W poszukiwaniu logiki systemu emerytalnego

W poszukiwaniu logiki systemu emerytalnego

Reforma systemu emerytalnego z 1999 r. głęboko zawiodła. Coraz częściej pojawiają się głosy nawołujące do neutralizacji jej skutków, np. umożliwienia rezygnacji z uczestnictwa w tzw. II filarze. Minister pracy i polityki społecznej w rządzie Donalda Tuska konsekwentnie dąży też, przy wsparciu ministra finansów, do obniżenia składki na Otwarte Fundusze Emerytalne. Na to wszystko bardzo gwałtownie reaguje lobby związane z sektorem ubezpieczeń emerytalnych. Warto przyjrzeć się istocie problemu oraz proponowanym rozwiązaniom z punktu widzenia logiki ekonomicznej.

Coś takiego niewątpliwie istnieje, nie tylko jako element retoryczny. Prof. Elżbieta Mączyńska wiąże ją z racjonalnością proponowanych rozwiązań, wykorzystywaniem wieloaspektowego rachunku ekonomicznego, uwzględnianiem kosztów i efektów zewnętrznychi. Prof. Ryszard Domański mówi o niej raczej implicite, jako spójnym rozumowaniu i umiejętnym posługiwaniu się pojęciami ekonomicznymi w prawidłowym myśleniu ekonomicznym, którego brak zarzuca jednemu z czołowych twórców nowego systemu emerytalnegoii.

Kluczowym elementem logiki ekonomicznej jest ujmowanie zagadnień w kategoriach strumieni i zasobów – łącznie. Domański słusznie zwraca uwagę, że analizowanie miejsca systemu emerytalnego w gospodarce tylko w kategoriach podziału PKB, a więc strumieniowo, jest błędne. Powinno się bowiem uwzględniać konsekwencje kapitałowe współudziału w tworzeniu przez pracujących majątku gospodarczego, rozumianego całościowo (np. łącznie z kapitałem ludzkim). To natomiast jest ważnym uzasadnieniem ich udziału w podziale dochodu narodowego po przejściu na emeryturę, gdy już bezpośrednio go nie tworzą.

Wpływy i… wypływy

Na polski system emerytalny składają się: I filar – Fundusz Ubezpieczeń Społecznych obsługiwany przez ZUS, II filar – OFE, III filar – ubezpieczenia dobrowolne, tzw. Indywidualne Konta Emerytalne. Trzeci filar praktycznie nie istnieje, bo wciąż znaczny odsetek Polaków z powodu niskich dochodów nie ma żadnych oszczędnościiii, zaś ci, którzy mają większe nadwyżki, preferują bardziej efektywne formy zwiększania bogactwa.

Trzonem zmian w systemie jest przesunięcie części siły nabywczej przekazywanej bezpośrednio na rzecz ludzi, którzy zakończyli okres aktywności zawodowej, do instytucji kumulujących kapitał i operujących nim na rynkach finansowych.Reforma zasadniczo zmieniła zatem logikę przepływów pieniężnych w gospodarce. W jej efekcie olbrzymi strumień środków został wyrwany i przetransferowany do prywatnych instytucji finansowych dla „wypracowania zysków”.

Rys. 1. Logika ekonomiczna systemu repartycyjnego.

zyzynski-rys1

Źródło: opracowanie własne.

Jak pokazuje rys. 1, w systemie repartycyjnym ma miejsce bezpośredni transfer środków od aktualnie pracujących do aktualnych emerytów. Jeśli system ma zdefiniowaną składkę i określone emerytury, staje się oczywiście wrażliwy na stan rynku pracy. Zmniejszenie strumienia środków wypływającego od pracujących, np. w wyniku spowodowanego kryzysem zwiększenia bezrobocia (lub rozrostu szarej strefy), co jest reprezentowane przez odpływ zaznaczony linią przerywaną, powoduje wzrost deficytu systemu, który musi być pokryty przez budżet państwa. Ten uzupełniający wydatek budżetu generuje jednak dodatkowy popyt, co stabilizuje gospodarkę i pozwala szybciej wyjść z kryzysu – tak realizuje się antycykliczna funkcja systemu emerytalnego.

Rys. 2. Logika ekonomiczna systemu repartycyjno-kapitałowego.

zyzynski-rys2

Źródło: opracowanie własne.

Jak widzimy na rys. 2, inna jest logika systemu utworzonego wskutek reformy. Znaczna część środków zostaje przekazana do instytucji finansowych, które inwestują na rynkach finansowych, głównie na giełdzie. Teoretycznie pełnią one rolę pośredników przekazujących środki do gospodarki, gdzie mają „pomnażać swą wartość”. Środki te są uszczuplone o prowizje i „opłaty za zarządzanie”, przez co strumień trafiający na rynki finansowe jest wyraźnie cieńszy od tego, co wpłynęło do funduszy.

Jednak giełda jest przede wszystkim rynkiem wtórnym, zatem do samej gospodarki – i do tego tylko niewielkiej jej części, która funkcjonuje na rynkach finansowych – trafia część środków: ta inwestowana w papiery wartościowe na rynku pierwotnym. Na rysunku przedstawia to odpływ do gospodarki cieńszy niż to, co wpływa do OFE. Większość środków jest „obracana” na rynkach wtórnych, przyczyniając się do „nadymania baniek spekulacyjnych” itp.

W rezultacie system zostaje narażony na trzy stopnie ryzyka:

  • kryzysu w gospodarce realnej;
  • kryzysu na rynkach wtórnych („pęknięcie bańki spekulacyjnej”)
  • ogólnego ryzyka związanego z wrażliwością cen papierów wartościowych na relacje między popytem a podażą.

W efekcie rzeczywiste transfery ku zbiorowości emerytów mogą okazać się dużo mniejsze od oczekiwań – reprezentują to strumienie zaznaczone linią przerywaną.

Zauważmy, że skoro do systemu kapitałowego jest przekazywana 1/3 środków, „wyrwana” z szerokiego frontu składek ZUS-owskich wszystkich pracujących, to logiczne byłoby, gdyby były one przekazywane przynajmniej do 1/3 gospodarki – by tam wypracować zysk dla przyszłych emerytów. Tak jednak nie jest, gdyż na rynkach finansowych funkcjonuje znacznie mniej niż 1/3 gospodarkiiv. A skoro tak, to musiałyby zostać wypracowane nadzwyczaj wysokie zyski, aby kapitałowa część systemu emerytalnego dawała realną korzyść. Ta logika niewątpliwie została złamana.

Czarna dziura

Dystrybutorem zbierającym środki i przekazującym część składki emerytalnej do OFE, jest FUS. Tab. 1 przedstawia podstawowe elementy wykonania budżetu FUS w okresie obowiązywania nowego systemu, tab. 2 – bilans Funduszu, szczególnie istotny z punktu widzenia systemu emerytalnego.

Tab. 1. Wykonanie budżetu FUS w latach 2000-2009, mld zł

Wyszczególnienie 2000 2001 2002 2003 2004 2005 2006 2007 2008 2009
Przychody 81,3 94,8 99,0 102,3 107,7 112,6 123,9 129,7 137,3 140,5
składki 65,4 71,4 70,4 72,0 73,4 77,4 80,5 88,4 81,6 85,3
z budżetu 15,4 21,2 27,0 28,3 23,0 20,1 24,5 23,9 33,2 30,5
fundusz emerytalny 29,2 33,9 31,5 34,5 34,7 35,9 39,0 45,1 47,0 46,9
fundusz rentowy 29,4 28,6 28,9 28,3 30,0 32,2 31,9 32,9 22,0 22,4
fundusz chorobowy 4,2 4,7 5,0 4,6 5,0 5,2 5,4 6,1 7,7 10,5
fundusz wypadkowy 2,6 2,6 2,3 2,3 3,7 4,1 4,2 4,4 4,9 5,5
Wydatki 89,6 98,9 102,8 104,2 108,7 111,2 119,8 126,0 153,1 170,7
fundusz emerytalny 40,3 46,1 49,0 52,9 58,0 61,0 69,2 75,2 85,7 97,0
fundusz rentowy 31,0 34,3 34,7 32,3 31,6 31,2 37,2 31,3 32,9 34,3
zasiłki chorobowe 3,0 3,2 3,4 3,8 3,8 3,8 5,2 4,0 4,9 6,6
fundusz wypadkowy 3,3 3,6 3,7 3,6 3,6 3,5 4,4 3,6 3,8 3,9
transfery do OFE 10,3 8,7 9,5 9,9 10,6 12,6 14,9 16,2 19,9 21,1
jako % przychodów FUS 13 9 10 10 10 11 12 13 14 15
jako % przychodów funduszu emerytalnego 35 26 30 29 31 35 38 36 42 45
jako % wydatków funduszu emerytalnego 26 19 19 19 18 21 22 22 23 22

Źródło: Obliczenia własne na podstawie Sprawozdań z wykonania budżetu państwa za kolejne lata, publikowanych na stronie internetowej Ministerstwa Finansów.

Tab. 2. Przychody, wydatki i deficyt funduszu emerytalnego FUS, mld zł.

Wyszczególnienie 2000 2001 2002 2003 2004 2005 2006 2007 2008 2009
fundusz emerytalny – przychody 29,2 33,9 31,5 34,5 34,7 35,9 39,0 45,1 47,0 46,9
fundusz emerytalny – wydatki 40,3 46,1 49,0 52,9 58,0 61,0 69,2 75,2 85,7 97,0
Niedobór przychodów -11,2 -12,2 -17,5 -18,4 -23,3 -25,1 -30,1 -30,1 -38,7 -50,1
jako % przychodów 38 36 56 53 67 70 77 67 82 107

Źródło: Obliczenia własne na podstawie Sprawozdań z wykonania budżetu państwa.

Dane te pokazują stopniowe narastanie deficytu funduszu emerytalnego, przy czym największa dynamika jego wzrostu miała miejsce w 2002 r. (o ponad 40%) i w ostatnich latach (w 2008 r. o 28%, w 2009 r. o ponad 29%). Konsekwencją była konieczność znacznego dofinansowania FUS z budżetu, co ukazuje tab. 1. Jak łatwo zauważyć, jedną z podstawowych przyczyn narastania wspomnianego deficytu i ostatecznie obciążeń budżetu było odprowadzanie znacznej części środków do OFE. Transfery te zwiększyły się z 10 mld zł w 2000 r. do ponad 20 mld zł w 2009 r.

Do OFE przesłano w całym okresie łącznie ponad 130 mld zł, co stanowiło 12% przychodów FUS i 21% jego wydatków emerytalnych. Można zatem powiedzieć, że 1/3 środków emerytalnych przepłynęła do funduszy kapitałowych. Jednocześnie wydatki FUS były wyższe od przychodów w sumie o 68%, deficyt wyniósł 256 mld zł (średniorocznie 25,7 mld zł); w 2009 r. sięgnął 50 mld zł, współtworząc zasadniczą część długu publicznego.

W wyniku tych transferów i inwestowania środków, aktywa zgromadzone w OFE w 2009 r. osiągnęły poziom 179 mld złv. Od początku funkcjonowania nowego systemu do końca 2008 r. fundusze pobrały w ramach tzw. opłaty za zarządzanie około 10,5 mld zł. Stanowiło to 9% środków przekazanych imvi – dużo jak na zapłatę komuś, kto zarządza cudzymi pieniędzmi i nie osiąga nadzwyczajnych wyników (o czym dalej).

Można powiedzieć, że nastąpiło złamanie zasadniczego elementu logiki ekonomicznej. Rentowność kapitału na poziomie 9% jest bowiem akceptowalnym, normalnym wynikiem, ale pod warunkiem, że dotyczy własnych środków. Jak zauważa wybitny amerykański finansista J.C. Bogle, od roku 1900 do 2007 całkowity średni roczny zwrot na akcjach obliczany na 9,5% składał się w całości z zysków z inwestycji, w tym około 4,5% pochodziło z uśrednionego zysku z dywidend, a 5% ze wzrostu rentowności akcji notowanych na giełdzie przedsiębiorstw […] w tym samym okresie zysk, który określam mianem zysku spekulacyjnego […] okazuje się równać zeruvii.

Zgarniając 9% od kapitału emerytalnego, zarządzający OFE poczynają sobie tak, jakby spijali zyski z własnych zainwestowanych środków. Pobieranie takiej opłaty za zarządzanie cudzymi środkami nie może być nazwane inaczej jak rabunek, a politycy, którzy to zaakceptowali, są współwinni tej karygodnej sytuacji. Tak wysoki wskaźnik zysku jest zatem nadzwyczajną i bardzo hojną premią – do tego za bardzo marne efekty, wiele funduszy nie zdołało nawet osiągnąć realnie dodatniej stopy zwrotu.

Można stwierdzić, że jest to kolejne złamanie zasad logiki ekonomicznej. Ludzie oczekują, że fundusz, któremu powierzane są ich oszczędności na emeryturę, powinien dawać minimalną, gwarantowaną stopę zwrotu – wyższą od tej, jaką uzyskaliby na zwykłym koncie oszczędnościowym, a dopiero z realnego zysku przekraczającego tę stopę powinien mieć prawo pobierać opłatę, która stanowiłaby jego dochód. Wbrew opiniom niektórych finansistów, byłoby to możliwe, jednak silne lobby funduszy zablokowało ustawowe nałożenie takich racjonalnych ram działania. Przecież logiczną ekonomicznie i akceptowalną byłaby zapłata za zarządzanie naszymi kapitałami na poziomie 1% – a gdyby do takiego poziomu ograniczyć ich marżę, to i realny wzrost kapitału emerytalnego byłby wyższy.

Składka na hazardzistów

Reforma emerytalna miała logiczne uzasadnienia, czy raczej usprawiedliwienia, albo lepiej: preteksty.

Pierwszym był znaczny zakres ucieczki od płacenia składek. Potęgowała to bardzo ekspansywna propaganda przeciwko funkcjonującemu systemowi, o którym mówiono, że jest elementem wysokiego opodatkowania, że „marnuje nasze ciężko zarobione pieniądze”. Dyskredytowano ZUS za pomocą wyrafinowanego „czarnego PR-u”, określając go jako socjalistyczny przeżytek – podczas gdy w rzeczywistości był to wariant pragmatycznego systemu wymyślonego przez kanclerza Bismarcka, którego o związek z socjalizmem posądzać nie sposób.

Drugim uzasadnieniem reformy była wrażliwość systemu repartycyjnego na stan rynku pracy. Wzrost bezrobocia i spadek realnych płac oznaczają osłabienie strumienia podatków, co przyczynia się do finansowej słabości państwa oraz powoduje zmniejszenie strumienia składek do systemu emerytalnego.

Po trzecie, w długim okresie, wskutek procesów demograficznych, ma miejsce zwiększenie liczby emerytów przypadających na zatrudnionego. W efekcie, dla utrzymania realnej wartości emerytur, musi rosnąć deficyt systemu repartycyjnego, co z czasem wymusza zwiększanie składek. Koszty utrzymania emerytów przez pracujących zaczynają być dokuczliwe, co staje się argumentem za przekształceniem systemu obciążającego nasze dochody „składką na obcych” – w system „oszczędzania dla siebie”. Skoro poziom składki po reformie się nie zmienił, wydawałoby się, że świadomość płacenia jej na własne konto emerytalne powinna zmniejszyć skłonność do ucieczki w szarą strefę. Fakty jednak temu przeczą – wiele wskazuje wręcz, że skala zjawiska uległa zwiększeniuviii.

Podstawowym uzasadnieniem reformy była jednak chęć przestawienia strumieni finansowych w gospodarce tak, aby większa część środków została skierowana na giełdę – dla jej ożywienia. I rzeczywiście, OFE stały się tam jednym z ważniejszych graczy – udział zaangażowanych środków w kapitalizacji GPW na poziomie prawie 13%. Mogą na giełdzie inwestować 40% środków; resztę – w obligacje skarbowe i inne instrumenty dłużne. Fundusze jedynie 5% środków mogą inwestować za granicą, co przez niektóre osoby przedstawiane jako eksperci jest mocno krytykowane. Jeremi Mordasewicz z PKPP Lewiatan twierdzi, że powinno się zwiększyć ten próg do co najmniej 30% oszczędności ubezpieczonych. Sugeruje wręcz konieczność tworzenia tzw. funduszy agresywnych, inwestujących nawet 80% środków w akcje, by emerytury były możliwie wysokie. Inni przedstawiani jako eksperci idą w swych propozycjach jeszcze dalejix.

Takie opinie świadczą o całkowitym niezrozumieniu logiki funkcjonowania systemu finansowego gospodarki, w szczególności giełdy, oraz miejsca, jakie w tym systemie powinien pełnić system emerytalny.

Należy pamiętać, że giełda jest tylko rynkiem wtórnym, swego rodzaju targowiskiem, na którym handluje się specyficznym towarem, jakim są akcje przedsiębiorstwx. Jako rynek wtórny, bezpośrednio nie przynosi kapitału emitentom akcji, a jedynie stanowi miejsce, gdzie weryfikowana jest wartość walorów i poprzez sprzedaż – realizowany zysk. Rynek ten jest jednak bardzo wrażliwy na relacje między popytem a podażą i na różne czynniki decydujące o stanie rynków finansowych (stan rynków zagranicznych, kursy walutowe, stopy procentowe, nastroje inwestorów, ogólna sytuacja gospodarcza itd.). Dlatego powierzanie oszczędności emerytalnych swoistej efemerydzie, jaką jest koniunktura na giełdzie, nie wydaje się zbyt odpowiedzialne – świadczy raczej o niezrozumieniu natury giełdy. Nie bez przyczyny po nastaniu kryzysu finansowego pojawiły się informacje, że OFE straciły na giełdzie 800 mln złxi.

Takie wahnięcia mogą spowodować, że świadczenia dwóch osób gromadzących takie same kapitały emerytalne, w krótkim odstępie czasu przechodzących na emeryturę – jedna przed kryzysem, druga w jego trakcie – będą się radykalnie różnić, bo w międzyczasie znacznie spadnie wartość rynkowa zgromadzonych aktywów. Spowoduje to destabilizację pozycji emerytów i wpłynie na destabilizację gospodarki, gdyż odbierze systemowi emerytalnemu jego antycykliczną funkcję ekonomiczną. Stoi to w sprzeczności z podstawową logiką systemu emerytalnego.

Analityk finansowy przytacza bardzo pouczający przykład: Japoński indeks Nikkei był na poziomie ponad 40 000 pkt. niemal 20 lat temu, a teraz oscyluje wokół 10 000 pkt. Amerykański Nasdaq dziesięć lat temu sięgał 5100 pkt., teraz połowy tej wartości. Można spojrzeć na lata 1968-1983 w USA. Prawie linia prosta na wykresach, a inflacja szalona. Trudno było też tam zarobić w latach 1999-2010. Można powiedzieć, że to wypadki przy pracy. Być może. Problem w tym, że od wielu lat rynki finansowe zmieniają charakter. Coraz więcej na nich spekulacji i coraz mniej inwestycji w tradycyjnym rozumieniu tego słowa. Uważam, że jesteśmy w okresie wieloletnich turbulencji z nieoczekiwanymi zmianami kierunków indeksów i cen aktywów. Ryzyko inwestycyjne jest bardzo duże, a pieniędzy emerytów na takie ryzyko wystawiać nie można.xii

Ekonomia baniek

Autorzy i propagatorzy systemu OFE zdają się nie rozumieć pewnej bardzo ważnej kwestii. Otóż zgromadzić środki i zamienić je na jakieś walory niepieniężne jest stosunkowo łatwo, i że mogą one w wyniku dobrej koniunktury, zwłaszcza pchanej przez bańki spekulacyjne, osiągnąć dużą wartość rynkową. Jednak zamiana tych aktywów na pieniądze – z zyskiem – może okazać się bardzo trudna. Niemożliwa stanie się, gdy system emerytalny „dojrzeje” i przyjdzie czas na większe wypłaty emerytur, gdyż bardzo prawdopodobna stanie się wtedy przewaga podaży papierów wartościowych – w wyniku skierowania ich na rynek przez OFE – nad popytem na nie. Przede wszystkim z tego powodu rząd powinien podjąć szybkie kroki ograniczające zakres kapitałowej części systemu emerytalnego.

Po drugie, nieprofesjonalni „eksperci” nie dostrzegają niebezpieczeństwa włączenia OFE w sieć powiązań finansowych, w których zaczną one pełnić w coraz większym stopniuxiii rolę pożyczkodawcy w operacjach tzw. krótkiej sprzedaży. Polegają one na tym, że inna instytucja, np. bank związany z funduszem, pożycza od niego akcje, by je sprzedać na giełdzie i po spadku wartości odkupić i oddać – oczywiście mające mniejszą wartość niż w momencie brania w pożyczkęxiv. W manipulacjach takich najpierw spekulacyjnie „pompuje się” rynek, a potem go deprecjonuje, wykorzystując różne metody wpływania na wartość akcji – ogólnie lub wybranych walorów.

Te swoiste „finansowe perpetuum mobile” są manipulacjami, które po ostatnim kryzysie zostają na świecie obejmowane zakazami, bo jest to po prostu mechanizm wysysania oszczędności z rynku poprzez operacje nie przynoszące żadnego wzrostu gospodarki realnej, a destabilizujące rynek. Niestety, zapewne z powodu niezrozumienia, „krótka sprzedaż”, która pod względem formalnym istnieje na naszym rynku od 21 grudnia 1999 r., została szeroko dopuszczona od 1 lipca 2010 r.xv Operacje takie są swoistymi „pompami kapitału”, które powodują straty dla pożyczających akcje i dla nowo wchodzących na rynek, zwłaszcza wtedy, gdy manipulatorzy doprowadzają do znacznych spadków na giełdzie. Mamy tu zatem kolejne złamanie logiki ekonomicznej. J.C. Bogle mówi wprost: przestawienie branży funduszy z długiej perspektywy inwestycyjnej na perspektywę „krótkiej sprzedaży” jest szkodliwe z punktu widzenia inwestorówxvi.

Po trzecie, eksperci, zwłaszcza związani ze środowiskiem rodzimego biznesu, powinni być zainteresowani tym, aby polskie oszczędności „pracowały” w polskiej gospodarce. Sposoby, w jaki mogą to robić, są różne – nawet jeśli przeznaczone są na zakup obligacji skarbowych, to również pracują dla naszej gospodarki, choćby poprzez stymulowanie popytu wewnętrznego. Zatrudnieni przez organizacje polskiego biznesu na stanowiskach ekspertów, głoszący, że więcej środków OFE powinno być wyprowadzanych za granicę, działają zatem, z braku profesjonalnego przygotowania, na szkodę swych mocodawców.

Po czwarte, system emerytalny musi być w możliwie dużej części transferem siły nabywczej, jak w systemie repartycyjnym. Po prostu musimy część naszych dochodów przeznaczać na utrzymanie tych, którzy zakończyli aktywność zawodowąxvii. W tej części, w której jest on nastawiony na generowanie „oszczędności na starość”, powinny działać mechanizmy zapewniające, by akumulowane środki były inwestowane w realny wzrost gospodarki, np. tworzenie nowych miejsc pracy. Natomiast w sensie finansowym – aby były lokowane w stabilne instrumenty finansowe: papiery wartościowe o wartości kształtowanej na stabilnych rynkach, nie narażonych na generowanie baniek spekulacyjnych i ich eksplozje, a z drugiej strony w obligacje skarbowe, bo wtedy przyczynią się do poprawienia koniunktury, co sprzyja ogólnemu klimatowi inwestycyjnemu. Peter L. Bernstein, wybitny ekspert w dziedzinie inwestycji finansowych, propagował praktyczną regułę inwestowania w 60% w akcje i 40% – obligacje.xviii

Rolą tzw. III filaru byłoby otworzenie osobom skłonnym do ryzyka możliwości, jakie daje lokowanie nadwyżek oszczędności w różne potencjalnie wysoko rentowne inwestycje. Zauważmy, że szansę na to mają nieliczne fundusze emerytalne, o elitarnym charakterze, działające na obrzeżach rynku finansowego, w jego wysoko rentownej części (np. inwestycje typu venture capital). Fundusze o masowym członkostwie, wprowadzające na rynki finansowe gigantyczne kwoty, mogą jedynie pompować bańki spekulacyjne.

Na nie-wariackich papierach

Dla stabilności kapitału emerytalnego niebagatelne znaczenie mają inwestycje w obligacje skarbowe, jako najbardziej bezpieczne instrumenty finansowe. Ich funkcja gospodarcza nie jest jednak rozumiana. Zwłaszcza w kryzysie stanowią ważny czynnik antycykliczny, gdyż skierowują poprzez budżet państwa część niewykorzystanych oszczędności krajowych do gospodarki, co sprzyja koniunkturze – i powinno być popierane przez organizacje biznesowe.

Papiery skarbowe kupowane przez obywateli własnego kraju (bezpośrednio lub poprzez fundusze emerytalne) stają się składnikiem ich majątku, a płacone odsetki stanowią dodatkowy dochód, który poprzez kapitalizację może powiększać kapitał. Oczywiście wykup obligacji po osiągnięciu przez nie terminu płatności jest realizowany przez państwo z podatków lub poprzez tzw. rolowanie długu, czyli zaciąganie następnych pożyczek. Zatem jeśli obligacje są częścią portfela inwestycyjnego przyszłych emerytów, to oznacza to tylko tyle, że wtedy, gdy państwo odkupuje obligacje, emerytury de facto finansują podatnicy. Jedna forma finansowania (składkami na rzecz systemu repartycyjnego) zostaje zastąpiona inną (wykupem obligacji); czego nie chce się zapłacić z lewej kieszeni, płaci się z kieszeni prawej. Ale przecież twierdzenie, że staje się to obciążeniem społeczeństwa, nie ma sensu, bo jest to tylko pewna forma redystrybucji dochodów i absorbowania oszczędności na rzecz nabywców obligacji, którzy są częścią tego społeczeństwaxix.

W redystrybucji są dwie strony: beneficjenci oraz obciążeni na ich rzecz, co oczywiście w jakimś stopniu jest dla nich uciążliwe. Stopień tej uciążliwości może być zmniejszony, jeśli przesuniemy wiek emerytalny i zmniejszymy tym samym liczbę emerytów, ale tylko pod warunkiem, że powstają nowe miejsca pracy dla pokoleń wchodzących na rynek pracy. Zasadnicze znaczenie ma zatem realny wzrost i rozwój gospodarki.

Natomiast gdy fundusze kupują akcje, to z jednej strony zostają obciążone finanse przedsiębiorstw, bowiem zysk funduszy częściowo pochodzi z dywidend – fundusze jako współwłaściciele przedsiębiorstw zawsze będą się starały, aby były one wypłacane. Z drugiej zaś strony, źródłem zysku musi być wzrost rynkowej wartości akcji, by OFE mogły zarobić na swych „długich pozycjach”, czyli z zamiany akcji na gotówkę na wtórnym rynku. Wtedy jednak społeczeństwo płaci koniecznością ciągłego pompowania rynku wtórnego, system musi być wciąż zasilany nowymi środkami – a te w końcu się wyczerpują, podaż akcji na wtórnym rynku zacznie przeważać nad popytem – i nadzieje na wysokie emerytury z inwestowania przez fundusze w rynki akcji rozwiewają się z każdą pękająca bańką spekulacyjną.

Trzeba podkreślić, że zarówno realne skutki inwestycji w kapitałowej części systemu emerytalnego, jak i efekty działania systemu repartycyjnego, zawsze będą zależeć od stanu gospodarki. Ten zaś zależy tak od inwestycji w sferę realną, jak i od stabilności systemu, zapewnianej przez odpowiednią strukturę wydatków budżetowych i przez wspieranie przez państwo czynników służących rozwojowi w długim okresie – jak nauka, edukacja, sprawnie funkcjonujący system ochrony zdrowia itd. – z czym nie jest u nas najlepiejxx.

Finansowe iluzje

Bezpośrednim skutkiem złamania przez twórców nowego systemu emerytalnego zasad logiki ekonomicznej stały się narastające problemy z „dopięciem” zobowiązań i przychodów FUS. Jak zostało pokazane, w 2009 r. deficyt Funduszu był prawie pięciokrotnie wyższy niż w 2000 r., jego przychody zwiększyły się w tym czasie tylko o 60%, a wydatki – o 140%. Ułudą okazują się obietnice autorów reformy, że niedobory systemu skompensuje się przychodami z prywatyzacji: majątek możliwy do wyprzedania szybko się skończy, a zobowiązania i skutki narastającego od lat niedoboru – pozostaną.

To jednak nie wszystko. Chociaż reforma była działaniem wbrew logice ekonomicznej, to jednak, paradoksalnie, nowy system też ma swoją logikę, której złamanie rodzić będzie poważne problemy. Dlatego propozycja czasowego zmniejszenia transferów do OFE w wyniku arbitralnej decyzji rządu nie jest dobrym rozwiązaniem. Spowoduje przecież zmniejszenie wartości kapitału zgromadzonego w II filarze, co obniży przyszłe emerytury – jakie by one nie były. Dlatego warunkiem musi być skompensowanie obniżenia transferów do OFE odpowiednim zwiększeniem ZUS-owskiej części emerytury, co bardzo komplikuje wszelkie kalkulacje. Dlatego powinno się raczej dać możliwość wyboru zero-jedynkowego: albo system kapitałowy, albo powrót do systemu repartycyjnego – z odpowiednimi gwarancjami państwa.

Najbardziej niepokojące jest to, że w gruncie rzeczy doprowadzono do sytuacji patowej: zarówno podjęta w końcu lat 90. reforma, jak i obecne propozycje podważają zaufanie do państwa, którego jednym z podstawowych zadań jest dbałość o to, by obywatele mieli zabezpieczone godne życie na terenie własnego kraju zarówno w okresie aktywności zawodowej, jak i po przejściu na emeryturę.

dr hab. Jerzy Żyżyński

Przypisy:

i Co by rekomendowała RSSG?, rozmowa z prof. E. Mączyńską, Biuletyn PTE, Nr 4 (38), październik 2008.

ii R. Domański, recenzja książki Marka Góry pt. System Emerytalny, PWE Warszawa 2003; „Opere et Studio pro Oeconomia” nr 3, lipiec 2005.

iii 74% Polaków nie ma żadnych oszczędności (pb.pl, 27.10.2010), choć jeszcze dwa lata temu było to ok. 60%.

iv Dla pokazania, jaka część gospodarki funkcjonuje na giełdzie, podaje się stosunek kapitalizacji giełdy do PKB, co jest zasadniczo błędne, albowiem stanowi porównanie wielkości majątkowej ze strumieniową. Oczywiście takie porównanie i budowanie wielkości wskaźnikowej jest możliwe i ma pewien walor poznawczy, ale trzeba pamiętać, że nie można mówić, iż kapitalizacje giełdy to część PKB – kapitalizacja to część wartości kapitału produkcyjnego, wykorzystywanego do wytwarzania dóbr i usług, a ten jest wielokrotnie większy niż PKB i dużo trudniejszy do pomiaru.

v Raporty finansowe OFE, Biuletyn roczny. Rynek OFE 2009, Komisja Nadzoru Finansowego.

vi Marcin Jaworski, Bartosz Marczuk, Ile płacimy za zarządzanie OFE, Infor.pl/Finanse, 13.03.2009.

vii J.C. Bogle, Dość. Prawdziwe miary bogactwa, biznesu i życia, Warszawa 2009, s. 59.

viii Wielkość szarej strefy szacuje się na 29% (Prof. dr Friedrich Schneider, Szara strefa w Polsce. Jak systemy płatnicze mogą pomóc w zwalczaniu szarej strefy, Wrocław 29.09.2009).

ix Interia.pl, 3.11.2009 r.

x Z tego powodu prywatyzacja giełdy, czyli przekształcenie w spółkę akcyjną dostępną dla szerokiej rzeszy dowolnych inwestorów, jest nieporozumieniem i może być brzemienna w bardzo poważne konsekwencje. Rolą targowiska nie jest przynoszenie dochodu właścicielowi, lecz ułatwianie handlu. Źle jest, jeśli targowisko jest własnością osób postronnych, które chcą się wzbogacić na swej własności, bo spowoduje to tylko wzrost kosztów handlowania, za co ostatecznie zapłacą klienci. Najlepiej, jeśli targowisko jest własnością publiczną lub osób na nim handlujących, gdyż wtedy prywatny charakter własności sprzyja handlowaniu i obniża koszty – dlatego giełdy na świecie są raczej własnością maklerów lub państw, miast itp.

xi Money.pl, 07.08.2007

xii Piotr Kuczyński, Nasze pieniądze w OFE są naszym długiem, Parkiet.com 27.11.2010.

xiii Wiele wskazuje, że już pełnią taką rolę; zob. http://inwestujwsiebie.blogspot.com/2009/02/krotka-sprzedaz-na-gpw-funduszy. html, 20 lutego 2009 r.

xiv Oczywiście zysk zawsze uzyskuje się sprzedając drożej, niż się kupiło. Tyle że normalnie najpierw się kupuje, a potem drożej sprzedaje – i to jest nazywane operacją na „długich pozycjach”, bo sprzedaje się to, co ma się na własność w wyniku operacji zakupu i czeka się (czasami długo), aż rynkowa wartość tego wzrośnie. W operacji „krótkiej sprzedaży” kolejność jest odwrócona: najpierw się sprzedaje, a potem się kupuje, a jest to możliwe tylko dlatego, że operuje się nie swoim walorem.

xv Rozporządzeniem Ministra finansów z dn. 20 listopada 2009 r. ws. trybu i warunków postępowania firm inwestycyjnych, banków, o których mowa w art. 70 ust. 2 ustawy o obrocie instrumentami finansowymi, oraz banków powierniczych.

xvi J.C. Bogle, op. cit, s. 173.

xvii Pojawiające się ostatnio silne naciski na podniesienie wieku emerytalnego nie biorą pod uwagę tego, że przechodzący na emeryturę zwalniają miejsca pracy, co jest szczególnie ważne w sytuacji wysokiego bezrobocia wśród osób młodych. Te propozycje miałyby sens, gdy na rynku pracy brakowało ludzi, natomiast w obecnej sytuacji nakazywanie ludziom starszym, by dłużej pracowali, ma niewielki sens – świadczy raczej o nieumiejętności szerszego spojrzenia na problem.

xviii J. C. Bogle, s. 69.

xix K. Łaski słusznie zastrzega, że teza, iż finansowanie deficytu jest „zadłużaniem na koszt przyszłych pokoleń”, jest uprawniona tylko wtedy, gdy obligacje skarbowe są sprzedawane nabywcom zagranicznym – bo to im, a nie naszemu społeczeństwu trzeba będzie przyszłości płacić za wykupywane obligacje (K. Łaski, Mity i rzeczywistość w polityce gospodarczej i w nauczaniu ekonomii, Warszawa 2009, s. 61 i nast.)

xx Por. J. Żyżyński, Budżet i polityka podatkowa, Warszawa 2009, s. 93 i nast.

komentarzy