Kolejne zwolnienia i likwidacje w ramach „restrukturyzacji” PKP Cargo.
Głośna sprawa „restrukturyzacji” PKP Cargo, polegająca na znacznym zmniejszeniu zakresu działalności firmy i wyrzuceniu tysięcy ludzi z pracy, ma jeszcze jeden ponury aspekt. Rządzący Polską neoliberałowie, którym podlega PKP Cargo, likwidują także należące do firmy zakłady naprawy taboru.
Jak informują media, nowe szefostwo PKP Cargo podjęło decyzję o likwidacji pięciu z piętnastu istniejących w całym kraju Zakładów Napraw Taboru Kolejowego, dwóch punktów połowicznych, kilku sekcji napraw i małych punktów utrzymania taboru. Podlegają one wydzielonej spółce PKP Cargotabor. Zwolni ona ponad 30% ogółu zatrudnionych, a pracę straci 750-920 osób.
Większość podmiotów należących do Cargotabor mieści się w niewielkich miejscowościach Polski B. Tam, gdzie najtrudniej o nową pracę. Zwolnienia w spółce mają objąć nie tylko pracowników likwidowanych zakładów, ale także miejsca pracy w podmiotach, które zostaną utrzymane przy życiu.
Kolejna firma do likwidacji, tym razem w branży papierniczo-biurowej.
W Baranowie pod Poznaniem zostanie zlikwidowany zakład produkcyjny firmy Pelikan/Herlitz. Fabryka kończy działalność po 32 latach – informuje Wirtualna Polska.
Likwidacja zakładu jest skutkiem tego, że w 2023 spółka wchodząca w skład francuskiej grupy kapitałowej Hamelin nabyła całość udziałów w konsorcjum Pelikan. W jego skład wchodziła m.in. firma Herlitz, znana m.in. z produkcji materiałów piśmienniczych, biurowych, piór i długopisów itp. Po przejęciu firmy okazało się, że moce produkcyjne w Polsce się dublują, a koszty prowadzenia działalności skłoniły władze francuskiej spółki do likwidacji zakładu.
Pracę w Baranowie straci cała załoga, choć część zatrudnionych otrzyma propozycje pracy w innych zakładach spółki. Na pewno jednak zwolnienia grupowe obejmą kilkadziesiąt osób – spółka nie podała na razie szczegółowych danych, choć poinformowała Powiatowy Urząd Pracy w Poznaniu o zamiarze przeprowadzenia zwolnień.
Działkowicze boją się o przyszłość ogródków i proszą premiera o wsparcie.
Działkowcy są zaniepokojeni o przyszłość swoich ogrodów i samej formuły Rodzinnych Ogródków Działkowych – informuje portal gazeta.pl. Wystosowali apel do premiera Donalda Tuska. Działkowcy obawiają się skutków „rozporządzenia Ministra Rozwoju i Technologii z 8 grudnia 2023 r. w sprawie projektu planu ogólnego gminy (…). W jego ramach tereny gmin podzielono na 13 rodzajów stref funkcjonalnych. Tylko w trzech z nich przewidziano miejsca na ROD i to w profilach dodatkowych”. Jak piszą działkowcy, rozporządzenie wprowadziło „mechanizmy, które mogą zablokować ujawnienie ROD w miejscowych planach zagospodarowania przestrzennego”.
Zdaniem Polskiego Związku Działkowców wprowadzone przepisy otwierają furtkę do masowej likwidacji ogródków działkowych. Wystosowali apel do premiera, powołując się na fakt, że w roku 2013 osobiście interweniował on podczas prac nad ustawą o ogrodach działkowych. „Dzięki tym działaniom udało się ocalić Rodzinne Ogrody Działkowe, które dziś służą milionom Polaków. Wierzymy, że Pańskie zaangażowanie po raz kolejny przyniesie pozytywne efekty, a nowelizacja rozporządzenia zostanie niezwłocznie wdrożona” – napisali w swoim apelu. O rozporządzeniu z 8 grudnia napisali, że „w swojej obecnej formie rodzi poważne zagrożenia dla przyszłości znacznej części ROD w Polsce, destabilizuje ich sytuację prawną oraz niesie ryzyko szerokiego konfliktu społecznego”.
Wedle działkowców, gminy już korzystają z zapisów rozporządzenia i w skali kraju ponad połowa ROD znajduje się na terenach, które zostały objęte procedurą uchwalania planów ogólnych. „Realne jest ryzyko, że znaczną część ROD obejmą plany, które wykluczą ochronę przed likwidacją. Dalsza zwłoka może więc skutkować nieodwracalnymi konsekwencjami dla setek tysięcy rodzin polskich działkowców” – piszą w swoim apelu do premiera.
10 września w Warszawie protest górników z Bogdanki oraz pracowników kilku dużych zakładów energetycznych.
Protestować będą pracownicy firm należących do publicznego koncernu energetycznego Enea – kopalni węgla Bogdanka oraz elektrowni Kozienice i Połaniec – informuje Business Insider. Protestujący domagają się od szefostwa Ministerstwa Aktywów Państwowych informacji co do dalszych losów górnictwa i powiązanej z nim energetyki. Twierdzą, że od długiego czasu nie dostają odpowiedzi na swoje zapytania kierowane do władz Enei. Postanowili zatem zapytać w ministerstwie i wyartykułować swoje obawy.
Protest organizują ponad podziałami różne związki zawodowe, w tym zrzeszone w Solidarności oraz OPZZ. Domagają się wyjaśnienia zamiarów rządu w s sprawie swoich branż. Od dawna czekają także na decyzje dotyczące wydzielenia aktywów węglowych ze spółek energetycznych, co miało być elementem reformy sektora. Tymczasem w budżecie na 2025 r. nie przewidziano na ten cel żadnych kwot. Pracownicy Bogdanki domagają się także podwyżek płac, bo negocjacje z zarządem Enei zakończyły się bez żadnych decyzji.
Kopalnia Bogdanka jest rentowną i najbardziej efektywną polską kopalnią. Jednak i ona ma od pewnego czasu kłopoty ze zbytem węgla i zmniejszeniem skali wydobycia. Związkowcy twierdzą, że jedną z przyczyn jest brak spójnego planu reformowania polskiej energetyki i odchodzenia od węgla bez dotkliwych konsekwencji społecznych. Uważają, że działania rządu zagrażają także stabilności dostaw energii w Polsce. Pracownicy Enei obawiają się, że zielona transformacja energetyczna pozbawi ich pracy. Tylko kopalnia Bogdanka zatrudnia 6000 osób.