Duperele i inne

·

Duperele i inne

·

Los zrządził, że przez długi czas nie mogłam śledzić sytuacji w Polsce i na świecie. Czas był gorący, spodziewałam się dużych zmian. Kiedy zaczęłam czytać, słuchać, oglądać – odniosłam wrażenie, że czas stanął w miejscu.

Rząd nadal nie może rozwinąć skrzydeł, bo wszędzie czai się złowrogi PiS. Premier się ośmiesza, ale po napadzie na biuro PiS w Łodzi nikomu nie jest do śmiechu. Po tamtym morderstwie wystarczyło parę godzin, aby napad na PiS przedstawić jako atak na całą klasę polityczną. Nawet Miller poczuł się zagrożony. Konie kują, a żaba nogę podnosi.

W Polsce zrobiło się ciasno i duszno. Licencje na miłość i nienawiść zostały rozdane. Przepustką do obozu miłości europejskiej, postępowej, optymistycznej – jest nienawiść do nienawiści, czyli do tych, którzy pamiętają Smoleńsk i zadają pytania dotyczące śledztwa. Nie szukam niszy ekologicznej dla normalnego felietonu, bo jej nie ma.

Stwierdziłam u siebie objawy zastraszenia. Są trochę nietypowe, ponieważ w przeciwieństwie do większości Polaków nie boję się Jarosława Kaczyńskiego. Nie boję się nawet Donalda Tuska. To czego się boję, to symbioza Platformy z bezpieką. Np. muchomory i brzozy żyją w symbiozie. Nic o sobie nie wiedzą, a obok siebie rosną lepiej. Gdyby poszukać genezy kolejnych oskarżeń o łamanie przez PiS praw człowieka, zasad demokracji i awanturnictwo polityczne, znajdujemy lustrację, zdemaskowanie Lecha Wałęsy, rozwiązanie WSI i zagrożenie interesów Rosji. Platforma nawet tego nie ukrywa. To nie jest walka o władzę. Platforma ma pełnię władzy, robi co chce, ale nie panuje nad historią. Nie spocznie, dopóki Jarosław Kaczyński nie ukorzy się, nie przyzna, że jego brat stracił życie na własne życzenie. Trudno racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego to jest takie ważne. Polecam film „Oto jest głowa zdrajcy”, historię Tomasza Morusa.

Katastrofa w Smoleńsku kojarzy mi się z procederem piratów. Fałszywymi sygnałami nawigacyjnymi doprowadzić statek do rozbicia, szczątki zatopić w morzu, a ciała ofiar ukryć w zalutowanych trumnach. Ta interpretacja to mój autorski pomysł, Jarosława Kaczyńskiego znam z widzenia.

Komisja pani Anodiny pracowała pełną parą i w odpowiednim czasie wszystkiego się dowiemy. Wzorowy obywatel nie narzeka, czeka, cieszy się z nowych chodniczków w Smoleńsku, wybudowanych na cześć Pierwszych Dam Polski i Rosji. Oglądamy niekończący się spektakl szukania drugiego dna w samobójczej śmierci Barbary Blidy i wykrywania zaniedbań w śledztwie w sprawie Olewnika. Pracują komisje sejmowe. Jak to pogodzić z bezczynnością w sprawie Smoleńska?

Wiara w rzetelne śledztwo rosyjskie nie ma żadnych podstaw, a w sprawie tej katastrofy nie można liczyć na zbiorową amnezję. Tkwi w pamięci jak cierń, który mogłoby usunąć tylko wiarygodne śledztwo.

W serwisach dominują nieszczęśliwe wypadki, katastrofy i informacje o ofiarności społeczeństwa. Początkowo cieszyły mnie akcje pomocy, ale teraz nie mogę już tego słuchać. Powodzianie nadal są bez dachu nad głową, dzieci mdleją z głodu, a młodzież z prowincji może studiować jeśli dostanie stypendium z jakiejś zbiórki. Równocześnie organizuje się uniwersytety dla przedszkolaków. Państwa nie ma. Komuna była państwem policyjnym, ale studiować mógł każdy, dopóki nie rozdawał ulotek.

Po katastrofie ekologicznej w Zatoce Meksykańskiej mamy katastrofę na Węgrzech w dorzeczu Dunaju. W obu przypadkach przyczyną jest pogoń za zyskiem korporacji uwolnionych od kontroli państwa. Ale o tym się nie mówi. Do Polski nie docierają dyskusje nad ważnymi problemami światowego systemu. Jesteśmy zieloną wyspą, czyli zaściankiem.

W komentarzach uderza powierzchowność. Nawet tragiczna w skutkach katastrofa prywatnego busa dowożącego ludzi do pracy nie wywołała problemu likwidacji transportu publicznego. Kolej praktycznie przestała działać. W dyskusjach o bezpieczeństwie na drogach piesi występują w roli zawalidrogi. Nie ma poboczy, nie ma chodników nawet na terenach zabudowanych. Dyskutuje się tylko o autostradach.

Po katastrofie smoleńskiej Platforma sprawnie obsadziła wszystkie stanowiska swoimi ludźmi, ale na tym wyczerpał się jej pomysł na rządzenie. Od wygranej batalii o zmianę ustawy o IPN minęło już wiele miesięcy, a Rady, która ma zastąpić Kolegium i przedstawić kandydata na prezesa, wciąż nie ma. Przypuszczam, że ostatecznie prezesa wyznaczy Sejm. Nieporadność PO mnie zaskoczyła. Sprawne rozgrywanie sytuacji politycznych nie zastąpi rządzenia. Opinia publiczna jest epatowana nowymi pomysłami, które potem są porzucane.

Telewizja dostosowała się do polityki, jest niewiarygodnie nudna. Pojawia się jakiś hit, wszystkie stacje powtarzają w kółko kilka nieistotnych informacji i pojawia się hit następny. Na szyldzie sklepu w Małopolsce widziałam napis: „Duperele i inne”. Jeśli do hitów dodamy reklamy i tzw. rozrywkę, w telewizji same duperele. Istotnych treści, czyli innych – na lekarstwo.

W całej Europie trwają rozruchy społeczne. Telewizja pokazuje migawki z walk ulicznych nie siląc się na żadną analizę. Wszystko wskazuje na to, że cierpliwość społeczeństw do zaciskania pasa wyczerpała się. W Polsce przeszło dwa miliony ludzi żyje w nędzy, ale nie buntują się, śledzą losy Palikota, Kalisza, dopalacze, in vitro i sukcesy Platformy w walce z PiS.

Mimo przygnębiającej atmosfery i niepomyślnych prognoz dla Polski, jestem dobrej myśli. Spędziłam kilka tygodni w Polsce południowej. Z dala od metropolii i autorytetów ludzie są przytomniejsi i bardziej życzliwi. Walcząc o byt mniej czasu i uwagi poświęcają politycznemu maglowi. Nadzieję widzę w Polsce prowincjonalnej.

Dział
Nasze opinie
komentarzy
Przeczytaj poprzednie