Znikają owoce i warzywa

Znikają owoce i warzywa

W Wielkiej Brytanii w supermarketach wprowadzono limit trzech pomidorów na klienta. W Holandii można kupić maksymalnie dwie papryki.

Jak informuje portal wnp.pl, w Europie bardzo wzrosły ceny owoców i warzyw, ale przede wszystkim pojawił się ich niedobór, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii. Na problem kosztów zwraca również uwagę hiszpański dziennik „El Mundo”. Warzywa są bowiem w Hiszpanii uprawiane w szklarniach zasilanych gazem. Na północy natomiast, według statystyk Szwedzkiego Urzędu Statystycznego, tylko w ciągu ostatnich dwóch miesięcy ceny porów wzrosły o 37 proc. W Czechach ceny hurtowe warzyw importowanych wzrosły w pierwszych tygodniach 2023 r. o kilkadziesiąt procent.

Cztery brytyjskie sieci supermarketów wprowadziły ograniczenia w sprzedaży niektórych owoców i warzyw. W sieci Asda jedna osoba mogła kupić maksymalnie po trzy sztuki pomidorów, ogórków, papryki, sałaty, brokułów, kalafiora oraz trzy opakowania malin, zaś w Morrisons restrykcje dotyczyły ogórków, pomidorów, sałaty i papryki – po dwie sztuki na klienta. Na podobny krok zdecydowały się Aldi i Tesco – w obu ograniczono sprzedaż pomidorów, ogórków i papryki do trzech sztuk na osobę.

Jak wskazują eksperci, niedobory na Wyspach są głównie wynikiem ekstremalnych zjawisk pogodowych – wyjątkowo niskich temperatur w południowej Hiszpanii i powodzi w Maroku, skąd produkty są przeważnie importowane – co wypłynęło na zbiory, a także wysokie ceny energii, które spowodowały ograniczenie produkcji w szklarniach.

W Szwecji media donosiły, że w br. po raz pierwszy doszło do sytuacji, że w miejscowościach przygranicznych to Szwedzi kupowali warzywa w Norwegii, a nie odwrotnie, jak ma to zwykle miejsce, z uwagi na wyższe ceny norweskiej żywności.

Według statystyk Szwedzkiego Urzędu Statystycznego tylko w ciągu ostatnich dwóch miesięcy ceny porów wzrosły o 37 proc., ogórków o 14 proc., a pomidorów oraz marchwi o 11 proc. Eksperci przekonują, że jest to spowodowane pogodą na południu Europy oraz w Maroku, skąd do zimnej Skandynawii sprowadzane są warzywa oraz owoce, a dodatkowo część szwedzkich producentów ograniczyła uprawy szklarniowe z uwagi na wysokie ceny energii.

Rosnące koszty energii zmusiły holenderskich hodowców pomidorów, którzy uprawiają rośliny pod lampami, do wyłączenia ponad 90 proc. z nich tej zimy.Na Węgrzech wzrost cen owoców i warzyw w ostatnim czasie związany jest z najwyższą od prawie 30 lat inflacją. W lutym wskaźnik inflacji wyniósł 25,4 proc., przy czym ceny żywności w porównaniu z lutym 2022 r. wzrosły o 43,3 proc. Szacuje się, że z powodu cen Węgrzy jedzą 10-15 proc. mniej owoców i warzyw niż w ubiegłym roku.

W Słowacji zaczyna brakować cebuli. Rolnicy sądzą, że „kryzys cebulowy”, połączony z wyższymi cenami, potrwa do nowych zbiorów. Ceny na cebule wzrosły rok do roku o 20 proc. Według słowackiej Izby Rolno-Spożywczej (SPPK) niedobór warzyw, w tym cebuli, wynika z napięć geopolitycznych i niekorzystnej pogody związanej z powodziami w Pakistanie, przymrozkami w Azji Środkowej i suszą w Afryce Północnej. Rekordowo wysokie ceny na Słowacji notowane w przypadku papryki. Niektóre gatunki kosztują 7 euro za kilogram (33 złotych).

W Hiszpanii rolnicy patrolują w nocy pola w obawie przed złodziejami warzyw.

Dział
Aktualności
Wcześniej informowaliśmy o…

Będzie łatwiej zrobić referendum lokalne

Będzie łatwiej zrobić referendum lokalne

Sejm przyjął w czwartek nowelizację ustawy o referendum lokalnym. Zakłada ona m.in. obniżenie progu frekwencyjnego z 30 na 15 procent oraz zmniejsza o połowę liczbę obywateli niezbędnych do zainicjowania referendum.

Jak pisze portal samorządowy, projekt nowelizacji ustawy o referendum lokalnym autorstwa posłów Kukiz’15 został złożony w Sejmie – wraz z podpisami posłów PiS – 29 października 2021 r.

W czwartek nowelizacja została uchwalona przez Sejm. Za przyjęciem noweli zagłosowało 232 posłów, 189 było przeciw, 29 wstrzymało się od głosu.

Nowela zmienia zasady organizowania i przeprowadzania referendum lokalnego. Zakłada m.in. obniżenie progu ważności referendum z 30 na 15 proc. uprawnionych do głosowania. W przypadku referendum o odwołanie władz wykonawczych pochodzących z wyborów bezpośrednich np. prezydenta miasta lub burmistrza, byłoby ono ważne, jeśli liczba wyborców, którzy wzięli w nim udział, stanowiła przynajmniej 3/5 liczby głosów oddanych w wyborach na odwoływany organ.

Nowelizacja rozszerza katalog spraw, które mogą być przedmiotem referendum lokalnego: dodano sprawy dotyczące społecznych, gospodarczych lub kulturowych więzi łączących wspólnotę samorządową.

Ponadto wprowadzono regułę, zgodnie z którą referendum będzie można przeprowadzać dwa razy w czasie trwania kadencji. Zgodnie z jedną z przyjętych poprawek, referendum można przeprowadzać po raz pierwszy – nie wcześniej niż na 18 miesięcy i nie później niż na 24 miesiące od początku kadencji tego organu; po raz drugi – nie wcześniej niż na 12 miesięcy i nie później niż na 6 miesięcy przed upływem kadencji tego organu.Ograniczenie to nie będzie miało zastosowania do referendum ws. odwołania organu stanowiącego jednostki samorządu terytorialnego oraz ws. odwołania wójta, burmistrza lub prezydenta miasta.

Nowela zmniejsza o połowę liczbę obywateli niezbędnych do zainicjowania referendum. W przypadku gmin i powiatów będzie to 5 proc., a nie 10 proc. uprawnionych do głosowania mieszkańców; w przypadku województw – 2,5 proc. a nie 5 proc.

Nowe przepisy gwarantują inicjatorom referendum 6 miesięcznego terminu – a nie jak dotychczas 60 dni – na zebranie podpisów mieszkańców popierających referendum.

Polak nie strajkuje

Polak nie strajkuje

Polska jest na szarym końcu państw pod względem liczby strajków.

Jak informuje pulshr.pl, z danych European Trade Union Institute wynika, że w latach 2020-2021 Polacy nie pracowali z powodu strajku średnio 0,4 dnia. Dla porównania we Francji, która zdecydowanie wiedzie w Europie prym pod względem strajkowych zrywów, było to 79,1 dni.

Oto dane dotyczące strajków w Polsce:

2022 rok – 29 strajków, w których uczestniczyło 3,8 tys. pracowników, tj. 37,4 proc. zatrudnionych w jednostkach, w których wystąpiły strajki;
2021 rok – 7 strajków, w których uczestniczyło 1,4 tys. pracowników, tj. 32 proc. zatrudnionych w jednostkach, w których wystąpiły strajki;
2020 rok – 27 strajków, w których uczestniczyło 13,2 tys. pracowników, tj. 24,9 proc. zatrudnionych w jednostkach, w których wystąpiły strajki;
2019 rok – 9835 strajków, w których uczestniczyło 228,2 tys. pracowników, tj. 57,2 proc. zatrudnionych w jednostkach, w których wystąpiły strajki;
2018 rok – 7 strajków, w których uczestniczyło 2 tys. pracowników, tj. 22,4 proc. zatrudnionych w jednostkach, w których wystąpiły strajki;
2017 rok – 1556 strajków, w których uczestniczyło 29,7 tys. pracowników, tj. 34,8 proc. zatrudnionych w jednostkach, w których wystąpiły strajki;

Jak wyjaśnia prof. Adam Mrozowicki z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego, na to, że Polacy niechętnie sięgają po tę metodę poprawy warunków pracy, wpływa bardzo wiele czynników. Pierwszym – i jednym z istotniejszych – jest prawo, które skutecznie utrudnia zorganizowanie strajków.

Zorganizowanie referendum strajkowego w niektórych zakładach, szczególnie tych większych, jest po prostu nie do zrobienia. Kiedy w firmie pracuje kilkanaście tysięcy pracowników, a połowa z nich musi uczestniczyć w referendum, żeby mogło zostać ono uznane, to jest to bardzo trudne do wykonania. Wręcz nierealne. Tym bardziej, że pracodawcy ze swojej strony nie ułatwiają tego procesu.

W Polsce mamy bardzo niski poziom uzwiązkowienia. Aktualnie wynosi on 11- 12 proc. wśród pracowników najemnych. Jednak w sektorze prywatnym i wśród MŚP (małych i średnich firm) poziom uzwiązkowienia wynosi 2-3 proc. Wtedy siła negocjacyjna pracowników jest tak mała, że nie mają szans, żeby skutecznie przeprowadzić strajk. Nie zachęca do strajkowania również fakt, że pracownicy, którzy zdecydują się na ten krok, nie dostają wynagrodzenia za czas strajku. Związki zawodowe w Polsce, nawet te największe, nie mają na tyle dużego funduszu strajkowego, by zapewnić strajkującym finansowe wsparcie.

Nie ma fachowców

Nie ma fachowców

Pierwsze Branżowe Centra Umiejętności powstaną w marcu 2023. Jest ponad 1,4 mld zł na utworzenie w Polsce 120 placówek i ani jednego chętnego, by prowadzić szkoły kształcące w branżach drzewno-meblarskiej, handlowej i pomocy społecznej.

Jak informuje Portal Samorządowy, z zapowiedzi Ministerstwa Edukacji i Nauki wynika, że pierwsze branżowe centra umiejętności (BCU) powstaną w 2023 roku. Ma ich być przynajmniej 20. W kolejnym roku ma powstać następne 100.

BCU to pomysł ministerstwa na wzmocnienie reformy kształcenia zawodowego wdrażanej przez resort edukacji od 2019 roku. Centra mają być tworzone w partnerstwie podmiotów branżowych oraz organów prowadzących szkoły. Dlatego do udziału w konkursie na utworzenie i wsparcie BCU ministerstwo zaprosiło m.in. organizacje branżowe, izby gospodarcze, stowarzyszenia zawodowe i samorządy zawodowe zrzeszające osoby wykonujące dany zawód.

Wpłynęło 90 wniosków, które obecnie podlegają ocenie formalnej. Największym zainteresowaniem cieszyły się branże: budowlana, elektroenergetyczna i rolno-hodowlana – informuje Adrianna Całus, rzeczniczka Ministerstwa Edukacji i Nauki.

O utworzenie w mieście dwóch branżowych centrów umiejętności stara się między innymi Radom.

Branżowe centra umiejętności miały koncentrować się na branżach kluczowych dla rozwoju przemysłu w danym regionie, w tym m.in. automatyka, robotyka, mechatronika, przemysł motoryzacyjny, przemysł lotniczy, energetyka odnawialna, transport, spedycja i logistyka czy przetwórstwo spożywcze.

Największym zainteresowaniem cieszyły się branże: budowlana, elektroenergetyczna, rolno-hodowlana. W całej Polsce nie znalazł się jednak nikt chętny do rozwijania placówek w branżach: drzewno-meblarska, handlowa, pomoc społeczna.

Decyzję o tym, gdzie powstaną branżowe centra umiejętności, ministerstwo oficjalnie ogłosić ma 31 marca. W całej Polsce powstać ma w sumie 120 ośrodków w partnerstwie podmiotów branżowych oraz organów prowadzących szkoły kształcące w zawodach i centra kształcenia zawodowego. Cała inwestycja kosztować ma ponad 1,4 mld złotych.