Fatalne wieści płyną z NFZ: nie ma pieniędzy na leczenie.
Portal Rynek Zdrowia opisuje fatalną sytuację w Narodowym Funduszu Zdrowia i zależnych od niego finansowo podmiotach leczniczych.
Brakuje pieniędzy na leczenie. Skutkuje to m.in. wstrzymaniem przyjęć do szpitali, brakiem kontynuacji leczenia, niepełnosprawnością pacjentów. W NFZ brakuje pieniędzy nad nadwykonania, czyli dodatkowe zabiegi wynikające z potrzeb medycznych. Oznacza to, że szpitale wstrzymują przyjęcia na zabiegi oraz włączanie chorych do programów lekowych. Takie wieści dochodzą już z dużych szpitali m.in. w Poznaniu i Wrocławiu. Jeden z nich nie otrzymał z NFZ należnych 1,2 miliona złotych za nadwykonania. Wstrzymał zabiegi, co skutkuje, że w kolejce oczekują już 54 osoby.
NFZ nie ogłosił także konkursów na finansowanie nowych terapii lekowych. Dotyczy to m.in. leczenia ciężkiej osteoporozy pomenopauzalnej, ropnego zapalenia gruczołów potowych, kardiomiopatii, czerniaka błony naczyniowej oka. Mają także miejsce opóźnienia w kontraktowaniu nowoczesnej immunoterapii dla pacjentek chorych na raka szyjki macicy. W pięciu województwach w ogóle nie rozpoczęto kontraktowania takiej terapii.
Placówki podstawowej opieki zdrowotnej nie przyjmują nowych pacjentów na terapie koordynowane i do programów lekowych. Oznacza to dla wielu osób pogorszenie stanu zdrowia, w tym nieodwracalne kalectwo. Z powodu niedoborów finansowych nie są opłacane także świadczenia nielimitowane. To z kolei prowadzi do ograniczania liczby dostępnych wizyt i też wydłuża kolejki do lekarzy-specjalistów.
NFZ jest winny placówkom ochrony zdrowia duże kwoty za I półrocze 2024. Brakuje także około 5 miliardów złotych za nadwykonania planowane w III kwartale tego roku. „Najbliższe miesiące i kolejny rok będą okresem, w którym należy się spodziewać ograniczenia w dostępności do świadczeń z racji braku gwarancji pokrycia kosztów ich realizacji w pełnej wartości” – głosi komunikat NFZ. Z kolei raport pt. „Luka finansowa systemu ochrony zdrowia w Polsce, perspektywa 2025-2027”, przygotowany przez Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowy Zakład Higieny PZH, Instytutu Finansów Publicznych i Federację Przedsiębiorców Polskich, twierdzi, że w 2025 roku potrzeba będzie o 27,4 mld zł więcej niż zaplanowano jako budżet NFZ.
Polska należy do europejskiej czołówki wzrostu cen najmu mieszkań.
Jak informuje portal 300gospodarka.pl, Polska w okresie od roku 2015 do chwili obecnej należy do grona liderów wzrostu stawek za najem mieszkania w Europie.
W omawianym okresie wynajem mieszkania zdrożał u nas średnio o 66,5%. Średnia podwyżek stawek najmu w tym okresie wyniosła 17,2%. Polskę prześcignęły Węgry 86,56 i Litwa 77,42%, Serbia 72,4. Nie licząc specyficznego przypadku Turcji 782,49% z hiperinflacją, która zresztą mocno zawyża średnią europejską, a bez tego polski skok cen byłby znacznie większy na tle europejskiego.
Jak informuje portal gospodarka300.pl, według badań Geoffreya Ditta z Uniwersytetu Nebrija, w prawie wszystkich krajach UE nawet małe mieszkanie z jedną sypialnią jest poza zasięgiem osób o niskich zarobkach. Wynajęcie takiego lokalu kosztowałoby 40% ich dochodów. Z kolei pracownicy Polskiego Instytutu Ekonomicznego wyliczyli, że dla połowy mieszkańców największych polskich miast wynajem mieszkania to koszt stanowi ponad 30% zarobków. W Warszawie wynosi on nawet 48% mediany wynagrodzeń.
Z badań wynika też, że tzw. luka czynszowa w Polsce wynosi 35 proc. Większa jest tylko na Łotwie (37%), w Rumunii i Bułgarii (36%).Luka czynszowa to wskaźnik osób, których nie stać na kupno lub wynajęcie mieszkania na wolnym rynku, a zarazem zarabiających zbyt wiele, aby otrzymać wsparcie mieszkaniowe państwa. Szczególnie dotyka ona samotnych rodziców oraz rodzin z trójką lub więcej dzieci – dotyczy 65% tych grup. Z kolei 51% osób ma dochody zbyt niskie, aby kupić lub wynająć lokal na wolnym rynku.
Półtora roku rozmów nie przyniosło skutków – zarząd konsekwentnie odmawia zawarcia kompromisu. Pracownicy NielsenIQ szykują się na referendum strajkowe!
Nasze próby dialogu i negocjacji z pracodawcą nie przyniosły efektów. Wiele razy proponowaliśmy kompromis, ale zarząd NielsenIQ okazał się do niego niezdolny – informują związkowcy z NielsenIQ, największej firmy badań rynku w Polsce, będącej własnością funduszu inwestycyjnego Advent. Mimo trwającego od początku 2023 roku sporu zbiorowego zarząd korporacji konsekwentnie odrzucał kluczowe postulaty pracowników – podwyżki wynagrodzeń, dodatki stażowe, wyrównania inflacyjne czy transparentność płac. W obliczu braku woli porozumienia ze strony pracodawcy, związkowcy szykują się do organizacji referendum strajkowego.
Podwyżki płac, dodatki stażowe i transparentność wynagrodzeń są kluczowymi postulatami prowadzonego w NielsenIQ sporu zbiorowego. Zrzeszeni w związku zawodowym pracownicy zwracają uwagę, że właściciel chwali się świetnymi wynikami, sprzedaje usługi za znacznie wyższe ceny niż kilka lat temu, zdecydowanie podwyższa budżet wynagrodzeń zarządu, a jednocześnie odmawia pracownikom podwyżek utrzymujących wartość nabywczą ich pensji.
– „Zarząd korporacji przez cały czas pozostawał nieugięty, mimo że próbowaliśmy dialogu przez półtora roku” – mówi Jan Złotnicki, członek prezydium Inicjatywy Pracowniczej przy NielsenIQ. – „Wykazywaliśmy, że firma odnotowuje pokaźne zyski i nie narzeka na brak zleceń. Pracodawcy to nie interesowało – zarząd twardo stoi na stanowisku, że pracownicy zarabiają wystarczająco dużo, a podwyżki za wyniki pracy, tzw. merity, są dla nich wystarczające, mimo że przez ostatnie lata ich wartość nie zrównoważyła nawet spadku siły nabywczej naszych wynagrodzeń”.
NielsenIQ prowadzi w Warszawie ogromne centrum usług wspólnych. Na wielu podstawowych stanowiskach, takich jak specjalista ds. przetwarzania danych, wynagrodzenie nieznacznie tylko przewyższa płacę minimalną i z trudem pozwala na życie w Warszawie. Stawka początkowa na tych wyjątkowo licznych pozycjach wzrosła w ostatnich latach jedynie o 11%, podczas gdy skumulowana inflacja od początku pandemii zbliża się do 40%.
Korporacja nie była też zainteresowana wdrożeniem dodatków stażowych czy jawności płac. Pracodawca twierdził, że jednorazowa premia w wysokości 500 zł po pięciu latach pracy, niewaloryzowana od lat, wystarczająco motywuje do pozostawania w firmie.
– „NIQ nie jest gotowy udostępnić nawet przedziałów wynagrodzeń na poszczególnych poziomach zaszeregowania i stanowiskach, co pomogłoby pracownikom podejmować decyzję co do kierunku dalszej kariery. Dyrektorki mówią prosto w twarz, że zrobią to dopiero wtedy, kiedy zmusi ich do tego nadchodząca dyrektywa unijna” – mówi Filip Przybylski, przedstawiciel Inicjatywy Pracowniczej w NielsenIQ.
Szefostwo firmy zgodziło się jedynie na wymuszone przez Państwową Inspekcję Pracy i pominięte wcześniej konsultacje regulaminu pracy zdalnej oraz na zmiany w organizacji pracy pracowników terenowych, stanowiących w przybliżeniu jedynie 3% załogi w Polsce.
Przed zakończeniem mediacji związki zawodowe raz jeszcze wyciągnęły do pracodawcy rękę. Zadeklarowały, że są gotowe rozważyć rezygnację z większości postulatów, jeśli pracodawca zgodzi się przynajmniej na podwyżkę wynagrodzeń. Zarząd NielsenIQ nie spróbował nawet podjąć rozmowy na ten temat, w całości odrzucając propozycję kompromisu. W tych okolicznościach organizacje związkowe zdecydowały się przejść do kolejnego przewidzianego przez prawo etapu sporu zbiorowego – czyli organizacji referendum strajkowego.
– „Poziom nieustępliwości pracodawcy jest dla nas zdumiewający. Przez ponad rok próbowaliśmy rozmów i negocjacji w dobrej wierze; przedstawiliśmy szereg propozycji kompromisu. Wszystkie z nich były odrzucane przez NielsenIQ. Zarząd odmawiał nawet przekazania nam podstawowych informacji o sytuacji w firmie, niezbędnych do prowadzenia merytorycznych rozmów, jak informacje o poziomie wynagrodzeń, rotacji pracowników, czy zyskach. Mamy wrażenie, że pracodawca chce zasygnalizować, że nie mamy nic do gadania i że pracownicy mają skupić się na robocie, a nie działaniu na rzecz lepszych warunków pracy” – zauważa Złotnicki. – „To zresztą idzie w parze z innymi, antyzwiązkowymi działaniami pracodawcy”.
Przypomnijmy, że policja prowadzi przesłuchania dotyczące utrudniania działalności związkowej w NielsenIQ. Pracodawca wbrew ustawie odmawia uznania wyborów Społecznej Inspekcji Pracy, nie przekazuje związkowi informacji niezbędnych do działalności związkowej, próbuje dyscyplinować pracowników za aktywność w związku, a nawet odmawia zorganizowania komisji BHP w wymaganym prawnie składzie, tj. z uwzględnieniem społecznych inspektorów pracy.
Związki zawodowe rozpoczynają referendum strajkowe 17 września. Jeśli w głosowaniu weźmie udział ponad 50% pracowników i większość z nich poprze strajk, w firmie dojdzie do legalnego wstrzymania pracy.
Rząd wycofuje się z zapowiadanego ograniczenia skali umów śmieciowych.
Jak informuje portal Money.pl, rząd odkłada, a być może zupełnie wycofuje się z ucywilizowania rynku zatrudnienia i ograniczenia dotkliwości umów śmieciowych dla pracowników.
Poprzedni rząd w ramach przygotowań do Krajowego Planu Odbudowy zadeklarował zrobienie porządku z umowami śmieciowymi. Miały one zostać w pełni ozusowane. Rząd PiS zawarł w ustaleniach KPO następujący zapis: „Nadrzędnym celem reformy jest ograniczenie segmentacji rynku pracy i zwiększenie zabezpieczeń społecznych określonych pracowników. W tym celu wszystkie cywilnoprawne umowy o pracę będą podlegały składkom na ubezpieczenie społeczne z wyjątkiem umów zlecenia zawartych z uczniami szkół średnich oraz studentami w wieku do 26 lat”.
To oznaczałoby, że znacznie zmalałby sens wykorzystywania, a właściwie nadużywania takiej formuły zatrudnienia. Umowy zlecenia i umowy o dzieło miałyby wówczas sens głównie w przypadkach, do których od początku powinny być przeznaczone, czyli do świadczenia pracy dodatkowej na rzecz jakiegoś podmiotu. Spodziewano się znacznego ograniczenia zastępowania umów o pracę przez umowy śmieciowe, co znacznie polepszyłoby sytuację zatrudnionych i stabilność ich zatrudnienia. Zyskać miało także państwo w postaci dodatkowych wpływów do ZUS na cele emerytalne.
Nowy rząd początkowo deklarował kontynuowanie takich działań, tym bardziej że są one jednym z „kamieni milowych” wsparcia dla Polski uzgodnionego w ramach KPO. Jak informuje Money.pl, prawdopodobnie jednak nic z tego nie będzie. Rząd zawiesza prace nad ozusowaniem umów śmieciowych, a niewykluczone że cała inicjatywa w ogóle trafi do kosza. W koalicji rządzącej pojawiają się głosy na rzecz renegocjacji z UE tych zapisów KPO i usunięcia ich ze zobowiązań strony polskiej.
Na pewno ozusowania śmieciówek nie będzie w roku 2025. Wycofywanie się z tego pomysłu ma być prowadzone pod presją środowisk biznesowych, które korzystają na okradaniu pracowników z należnych składek. Z kręgów ministerstwa finansów dochodzą opinie, że brakuje pieniędzy w budżecie, zatem przedsiębiorcy nie mieliby w inny sposób zrekompensowanych strat z powodu ozusowania śmieciówek.
Jednym słowem, w interesie biznesu krzywdzi się tysiące pracowników. Dane ZUS wskazują, że na umowach zlecenie w 2023 roku pracowało 1,9 mln osób, a na umowach o dzieło ponad 300 tys. osób. Mowa o osobach, dla których umowy śmieciowe stanowią jedyne lub główne źródło dochodów, nie zaś o wszystkich, które w takiej formule dorabiają.