Fiat Auto Wyzysk

Z rozmawia ·

Fiat Auto Wyzysk

Z rozmawia ·

Rok temu, jako pierwsi, pisaliśmy o fatalnym traktowaniu pracowników Fiat Auto Poland. Tydzień temu media doniosły, że w tyskiej fabryce miał miejsce sabotaż – uszkodzono ok. 300 samochodów. O sytuacji w zakładzie rozmawiamy z Fiatowcem, redaktorem bloga pracowniczego i przedstawicielem Tajnej Komisji Zakładowej „Solidarność.pl”.

***

Przed rokiem rozmawialiśmy o fatalnej sytuacji pracowników polskiego oddziału Fiata. Czy coś się przez ten czas zmieniło?

Fiatowiec: W tym czasie doszło do eskalacji niepokojących zjawisk. Znacząco nasiliły się mobbing i dyskryminacja. Kierownicy ciągle straszą pracowników zwolnieniem lub nieprzedłużeniem umowy o pracę. Wmawiają robotnikom, że wypisanie się ze związku zawodowego pomoże im w awansie lub przedłużeniu umowy o pracę.

W dodatku w ubiegłym roku, w okresie postojów, zmuszano pracowników do podpisywania podań o urlop bezpłatny oraz do pokrywania urlopem wypoczynkowym dni postojowych. Prokuratura w Tychach prowadzi w tej sprawie postępowanie. Wszystkie te działania potwierdziła w protokole pokontrolnym Państwowa Inspekcja Pracy.

Załoga czuje się obecnie zastraszona i zaszczuta. Nawet zmiany z pozoru pozytywne, jak wstrzymanie pracy w soboty, spowodowały realny spadek zarobków.

Podczas poprzedniego spotkania Pan i inni rozmówcy wskazywaliście na patologie związków zawodowych, które bardziej były zainteresowane dobrymi układami z dyrekcją, niż ochroną pracowników. Czy w tej kwestii coś uległo zmianie?

F.: Od naszej ostatniej rozmowy część związków, a szczególnie „Solidarność”, zaczęła aktywniej bronić praw pracowniczych i domagać się godnej zapłaty za pracę 5 dni w tygodniu. „Solidarność” zorganizowała cykl pikiet przed bramami FAP, co odbiło się szerokim echem w mediach. Następnie, jeszcze w ubiegłym roku, wszczęła procedurę sporu zbiorowego, bo to najskuteczniejsza metoda uzyskania podwyżek dla załogi.

To jednak spotkało się z nieprzychylnym komentarzami „dyrektorskich” związków zawodowych, szczególnie „Sierpnia ’80”, który przez całe lata był zblatowany z dyrekcją. Jego działacze twierdzili, że „Solidarność” prowadzi niebezpieczną grę z dyrekcją. Takie twierdzenia to czysta głupota, bo to „Solidarność” jako jedyny związek zawodowy potrafiła wybronić pracowników przed zwolnieniami. Mało tego, to „Solidarność” w trakcie negocjacji, gdy ustalano premię świąteczną (tzw. nagrodę na karpia) argumentowała, że ujemny wynik finansowy nie jest faktycznym odzwierciedleniem kondycji firmy, która w minionym roku zainwestowała w tyską fabrykę prawie 1,4 mld zł. Jednak inne związki obecne przy stole negocjacyjnym nie bardzo rozumiały, o czym mówią negocjatorzy „Solidarności” i ich przedstawiciele torpedowali te wypowiedzi. Taki jest prawdziwy obraz „Sierpnia ’80”. Związek ten robi dużo szumu medialnego, za którym nie idzie praktyka, a przecież liczą się tylko słowa mające pokrycie w czynach i faktach.

Ostatnie działania „sierpniowców” zaskakują, ale przyczyna jest dość prozaiczna. Okazało się, że „dyrekcyjnym” działaczom zajrzał strach w oczy, bo pracownicy zaczęli się masowo wypisywać z „wakacyjnego związku”, jak go określają w fabryce. Z naszych ustaleń wynika, że do tej pory wypisało się ponad 200 osób, więc w efekcie dyrekcja FAP podobno chce „Sierpniowi ‘80” zabrać jeden etat biurowy. Właśnie tego boją się pseudodziałacze – powrotu do pracy na liniach montażowych.

Mniej więcej w październiku, pseudozwiązkowcy z „Sierpnia ’80” zaczęli informować załogę, że „od kilku dni” (cytat z ulotki) bronią praw pracowniczych. Oczywiście nikt w to nie uwierzył, bo przecież to niemożliwe, skoro przez 17 lat sprzedawali nas za marne srebrniki i chodzili na pasku dyrekcji. Od tego momentu zaczęli pokazywać pazurki i nie przystali na propozycję dyrekcji, by odpracować kilka dni postojowych w soboty w roku 2011. Niestety stało się to przyczyną nieprzedłużania przez dyrekcję umów o pracę na czas określony lub przedłużano je tylko o kolejny miesiąc. Wywołało to niezdrową sytuację i zaczęło się szukanie winnych przez załogę we własnych szeregach.

Przed kilkoma dniami media obiegła sensacyjna wiadomość o celowym uszkodzeniu ponad 300 samochodów przez zdesperowanych pracowników, którym nagle obcięto pensje. Proszę przybliżyć te wydarzenia.

F.: Zacznijmy od tego, że pensje nie zostały obcięte. Nasze niskie zarobki za styczeń są efektem porozumień podpisywanych – m.in. przez „Sierpień ’80” – z dyrekcją przez ostatnie kilkanaście lat. Przecież dyrekcja, za ich przyzwoleniem, uzależniła nasze wypłaty od dodatków do pensji. Te niby coroczne podwyżki pensji były tylko dodatkami zależnymi od pracy w soboty. Było to tak: jeśli pracujesz w sobotę lub niedzielę, to masz kasę – nie pracujesz, to masz znacznie mniej.

Wtedy Franciszek Gierot, szef „Sierpnia ‘80” w FAP, nie myślał, co będzie, gdy skończą się soboty pracujące lub dyrekcja stwierdzi, że kondycja firmy jest słabsza. To właśnie dzięki Gierotowi i jego kumplom z zarządu „Sierpnia ’80” mamy to, co mamy w Fiat Auto Poland. Podpisywał, co dyrekcja kazała i sądził pewnie, że boom na nasze samochody będzie trwał wiecznie, a my będziemy pracowali w soboty jeszcze długo.

Niestety tak się nie stało i teraz odczuwamy skutki. Pracownicy, szczególnie młodzi, poczuli się oszukani, gdy 10 lutego br. otrzymali wypłaty po 1400-1600 zł na rękę. Wtedy właśnie powstał szum w fabryce, był to temat, na który żywo dyskutowali robotnicy, szczególnie na wydziale montażu. Nie mogli tego przepuścić działacze „Sierpnia ’80” i podsycali ten niepokój w rozmowach z załogą.

Czy oni podsunęli pomysł celowego uszkadzania aut? Tego nie wiem, ale jakoś dziwnie od II zmiany zaczęło schodzić coraz więcej samochodów, które miały usterki. W każdej fabryce samochodów w trakcie procesu produkcyjnego dochodzi do odstępstw, które są korygowane w specjalnej komórce, u nas w FAP zwanej „funkcjonowanie”. Właśnie tam trafiają auta, które mają jakieś usterki i tam są one usuwane. Zwykle jest to niewielki procent produkcji. 300 uszkodzonych samochodów to nie jest normalne. Jeśli uszkodzenia były celowe, to najpewniej powstały na „zamówienie” Gierota, by miał „medialne newsy”. Zastanawiam się, na czyje zlecenie działał Franciszek Gierot mówiąc o tym, że załoga sabotowała produkcję. Czy ktoś mógł go o to poprosić? Czy może to gra polityczna? Przecież w tym roku mamy wybory parlamentarne, a „sierpniowcy” są powiązani z Polską Partią Pracy, która zawsze startuje.

Ten człowiek nigdy nie bronił pracowników. Gdy przychodzili do niego pracownicy, straszył ich, mówiąc „ja cię załatwię, przestaniesz pracować, zadzwonię do twojego kierownika”, co zresztą przyznawali sami działacze jego związku. Wcześniej zmuszali ludzi do pracy w soboty i w niedziele, udowadniając im, że mają obowiązek pracy w te dni, zamiast bronić ich przed pracą niezgodną z Kodeksem pracy. Zawsze twierdził, że on nic nie może, więc najlepiej niech się teraz sam zwolni, nim go ludzie na taczkach wywiozą za bramę fabryki.

Pierwsze przesłanki ku takim obawom już ma. Wieść zakładowa niesie, że w sobotę, 12 lutego, pracownicy po III zmianie nie wytrzymali jego insynuacji i manipulacji medialnych, poszli do jego siedziby i ją zdemolowali, bo jego samego tam nie zastali. Dzięki jego ostatniemu medialnemu szaleństwu, z tzw. sabotażem, mamy zaostrzony rygor w pracy. Nic w ten sposób nie osiągnięto.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Konrad Malec, 18 lutego 2011 r.

Dział
Wywiady
komentarzy
Przeczytaj poprzednie