Ubywa pracy

Ubywa pracy

Negatywne tendencje zaczynają być widoczne w statystykach rynku pracy.

Jak informuje salon24.pl, na polskim rynku pracy nie dzieje się ostatnimi czasy najlepiej. Polacy tracą pracę nawet w branżach uważanych dotąd za bezpieczne. Świadczą o tym nowe dane GUS.

Wprawdzie z danych Eurostatu wynika, że pod koniec kwietnia 2024 r. stopa bezrobocia wyniosła w Polsce 5,1 proc., co przekłada się na ponad 780 tys. osób bezrobotnych – czyli najmniej od 1991 roku. Ale dla osób tracących pracę to niewielkie pocieszenie, tym bardziej że odzwierciedla to tendencje demograficzne, czyli ubytek osób w wieku produkcyjnym w całej populacji.

Natomiast ludzi zwalnianych z pracy jest coraz więcej. Tylko na Mazowszu w ciągu pierwszych miesięcy tego roku pracę straciło ponad 2,5 tysiąca osób z aż 38 zakładów. W całym kraju w marcu zwolnienia grupowe zadeklarowało 159 firm i objęły one w sumie 17 tys. pracowników. To więcej niż przed rokiem. W kwietniu 2024 r. grupowo zwalniały kolejne 43 zakłady, pozbywając się w sumie ponad 2,4 tys. pracowników. Oprócz tego trwają zwolnienia na mniejszą skalę. Na przykład w branży IT w pierwszym kwartale 2024 roku pracę straciło 45 tys. osób. Przy wytwarzaniu i zaopatrywaniu w energię elektryczną zatrudnienie rok do roku zmniejszyło się o ponad 3%.

GUS podaje, że w marcu powstało 88,1 tys. nowych ofert pracy – to o 9,1 proc. mniej niż rok temu. Przeciętne zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw w kwietniu 2024 roku wyniosło 6 499 400 osób i było o 0,4 proc. mniejsze niż przed rokiem.

Dział
Aktualności
Wcześniej informowaliśmy o…

Fachowcy kontra Bodnar

Fachowcy kontra Bodnar

Przedstawiciele Instytutu Transportu Samochodowego negatywnie ocenili propozycję złagodzenia przepisów o konfiskacie pojazdów pijanym kierowcom.

Jak informuje portal brd24.pl, przez pierwsze dwa miesiące obowiązywania prawa o konfiskacie policja zatrzymała pijanym kierowcom prawie 1000 pojazdów, a liczba wypadków powodowanych przez nietrzeźwych spadła w tym roku aż o 40 proc. Mimo to Ministerstwo Sprawiedliwości proceduje projekt nowelizacji Kodeksu karnego, który zmieni to narzędzie. Zmiany prawa zakładają zniesienie obowiązkowego odbierania pojazdów pijanym kierowcom. Zawsze decydował o tym będzie sędzia. Nowelizacja Bodnara zniesie też obowiązek zapłaty równowartości pojazdu w przypadku, gdy pijany lub będący pod wpływem narkotyków kierowca nie jest jego jedynym właścicielem.

Ministerstwo Sprawiedliwości przekazało projekt zmian do konsultacji publicznych. Jedną z instytucji, która wyraziła opinię o projekcie, jest Instytut Transportu Samochodowego. To podmiot, który od dekad zajmuje się m.in. badaniami dotyczącymi bezpieczeństwa ruchu drogowego w Polsce i prowadzi Obserwatorium Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego.

23 kwietnia ITS przekazał negatywną opinię na temat proponowanych zmian. Badacze napisali: „Jako instytucja od lat zajmująca się badaniami i analizami przyczyn zagrożeń na drogach popieramy zaostrzenie kar w stosunku do pijanych kierowców przede wszystkim jako działanie profilaktyczne, powstrzymujące kierowców od niebezpiecznych zachowań. W tym kontekście stoimy na stanowisku, że przedstawiona propozycja złagodzenia kar za prowadzenie pojazdów pod wpływem alkoholu z punktu widzenia bezpieczeństwa ruchu drogowego jest niekorzystna i może spowodować zmniejszenie wpływu tego środka prawnego na zachowania kierujących”.

Badacze zauważają też, że ze względu na bezpieczeństwo ruchu drogowego bardzo ważna jest nieuchronność kary i szybka jej realizacja, a „zaproponowane zmiany w znaczny sposób odsuną w czasie wykonanie kary”. Przedstawiciele ITS zaznaczyli też, że „istotą zmienianej ustawy była dotkliwość kary i wyeliminowanie niebezpiecznych kierowców z ruchu, czyli ochrona uczestników ruchu przed zagrożeniem powodowanym przez kierowców prowadzących pojazd pod wpływem alkoholu” oraz że „zniesienie minimalnej kwoty nawiązki zasądzanej przez Sąd oraz zniesienie obligatoryjnej konfiskaty pojazdu stanowi istotne złagodzenie kary, a tym samym znacznie zmniejszy profilaktyczny wymiar kary”.

Naukowcy przytoczyli ministrowi dane dotyczące wypadków, które w 2023 r. spowodowali pijani kierowcy. Stanowiły one 7 proc. wszystkich wypadków drogowych w Polsce, ale „w ich wyniku zginęło aż 12 proc. zabitych na drogach.

Tu przeczytasz nasz tekst o wsparciu Bodnara dla pijanych kierowców: Święty Bodnar – patron drogowych pijaków? 

Kolejni na bruk

Kolejni na bruk

230 osób ma stracić pracę w ramach zwolnień grupowych w Yazaki Automotive Products Poland w Mikołowie.

Portal tysol.pl pisze, że 7 czerwca ma się odbyć kolejna runda rozmów między zarządem spółki i przedstawicielami związków zawodowych na temat regulaminu zwolnień grupowych. Redukcja zatrudnienia ma zostać przeprowadzona w dwóch turach. Pracę ma zachować jedynie 37 osób, jednak nie wiadomo, czym będą się one zajmować. Zakład zakończył kontrakt na dostawę wiązek do samochodów Maserati, a innych projektów nie ma. – „Przez lata byliśmy mamieni obietnicami, godziliśmy się na kolejne wyrzeczenia, żeby ratować zakład. Ludzie czują się oszukani – mówi Katarzyna Grabowska, przewodnicząca „Solidarności” w YAPP.

Zwolnienia grupowe dotknęły załogę firmy już w 2020 roku. Pracę straciło wtedy 500 osób, a w Mikołowie zakończyła się produkcja wiązek elektrycznych do Fiata 500. – „Wówczas zapewniano nas, że w zakładzie przeprowadzone zostaną inwestycje, m.in. w automatyzację części produkcji. Zgodziliśmy się na redukcję zatrudnienia, na pogorszenie warunków płacowych, na brak podwyżek w kolejnych latach. Dzisiaj z obietnic pracodawcy nie zostało nic” – mówi „Tysolowi” przewodnicząca związku. Kolejna fala zwolnień oznacza niemal likwidację firmy. Z niegdyś ponad 700 zatrudnionych pracę ma zachować zaledwie niespełna 40 osób.

Ponad minimum zagwarantowane przepisami polskiego prawa, zarząd YAPP zaoferował pracownikom dodatkowe świadczenie w wysokości miesięcznego wynagrodzenia pracownika oraz 6500 zł brutto. „Solidarność” postuluje znacznie wyższe odprawy. Podczas pierwszej fali zwolnień grupowych w 2020 roku pracownicy z najdłuższym stażem dostali 15-krotność pensji.

Zatrzymać likwidację zakładu!

Zatrzymać likwidację zakładu!

Zwalniani pracownicy Walcowni Rur „Andrzej” w Zawadzkiem i mieszkańcy miasta protestowali przed bramą zakładu.

O sprawie informuje związek zawodowy „Solidarność”. „My jako pracownicy Walcowni Rur Andrzej i jako mieszkańcy Zawadzkiego i całego województwa opolskiego najbardziej potrzebujemy znalezienia inwestora, który by mógł uratować ten zakład, uratować miejsca pracy” – powiedział podczas konferencji prasowej przed protestem Dariusz Brzęczek, przewodniczący Solidarności w Walcowni Rur Andrzej i jednocześnie przewodniczący Zarządu Regionu Śląsk Opolski NSZZ „Solidarność”.

„Koniunktura w obecnej chwili jest rzeczywiście zła. Ale nigdy nie było tak, żeby był spadek w linii prostej. Zawsze były drgania, zawsze hutnictwo wychodziło z nich na wyższy poziom. Czy dzisiaj potrzebujemy hutnictwa? (…) Czy jako kraj stać nas na kolejną likwidację zakładu hutniczego? Jak to możliwe, że pracodawca przez tyle lat nie doinwestował zakładu?” – pytał z kolei Andrzej Karol, przewodniczący Krajowej Sekcji Hutnictwa NSZZ „Solidarność”.

Michał Rytel, burmistrz gminy Zawadzkie powiedział zaś: „Dla nas to, co dzieje się z walcownią, to jednocześnie nie lada tragedia, ale też wyzwanie. (…) Powstaje czarna dziura na mapie gminy Zawadzkie. Nikt nie ma pomysłu, co będzie się dalej działo z tym terenem”. Dodał, że likwidacja walcowni to także dramat dla samej gminy, do której co miesiąc wpływało kilkaset tysięcy złotych z tytułu podatków od właściciela zakładu. Ta decyzja doprowadzi też więc do zubożenia okolicy.

W samym proteście oprócz pracowników walcowni brali udział przedstawiciele NSZZ „Solidarność” z innych regionów i zakładów pracy, przede wszystkim z branży hutniczej. Zjawili się także mieszkańcy Zawadzkiego. Duża część z nich pracuje lub pracowała w walcowni. Ludzie krzyczeli pod adresem właściciela walcowni, firmy Alchemia: „Nigdy więcej Alchemii na opolskiej ziemi!”, „Złodzieje!”. Mówili, że są rozgoryczeni decyzją właścicieli walcowni. Często w zakładzie pracują bowiem całe rodziny, które nagle, często po kilkudziesięciu latach pracy, zostaną z niczym. Podczas protestu pracownicy walcowni opowiadali o tym, jak wielką stratą dla lokalnej społeczności jest zamknięcie zakładu. Przed walcownię przyjechały także dwa wozy ciężarowe reprezentując firmy, które współpracują z zakładem, a które na decyzji o jego zamknięciu także stracą.

Zdjęcie w nagłówku tekstu pochodzi ze strony internetowej Tygodnika Solidarność.