniem a bezwładem. Nie wystarczy wypłynąć w cudowną podróż ku Itace i pozwolić unosić się falom. Własne przetrwanie i bezterminowe odraczanie efektu to żałośnie nieadekwatne odpowiedzi na cierpienie. Co z tego, że nie godzimy się, że to już koniec – polityka inercji zdążyła obezwładnić całe pokolenie. Jednak istnieją alternatywy dla dostosowania się do takiego stanu rzeczy.
Naprawa
Czas uwolnić się od elastyczności: zrzucić z siebie ciężar odpowiedzialności za kryzys gospodarczy; zaprzestać traktowania sponiewieranych ludzi jak kozły ofiarne; odmówić znoszenia stresu; wyznaczyć zdrowe granice i czynić wszystko, by ich nie przekraczać. Zgadzam się z moim przyjacielem, że potrzeba nam sposobów na zmaganie się ze społeczeństwem, które czyni nas chorymi, lecz nie wierzę, by elastyczność była właściwą odpowiedzią. Tracie Washington z Instytutu Sprawiedliwości w Luizjanie ostatecznie podważa jej sens: Przestańcie nazywać mnie elastyczną. Ilekroć mówicie: „Patrz, jacy oni są elastyczni”, oznacza to, że możecie posunąć się dalej. Nie jestem elastyczna. Polityczne reformy i oddolny opór służą naprawie tylko wtedy, gdy pracujemy po równo na rzecz silnych i słabych; gdy promujemy kulturę, w której ludzie nie tylko mogą przetrwać, ale też rozwijać się. Opieranie się elastyczności nie oznacza rezygnacji. Wręcz przeciwnie – to wezwanie do większej odwagi.
Wyobraźcie sobie, co by było, gdyby czas i wysiłek zainwestowane w zabezpieczanie się przed przyszłością zostały w całości przeznaczone na zajmowanie się teraźniejszością i bardziej zdecydowane realizowanie zmiany, którą pragniemy ujrzeć. Droga ku naprawie nie jest prosta, lecz czy mamy wybór, gdy tak wielu w naszych społecznościach zepchnięto na skraj załamania? Stać nas na coś więcej niż przetrwanie: trzeba nam powrócić do naszych przekonań i odbić się od ściany.
tłum. Michał Wójtowski
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w czasopiśmie „Soundings”, nr 58, 2015. Na potrzeby przedruku poczyniono niewielkie skróty oraz pominięto przypisy, kierujące głównie do anglojęzycznej literatury trudno dostępnej w Polsce.