Pacjent w ciągu 12 miesięcy w ramach współpłacenia za leki refundowane płaciłby z własnej kieszeni tylko pierwsze 400 zł. Resztę miałoby dopłacać państwo.
Jak informuje portal rynekzdrowia.pl, powstał raport Polskiego Instytutu Ekonomicznego „Współpłacenie za leki w Polsce. Jak ograniczyć nierówności w dostępie do leków?”. Autorzy proponują wprowadzenie limitu współpłacenia za leki refundowane. Pacjent w ciągu 12 miesięcy w ramach współpłacenia za leki refundowane płaciłby z własnej kieszeni tylko pierwsze 400 zł wynikające z zasad odpłatności ryczałtowej, 30 proc. i 50 procent.
Jakie są wnioski z raportu? Produkty farmaceutyczne są najbardziej niedofinansowaną częścią opieki zdrowotnej w Polsce. Obciążenie Polaków prywatnymi wydatkami na leki jest jednym z najwyższych w Unii Europejskiej.
Wobec tego PIE proponowane rozwiązanie – wprowadzenie limitu współpłacenia za leki refundowane. Mając na uwadze powyższe wnioski proponujemy wprowadzenie górnego limitu dopłat do leków refundowanych w wysokości 400 zł rocznie – czytamy w raporcie.
Pacjent w ciągu 12 miesięcy w ramach współpłacenia za leki refundowane płaciłby z własnej kieszeni tylko pierwsze 400 zł wynikające z zasad odpłatności ryczałtowej, 30 proc. i 50 procent. Po przekroczeniu tej sumy, resztę kwoty współpłacenia pokrywałby płatnik publiczny. W ocenie Polskiego Instytutu Ekonomicznego, limit współpłacenia jest narzędziem relatywnie prostym technicznie i operacyjnie (przez powiązanie z systemem e-recept oraz Internetowym Kontem Pacjenta), a powinien istotnie wpłynąć na obniżenie częstotliwości występowania druzgocąco wysokich wydatków na leki wśród najbardziej chorych pacjentów.
Obowiązujące przepisy wciąż nie chronią przed zabudową terenów zielonych spełniających w miastach istotne funkcje klimatyczne, wentylacyjne czy hydrologiczne. Jak pokazała kontrola przeprowadzona przez NIK, normy prawne regulujące od 18 lat planowanie i zagospodarowanie przestrzenne, zamiast wspierać zachowanie i powiększanie systemów przyrodniczych, dopuszczają do ich postępującego i nieodwracalnego osłabiania.
Obecnie jedynie miejscowe plany zagospodarowania przestrzenne umożliwiają samorządom skuteczną ochronę terenów zielonych przed zabudową. To te dokumenty wskazują, gdzie w przyszłości mogą powstać w gminie drogi, punkty usługowe, przychodnie, szkoły czy place zabaw i ostatecznie zabezpieczają miejsca przeznaczone na zieleń. Problem w tym, że choć według ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym z 2003 r. plany miejscowe powinna mieć każda gmina, ich tworzenie nie jest obowiązkowe. W efekcie rzadko pokrywają one 100% powierzchni gminy (średnia krajowa to 31,4%).
Wśród miast kontrolowanych przez NIK, na koniec 2020 r. jedynie Chorzów był objęty planami miejscowymi w całości, Mikołów niemal w 100%, a Zamość w 99%. Na drugim biegunie znalazł się Leżajsk, w którym plany zagospodarowania przestrzennego pokrywały niecałe 10% powierzchni miasta. Presja inwestycyjna dotyczy jednak przede wszystkim największych miast. Mimo to, pokrycie planami miejscowymi kontrolowanych stolic województw również było mocno zróżnicowane i wynosiło w badanym okresie od ok. 16% w Rzeszowie do niemal 69% w Krakowie.
W sytuacji, gdy inwestycja ma powstać na terenie nieobjętym planem miejscowym, urzędy wydają decyzje o warunkach zabudowy (WZ), które nie zawierają wiążących zapisów dotyczących urządzania i kształtowania zieleni. Na 180 decyzji WZ zbadanych przez Najwyższą Izbę Kontroli, ponad połowa umożliwiała zabudowę terenów zielonych, ponieważ rady miast albo w ogóle nie przystąpiły do opracowania dla tych rejonów miejscowych planów zagospodarowania, albo opracowywanie planów trwało od kilku, a w skrajnych przypadkach nawet od kilkunastu lat. Bez planów miejscowych, samorządy nie miały kontroli nad zagospodarowaniem terenów, które wcześniej, ze względu na ich walory przyrodnicze, same chciały wyłączyć z zabudowy, co zapisano w gminnym studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego (studium). Stąd też wniosek NIK do premiera o zmianę przepisów. Zdaniem Izby w przypadku terenów spełniających funkcje przyrodnicze, do czasu objęcia ich planem miejscowym wydawanie decyzji WZ powinno być zawieszane. Obecnie możliwe jest jedynie ich odroczenie i to najwyżej na dziewięć miesięcy.
W 2020 r. ochronę terenów zielonych osłabiła jeszcze ustawa o zapobieganiu, przeciwdziałaniu i zwalczaniu COVID-19. Dopuszczała ona zabudowę także obszarów przyrodniczych, z pominięciem przepisów regulujących planowanie i zagospodarowanie przestrzenne, a nawet przepisów budowlanych.
Nasz nowy patronat medialny – książka Pawła Kaczmarskiego, który w „Nowym Obywatelu” pisze od pewnego czasu o najnowszej polskiej poezji i jej wymiarze krytyczno-społecznym. W książce znacznie większa dawka takich rozważań.
„Oporne komunikaty. Strategie znaczenia w poezji współczesnej” Pawła Kaczmarskiego to zbiór krytycznoliterackich esejów o poezji ostatnich dwóch dekad – o tym, co wiersze robią, by trafić do czytelników, i o różnych sposobach, na jakie definiują swoją relację z odbiorcą. Jak w recenzji wydawniczej pisała Anna Kałuża: „Autor prowadzi narrację krytycznoliteracką w taki sposób, że można zapomnieć o wszelkich ograniczeniach i utrudnieniach, blokujących dostęp do jego pisania. Robi też znacznie więcej: może sprawić, że ci, którzy nie czytali poezji, pomyślą o niej przychylniej, a ci, którzy przestali ją czytać, zechcą ponownie się jej przyglądać”.
W książce omówieni zostają najważniejsi współcześni polscy poeci i poetki – od Andrzeja Sosnowskiego po Tomasza Bąka, od Konrada Góry po Annę Adamowicz – a komentarze krytycznoliterackie łączą się z polityczno-społeczną refleksją o ostatniej recesji, kryzysie klimatycznym i obojętności kapitału.
Książkę można kupić u wydawcy: https://sklep.instytutliteratury.eu/pl/p/Oporne-komunikaty.-Strategie-znaczenia-w-poezji-wspolczesnej-Pawel-Kaczmarski/441
Do II etapu programu Kolej Plus zostało złożonych 47 wniosków wraz z przygotowaną dokumentacją studiów planistyczno-prognostycznych. PKP Polskie Linie Kolejowe oceniły dokumenty i wybrały 34 projekty, które zostaną zrealizowane.
Jak informuje portal nakolei.pl, ze zgłoszonych 47 projektów, aż 24 dotyczyło miast, które nie mają pasażerskich połączeń kolejowych. Złożone dokumentacje dotyczyły łącznie 42 miast o co najmniej 10 tys. mieszkańców. W puli 47 projektów znalazło się 39 liniowych, w tym 13 o łącznej długość ok. 450 km, dotyczących odbudowy lub poprawy parametrów nieczynnych linii. 9 projektów dotyczy budowy nowych linii o łącznej długości około 300 km. Rewitalizacji linii dotyczy 7 projektów o łącznej długość około 710 km. Jest 8 projektów punktowych związanych z budową nowych przystanków.
Program dostanie dodatkowy zastrzyk: zamiast 5,6 mld zł wyniesie ono ponad 11 mld złotych. Dofinansowanie otrzymają m.in. odcinki Kozienice – Dobieszyn, Sokołów Podlaski – Siedlce, Kraków – Olkusz, Gorlice – Jasło, Piotrków Trybunalski – Bełchatów czy Turek – Konin.