W Bełchatowie brakuje górników

W Bełchatowie brakuje górników

Związkowcy mówią o „rabunkowej eksploatacji węgla” w kopalni Bełchatów i wskazują na zaniechania, przez które wkrótce będzie konieczne ograniczenie wydobycia surowca.

Jak informuje portal ddbelchatow.pl, organizacje związkowe alarmują również, że brakuje pracowników, a sami górnicy narzekają na brak inwestycji i remontów sprzętu. Załoga bełchatowskiej kopalni skarży się na warunki pracy. Górnicy sygnalizują kolejne problemy i nie mają wątpliwości, że z każdym kolejnym rokiem sytuacja w olbrzymim zakładzie, który zatrudnia grubo ponad 4 tysiące osób, staje się niestety coraz trudniejsza. Problemów, jak mówią sami pracownicy kopalni, jest bez liku, a apele o ich rozwiązanie zostają bez odpowiedzi. Górnicy narzekają na brak rąk do pracy, wyeksploatowane maszyny, a także zbyt małą liczbę remontów, modernizacji i inwestycji w kopalni.

Sygnały od załogi potwierdzają związkowcy z Kopalni Węgla Brunatnego Bełchatów, którzy postanowili po raz kolejny napisać list do wicepremiera Jacka Sasina, w którym skarżą się szefowi Ministerstwa Aktywów Państwowych na sytuację w bełchatowskiej kopalni. Pod pismem podpisało się pięć związków: ZZPRC w KWB Bełchatów, MK NSZZ  Solidarność, ZZ  Konto, ZZ Kadra, a także Związek Zawodowy Górnictwa Węgla Brunatnego. Związki zawodowe nie owijają w bawełnę i piszą wprost o „rabunkowej eksploatacji węgla brunatnego”. Wskazują, że w zakładzie brakuje planowanych i realizowanych remontów maszyn podstawowych m.in. kluczowych do wydobycia koparek węglowych.

Związki z KWB Bełchatów zarzucają również dyrekcji zaniechania „po stronie przygotowawczej złoża. O co dokładnie chodzi? Według związkowców, w ostatnim czasie podczas wydobycia węgla zbierano „dramatycznie nisko” nadkładu, czyli warstwy, która w odkrywce zalega nad brunatnym złotem. Jak przekonują, w perspektywie najbliższych dwóch lat wpłynie to znacząco na ograniczenie możliwości wydobywczych kopalni.

Jak tłumaczą, obecnie budżety przeznaczane na remonty i modernizacje w kopalni ograniczane są do niezbędnego minimum i dostosowane do wydobycia na poziomie 30-35 mln ton węgla rocznie. Jednocześnie wskazują, że w ostatnich latach, w bełchatowskiej kopalni, wydobycie węgla jest na poziomie przekraczającym 40 mln ton. Związki zawodowe podkreślają również, że w zakładzie brakuje pracowników „na newralgicznych górniczych stanowiskach pracy”, co przekłada się na zmniejszenie bezpieczeństwa pracy i większe ryzyko wypadków.

– Załodze ograniczane są prawa do skorzystania z urlopu, co więcej pracownicy podczas jednej dniówki przewożeni są z jednej maszyny podstawowej na drugą, która nie ma wystarczającego obłożenia pracowniczego; mówiąc dosadnie w kopalni wkrótce nie będzie komu pracować (…) Rabunkowa eksploatacja węgla, „zajeżdżanie” maszyn podstawowych przy występujących brakach kadrowych doprowadzi wkrótce do nieodwracalnych awarii, przekładających się na drastyczne ograniczenie możliwości wydobywczych kopani – piszą związkowcy w liście do wicepremiera.

Dział
Aktualności
Wcześniej informowaliśmy o…

Będzie dodatek energetyczny

Będzie dodatek energetyczny

Sejm w piątek zdecydował ostatecznie, że dodatek w wysokości 3 tys. zł ma przysługiwać gospodarstwom domowym ogrzewającym się węglem kamiennym i paliwami węglopochodnymi zawierającymi co najmniej 85 proc. węgla kamiennego. Inni odbiorcy ciepła także dostaną dopłaty, jednak o innej wysokości.

Jak informuje Portal Samorządowy, odbiorcy, którzy nie są objęci taryfą, czyli ci, którzy są ogrzewani przez małe ciepłownie bądź sami zaopatrują się w surowiec, będą mogli otrzymać wsparcie na poziomie gminy „adekwatne do wzrostu cen”. Każdy, kto nie jest w taryfie to wsparcie otrzyma w zależności od źródła ciepła na poziomie gminy – poinformowała ministerka klimatu i środowiska Anna Moskwa.

Jak wynika z wypowiedzi minister, nietaryfowani odbiorcy ciepła systemowego otrzymają do 3,9 tys. zł wsparcia. Używający pelletu otrzymają – 3 tys. zł, drewna kawałkowego – 1 tys. zł, oleju opałowego – 2 tys. zł, a LPG – 500 zł.

Czterodniowy tydzień pracy działa?

Czterodniowy tydzień pracy działa?

Na test takiego rozwiązania zdecydowali się Brytyjczycy. Naukowcy z Cambridge i Oksfordu badają, jak czterodniowy tydzień pracy wpływa na wydajność pracowników, a także ich samopoczucie czy środowisko, w jakim wykonują swoje obowiązki zawodowe.

Jak informuje portal money.pl, choć testy trwają dopiero osiem tygodni i nawet nie są na półmetku, to już teraz widać wymierne rezultaty z wprowadzenia czterodniowego wprowadzenia pracy. Okazuje się, że większość z pracowników jest szczęśliwsza, rzadziej choruje, a także mniej odczuwa syndrom wypalenia zawodowego, a w dodatku jest bardziej wydajna, wykonując zawodowe obowiązki.

Pracownicy uczestniczący w programie wskazują, że mają więcej czasu nie tylko dla rodziny, ale także na rozwijanie pasji i umiejętności.

Brytyjski eksperyment pokazał już, że łatwiej zorganizować krótszy, ale wymierny czas pracy. Skrócenie czasu pracy do czterech dni to nie tylko pomysł Brytyjczyków. Niedawno taki eksperyment zakończył się też na Islandii. Tam poddano pracowników sektora publicznego pilotażowym testom, które przeprowadzano w latach 2015-2019. Pokazały one m.in., że produktywność nie spadła znacząco. Pierwsze testy czterodniowych tygodni pracy napawają optymizmem.

Jesteśmy zwalniani nie ze swojej winy

Jesteśmy zwalniani nie ze swojej winy

Rośnie liczba osób tracących pracę z nie swojej winy. Co czwarta osoba, która zmieniła w ostatnim półroczu pracodawcę, została zwolniona.

Wynika to z 48. edycji raportu Monitor Rynku Pracy, przygotowanego przez Instytut Badawczy Randstad we współpracy z Instytutem Badań Pollster. Jak informuje pulshr.pl, rośnie liczba pracowników, którzy jako powód zmiany pracy wskazali utratę dotychczasowego miejsca pracy – co czwarty badany (26 proc.) odpowiedział w ten sposób.

Obawy pracowników o utratę pracy w drugim kwartale tego roku utrzymują się na poziomie z początku roku. Spore obawy wyraziło 8 proc. ankietowanych, z kolei umiarkowane nastroje panują u 20 proc. badanych. Nieco większy poziom obaw widać w grupach, które często w pierwszej kolejności odczuwają niekorzystne zmiany na rynku pracy (kobiety – 10 proc., osoby zatrudnione na czas określony – 15 proc., osoby z umowami cywilnoprawnymi – 21 proc.).