Pracownicy PKP Cargotabor w Olsztynie i Szczecinie boją się całkowitej likwidacji zakładów.
Jak informuje „Gazeta Olsztyńska”, pracownicy PKP Cargotabor w stolicy Warmii obawiają się likwidacji zakładu i tego, że wszyscy stracą pracę. To skutek zapowiedzi masowych likwidacji i zwolnień w oddziałach tej spółki zależnej PKP Cargo. Pisaliśmy o tym zamiarze tutaj.
Olsztyński zakład PKP Cargotabor, zajmujący się naprawami i renowacjami wagonów kolejowych, zatrudnia 107 osób. Wszyscy oni boją się utraty pracy. Podczas niedawnego wiecu przed halami remontowymi zgromadziła się załoga firmy i podzieliła swoimi obawami.
Jeden z pracowników, Ireneusz Piotrowski, mówił: „Wzięliśmy urlopy, oddaliśmy premie, żeby firma przetrwała. Teraz dowiadujemy się, że to wszystko na nic”. Nawiązał do tego, że w maju zatrudnieni zaakceptowali cięcia wynagrodzeń o 20%, zrezygnowali z premii i urlopów oraz zgodzili się na redukcję załogi o jedną trzecią. Teraz dochodzą do nich pogłoski o likwidacji całej Sekcji Północnej PKP Cargo, w tym zakładu w Olsztynie. Inny z pracowników dodawał: „Mam 55 lat. Pracuję tu od 15 roku życia. Gdzie teraz znajdę pracę? W Olsztynie i Iławie nie ma pracy dla ludzi w naszym wieku i z tak zrujnowanym zdrowiem”.
Zakład w ubiegłym roku naprawił 280 wagonów. W tym wojskowe, bo jest ulokowany blisko ważnego strategicznie Przesmyku Suwalskiego. W dodatku ma kontrakty na obsługę wagonów z pobliskiego węzła transportowego, gdzie rozdzielane są towary przywożone z Chin. Jak by tego było mało, zakład wytwarza samodzielnie części zamienne, więc jego likwidacja oznacza, że całe PKP Cargo będzie je nabywało w cenach komercyjnych u zewnętrznych dostawców.
Podobne nastroje są w Szczecinie, gdzie w obronę lokalnych zakładów PKP Cargotabor włączyła się zachodniopomorska „Solidarność”. Tam z kolei, jak informuje specjalne oświadczenie, zagrożonych jest 150 miejsc pracy, w tym jedyne w Polsce miejsce napraw i remontów kilku typów platform i węglarek. Związkowcy napisali: „wliczając zawieszone w kwietniu premie, nagrody i nadgodziny, pracownicy dla ratowania swoich miejsc pracy obniżyli swoje pobory o około 40 procent. Jak się dowiadujemy, ich poświęcenie na nic się zdało, ponieważ Zarząd PKP Cargo w dniu 17 września podjął decyzję o likwidacji czterech oddziałów, w tym szczecińskiego Cargotaboru”.
Protest pracowników polskich zakładów firmy Beko przybiera na sile.
Przed kilkoma dniami gruchnęła koszmarna informacja. Firma Beko zlikwiduje dwa swoje polskie zakłady i zwolni z pracy 1800 osób – pisaliśmy o tym tutaj.
Ta zapowiedź spotkała się już z reakcją. W Łodzi, gdzie pracę ma stracić 1100 osób z Beko, miał miejsce protest pracowników wspieranych przez związkowców z „Solidarności”. Portal Tysol.pl przytacza ich słowa: „Oszukali nas. Obiecali nam świetlaną przyszłość, obiecali nam złote góry, a potem z dnia na dzień powiedzieli, że zamykają ten zakład. Zostajemy tak naprawdę bez niczego. Mieliśmy umowy na stałe, stabilizację, w tych czasach bardzo potrzebną. Przecież tu pracują małżeństwa, starsi pracownicy, którzy są kilka lat przed emeryturą. Sytuacja jest dramatyczna, a rynek pracy nie oferuje nam zbyt wiele” – mówiła Magdalena Ledzion, samotnie wychowująca dzieci matka, która w fabryce w Łodzi przepracowała 17 lat.
Podczas demonstracji pracownik Artur Wojtas mówił Tysolowi: „Zostaliśmy potraktowani bardzo źle. O zamknięciu zakładu i tym, że tracimy pracę, dowiedzieliśmy się z dnia na dzień. Ale dziś zebrała się duża grupa pracowników. Głęboko wierzymy, że zakład zostanie uratowany. Musimy tylko o to zawalczyć”.
Pracownicy domagają się odstąpienia od likwidacji zakładu. Uważają, że przedstawiane mediom informacje właściciela o nierentowności tego oddziału Beko są dalekie od prawdy. Uważają oni, że firma powinna szukać nabywcy, aby utrzymać produkcję AGD. – „Nie może tak być, że przychodzi właściciel i mówi: likwidujemy, sprzedajemy. Ale wcześniej ten sam pracodawca korzystał z ulg podatkowych. Jesteśmy tu, żeby Wam pomóc, ale to od was będzie zależało, czy wygracie, czy nie” – mówił podczas demonstracji Waldemar Krenc, przewodniczący Zarządu Regionu Ziemia Łódzka „Solidarności”.
Natomiast Sebastian Grabarczyk, przewodniczący „Solidarności” w Beko w Łodzi, mówił Tysolowi: „Jeśli to się nie uda, będziemy walczyć o godne odprawy i godne warunki odejścia”. Powiedział on Polskiej Agencji Prasowej, że każdy pracownik powinien otrzymać co najmniej 50-krotność ostatniej pensji. Sytuacja zwalnianych będzie trudna. Wielu z nich to osoby niemłode. – „Gdzie teraz taki człowiek, który spędził całe swoje życie tutaj, ma znaleźć pracę? Gdzie znajdą pracę ludzie, którzy mają pięć czy cztery lata do emerytury?” – mówiła Paulina Szrenik z działu jakości.
Produkcja w Beko w Łodzi ma potrwać do końca kwietnia przyszłego roku.
W sobotę protestowali pracownicy Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Warszawie.
Jak informuje portal Tysol.pl, w sobotę odbył się protest pracowników MPWiK w Warszawie. Zorganizowały go oba związki działające w tym podmiocie – „Solidarność” oraz Konfederacja Pracy. Związkowcy akcentowali kilka kwestii, w tym zwalnianie z firmy członków „Solidarności” ze złamaniem prawa związkowego, brak podwyżek, brak dodatków do pensji za pracę w warunkach szkodliwych.
Przewodniczący NSZZ „Solidarność” Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Warszawie mówił podczas demonstracji: „Jesteśmy zaniepokojeni pogarszającymi się z roku na rok osiągnięciami finansowymi spółki. Drugi rok z rzędu firma posiadająca majątek w wysokości 2,7 mld zł netto notuje straty. Powoduje to uzasadnione obawy pracowników i związków zawodowych o przyszłość spółki i stabilność zatrudnienia”.
Zwracał on uwagę także na brak dialogu społecznego ze strony władz firmy oraz utrudnianie przeprowadzenia związkom sporu zbiorowego. Podkreślał także, iż w przedsiębiorstwie nie ma jasnych zaszeregowań dla poszczególnych grup pracowników, co staje się pretekstem dla braku podwyżek płac. Podkreślił rosnące różnice w zarobkach, a podawana przez zarząd średnia zarobków ma wynikać z tego, że rośnie liczba stanowisk kierowniczych oraz etatów biurowych, które ciągną średnią w górę podczas gdy płace pracowników fizycznych są znacznie niższe. Jego zdaniem konieczna jest interwencja prezydenta Warszawy, aby zarząd firmy podjął wreszcie działania zgodne z postulatami związkowców.
Przemawiał także przewodniczący Regionu Mazowsze „Solidarności”, Dariusz Paczuski: „Trzeba wreszcie usiąść do stołu i rozmawiać, ale z szacunkiem dla pracownika, drugiego człowieka i kolegi z pracy. Pani prezes, to, że pani pełni funkcję prezesa, a ktoś jest hydraulikiem, księgowym to nie znaczy, że szacunek mu się nie należy. Rozmawiać trzeba z każdym w imię dobrej sprawy, znalezienia kompromisu, który pozwoli pani pracownikom żyć godnie i nam mieszkańcom w tym wspaniałym mieście. Bez tych ludzi, bez pani pracowników tej godności nie zaznamy. Bez ich pracy to miasto nie istnieje. Im się odrobina szacunku należy”.
Z kolei przewodniczący NSZZ „Solidarność” Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Warszawie mówił: „Dwóch naszych kolegów z komisji zakładowej zostało zwolnionych ze złamaniem prawa związkowego. W sądzie pracy usłyszeliśmy, że za takie sprawy ludzie nie kwalifikują się nawet do nagany, a co dopiero do zwolnienia. Niestety ich stanowiska pracy są likwidowane, tak, że nawet gdyby sąd przywrócił ich do pracy, oni nie mają do czego wracać”. Dodał też: „Domagamy się płacenia za dyżury domowe, kiedy pracownik jest pod telefonem w każdej chwili gotowy na wezwanie do pracy, także w dni wolne i święta”.
26 września pracownicy PKP Cargo i Poczty Polskiej będą wspólnie protestować przeciwko zwolnieniom z tych podmiotów.
Jak informuje portal Tysol.pl, w czwartek 26 września przed siedzibą Ministerstwa Infrastruktury w Warszawie odbędzie się pikieta w obronie praw pracowniczych i związkowych pracowników PKP Cargo. Związkowców wspierać będą ich koledzy i koleżanki z Krajowego Sekretariatu Łączności NSZZ „Solidarność”.
Następnie uczestnicy przejdą pod budynek Ministerstwa Aktywów Państwowych, gdzie będą wspólnie protestować przeciwko zwolnieniom w Poczcie Polskiej. W sierpniu spółka poinformowała o uruchomieniu programu dobrowolnych odejść pracowniczych, który ma objąć 9300 osób, a więc około 15 procent załogi Poczty Polskiej.
Z kolei w PKP Cargo zwolnienia dotyczą aż 30% zatrudnionych. Związkowcy z „Solidarności” informują, że w ramach tego procederu dochodzi do koszmarnych wydarzeń. Zwalniani są jedyni żywiciele rodzin, osoby w zaawansowanym wieku i związane z firmą przez dekady, a nawet osoby chronione specjalnymi przepisami – kobiety w ciąży i działacze związkowi.