Jeśli wsłuchamy się w narrację obecnej władzy, zobaczymy, że kuleje społeczny wymiar myślenia o edukacji. Widać to także po pierwszych przeprowadzonych i zapowiedzianych ruchach. Cofnięcie „reformy sześciolatków” niesie wiele problemów, np. zmniejszenie szans na znalezienie miejsca w przedszkolu dla trzylatków. Likwidacja godzin karcianych może ograniczyć części uczniów dostęp do zajęć pozalekcyjnych. Plan likwidacji gimnazjów również nie niesie realnej obietnicy wyrównywania szans, natomiast stan przejściowości i zagrożenia zwolnieniami nauczycieli nie tworzy dobrego klimatu dla efektywnej pracy z uczniem, zwłaszcza tym z trudnościami. Mając to na uwadze, z obawami spoglądam na tory, na które weszła polityka edukacyjna po ostatnim przesileniu politycznym. Nadaktywność w przewracaniu do góry nogami instytucjonalnych ram polityki oświatowej, a w dalszej kolejności także programu (zwłaszcza jeśli chodzi o przedmioty humanistyczne), może sprawić, że z pola widzenia znikną potrzeby i problemy uczniów w trudnej sytuacji. Warto, byśmy wyciągnęli naukę i przemyśleli to, zanim zadzwoni szkolny dzwonek. Oby był to dzwonek budzący do otwarcia się na realne wyzwania społeczne stojące przed polską szkołą, a także na rozsądne modyfikowanie dokonań poprzedników i podjęcie na nowo problemów, z którymi sobie nie poradzili.