Jak ratować PKP Cargo

Jak ratować PKP Cargo

Stowarzyszenie Ekspertów i Menedżerów Transportu Szynowego proponuje sposób na uratowanie PKP Cargo.

Przypomnijmy, że PKP Cargo znajduje się w trudnej sytuacji. Jej skutkiem są masowe zwolnienia z pracy, dotyczące kilku tysięcy ludzi, czyli 30% załogi, a także likwidacji zakładów naprawczych spółki w całej Polsce. Przyczyny problemów firmy, nie mające wiele wspólnego z wywodami liberalnych mediów, wyjaśniał na naszych łamach jeden z najlepszych w Polsce znawców tematyki kolejowej: tutaj.

Tymczasem Stowarzyszenie Ekspertów i Menedżerów Transportu Szynowego zaproponowało prosty sposób na poprawę kondycji spółki. Jak informuje Kolejowy Portal, stowarzyszenie skierowało pismo do ministra infrastruktury Dariusza Klimczaka. Napisało w nim: „A gdyby tak Pan Minister postanowił, że wszystkie masowe surowce, materiały i półfabrykaty, niezbędne do realizacji inwestycji kolejowych, takie jak kruszywa, żwiry, podkłady kolejowe, szyny i inne, będą transportowane wyłącznie koleją? Obecnie tak nie jest”.

Zdaniem autorów listu, obecnie znaczna część surowców, półproduktów i materiałów do remontów i utrzymania linii kolejowych w Polsce jest transportowana ciężarówkami. Chodzi o 1 milion ton rocznie. Uważają oni, że znaczną część tego można przewozić koleją. Ich zdaniem PKP Cargo ma odpowiedni sprzęt, tabor i kadry, aby tego dokonać. W efekcie uratowano by wiele miejsc pracy oraz zwiększono wpływy z opłat za transport kolejowy. Oczywisty jest także aspekt korzyści ekologicznych takiego rozwiązania.

Obecnie w celu remontów, modernizacji itp. na kolei do transportu materiałów wybierane są ciężarówki. Dzieje się tak ze względu na niższe koszty. Jak przekonują jednak autorzy listu, „Transport ciężarówkami jest tańszy, ponieważ ich właściciele nie płacą za korzystanie z infrastruktury dróg publicznych, natomiast przewoźnicy kolejowi płacą wysokie opłaty za dostęp do torów, nawet gdy przewożą ładunki dla samej kolei”. Pytają także: „Czy nie zgadza się Pan, że w takiej sytuacji zwalnianie pracowników i zlecanie znacznej części przewozów ładunków, niezbędnych dla samej kolei, transportowi samochodowemu jest trudne do zrozumienia?”.

Stowarzyszenie pisze też, że „Poprawiłoby to bezpieczeństwo na drogach, a infrastruktura autostrad, tras szybkiego ruchu i pozostałych dróg publicznych, budowana wielkim wysiłkiem finansowym państwa, nie ulegałaby przyspieszonej degradacji technicznej. Rozbudowywana i modernizowana infrastruktura dróg publicznych powinna służyć co najmniej dwóm pokoleniom obywateli. Drogą do tego jest ograniczenie liczby ciężarówek przewożących masowe surowce i materiały. Takie są przecież również wytyczne UE, nakazujące zmniejszenie o co najmniej 30% ilości ładunków przewożonych drogami. Warto zacząć od tego, by surowce i materiały niezbędne dla samej kolei były przewożone koleją. Przewoźnicy kolejowi zapłacą PKP PLK opłaty za korzystanie z torów. Takich opłat nie uiszczają przewoźnicy samochodowi, a co więcej, nie płacą ich nawet zarządcy dróg publicznych, ponieważ na zdecydowanej większości dróg publicznych (ponad 99% ich długości) kierowane przez Pana Ministerstwo nie pobiera od przewoźników samochodowych żadnych opłat infrastrukturalnych”.

Dział
Aktualności
Wcześniej informowaliśmy o…

Strach o pracę i społeczność

Strach o pracę i społeczność

Pracownicy, mieszkańcy i władze miasta obawiają się, że elektrownia węglowa w Rybniku zostanie zlikwidowana wcześniej niż zapowiadano.

Jak informuje portal rybnik.com.pl, w Rybniku z coraz większym niepokojem przyjmowane są pogłoski o likwidacji lokalnej elektrowni węglowej. W zakładzie, należącym do publicznego koncernu PGE, planowano dotychczasową formułę działania co najmniej do roku 2030. Obecnie pojawiły się opinie, że może on zostać zamknięty już na koniec przyszłego roku. Władze koncernu nie zdementowały tych pogłosek.

Rybnicka elektrownia węglowa jest największą na Górnym Śląsku i jedną z największych siłowni systemowych w Polsce. Zatrudnia bezpośrednio 500 osób, a licząc z podwykonawcami i kooperantami nawet trzykrotnie więcej. Dotychczas mowa była o tym, że będzie ona pracowała co najmniej do roku 2030. Pojawiły się jednak obawy, że koniec jest bliższy.

Zdaniem informatorów portalu decyzje już zapadły, a przedstawiciel koncernu miał je przekazać prezydentowi miasta. Radni Rybnika, Andrzej Sączek, Andrzej Wojaczek i Karol Szymura 12 września złożyli wspólną interpelację do prezydenta miasta o wystosowanie ponad podziałami politycznymi apelu do Donalda Tuska w sprawie utrzymania mocy produkcyjnej energetyki konwencjonalnej opartej na węglu kamiennym w Elektrowni Rybnik do minimum 2030 roku. „Proponujemy wystosować powyższy apel ponad podziałami politycznymi, uwzględniając dobro naszego miasta, pracowników, otoczenia biznesowego w tym przemysłu górniczego i mieszkańców korzystających zarówno z energii elektrycznej, jak i ciepła systemowego”.

Poseł Prawa i Sprawiedliwości Bolesław Piecha wystosował w tej sprawie interpelację do premiera Tuska. Na konferencji prasowej w Rybniku powiedział: „Niedawno, bo dwa lata temu obchodziliśmy 50-lecie rozpoczęcia pracy tej elektrowni i tu nagle się okazuje, że za 15 miesięcy mamy mieć pogrzeb. To są dane bardzo bulwersujące, tym bardziej że one rodzą się nie wiadomo gdzie, nie wiadomo kto je komunikuje i nie wiadomo dlaczego tak, a nie inaczej. o, że odchodzimy od energii opartej na węglu – wiadomo, i nikt tego w Polsce nie kwestionuje. To, że mamy określone zobowiązania, również w Unii Europejskiej – o tym wiemy. To, że mamy, podobnie jak inne kraje europejskie, określone ambicje klimatyczne, niezależnie od tego, kto o tym sądzi – to też wiemy. Natomiast pojawiła się dziwna data”.

Na najbliższej sesji Rady Miasta w dniu 26 września głos zabiorą przedstawiciele wspólnej reprezentacji wszystkich związków zawodowych działających w elektrowni. Przed budynkiem urzędu miasta będzie w tym czasie trwała demonstracja związkowców.

Zdjęcie w nagłówku tekstu: Kamil Czaiński, Wikipedia.pl

Zamkną i wyrzucą?

Zamkną i wyrzucą?

Pracownicy PKP Cargotabor w Olsztynie i Szczecinie boją się całkowitej likwidacji zakładów.

Jak informuje „Gazeta Olsztyńska”, pracownicy PKP Cargotabor w stolicy Warmii obawiają się likwidacji zakładu i tego, że wszyscy stracą pracę. To skutek zapowiedzi masowych likwidacji i zwolnień w oddziałach tej spółki zależnej PKP Cargo. Pisaliśmy o tym zamiarze tutaj.

Olsztyński zakład PKP Cargotabor, zajmujący się naprawami i renowacjami wagonów kolejowych, zatrudnia 107 osób. Wszyscy oni boją się utraty pracy. Podczas niedawnego wiecu przed halami remontowymi zgromadziła się załoga firmy i podzieliła swoimi obawami.

Jeden z pracowników, Ireneusz Piotrowski, mówił: „Wzięliśmy urlopy, oddaliśmy premie, żeby firma przetrwała. Teraz dowiadujemy się, że to wszystko na nic”. Nawiązał do tego, że w maju zatrudnieni zaakceptowali cięcia wynagrodzeń o 20%, zrezygnowali z premii i urlopów oraz zgodzili się na redukcję załogi o jedną trzecią. Teraz dochodzą do nich pogłoski o likwidacji całej Sekcji Północnej PKP Cargo, w tym zakładu w Olsztynie. Inny z pracowników dodawał: „Mam 55 lat. Pracuję tu od 15 roku życia. Gdzie teraz znajdę pracę? W Olsztynie i Iławie nie ma pracy dla ludzi w naszym wieku i z tak zrujnowanym zdrowiem”.

Zakład w ubiegłym roku naprawił 280 wagonów. W tym wojskowe, bo jest ulokowany blisko ważnego strategicznie Przesmyku Suwalskiego. W dodatku ma kontrakty na obsługę wagonów z pobliskiego węzła transportowego, gdzie rozdzielane są towary przywożone z Chin. Jak by tego było mało, zakład wytwarza samodzielnie części zamienne, więc jego likwidacja oznacza, że całe PKP Cargo będzie je nabywało w cenach komercyjnych u zewnętrznych dostawców.

Podobne nastroje są w Szczecinie, gdzie w obronę lokalnych zakładów PKP Cargotabor włączyła się zachodniopomorska „Solidarność”. Tam z kolei, jak informuje specjalne oświadczenie, zagrożonych jest 150 miejsc pracy, w tym jedyne w Polsce miejsce napraw i remontów kilku typów platform i węglarek. Związkowcy napisali: „wliczając zawieszone w kwietniu premie, nagrody i nadgodziny, pracownicy dla ratowania swoich miejsc pracy obniżyli swoje pobory o około 40 procent. Jak się dowiadujemy, ich poświęcenie na nic się zdało, ponieważ Zarząd PKP Cargo w dniu 17 września podjął decyzję o likwidacji czterech oddziałów, w tym szczecińskiego Cargotaboru”.

Pół tysiąca na bruk

Pół tysiąca na bruk

W zakładzie Stellantis w Gliwicach nagle straci pracę 500 osób.

Jak informuje portal Business Insider, zapowiedziano nagłe zwolnienia w fabryce koncernu samochodowego Stellantis w Gliwicach. Pracę do końca miesiąca straci aż 500 osób. To już kolejna taka likwidacja w przemyśle motoryzacyjnym w Polsce w tym roku.

Rzeczniczka Stellantis przekazała portalowi, że decyzja jest związana z ogólną sytuacją popytową na produkty tej branży, a także z wymogami Unii Europejskiej odnośnie do wymogu szybkiego przejścia na produkcję samochodów wyłącznie elektrycznych.

500 osób straci pracę zaledwie półtora roku po tym, gdy zakład zatrudnił 600 osób i wprowadził pracę na trzeciej zmianie. Teraz ta zmiana ma zostać całkowicie zlikwidowana.