Zielona Wyspa szuka pracy
Bezrobotni zazwyczaj nie chodzą na wybory, więc politycy nie czują się zobligowani, aby o nich zadbać.
Jeśli miałbym wskazać polityka, który w największym stopniu reprezentuje moje poglądy, byłby nim Jan Kowalski.
Tradycyjnie przywoływane powody do narodowego samozadowolenia, jak odnalezienie się znacznej liczby Polaków w roli prywatnych przedsiębiorców czy kolejne rekordy hojności wobec fundacji Jerzego Owsiaka – wywołują u mnie odczucia dość ambiwalentne. Rodzimy kapitalizm oraz samoorganizację wokół wspólnych celów obserwuję poniekąd zawodowo i choćby dlatego jestem raczej powściągliwy w zachwytach nad naszą nacją. Polak jaki jest, każdy widzi – wymienić cały katalog naszych zbiorowych wad nie byłoby wielkim wyzwaniem. Daleko mi jednak do tych, którzy najchętniej wymieniliby własne społeczeństwo na jakieś inne, bardziej „nowoczesne” czy „europejskie”.
Mimo swoich ułomności, „statystyczny Polak”, jeśli mu się przyjrzeć bez elitarnych uprzedzeń, okazuje się bowiem mieć poukładane w głowie całkiem nieźle. A gdy wziąć poprawkę na dwie dekady neoliberalnego prania mózgów, poprzedzonego doświadczeniem prawie pół wieku realnego socjalizmu, ze stanu umysłu państwa Kowalskich możemy być wręcz dumni.
Do takiego wniosku skłaniają m.in. wyniki badań opinii społecznej. Choć potrafią niemile zaskoczyć – vide serdeczne uczucia, jakie obdarzony krótką pamięcią naród żywi wobec Jerzego Buzka – w zasadniczych kwestiach politycznych oraz gospodarczych przeciętni obywatele wykazują zwykle rozsądek i przyzwoitość.
Wobec tak zróżnicowanych zagadnień, jak idea podatku liniowego, zadania i optymalne rozmiary sektora publicznego, reprywatyzacja czy stosowanie modyfikacji genetycznych w rolnictwie – większość rodaków konsekwentnie prezentuje stanowisko propaństwowe oraz egalitarne. Z kolei gdy mowa o tematach pozornie kontrowersyjnych, jak dopuszczalność przerywania ciąży, rozdział Kościoła od państwa czy lustracja, Polacy okazują się zaskakująco odporni na postulaty skrajne.
Sondaże pokazują także wyraźnie proeuropejski rys naszego społeczeństwa oraz jego szacunek dla prawa międzynarodowego, czemu towarzyszy rosnący sceptycyzm wobec polityki Stanów Zjednoczonych. Tutaj przykłady mogą stanowić zdecydowany sprzeciw wobec naszego udziału w interwencjach militarnych w Iraku i Afganistanie (niestety, głównie werbalny) czy niechęć wobec budowy elementów tzw. tarczy antyrakietowej.
Gdyby podsumować poszczególne elementy światopoglądu Polaków, okaże się on bliski najlepszym tradycjom postępowym. Na przekór opiniotwórczym elitom, pozostajemy narodem zadeklarowanych socjaldemokratów, w dziedzinie kultury i obyczaju z niezłymi szansami na zachowanie równowagi między tradycyjnymi wartościami a emancypacją jednostki. Niestety, czynniki historyczne sprawiły, że poglądy znacznej części społeczeństwa nie są reprezentowane przez liczące się ugrupowania polityczne, a ich elity pozostają bezkarne wobec wyroków demokracji. Co gorsza, nie nadążają one mentalnie za resztą społeczeństwa, które intuicyjnie opowiedziało się za najbardziej efektywnym i sprawiedliwym ładem społeczno-gospodarczym. Oparcie go na programie zarysowanym przez samych obywateli – czego należałoby oczekiwać w systemie demokratycznym – przesunęłoby nas nawet nie tyle na Zachód, co na Północ Europy. Tymczasem polski establishment nadal żyje dawno skompromitowanym mitem „drugiej Ameryki”, względnie „drugiej Irlandii”.
Nie twierdzę, że demokracja plebiscytarna byłaby panaceum na polskie bolączki. Więcej nawet: oczekuję od polityków, by nie obawiali się podejmować decyzji idących pod prąd społecznych oczekiwań, dopóki busolą będzie dla nich mądrze rozumiane dobro publiczne. Zmierzam do banalnej w gruncie rzeczy konstatacji, że technokracja – „rządy fachowców”, mających za nic kwestie takie jak umowa społeczna czy wartości wyznawane przez społeczeństwo – ostatecznie wyczerpała się jako forma rządów w Polsce. Wbrew nadziejom Lenina, nie każda kucharka jest w stanie nauczyć się zarządzać nowoczesnym państwem. Jednak nowoczesne państwo nie może także na dłuższą metę sprawnie funkcjonować, jeżeli światłe poglądy na temat jego zadań posiadają wyłącznie kucharki.
Bezrobotni zazwyczaj nie chodzą na wybory, więc politycy nie czują się zobligowani, aby o nich zadbać.
Elity odwracają się od PO – można było ostatnio przeczytać na łamach niejednej gazety.