Kapitalizm i przekleństwo wydajności energetycznej
Kapitalizm i przekleństwo wydajności energetycznej
Przekleństwo wydajności energetycznej, znane jako paradoks Jevonsa, to zjawisko opisane po raz pierwszy przez Williama Stanleya Jevonsa w XIX w. Zjawisko polega na tym, że wzrost wydajności energetycznej, a także bardziej wydajne wykorzystywanie zasobów, nie prowadzi do zachowania tychże, lecz do ich zwiększonego zużycia.
Chociaż teoria ta była zapomniana przez większą część XX wieku, w ostatnich dziesięcioleciach została odkryta na nowo i jest istotnym głosem w debacie dotyczącej ochrony środowiska.
Wiek XIX był wiekiem węgla. To właśnie węgiel napędzał brytyjski przemysł, a więc i całe Imperium. W 1863 r. przemysłowiec sir William George Armstrong w mowie skierowanej do Brytyjskiego Stowarzyszenia Popierania Rozwoju Nauki zastanawiał się, czy wiodąca w skali świata pozycja Wielkiej Brytanii w produkcji przemysłowej nie jest zagrożona perspektywą wyczerpania się dostępnych rezerw węgla. W tamtych czasach nie prowadzono jeszcze rozległych badań na temat zużycia węgla i jego wpływu na wzrost gospodarczy.
Odpowiedzi Armstrongowi udzielił William Stanley Jevons, jeden z twórców neoklasycznej szkoły ekonomii, w książce „Problem węgla. Rozwój narodowy a prawdopodobne wyczerpanie się zasobów naszych kopalń” („The Coal Question: An Inquiry Concerning the Progress of the Nation, and the Probable Exhaustion of Our Coal-Mines”, 1865). Jevons twierdził, że rozwój brytyjskiego przemysłu jest uzależniony od taniego węgla. Wzrost cen surowca – spowodowany koniecznością sięgania po niego coraz głębiej – doprowadzi prawdopodobnie „w ciągu jednego pokolenia” do utraty „dominacji handlowej i produkcyjnej”, a „w ciągu stulecia” do „bezruchu” w gospodarce. Nie zmieni tego jego zdaniem ani postęp technologiczny, ani zastępowanie węgla innym źródłem energii.
Książka Jevonsa zyskała szeroki rozgłos. John Herschel, ważna postać brytyjskiej nauki, zgadzał się z Jevonsem, pisząc: W stale rosnącym tempie trwonimy nasze zasoby i podwyższamy poziom życia – prędzej czy później musi nadejść straszny dzień zapłaty. W kwietniu 1866 r. John Stuart Mill chwalił „Problem węgla” w Izbie Gmin, skłaniając się jednocześnie ku pomysłowi Jevonsa, by w odpowiedzi na kurczenie się złóż tego ważnego surowca zmniejszyć dług publiczny. Sprawę podjął również ówczesny minister skarbu William Gladstone, który wezwał parlament do działań na rzecz zmniejszenia zadłużenia, uzasadniając to obawą przed rychłym wyczerpaniem się zasobów węgla. Nic zatem dziwnego, że książka Jevonsa szybko stała się bestsellerem.
W swoich obliczeniach autor jednak bardzo się pomylił. Produkcja węgla w Wielkiej Brytanii zwiększyła się w ciągu 30 lat od publikacji książki – wraz ze wzrostem popytu – ponad dwukrotnie. W tym samym czasie w Stanach Zjednoczonych wzrosła ona dziesięciokrotnie, pozostając jednak nadal na poziomie niższym niż w Wielkiej Brytanii. Mimo to, na przełomie wieków nie wybuchła żadna panika na tle obaw przed wyczerpaniem się dostępnych zasobów surowca. Zasadniczym błędem Jevonsa – w którym nie był osamotniony wśród wybitnych postaci swoich czasów – była nieumiejętność przewidzenia takich alternatywnych źródeł energii dla przemysłu, jak ropa naftowa czy elektrownie wodne. W 1936 r., siedemdziesiąt lat po sensacji, jaką w parlamencie wzbudziła książka Jevonsa, John Maynard Keynes odniósł się do wizji autora, oceniając, że prognozy na temat spadku dostępności węgla były naciągane i przesadzone. Można by jeszcze dodać, że perspektywa Jevonsa była dość wąska.
Paradoks Jevonsa
Sam paradoks Jevonsa jest jednak w ekonomii ekologicznej wciąż uważany za przełomowy. W rozdziale siódmym „Problemu węgla”, zatytułowanym „O ekonomii paliwa”, Jevons odniósł się do popularnego poglądu, że nowe, bardziej efektywne i oszczędne sposoby wykorzystania węgla rozwiążą problem zmniejszającej się dostępności tego surowca, oraz że pożytek z węgla można zwielokrotnić, utrzymując jego zużycie na takim samym poziomie lub nawet je zmniejszając. Jevons zdecydowanie odrzucił ten pogląd, stwierdzając, iż bardziej efektywne wykorzystywanie węgla prowadzi – wbrew temu, czego można by się spodziewać – jedynie do zwiększonego popytu na ten surowiec.
Wraz ze wzrostem wydajności następuje bowiem dalsza ekspansja ekonomiczna.To wielkie nieporozumienie przypuszczać, że oszczędne wykorzystywanie paliwa równa się jego zmniejszonemu zużyciu. Jest wprost odwrotnie. Nowe, bardziej ekonomiczne sposoby gospodarowania prowadzą do zwiększonego zużycia danego zasobu. Pokazują to doświadczenia z wielu podobnych przypadków. […] Tym bardziej tyczy się to tak powszechnie wykorzystywanego surowca jak węgiel. To właśnie bardziej efektywne gospodarowanie węglem prowadzi do jego zwiększonego zużycia – pisał.
Opisując szczegółowo rozwój silników parowych, autor „Problemu węgla” wskazywał, iż każde usprawnienie w ich produkcji sprawiało, że były bardziej wydajne pod względem termodynamicznym. Wraz z ulepszeniami wzrastało jednak zużycie węgla. Silnik Savery’ego, jeden z pierwszych silników parowych, miał tak niską wydajność, że – jak stwierdził Jevons – nie opłacało się go używać; jego współczynnik spalania był tak wysoki, że nie zużywał on węgla wcale. Kolejne modele, takie jak słynna maszyna parowa Watta, były bardziej wydajne, co sprawiało, że zapotrzebowania na węgiel rosło. Za każdym razem, gdy do użytku zostaje wprowadzony ulepszony silnik, zużycie węgla wzrasta. Jest to bowiem bodziec dla każdej gałęzi przemysłu – praca robotników zastępowana jest przez pracę maszyn, a duże przedsięwzięcia, które wcześniej były nieopłacalne ze względu na wysoki koszt energii parowej, mogą zostać zrealizowane.
Chociaż Jevons uważał, że paradoks ten dotyczy nie tylko węgla, w swej książce skoncentrował się właśnie na tym surowcu, który postrzegał jako główny czynnik industrializacji i bodziec dla branż dóbr inwestycyjnych. Węgiel był nie tylko paliwem dla nowoczesnych silników parowych. W połowie XIX w. stanowił także główny surowiec wykorzystywany w wielkich piecach wytapiających żelazo – najważniejszy produkt przemysłu i fundament dominacji gospodarczej1. Z racji ogromnego rozwoju tej branży, w 1870 r. Wielka Brytania, nazywana „warsztatem świata”, odpowiedzialna była za produkcję mniej więcej połowy żelaza na ziemi. Wzrost wydajności w wykorzystaniu węgla sprawił, że można było wyprodukować więcej żelaza. To doprowadziło do rozwoju całego przemysłu, a więc do wzrostu zapotrzebowania na węgiel.
Jevons ujął to w następujący sposób: Jeśli ilość węgla zużywanego w wielkim piecu zmniejszy się w stosunku do ilości gotowego produktu, zysk sektora wzrośnie, przyciągnie to nowy kapitał, cena surówki spadnie, ale popyt na nią wzrośnie. Wraz ze wzrostem liczby pieców – mimo większej wydajności każdego z nich – zużycie węgla zwiększy się. Nawet jeśli nie zawsze dzieje się tak w przypadku pojedynczej gałęzi przemysłu, należy pamiętać, że rozwój dowolnej gałęzi jest bodźcem dla nowej aktywności w większości pozostałych. To prowadzi pośrednio, jeśli nie bezpośrednio, do zwiększonego wydobycia naszego węgla.
Takie spostrzeżenie było wówczas niezwykle istotne. Zdawano sobie bowiem sprawę, że rozwój przemysłowy uzależniony jest od możliwości taniej produkcji żelaza. Mniejsza ilość węgla potrzebnego w piecach oznaczała ekspansję przemysłową, zwiększenie zdolności produkcyjnej, zawładnięcie nowymi rynkami, a także – w efekcie – wzrost zapotrzebowania na czarne złoto. W 1869 r. zużycie węgla przez brytyjski przemysł żelazny i stalowy wynosiło 32 miliony ton i przekraczało poziom jego łącznego zużycia w produkcji ogólnej (28 mln ton) oraz na potrzeby kolei (2 mln ton)2.
Była to era kapitału i przemysłu. O sile gospodarki decydowała wówczas ilość produkowanego węgla i surówki. Produkcja węgla i żelaza rosła w tym czasie w Wielkiej Brytanii w jednakowym tempie – pomiędzy 1830 a 1860 r. potroiła się. Jak stwierdził Jevons: Zaraz po węglu […] fundamentem naszej potęgi jest żelazo. To kręgosłup naszego systemu wytwórczego. Pisarze polityczni słusznie uznawali wynalezienie wielkiego pieca na węgiel za najważniejsze źródło naszego bogactwa […] Produkcja żelaza, surowca, z którego zbudowane są nasze maszyny, jest najlepszym miernikiem naszego bogactwa i potęgi.
Czytając książkę Jevonsa nie można nie dostrzegać wpływu, jaki na przemysł miałoby bardziej wydajne użycie węgla i jego zwiększone wydobycie, do którego by w rezultacie doszło. Ekonomiczność – pisał Jevons – pomnaża wartość i wydajność naszego najważniejszego surowca; nieskończenie zwiększa nasze bogactwa i ilość środków potrzebnych do życia, prowadzi do wzrostu populacji, rozwoju naszych manufaktur i handlu – to wszystko daje nam w tym momencie zadowolenie, ale nie będzie trwało wiecznie.
Prawo naturalne
Opisując węgiel jako „najważniejszy surowiec” dla brytyjskiego przemysłu, Jevons zwrócił uwagę na zastąpienie jednego „produktu podstawowego dla przemysłu” przez inny. Wielki spór wokół ustaw zbożowych pokazał (zwracał na to uwagę już m.in. ojciec Jevonsa, Thomas), że niższa cena produktu podstawowego napędza popyt i ostatecznie prowadzi do niedoborów, co w przypadku zboża oznaczało konieczność jego importu. Pod koniec XIX w. o niedoborze w sensie maltuzjańskim mówiono już jednak nie w kontekście zboża, lecz węgla.
Jevons postawił w swojej książce tezę – zwracał uwagę Keynes – że warunkiem utrzymania dobrobytu i przywództwa gospodarczego przez Wielką Brytanię jest stały rozwój przemysłu ciężkiego, co przełoży się na geometryczny wzrost zapotrzebowania na węgiel. Jevons zaproponował tę zasadę jako uzupełnienie statycznej teorii zasobów Malthusa i nazwał ją naturalnym prawem rozwoju społecznego […] Stąd już tylko krok do zastąpienia w teorii Malthusa zboża węglem.
Jevons podkreślał, że o ile liczba ludności wzrosła od początku XIX w. czterokrotnie, to zużycie węgla wzrosło szesnastokrotnie. Wzrost produkcji węgla był jego zdaniem konieczny dla szybkiego rozwoju przemysłowego, który prędzej czy później musi się skończyć. Autor „Problemu węgla” nie poświęcił uwagi zasadniczej sprzeczności, która jest sednem opisywanego przez niego paradoksu – dynamice akumulacji lub rozszerzonej reprodukcji, właściwym dla kapitalizmu. Jako jeden z pierwszych ekonomistów neoklasycznych, Jevons w odróżnieniu od ekonomistów klasycznych nie skupiał się na klasach i akumulacji. Jego analiza ekonomiczna przybrała formę statycznej teorii równowagi. Jevonsowi brakowało zatem odpowiedniego aparatu pojęciowego, by poradzić sobie z problemami akumulacji i wzrostu gospodarczego.
Przyrost liczby ludności, rozwój przemysłu, a także wzrost zapotrzebowania na węgiel (jako głównego surowca w przemyśle) był zdaniem Jevonsa, który bazował na teorii Malthusa, po prostu wynikiem abstrakcyjnego „naturalnego prawa rozwoju społecznego”. Autor „Problemu węgla”postrzegał kapitalizm nie jako pewien twór społeczny, lecz w kategoriach czegoś naturalnego. Nic więc dziwnego, że wytłumaczenia wciąż rosnącego popytu szukał on w jednostkowym zachowaniu, maltuzjańskiej demografii i mechanizmie cenowym. Zamiast skupić się na motywie zysku, odwoływał się do abstrakcyjnego prawa siły, sformułowanego przez Justusa von Liebiga: Cywilizacja, twierdzi baron Liebig, to ekonomia siły, a naszą siłą jest węgiel. Jevonsowi brakowało też realistycznego spojrzenia na ekonomię i społeczeństwo kapitalistyczne. Świadczy o tym fakt, że siły stymulujące ekspansję gospodarczą i industrializację – a więc prowadzące do wzrostu zapotrzebowania na węgiel – przedstawił on, o dziwo, jako słabe i nierozwinięte.
Przemysłowa dominacja – tak, zrównoważony rozwój – nie
Jevons nie przejmował się ekologią. Zamiast tego martwiła go perspektywa utraty przez Wielką Brytanię dominującej pozycji na świecie. Chociaż poświęcił dużo uwagi problemowi kurczenia się zasobów, nie zastanawiał się nad konsekwencjami, jakie dla środowiska będzie miało wyczerpanie się zasobów energii. Ignorował nawet spowodowane przez produkcję węgla zanieczyszczenie powietrza, ziemi i wody. Milczał również w kwestii chorób zawodowych i niebezpieczeństw czyhających na robotników kopalni i fabryk, w których jest on spalany.
Jevons zakładał po prostu, że masowa degradacja powierzchni ziemi jest czymś naturalnym. Chociaż perspektywa wyczerpania się węgla prowokowała pytanie o możliwość zatrzymania wzrostu gospodarczego, autor ten nie podjął nigdy kwestii zrównoważonego rozwoju. Odnawialne źródła energii, jak woda i wiatr, były w opinii Jevonsa niepewne, ograniczone do konkretnego czasu i przestrzeni. Gospodarka musi jego zdaniem przecież pozostawać w ciągłym ruchu. Węgiel zapewniał natomiast kapitałowi uniwersalne źródło energii zasilające produkcję i nie zakłócające dotychczasowego modelu działalności.
Autor „Problemu węgla” nie znał odpowiedzi na opisany przez siebie paradoks. Wielka Brytania mogła postąpić ze swoim tanim źródłem energii na dwa sposoby: zużyć węgiel szybko lub wolniej. Jevons opowiadał się za pierwszym rozwiązaniem: Jeżeli będziemy ponadprzeciętnie pomnażać nasze bogactwa, zarówno materialne jak i intelektualne, trudno nie docenić korzystnego wpływu, jaki obecnie możemy wywierać [na resztę świata]. Utrzymanie takiej pozycji jest jednak fizycznie niemożliwe. Musimy dokonać historycznego wyboru pomiędzy krótkotrwałą, ale prawdziwą potęgą, a długotrwałą przeciętnością.
Jeżeli stawia się sprawę w taki sposób, wiadomo, co wybrać: ścieżkę chwały dziś i drastyczne obniżenie poziomu życia jutro. Jevons nie wiedział jak zaradzić nieuniknionemu i szybkiemu – jak sam twierdził – wyczerpaniu się krajowych złóż węgla. Brytyjski kapitał i rząd nie widziały zaś alternatywy dla business as usual. Ostatecznie, co ciekawe, książka Jevonsa posłużyła jako argument na rzecz ograniczenia zadłużenia państwa. W obliczu spodziewanego zahamowania wzrostu gospodarczego miał to być środek zapobiegawczy. Jak pisał Keynes: Teza, że trwonimy nasz kapitał naturalny sprowokowała nieracjonalną reakcję, iż potrzebne jest szybkie obniżenie długu publicznego martwego.
Cała uwaga świata polityki skupiła się, jak na ironię, na przedostatnim rozdziale książki Jevonsa, zatytułowanym „Podatki i dług narodowy”. Jevons oraz inne osoby podzielające jego pogląd, jak Mill czy Gladstone, nigdy nie opowiedzieli się za zachowaniem złóż węgla. Engels pisał w jednym z listów do Marksa, że przemysłowy kapitalizm trwoni energię słoneczną z przeszłości, czego dowodem jest, że marnotrawi on nasze zapasy energii, nasz węgiel, kruszec, lasy itd. W analizach Jevonsa próżno szukać podobnych tez. Obcy był mu pogląd, że społeczne stosunki produkcji powinny być kształtowane nie przez pogoń za zyskiem, lecz przez ludzkie potrzeby oraz społeczną i ekologiczną równowagę. Użycie innych niż węgiel paliw kopalnych (jak ropa i gaz ziemny) oraz elektrowni wodnych, a także wykorzystywanie zasobów całej planety, sprawiło, że problemy, które przewidział Jevons, zostały odsunięte w czasie. Dziś, gdy stajemy przed globalnym problemem ekologicznym, paradoks Jevonsa powraca.
Ponowne odkrycie paradoksu Jevonsa
Paradoks Jevonsa był zapomniany przez trzy czwarte XX w. – w erze ropy naftowej. Powrócił w latach 70. wraz z rosnącym niepokojem wywołanym perspektywą wyczerpania się zasobów. Obawy te przybrały na sile podczas kryzysu naftowego lat 1973-74. Wraz z wprowadzeniem pomiarów efektywności energetycznej, ekonomiści zaczęli zastanawiać się nad ich skutecznością. To sprawiło, że na przełomie lat 70. i 80. ponownie zwrócono uwagę na zasadniczą w paradoksie Jevonsa kwestię, którą nazwano efektem zwrotnym.
Jest to pogląd, że wraz ze wzrostem wydajności produkcyjnej cena efektywna danego towaru spada, co prowadzi do zwiększonego popytu na ten towar. W ten oto sposób korzyści z wzrostu wydajności nie przekładają się na zmniejszenie zużycia towaru. Paradoksem Jevonsa nazywano często skrajną postać efektu zwrotnego, gdzie wraz z „oszczędnościami w produkcji” następuje nie spadek, lecz wzrost zużycia danego zasobu. Optymiści przekonywali, że efekt zwrotny jest niewielki, co oznacza, iż problemy ekologiczne można rozwiązać w dużej mierze dzięki innowacjom technicznym. Doprowadzą one do bardziej wydajnego zużycia energii i surowców (dematerializacja). Istnieją jednak mocne dowody na to, że efekt zwrotny jest znaczny.
Na przykład techniczne usprawnienia w pojazdach silnikowych doprowadziły po 1980 r. w USA do 30-procentowego wzrostu średniej liczby mil przejechanych na jednym galonie paliwa. Całkowite zużycie energii przez te pojazdy jednak nie spadło. O ile zużycie paliwa przez jeden pojazd pozostało na tym samym poziomie, o tyle wzrost wydajności sprawił nie tylko, że zwiększyła się liczba samochodów i ciężarówek na drogach (i przebytych mil), ale też ich wielkość i osiągi (przyspieszenie, prędkość itd.). Na autostradach w USA królują teraz samochody sportowo-użytkowe (SUV) i minivany.
W skali makro paradoks Jevonsa ujawnia się w tym, że chociaż wydajność energetyczna (oszczędność zużycia prądu przez dane urządzenia) w Stanach Zjednoczonych po 1975 r. wzrosła dwukrotnie, drastycznie zwiększyło się zużycie energii. Juliet Schor zauważa, że przez ostatnie 35 lat: zużycie energii na dolara PKB zmniejszyło się o połowę. Zapotrzebowanie na energię, zamiast spaść, wzrosło jednak o 40%. Warto dodać, że popyt wzrasta najszybciej w tych sektorach, w których odnotowano największy wzrost wydajności – w transporcie i gospodarstwach domowych. Wydajność lodówek zwiększyła się o 10%, ale liczba tych urządzeń wzrosła o 20%. W lotnictwie zużycie paliwa na milę spadło o ponad 40%, lecz w związku ze wzrostem liczby osobomil, całkowite zużycie paliwa wzrosło o 150%. Podobnie wygląda sytuacja w przypadku samochodów. Wzrostowi popytu towarzyszył zaś wzrost emisji dwutlenku węgla – w tych dwóch sektorach wyniósł on 40%.
Ekonomiści i ekolodzy, którzy próbują ocenić bezpośredni wpływ wydajności na obniżenie ceny i występowanie efektu zwrotnego, uważają zazwyczaj, że ów efekt jest stosunkowo niewielki. Ich zdaniem, wynosi on 10-30% w branżach, w których zużywane jest dużo energii, takich jak chłodnictwo i ciepłownictwo czy motoryzacja. Gdy jednak weźmie się pod uwagę pośrednie efekty na poziomie makro, paradoks Jevonsa okazuje się bardzo istotny. To właśnie na poziomie makro dają się we znaki efekty skali – zwiększenie wydajności energetycznej może obniżyć efektywny koszt różnych produktów, napędzając całą gospodarkę i zwiększając całkowite zużycie energii. Mario Giampietro i Kozo Mayumi, ekonomiści zajmujący się ekologią, twierdzą, że paradoks Jevonsa może być zrozumiany tylko poprzez model makroewolucyjny, gdzie lepsza wydajność prowadzi do zmian w tablicach przepływów, co ostatecznie prowadzi do wzrostu skali i tempa systemu jako całości.
Analizy paradoksu Jevonsa są zazwyczaj dość ogólne. Autorzy skupiają się w nich na pojedynczych skutkach technologicznych, nie uwzględniając kontekstu historycznego. Tak samo jak Jevons, ignorują oni charakter industrializacji. Brakuje im również realistycznego spojrzenia na rozwój kapitalistyczny, napędzany przez akumulację. System ekonomiczny nastawiony na zysk, akumulację i ekspansję, będzie bez końca wykorzystywał każdy wzrost wydajności oraz każdą redukcję kosztów, by zwiększyć skalę produkcji.Technologiczna innowacyjność jest podporządkowana tym samym ekspansywnym celom. Każdy ze sztandarowych wynalazków wieków XVIII, XIX i XX (tj. silnik parowy, kolej, samochód) był dlatego przełomowy, że stymulował akumulację kapitału i prowadził do wzrostu całej gospodarki. Efekty skali, będące rezultatem ich rozwoju, z konieczności przewyższyły wzrost wydajności technologicznej. Zachowanie zasobów jest co prawda w kapitalizmie niemożliwe, stosunek wyjście/wejście może jednak w procesie produkcji danego dobra zostać zwiększony. Dzieje się tak, ponieważ wszystkie oszczędności są bodźcem dla dalszych inwestycji, oczywiście jeśli dostępne są rynki zbytu. Prawidłowość ta dotyczy zwłaszcza zasobów o zasadniczym znaczeniu dla przemysłu – „produktów podstawowych”, jak pisał Jevons.
Mit dematerializacji
Paradoks Jevonsa to wytwór systemu kapitalistycznego, który w skali makro jest niezdolny do zachowania zasobów naturalnych. System ten dąży wciąż do maksymalizacji przepływu energii i materiału – od źródła do ścieku. Energia zaoszczędzona w kapitalizmie, wykorzystywana jest na dalszy jego rozwój. Jak ujął to Alfred Lotka, zamiast minimalnej produkcji energii, system ten powoduje jej „maksymalną cyrkulację”. Bezwzględna oszczędność energii (w odróżnieniu od względnej) nie leży w naturze kapitalizmu. System ten zaprzedał się bogom produkcji i zysku. Jak szydził Marks: Akumulujcie, akumulujcie! Tak rzecze Mojżesz i prorocy!
Jeżeli spojrzymy na paradoks Jevonsa w kontekście społeczeństwa kapitalistycznego, zobaczymy, iż demaskuje on współczesny mit, że problemy ekologiczne trapiące ludzkość mogą zostać rozwiązane wyłącznie dzięki technologii. Ekonomiści ekologiczni głównego nurtu odwołują się często do zjawiska „dematerializacji” lub „rozdzielenia” (ang. decoupling) wzrostu gospodarczego od zużycia energii i zasobów. Wzrost wydajności energetycznej jest często traktowany jako żelazny dowód na to, że problemy ochrony środowiska przechodzą do przeszłości. Oszczędności materiału i energii w kontekście danego procesu produkcji nie są, jak widzieliśmy na powyższych przykładach, czymś nowym; są one wpisane w rozwój kapitalizmu. Każdy nowy silnik parowy, podkreślał Jevons, był bardziej wydajny od poprzedniego. Jak zauważył socjolog ochrony środowiska, Stephen Bunker, Działania mające na celu oszczędność surowców są starsze niż rewolucja przemysłowa i ewoluowały na przestrzeni dziejów kapitalizmu.
Każdy pogląd, że wyższa wydajność energetyczna zazwyczaj prowadzi do oszczędności energii, nie bierze pod uwagę faktu, na który zwracał uwagę Jevons. To, co zostaje zaoszczędzone, służy dalszym inwestycjom i mnożeniu towarów, co z kolei prowadzi do zwiększonego zapotrzebowania na zasoby. Fakt, że wzrost wydajności skutkuje zwiększeniem zużycia energii i surowców, nie jest w „systemie władzy kapitału” czymś nadzwyczajnym. Jak stwierdzają autorzy „Wagi narodów” („The Weight of Nations”, 2000), ważnego dzieła prezentującego badania na temat przepływów materiałowych w ostatnich dekadach w pięciu krajach przemysłowych (Austrii, Niemczech, Holandii, USA i Japonii), Wzrosty wydajności, będące efektem rozwoju technologii i nowych sposobów zarządzania, były równoważone przez skalę wzrostu gospodarczego.
W efekcie mamy do czynienia z wciąż rosnącymi górami towarów, zmniejszającymi się kosztami jednostkowymi i jeszcze większym marnotrawstwem zasobów. W kapitalizmie monopolistycznym towarom nadawana jest sztuczna wartość użytkowa – substytut dla autentycznych ludzkich potrzeb. Odpowiada za to potężna machina marketingowa, a celem jest zwiększenie popytu na te towary i wzrost znaczenia ich wartości wymiennych dla konsumentów. Produkcja zbytecznych dóbr służy jedynie osiąganiu lepszych wyników ekonomicznych i odbywa się kosztem środowiska naturalnego. W obecnym systemie każda próba zahamowania procesu degradacji środowiska oznacza jednak ekonomiczną katastrofę.
Zdaniem Jevonsa, „historyczny wybór” w warunkach business as usual jest prosty: albo „krótkotrwała, ale prawdziwa potęga”, albo „długotrwała przeciętność”. Jevons opowiadał się za pierwszą opcją – maksymalną cyrkulacją energii. Półtora wieku później w naszej dużo większej, bardziej globalnej gospodarce stawką w grze nie jest już tylko narodowa supremacja, lecz los całej planety. Oczywiście są tacy, którzy utrzymują, że powinniśmy „żyć na wysokiej stopie i pozwolić, by przyszłe pokolenia same o siebie zadbały”. Taka ścieżka prowadzi jednak do globalnej katastrofy. Jedynym skutecznym rozwiązaniem dla ludzkości (w tym przyszłych pokoleń) i całej planety jest zmiana społecznych stosunków produkcji i stworzenie systemu, w którym wydajność nie jest już przekleństwem – lepszego systemu, w którym równość, rozwój społeczny, wspólnota i zrównoważony rozwój są najwyższymi celami.
John Bellamy Foster, Brett Clark, Richard York
tłum. Mateusz Batelt
Przedruk za „Monthly Review”, listopad 2010 r. Poczyniono drobne skróty oraz pominięto większość przypisów, przeważnie mających charakter stricte bibliograficzny i odnoszących się do literatury anglojęzycznej.
Przypisy:
1. Jeszcze w 1842 r. piece w brytyjskich domach odpowiadały za 2/3 krajowego zużycia węgla. Gdy Jevons pisał książkę dwie dekady później – już tylko za 1/5 piątą. Dlatego autor „Problemu węgla” nie poświęcił temu dużo uwagi. Skoncentrował się zaś na wykorzystaniu węgla w przemyśle – głównym źródle popytu na ten surowiec. Pisał on: Nie mówię tu o zużyciu węgla w gospodarstwach domowych. Można je bowiem zredukować, a jedyna szkoda byłaby taka, że zmniejszyłaby się nasza wygoda i zmieniły nasze narodowe przyzwyczajenia.
2. Do 1903 r. proporcje te zmieniły się – zużycie węgla przez przemysł żelazny i stalowy wyniosło 28 mln ton (mniej niż w czasach Jevonsa), w produkcji ogólnej wzrosło do 53 mln ton, a na potrzeby kolei do 13 mln ton.