Wspólnoty korzyści

·

Wspólnoty korzyści

·

Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. To przysłowie dobrze oddaje realia polskiego rolnictwa. Producenci zboża, warzyw czy mięsa nie potrafią współpracować. Korzystają na tym firmy nie związane z wsią i prowincją, przechwytując znaczną część zysków. Widać już jednak pierwsze jaskółki zmiany. Zamiast się bić, dwóch zaczyna współdziałać, zaś trzeci traci możliwość żerowania na ich pracy. Owe jaskółki nazywają się grupami producentów rolnych.

W rozsypce

Jedna z firm działających na północy Polski zrezygnowała ze skupu gęsi i zaczęła zaopatrywać się na południu kraju. Dlaczego? Hodowcy na północy zaczęli się zrzeszać, natomiast na południu są niezorganizowani i nie mają w związku z tym żadnej siły negocjacyjnej. Nie jest to bynajmniej odosobniony przypadek. Firmy zajmujące się skupem i przetwórstwem zastraszają rolników, by ci nie organizowali się w grupy producentów rolnych (GPR), grożąc im w takim przypadku odmową kupna towaru. Panicznie boją się siły, która tkwi w jedności.

W Polsce mamy 5-6% zorganizowanych rolników, tymczasem średnia dla „starej” Unii wynosi 65%. Rolnicy-producenci zrzeszają się tam głównie w spółdzielnie, które są na Zachodzie bardzo silne – wyjaśnia Marcin Martynowski z Krajowej Rady Spółdzielczej (KRS). – Podobny procent przetwórstwa i kanałów dystrybucji należy tam do spółdzielczości, tymczasem u nas przetwórstwo jest zorganizowane, ale nie należy do rolników.

W kraju istnieje ok. 1,5 mln gospodarstw rolnych o powierzchni powyżej 1 ha. Wśród nich już tylko ok. 800 tys. ma ponad 5 ha, a w tej grupie ledwie połowa przekracza powierzchnię 10 ha. Taka struktura, choć stanowi podstawę bytu znacznej części społeczeństwa, była anachroniczna już w połowie ubiegłego wieku. Jedyną szansą na dalsze utrzymywanie się z rolnictwa tej rzeszy ludzi jest konsolidacja wysiłków. Tym bardziej, że to nie zbyt mała powierzchnia gospodarstw jest najsłabszą stroną naszego rolnictwa, lecz właśnie brak współpracy drobnych producentów.

Polscy właściciele niewielkich i średnich gospodarstw działają w pojedynkę. Osobno kupują maszyny, nawozy i środki ochrony roślin, więc płacą drogo. Gdy sprzedają płody rolne, również są rozproszeni i słabi, czyli skazani na niskie ceny i mało korzystne zasady. Tymczasem łączenie się w zrzeszenia pozwoliłoby rolnikom taniej nabywać środki produkcji, z drugiej zaś strony – przejąć znaczną część marży pośredników w handlu płodami rolnymi. Razem dałoby to poważne wzmocnienie ekonomiczne polskiej wsi.

Raport „Organizowanie się gospodarcze polskich rolników po 1990 roku”, wydany przez KRS, konkluduje: Polski rynek produktów rolnych jest coraz bardziej zagospodarowywany przez prywatne firmy handlowe, a tworzące się organizacje gospodarcze rolników muszą o to miejsce, już obecnie, toczyć często nierówną walkę. W związku z tym należy podejmować wszelkie możliwe działania pozwalające, w perspektywie 5-10 lat, zwiększyć udział zorganizowanych producentów w rynku do minimum 20-25%, a w niektórych regionach i branżach do około 50%.

W grupie raźniej

Samoorganizacja wsi stała się o tyle prostsza, że Unia Europejska wspiera – także finansowo – powstawanie grup producentów. Dobrym przykładem zalet tego rozwiązania są sprawnie funkcjonujące zrzeszenia producentów tytoniu. Aż 90% rolników uprawiających tę roślinę jest skupionych w grupach, liczących od 300 do 2,5 tys. osób.

W związku z koniecznością dostosowania polskich przepisów do unijnych norm, zostali oni zmuszeni do zrzeszenia się jeszcze przed akcesją. Choć odbiło się to negatywnie na możliwościach wykorzystania dopłat – wyłącznie na samoorganizację i koszty administracji (po akcesji do UE zmieniono interpretację przepisów i zrzeszający się rolnicy mogą uzyskać środki także na inwestycje) – to jednak wiele zyskali. Głównie dzięki zsumowaniu siły przetargowej podczas zakupów maszyn i środków ochrony roślin oraz negocjacji cen z koncernami tytoniowymi.

Współdziałanie chwalą sobie też producenci owoców i warzyw, których zrzeszyło się już niemal 2 tys. Niestety, tylko te dwie kategorie grup producenckich mają się w Polsce nieźle. W ponad 20 branżach rolno-spożywczych w ogóle nie zaistniały, w innych są słabe lub nieliczne. Dotychczas powstało niemal 600 grup producentów rolnych oraz prawie 200 grup sadowników i warzywników. Najwięcej wśród producentów zbóż i roślin oleistych (119 grup), trzody (97) i drobiu (81). Siły połączyło natomiast niewielu np. producentów buraków cukrowych, jaj czy szyszek chmielowych. Najsłabiej zrzeszają się pszczelarze, kwiaciarze i hodowcy koni (po jednej grupie). Blisko 80% grup powstało w ostatnich czterech latach, dzięki projektom realizowanym przez KRS.

Pod względem współpracy przodują woj. wielkopolskie (90), dolnośląskie (74) i kujawsko-pomorskie (68). Najsłabiej prezentuje się świętokrzyskie (6), łódzkie (9, przy czym skupiają najmniej osób – 83) i małopolskie (10). Zaraz za nimi plasują się województwa wschodnie. Raport KRS stwierdza, że w tych województwach nie ma szans na powstawanie GPR na dotychczasowych zasadach. „Ogon” charakteryzuje się drobnymi gospodarstwami o różnorodnej produkcji, w znacznej mierze na własne potrzeby.

Współpraca przy produkcji i zbycie to nie wszystko. Największy dochód kryje się bowiem w przetwórstwie. – Musimy utworzyć silne grupy, które wejdą w ten segment. To trudne zadanie, ale nie niemożliwe do zrealizowania – mówi Martynowski. I wyjaśnia: Póki co, nasze grupy są jeszcze słabe ekonomicznie, a np. wspólna ubojnia, w której można by wstępnie rozbierać mięso, to duże koszta. Widzimy jednak pierwsze jaskółki, np. w Wielkopolsce powstała spółdzielnia grup, mająca uruchomić wspólne przetwórstwo.

Trend ten popiera Krystyna Ziejewska, prezes Krajowego Związku Grup Producentów Rolnych – Izba Gospodarcza (KZGPR-IG), a ponadto prezes lub wiceprezes trzech GPR i społecznik popularyzujący współdziałanie. Ma jednocześnie pewne zastrzeżenia. – Kto poprowadzi taką przetwórnię? Hodowcy nie mają stosownych kompetencji. Zastanawiałam się, czy nie podjąć tego wyzwania, ale doszłam do wniosku, że najlepiej znam się na hodowli i to właśnie chcę robić. Oczywiście można pozyskać kogoś do zarządzania, ale dobrych menedżerów jest w naszej branży niewielu, a ich pracodawcy dbają o to, by nie odeszli – mówi.

Tu są pieniądze

Grupy producenckie mogą się starać o pięcioletnie dofinansowanie. Aby je otrzymać, w ciągu pół roku od zarejestrowania grupy przez marszałka województwa należy złożyć wniosek do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Następnie dyrektor regionalnego oddziału Agencji ma dwa miesiące na jego rozpatrzenie. Wypłata pierwszych środków następuje po roku, na podstawie wniosku o płatność, przy czym dyrektor ma trzy miesiące na jego rozpatrzenie, a potem potrzeba jeszcze dwóch kolejnych, by pieniądze znalazły się na koncie grupy.

Żeby uzyskać dofinansowanie, grupa musi ułożyć pięcioletni plan działania; wypłata kolejnych transz zależy od jego efektywnej realizacji. – Jeśli się robi wszystko zgodnie z wytycznymi, to spełnienie warunków nie jest trudne – zapewnia Tadeusz Zelek z Sadowniczej Spółdzielni Handlowej „Łososina” z Łososiny Dolnej (powiat nowosądecki). Od dobrego zaplanowania celów i działań zależy zatem pomyślność grupy.

W pierwszych dwóch latach wsparcie wynosi równowartość 5% przychodów ze sprzedaży, 4% w trzecim, 3% w czwartym i 2% w ostatnim, jeśli wspomniane wpływy nie przekraczają miliona euro. Jeżeli grupa przekracza ten pułap, w kolejnych latach otrzymuje odpowiednio 2,5%, 2,5%, 2%, 1,5% i 1,5%. Dla grup sadowniczych i warzywniczych wsparcie jest przewidziane na poziomie dwukrotnie wyższym. Na taką pięcioletnią pomoc grupa producencka może liczyć tylko raz w ciągu istnienia. Przy wsparciu ARiMR grupy mogą się ubiegać także o preferencyjne kredyty inwestycyjne, których część oprocentowania spłaca Agencja. Pozyskane w ten sposób pieniądze można przeznaczyć na zakup budynków, silosów, elewatorów czy maszyn.

System wsparcia dla GPR nie kończy się jednak na dotacjach i dogodnych kredytach. Są one zwolnione z podatku dochodowego od sprzedaży wytwarzanych produktów, jeśli uzyskane kwoty zostaną wykorzystane na zakup środków produkcji lub szkolenia. Grupy nie płacą również podatków od nieruchomości wykorzystywanych do wytwarzania i sprzedaży produktów. Inna sprawa, że wspomniane ulgi są póki co teoretyczne, ponieważ niewiele grup posiada własne budynki, a niemal żadna nie wypracowuje nadwyżki przychodów nad kosztami, która podlegałaby opodatkowaniu. Na pewno jednak takie przepisy pozwalają bardziej optymistycznie patrzeć w przyszłość i planować rozwój działalności.

Są też inne możliwości, z których grupy mogą skorzystać. – Można otrzymać dotacje na tworzenie lub rozwój mikroprzedsiębiorstw, którymi przecież są także grupy. To środki na zwiększanie zatrudnienia, w zależności od liczby zatrudnionych osób można uzyskać nawet do 300 tys. zł – wyjaśnia Martynowski.

Równie ważne są możliwości wynikające nie z systemowego wsparcia, lecz z samej natury spółdzielczości. – Wyobraźmy sobie, że grupa producentów zbóż kupuje kombajn. Dziś rolnicy muszą mieć swój lub płacić za wynajem, a przecież jednym można obsłużyć nawet 50 gospodarzy, rozkładając wydatek na wszystkich zauważa Martynowski. Jak już wspomniano, duże grupy mogą też negocjować ceny i warunki płatności, osiągając dzięki temu lepsze efekty niż rozproszeni rolnicy. Jeżeli grupa ma własne magazyny, to często odbiorcy sami przyjeżdżają po towar, odpadają więc koszty transportu. Jest jeszcze ważniejsza zaleta rolniczej spółdzielczości. – Grupy często podpisują kontrakty długoterminowe, a to zapewnia rolnikom stabilność dochodów – podkreśla p. Marcin.

O podjęciu współpracy często przesądzają jednak dotacje. – O powołaniu grupy zadecydowały, co tu kryć, pieniądze. Chcieliśmy uzyskać dopłaty – mówi Stanisław Wicha, prezes Grupy Producentów „Rolnik” sp. z o.o. z Kostomłotów na Dolnym Śląsku. Z kolei Piotr Witkowski, młody mazurski rolnik, mówiąc o grupie, którą chce założyć, jako główny powód podaje „dobre pieniądze ze sprzedaży”. Tadeusz Zelek wśród głównych korzyści wymienia wspólne zaopatrzenie i wspólny zbyt. Po prostu finansowo jest to wszystko opłacalne, ale to nie jedyne korzyści. Dzięki wzajemnemu wsparciu, powiększamy swoją wiedzę – dodaje.

Tam, gdzie są pieniądze, często pojawiają się konflikty. Wielu rolników, obawiając się poróżnienia z sąsiadami „o traktor”, decyduje się nie powoływać grup lub nie wstępuje do istniejących. – To złe nastawienie. Teraz w ogóle nie mają żadnego „traktora”. Jeśli go nabędą z dotacji, nie będą mieli się czym przejmować, w końcu te pieniądze pochodzą z zewnątrz. Obecnie nie mają się o co kłócić, a jeśli później mają się pokłócić, to i tak to zrobią, nawet bez „traktora” – wyjaśnia p. Krystyna.

Razem, czyli z kim?

Powołując grupę producencką, jej członkowie muszą wybrać formę działalności. Grupa może zaistnieć jako spółdzielnia (136 na koniec 2009 r.), sp. z o.o. (315), zrzeszenie (48) lub stowarzyszenie (10). Każdy, kto chce założyć grupę producentów rolnych, może liczyć na wsparcie KRS, KZGPRIG oraz wojewódzkich ośrodków doradztwa rolniczego. Ze strony www.krs.org.pl można pobrać dobrze przygotowaną instrukcję zakładania grupy spółdzielczej oraz znaleźć szereg informacji o grupach producenckich i ich funkcjonowaniu. Rada prowadzi także punkt konsultacyjny, w którym chętni uzyskają wszelkie informacje niezbędne przy zakładaniu grupy.

Kontakt z nowymi osobami, chcącymi założyć GPR, zaczynam od pytania, czy jest ich co najmniej pięcioro – wyjaśnia Magdalena Kleitz-Osmańska z Warmińsko-Mazurskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego. – Kiedy mam już przedstawicieli chętnych do zawiązania grupy, pytam, czy mogą zorganizować u siebie spotkanie. Łatwiej nam pojechać do rolników, niż w drugą stronę – relacjonuje Czesław Elzanowski z Pomorskiego ODR. – Po jednym z takich szkoleń założyliśmy grupę – przyznaje p. Zelek. – To nie jest tak, że ludzie nie chcą się zrzeszać, to bardzo płytkie stwierdzenie. Po prostu często nie mają świadomości, że można i warto to zrobić. Właśnie podczas takiego szkolenia rozmawiałem z Grzegorzem Sedleckim, młodym rolnikiem. – Wydaje mi się to przyszłościowe, razem z kolegami chcę założyć grupę producentów trzody – podzielił się planami.

Podczas wyboru formuły często decyduje sytuacja majątkowa członków grupy inicjatywnej. Przykładowo, dla powołania spółki założyciele muszą zgromadzić 100 tys. zł kapitału zakładowego. W przypadku spółdzielni wystarczy 5 tys., co przy dziesięciu członkach daje 500 zł na osobę, czyli kwotę bardziej dostosowaną do możliwości większości rolników. Zróżnicowane wymogi finansowe przekładają się na elitarność lub egalitarność grupy. Wprawdzie spółek jest więcej niż spółdzielni, jednak 80% liczy zaledwie 5-6 osób, często spokrewnionych. Wśród spółdzielni organizacje tak nieliczne stanowią zaledwie 2%. Różnice w poziomie egalitaryzmu widać też przy przyjmowaniu nowych członków. W okolicy Grójca funkcjonują dwie, dość zamożne, grupy producenckie: jedna jest spółką, druga spółdzielnią. Pierwsza w ogóle nie przyjmuje nowych członków, do drugiej można przystąpić dosłownie w każdej chwili.

Ustawa o grupach producentów rolnych i ich związkach, z 2000 r., określa, że żaden członek nie może mieć więcej niż 20% udziałów, toteż najmniejsze z nich liczą 5 członków. W przypadku zrzeszenia musi się zebrać 10, natomiast stowarzyszenia – 15 osób, co wynika z ich charakteru, określonego w odrębnych aktach prawnych. Podstawowym celem działania spółki jest zysk, natomiast dla spółdzielni liczą się również cele społeczne. Zrzeszenie łączy oba te cele, mając przy tym charakter zawodowy, zaś stowarzyszenia powinny być nastawione na cele społeczne. Te dwie ostatnie formy są jednak coraz rzadziej rejestrowane jako GPR, ich formuła nie sprawdza się w działalności gospodarczej. Wiele GPR funkcjonowało wcześniej jako stowarzyszenia, zresztą do dziś wiele stowarzyszeń funkcjonuje równolegle do grup, zrzeszając często większą liczbę osób i będąc m.in. „poczekalnią” dla chętnych do wstąpienia do grupy.

Spółki zakłada zwykle niewielka grupa, której łatwiej inwestować, a w razie podziału – uzyskać więcej dla siebie. Tymczasem spółdzielnia jest lepsza, gdy mamy większą liczbę osób – wyjaśnia p. Czesław. Potwierdza jego słowa p. Tadeusz: W sąsiedniej wsi jest mniejsza grupa, która zawiązała spółkę. Ma powiązania rodzinno-kapitałowe i inwestuje więcej niż my. Podobnie widzi to p. Magda: Spółdzielnie działają bardziej po bratersku, w spółkach zdarzają się licytacje między członkami, kto jest ważniejszy. Martynowski dodaje: Im bardziej masowy charakter, tym większa trwałość. Małe grupy łatwo zlikwidować po zakończeniu dotowania.

Aby lepiej wykorzystać swój potencjał, grupy powołały wspomnianą Izbę Gospodarczą. – Działamy w dość nowatorski sposób, nie mamy biura, za to mamy dobrze działającą stronę internetową www.kzgpr.pl, na której ma się znaleźć wszystko, co najważniejsze. Każda grupa posiada na niej swój profil – taki Facebook dla producentów – mówi p. Ziejewska. Statutowymi celami KZGPR-IG jest reprezentowanie grup wobec administracji, tworzenie warunków dogodnych dla ich rozwoju, powołanie platformy wymiany doświadczeń, pomoc w prowadzeniu grup i rozwój współpracy między nimi oraz popularyzowanie i wsparcie tworzenia GPR.

Wiele do zrobienia

Niemcy w ogóle sobie nie wyobrażają, że można nie należeć do grupy. Tam jeśli ktoś funkcjonuje samopas, to albo coś poważnego przeskrobał i go usunięto, albo jest skrajnym indywidualistą, nie potrafiącym współdziałać z innymi – wyjaśnia pani Krystyna.

Stosunkowo niewielka liczba grup w Polsce znajduje odbicie w stopniu wykorzystania środków przewidzianych na ich wsparcie. Z 17 mld euro przeznaczonych na lata 2007-2013 na tworzenie GPR w ramach Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich, wykorzystaliśmy jak dotąd… niecały 1%. Udało się co prawda osiągnąć założenia PROW w kwestii liczby grup na koniec 2009 r., tyle że zamiast planowanych 12 tys. rolników zrzeszyło się w nich zaledwie 4,5 tys., głównie o dużych potencjałach produkcyjnych, przy niemal zerowym udziale małych i średnich gospodarstw.

Wpływ na taki stan rzeczy ma m.in. brak kapitału niezbędnego do rozpoczęcia wspólnej działalności przez małych i większość średnich gospodarzy. Raport KRS stwierdza: Tak mały stopień zorganizowania rolników wynika przede wszystkim z braku wdrożenia równolegle z uchwaleniem ustawy kompleksowego programu wsparcia procesu gospodarczego organizowania się producentów rolnych. Tworzenie grup wiąże się z rozpoczęciem działalności gospodarczej – utworzeniem firmy, z czym rolnicy nie byli w stanie sobie poradzić. Nie były również w stanie pomóc im instytucje otoczenia rolnictwa. […] Poza tym brak jest liderów, którzy na początku chcieliby zająć się społecznie organizowaniem grupy.

Być może grup byłoby więcej, gdyby wraz z ustawą wprowadzono możliwość rejestracji w tej formule już istniejących spółdzielni (po odpowiedniej modyfikacji statutu) i spółek. Niestety, stało się to dopiero w grudniu 2006 r.; od tamtej pory powstało 7 grup wyodrębnionych z istniejących spółdzielni. Ich niewielka liczba wiąże się z tym, że członkami resztek spółdzielni rolniczych są najczęściej właściciele drobnych gospodarstw, którzy samodzielnie nie są w stanie podołać wyzwaniom związanym z prowadzeniem własnej firmy.

Dodatkową barierą dla powstawania GPR jest istnienie minimów produkcyjnych, jakie muszą one osiągnąć, by móc skorzystać z dotacji. W kolejnych latach limity te były obniżane, jednak nadal niewystarczająco. W warunkach dużego rozproszenia polskiego rolnictwa trudno znaleźć wytwórców tego samego produktu, którzy by się znali i wzajemnie ufali, a jednocześnie dysponowali wystarczającym łącznym potencjałem produkcyjnym.

Z pewnością na niechęć rolników do współdziałania innego niż pomoc sąsiedzka wpływają też złe doświadczenia z przeszłości. – Spotykając się z rolnikami, zaczynam od wyjaśnienia, że grupy producentów to nie to samo, co w czasach PRL, kiedy „spółdzielczość” wiązała się z przymusowością, komasacją gruntów i idącą za tym ich utratą – wyjaśnia Ziejewska.

Ważnym problemem jest niewystarczająca liczba doradców, głównie ekonomistów i prawników, którzy byliby w stanie dotrzeć do rolników. Magdalena Kleitz-Osmańska wypracowała ciekawą formułę: Na spotkania zapraszam przedstawicieli istniejących grup, bo są żywym przykładem, że „się da”. Co ważne, prezesi grup na ogół chętnie przystają na społeczny udział w takich szkoleniach.

Po prostu razem

Aby silniej związać ze sobą uczestników grupy, ich liderzy starają się o dodatkowe atrakcje. – Wyjazdy szkoleniowe i wycieczki znakomicie integrują – mówi p. Zelek. Pani Krystyna co roku stara się zorganizować wyjazd za granicę, by uczyć się od bardziej doświadczonych kolegów. Organizuje też konferencje i wyjazdy integracyjne dla członków „swoich” grup.

Najdłuższe doświadczenia wspólnej pracy w ramach GPR posiadają plantatorzy tytoniu. Ich przykład potwierdza, że duże grupy są trwałe i wydatnie ułatwiają rolnikom funkcjonowanie. – Nawet jeśli założyciele myśleli o 5-letnim okresie działalności, zwykle zżywają się ze sobą, odnotowują korzyści i dalej współpracują – zauważa p. Elzanowski. Zaznacza jednak, że o rzeczywistej trwałości będziemy mogli mówić za kilka lat, ponieważ skok w kwestii powstawania nowych grup notujemy od 2-3 lat. – Przede wszystkim przetrwają te, które mają mądrych liderów – uważa p. Magda.

Chłopi są jedną z grup, które najbardziej straciły podczas transformacji ustrojowej. Również nadzieje na poprawę jakości ich życia po wejściu do UE nie do końca zostały spełnione. Jeżeli nie chcemy, by drobni rolnicy w szybkim tempie zasilili grono wykluczonych społecznie, Polska – i w równym stopniu oni sami – musi podjąć niezbędne działania. Dobrym pomysłem byłoby powołanie „Narodowego programu tworzenia i rozwoju struktur gospodarczych rolników – ze szczególnym uwzględnieniem formy spółdzielczej”, postulowanego przez KRS, a więc instytucję o największym dorobku we wspieraniu grup. W jego ramach warto wprowadzić np. powiązanie wysokości świadczeń wypłacanych w ramach innych programów, jak „Modernizacja gospodarstw rolnych” czy „Ułatwienie startu młodym rolnikom”, z udziałem beneficjentów w grupach. Rząd powinien także zabezpieczyć w Brukseli niewykorzystane środki na tworzenie GPR, w budżecie na lata 2013-2020. Ważne, by zmiany wdrożyć jak najszybciej.

Konrad Malec

Współpraca Ilona Pietrzak

komentarzy